poniedziałek, 27 marca 2023

O B E

 


Dwa dni temu napłynął do mnie email od stałego czytelnika, który był tak ciekawy, że postanowiłem go upublicznić. A oto jego relacja z przeżycia zjawiska OOBE:       

 

To był zwyczajny dzień. W niedzielę byliśmy u szwagra by pograć w karty. Zazwyczaj gramy w tysiąca. Pod wieczór wracaliśmy przez osiedle do domu. A mieszkamy niedaleko. Żona po drodze skręciła do koleżanki a ja poszedłem dalej w kierunku mieszkania. Był ciepły, letni wieczór.

         Wszedłem do mieszkania i zajrzałem do dużego pokoju. Zauważyłem, że firanka w oknie jest przesunięta i udałem się do kuchni po taboret, który zamierzałem użyć przy poprawianiu zawieszenia firanki. Dostawiłem taboret w pobliże okna i zacząłem wchodzić na taboret. To zwykły taboret z dwoma szczeblami. Kiedy byłem na pierwszym schodku i zamierzałem wejść na drugi przez głowę przebiegło mi nagle kilka , niczym błyskawice, myśli …

         Zorientowałem się (chociaż dziwnie to zabrzmi), że tracę przytomność i zapewne zlecę z taboretu na podłogę i by nie poturbować się przy upadku rzuciłem się na podłogę … i w tym samym momencie nie wyczułem upadku a znalazłem się w …szklanej kuli. Moje ciało leżało bezwładnie na podłodze a ja unosiłem się w jakiejś nieco elastycznej kuli. Uniosłem się do góry i ta „kula” zatrzymała się na suficie po czym z wolna przetoczyła się do rogu pokoju i tam się zatrzymała. W tej kuli byłem tylko jakimś bytem aczkolwiek widziałem z góry jak leżę na podłodze, i choć zachowałem postawę pionową (niczym jogin) widziałem i wyczuwałem raczej, że moja osoba , ta z podłogi, zwolna stygnie. Kula swobodnie wisiała w rogu pokoju (nie było widać na niej jakiś  refleksów, jak w bańce mydlanej) i nie byłem w stanie nic dojrzeć przez okno.

        Nie wiem jak długo byłem w takim zawieszeniu, aż usłyszałem trzaśniecie drzwi wejściowych i do pokoju zajrzała żona. Zobaczyła, że leżę bezwładnie na podłodze więc podbiegła by mnie … ocucić…reanimować…posadzić…

         A ja tymczasem wisiałem pod sufitem i choć widziałem wszystko i słyszałem to nie mogłem nijak zareagować. W zasadzie nie miałem możliwości manewru. To co działo się na podłodze pokoju w zasadzie mnie nie ruszało. Byłem tam tylko widzem. Ale byłem też dziwnie spokojny, chociaż określenie „byłem” jakoś tu nie pasuje.

         Żona zerwała się z podłogi i pobiegła po naszego dobrego znajomego, który  mieszka w tej samej klatce schodowej na 4 piętrze. Kiedy oboje dobiegli do mych (jakby nie było) zwłok zaczęli mnie cucić i przesuwać po podłodze. I wtedy stało się coś dziwnego. Ja z tej „kuli” przeniosłem się nagle do mego ciała a stało się to tak nagle, że tego nie byłem w stanie zarejestrować. To było niczym błyskawica (taki błysk zapamiętałem).

         I znalazłem się w moim ciele już dość zimnym. Moi „ratownicy” zaciągnęli mnie na tapczan (taki narożnik w pokoju) i tam wokół mnie się …krzątali. Jakoś zdołałem wyszeptać „…termofor” ale nie znalazło to właściwego zrozumienia a ja byłem potwornie zmarznięty. Trząsłem się z zimna. Dopiero pod szlafrokiem i kocem zacząłem z wolna odzyskiwać czucie w ciele.

         Tego co doświadczyłem (a tu opisuję w miarę dość szczegółowo zdarzenie) trudno mi w pełni zrozumieć i zaakceptować. Spotkałem się ze zdarzeniem dość niezwykłym, mało opisanym w literaturze, trudno powiedzieć coś o jego znaczeniu, wpływie na świadomość człowieka ale było to tak niesamowite…..

         To już po raz drugi w swym życiu spotkałem się z dotknięciem „niezwykłego”.  Tym razem jednak znalazłem się bardzo blisko tamtej strony i, choć trudno tu jakieś ekstra sensacje chciałbym podzielić się tym „zdarzeniem” bo może  komuś jeszcze przytrafił się taki fenomen.

Zresztą, czy był to fenomen ?

S.S.