1.VI.2009
roku w Brazylii, a ściślej na Oceanie Atlantyckim uległ katastrofie samolot Airbus
A-330-203 linii Air France nr rejsu AF447. Zginęło 228 osób. Samolot
leciał z Rio de Janeiro do Paryża. Była to największa katastrofa Air France
Ostatni kontakt nawiązano z samolotem z automatycznego systemu łączności 5
godzin po starcie. Samolot znajdował się nad Atlantykiem na wysokości 10.600 m
Do katastrofy doszło około 1228 km od lotniska. Rano brazylijskie samoloty
wojskowe odnalazły skupiska szczątków. Okazało się, że były to pale.
Na szczątki
natrafiono dopiero 6 czerwca. Do 16 czerwca odnaleziono 50 ofiar. Dopiero w
2011 roku udało się odnaleźć czarne skrzynki, były na głębokości 3980 m.
Wydobyto również z wraku 104 ofiary. 74 nie odnaleziono. Ze względu na
głębokość była to bardzo trudna operacja.
Jako
przyczynę określono wejście w burzę oblodzenie i zamarznięcie rurek Pitota i
niewłaściwe reakcje pilotów. Wśród ofiar było dwóch Polaków i obywatele 33
krajów. Wymienić trzeba: książę Brazylii 3 do sukcesji (monarchia została
zniesiona wracał do Luksemburga), znany kompozytor i dyrygent z Rio de Janeiro
leciał na koncert do Kijowa, turecka harfistka i argentyński działacz
antynarkotykowy, trzech irlandzkich lekarzy. Ogółem zginęło 61 Francuzów, 58
Brazylijczyków, 26 Niemców, 9 Włochów, 9 Chińczyków, 6 Szwajcarów, 5
Brytyjczyków, 4 Węgrów, 3 Libańczyków, 3 Irlandczyków, 3 Marokańczyków, 3
Norwegów, 3 Słowaków, 2 obywateli USA, 2 Hiszpanów, 2 Polaków, po jednym z
Argentyny, Austrii, Belgii, Kanady, Chorwacji, Danii, Estonii, Gabonu,
Islandii, Holandii, Filipin, Rumunii, Rosji, RPA, Południowej Korei, Szwecji 1
lub 2 i Turcji.
Całość
została pokazana na kanadyjskim filmie z cyklu „Katastrofa w przestworzach”,
gdzie przychylono się do wersji o zatkanych rurek Pitota. Roma faculta, causa finita. No nie bardzo i nie tak do końca. Rzecz
w tym, że francuski Airbus leciał cały czas poprzez szczególny obszar naszej
planety – Kosmiczny Trójkąt Bermudzki. I – jak sądzę – to właśnie w tym należy
upatrywać przyczyny lub jednej z przyczyn tej katastrofy. O czym mowa?
Kosmiczny
Trójkąt Bermudzki to obszar magnetycznej Anomalii Południowotlantyckiej (SAA) –
luki w polu magnetycznym Ziemi, która rozciąga się nad południową Brazylią,
Urugwajem, Paragwajem i Argentyną z jednej strony oraz południową częścią Atlantyku,
Namibią i RPA. Najgorsza sytuacja panuje nad południową Brazylią, gdzie gęstość
cząsteczek wiatru słonecznego (protonów i elektronów) sięga nawet 1000/cm³,
podczas gdy przeciętna wynosi 5 cząsteczek/cm³. Takie promieniowanie
korpuskularne występuje w pasach radiacyjnych van Allena – Wiernowa ok.
1000-1200 km (wewnętrzny) i 13.000-64.000 km (zewnętrzny) od Ziemi. Pasy Van
Allena położone są symetrycznie w stosunku do osi magnetycznej Ziemi, która
jest nachylona w stosunku do osi obrotowej o kąt około 11,5°. Z tego powodu
wewnętrzny pas Van Allena znajduje się najbliżej powierzchni Ziemi w
południowej części Oceanu Atlantyckiego, gdzie znajduje się SAA, a najdalej – na
północnym Oceanie Spokojnym. Powoduje to w tym regionie zwiększenie strumienia
cząstek wysokoenergetycznych.
SAA
przesuwa się na zachód, z prędkością 0,3° w ciągu roku, co pozostaje w
zgodności z badaniami, które wskazują, że wewnętrzne jądro Ziemi obraca się
szybciej niż reszta planety, o około 0,3–0,5° rocznie.
SAA ma
duży wpływ na sztuczne satelity i statki kosmiczne krążące wokół Ziemi na
wysokości kilkuset kilometrów ze względu na silne promieniowanie spowodowane
przez protony uwięzione w wewnętrznym pasie Van Allena. MSK/ISS, której orbita ma
inklinację 51,6°, wymagała z tego powodu zainstalowania dodatkowych osłon.
Wysoki poziom promieniowania uniemożliwia w tym rejonie zbieranie danych przez Kosmiczny
Teleskop Hubble’a i inne.[2]
Promieniowanie
to powodowało, że samoloty Concorde mające pułap lotu 18.300 m
mogły latać tylko do wysokości 14.000 m właśnie z powodu możliwości
napromieniowania załogi i pasażerów. Na pokładzie każdego z nich znajdował się
licznik G-M umożliwiający wykrycie i określenie natężenia promieniowania z
kosmosu.
A jak
to się ma do katastrofy lotu AF447?
Francuski
Airbus
leciał na wysokości 10,5 km nad Ziemią i pod Anomalią Południowoatlantycką,
mając ok. 200 km do jej dolnej krawędzi. Na swej trasie miał pas równikowych
burz z piorunami. I tu właśnie było clou problemu. W samolot trafiło kilka
piorunów – oczywiście nikomu to nie zaszkodziło, bowiem konstrukcja maszyny
działa jak klatka Faradaya – ładunek elektryczny spływa po niej nie przenikając
do środka. Specjaliści z NASA sądzą, iż to właśnie burze umożliwiły wtargnięcie
w atmosferę wysokoenergetycznych cząsteczek wiatru słonecznego i uszkodzenie
aparatury nawigacyjnej i w ogóle pokładowej samolotu, wskutek czego doszło do
katastrofy. Piloci nie wiedzieli, co się dzieje, samolot wpadł w przeciągnięcie
i z pułapu niemal 11 km runął w wody Atlantyku, pomiędzy punktami nawigacyjnymi
ORARO a TASIL, na pozycji N 02°58,8’ – W 030°35,4’ o godzinie 02:10 GMT.
Czy coś
takiego jest w ogóle możliwe? Brzmi to możliwie, ale gdyby to była prawda, to
zdarzyłaby się tam niejedna katastrofa w takiej skali. Powiem więcej – każdy lecący
tam stratoliner byłby w niebezpieczeństwie i mógłby podzielić los tego Airbusa.
Tym czasem tak nie jest, a więc albo mamy do czynienia z początkiem serii
(czego nie stwierdzono), albo był to tylko jeden akcydentalny wypadek
spowodowany nieszczęśliwym splotem przypadków.
Tak czy
inaczej – wykluczyć na 100% działania Kosmicznego Trójkąta Bermudzkiego się nie
da…