niedziela, 13 lutego 2022

Zaginiony rękopis

 



Giennadij J. Samofałow

 

Pragnę podzielić się z wami zadziwiającą historią związaną ze zniknięciem i nieoczekiwanym pojawieniem się rękopisu jednego z moich artykułów.

 

Dziwne zaginięcie

 

Jakoś tak w końcu lat 90-tych, zamierzałem wypuścić w świat jeden z moich artykułów, który wtedy uważałem za akuratny i na czasie. Był to rękopis na kilku stronach formatu A-4 z słowem wstępnym, adresem redakcji i umową, w której znajdowały się dane autora. Wychodząc z założenia, że jedna głowa to dobrze, ale dwie głowy to lepiej, zdecydowałem przed wysyłką pokazać artykuł komuś, kogo znałem. Była to pewnego rodzaju konsultacja ze specjalistą.

Po tygodniu kartki rękopisu wróciły do mnie z pochwałami, ale jak się okazało – nie wszystkie. Dwóch z nich – ze wstępem i zakończeniem – dziwnym trafem brakowało. Na moje zapytanie, dlaczego ich brak dostałem taką odpowiedź:

- A wstępu i zakończenia od początku nie było. Nawet się zdziwiłem, żeś tego nie zdążył napisać.

Powróciwszy do domu na serio się tym przejąłem i nie wiedziałem, co o tym myśleć, postanowiłem zatem nie ulegać panice i jeszcze raz poszukać tych stronic. Niestety – moje poszukiwania spełzły na niczym – i owszem dobrze pamiętałem, jak pisałem ten wstęp z adresem redakcji i zakończenie z moimi danymi personalnymi. Czy nie mogłem ich odłożyć na stronę, ale dlaczego? Ukończywszy położyłem rękopis na biurku, a sam zasiadłem do komputera.

 

Ktoś je zwrócił

 

To, co się zdarzyło w trzy godziny potem nie dało się objaśnić. Rzuciwszy okiem na rękopis stwierdziłem ze zdumieniem, że nastąpiła w nim jakaś zmiana. Do tej kupki papierów, którą miałem na biurku, naraz doszły jeszcze dwa z samego wierzchu. To były te same zaginione stronice. Ale leżały one jakoś dziwnie – nigdy bym ich tak nie położył.

Po pierwsze – te dwie wierzchnie kartki odznaczały się niewielkim, ale widoczną zmianą wyglądu w stosunku do pozostałych stron rękopisu.

Po drugie – strona zakończenia z moimi danymi była na wierzchu czyli nie na swoim miejscu w całym pliku artykułu. Na coś takiego sobie bym nigdy nie pozwolił. Wyglądało na to, że jakaś niewidzialna ręka „zwróciła” te dwie kartki nie wnikając w detale nie licząc się z pedanterią autora.

To wszystko było dziwne choćby dlatego, że w opisywanym czasie w domu nikogo nie było poza mną no i nikt nie interesował się tym, czym ja się zajmowałem. Kartki same z siebie znikły, a po pewnym czasie pojawiły się same. Gdzie one znajdowały się w tym czasie, pozostało zagadką, a wyjaśnić ich zniknięcie i pojawienia się z powrotem, z punktu widzenia zdrowego rozsądku nie byłem w stanie…

 

Moje 3 grosze

 

Na takie zjawisko mamy bardzo dowcipne określenie: efekt diabelskiego ogona. Bierze się z tego, że o takich na krótko znikających przedmiotach mówimy, że je „diabeł ogonem nakrył”, stąd to określenie tego fenomenu, z którym zetknął się chyba każdy. Jednak sprawa jest daleko bardziej poważna i serio, niż to sobie wyobrażamy.

Czy Czytelniku pamiętasz japoński film sci-fi pt. „Szerokość geograficzna zero” w reżyserii Ishirô Hondy z 1969 roku? Tam właśnie dość dokładnie pokazano mechanizm takich zdarzeń, jakie opisano powyżej. Tylko że w tym filmie działają agenci – progresorzy podwodnej cywilizacji humanoidalnej Szerokości Geograficznej Zero, która znajdować się miała na dnie Pacyfiku, gdzie równik krzyżuje się ze 180 południkiem. NB, to właśnie gdzieś tam zaginęła bez wieści słynna amerykańska lotniczka Amelia Earhart z nawigatorem Fredem Noonanem w 1937 roku.

W przypadku opisanym przez Giennadija Samofałowa w grę mogą wchodzić inne siły, które najbardziej pasują do rzeczywistości opisanej w książce Isaaca Asimova pt. „Koniec Wieczności” (1955), a w której agenci Wieczności podróżują w Czasie i dzięki temu zmieniają dowolnie panującą Rzeczywistość dostosowując ją do własnych potrzeb. W tym przypadku chodzi o zastopowanie postępu technicznego Ludzkości.

Problem ten zaatakowała także spółka autorska Strugaccy Bros., której nowela „Miliard lat przed końcem świata” (1976) ukazuje homeostatyczny Wszechświat, który broni w ten sposób swego status quo ante nie zezwalając ludziom na zbyt drastyczne zmiany istniejącej Rzeczywistości.

A zatem – jak widać - nic nowego pod Słońcem. Ilustracja tytułowa sugeruje nam, że to wszystko ma swe związki z Czasem – najmniej poznanym i najbardziej tajemniczym wymiarem. I wygląda na to, że Komuś udało się nad nim zapanować. Komu? – odpowiedź na to znajdzie Czytelnik w książce „UFO i Czas” (Tolkmicko 2011) w której przedstawiłem swoją hipotezę m.in. na ten temat.           

 

Źródło – „Niewydumannyje Istorii” nr 32/2021, s. 25

Przekład z rosyjskiego - ©R.K.F. Leśniakiewicz