Wiaczesław G. z Moskwy
W tym czasie mieszkałem w
Woskriesieńsku a jeździłem pracować do Moskwy pociągiem. Mieszkałem na stancji.
Gospodarze mi się podobali – małżeństwo nauczycieli w średnim wieku. Byłem
singlem. Mieszkanie skromne, czyste, z czymś niezwykłym.
Totalny
pech
Ale już od pierwszego dnia
zaczęły się problemy. Naraz wszystko zaczęło się psuć: wyłączniki, kran,
kuchenka gazowa. Krzesło złamało się prawie pode mną. Półka wisząca na ścianie
spadła, kiedy byłem w pracy. Potem spadła na mnie firana do firanek, a potem
doznałem porażenia prądem elektrycznym przy otwieraniu lodówki… a kiedy
przekładałem rzeczy do szafy, to boleśnie zraniłem rękę. Cienka drzazga weszła
mi wprost pod paznokieć.
I to wszystko w pierwszym
miesiącu! Mieszkanie nr 42… Jakże pamiętam! Tyle kłopotów… Ktoś mógłby
powiedzieć, że ja jestem niezdarny albo wprost pechowiec. Żeby tylko! Od dawna
wynajmowałem mieszkania – tak już było. I nigdy nie miałem problemów. A tutaj
psuło się wszystko po kolei, tak jakby ktoś umyślnie mi szkodził.
Nie jestem przesądny, ale miałem
wrażenie, jakby ktoś w tym mieszkaniu mnie nie lubił. Coś mnie stamtąd
najwyraźniej wyganiało. I miałem wrażenie, jakby cały czas mnie ktoś
obserwował. Tak też bywa: czujesz na sobie czyjeś spojrzenie (jak np. w
autobusie) obracasz głowę i widzisz, że na ciebie patrzy jakiś nieznajomy. I
tak właśnie było w tym mieszkaniu. Nigdy bym nie pomyślał, że to jest
prawdziwe!
Kocie
„wizje”
Jestem spokojnym człowiekiem, nie
zadzierzystym. Ale w pewnym momencie spokój pryska, bowiem zaczynasz rozumieć,
że ktoś cię naprawdę obserwuje. A sprawy się miały coraz gorzej i traciłem nad
nimi kontrolę. A to kaloryfery nie grzały bez względu na początek sezonu
grzewczego, a to drzwi wejściowe się zaklinowały i nie mogłem wejść do domu… No
to już nie mógł być przypadek!
W pokoju znajdowała się serwantka
z dużym lustrem. Ono, nie wiedzieć czemu, mnie niepokoiło. Trudno to wyjaśnić. Po
prostu patrząc na niego odczuwałem lęk. Gdzieś słyszałem, że zwierciadła są
portalami do innego świata, i że „siły nieczyste” przy pomocy zwierciadeł
przedostają się do nas. Nie wierzyłem w to, ale starałem się patrzeć w to
lustro jak najrzadziej.
W ogóle przeżyłem tam dwa
miesiące. Z sąsiadami jakoś nie spotykałem się. Ale zaprzyjaźniłem się ze swoim
rówieśnikiem, który mieszkał dwa piętra wyżej. Fajny facet. Pewnego razu
przyszło mu pójść na tydzień do szpitala, i on poprosił mnie, bym, doglądał
jego kota. Przyniósł kupę kociego jedzenia, ręczników do toalety, itd.
Ja lubię zwierzęta. A kot był
szykowny, tłusty. Ale od razu zaczął cudować. Leży, leży a potem wyskakuje i
zaczyna syczeć. Patrzy gdzieś w kąt i syczy… on tam kogoś czy coś zobaczył i
tak jakby próbował przegonić. Wyglądało to wszystko dziwnie. Zadzxwoniłem do
jego właściciela do szpitala i opowiedziałem o kocich „widzeniach”. Paweł
zdziwił się i powiedział, że jego kot nigdy czegoś takiego nie robił.
- On jest leniwy, przez całe dnie
śpi. Jego w żaden sposób nie zaktywizujesz.
Kobieta
w zwierciadle
Zapytałem, kto mieszkał wcześniej
w moim mieszkaniu. Okazało się, że jakaś staruszka. Umarła ona rok temu. Jej
syn z żoną to jego dzisiejsi właściciele. On sam niczego w moim mieszkaniu nie
słyszał. Ale w rezultacie uciekłem stamtąd po kilku dniach. Pamiętam, że
oddałem kota temu facetowi po jego powrocie ze szpitala, zjadłem kolację i
poszedłem spać. Ale nie mogłem usnąć. Bezsenność! Wcześniej zasypiałem i spałem
jak zabity, ale w tym mieszkaniu całkiem utraciłem sen. Tak więc wziąłem
telefon komórkowy i leżąc w ciemnościach czytam wiadomości z pracy, SMS-y od
przyjaciół. Odwracam głowę i widzę, że w tym zwierciadle na serwantce coś się
świeci. Coś białawego. To coś się ruszało, jakby kołysało się. Było bardzo
ciemno, ale ta plama się lekko świeciła.
Przyglądałem się temu i
zrozumiałem, że to kobieta. Ona jakby wypływała z głębiny zwierciadła, stawała
się bardziej masywną, gęściejszą i naraz zamarła w bezruchu. Na mnie patrzyła
twarz staruszki.
Zapaliłem światło. Wydawało mi się,
że ze strachu zaparło mi dech. A w lustrze nikogo już nie było.
Złapałem za telefon, ale potem
pomyślałem: do kogo zadzwonię i co powiem? Rankiem pojechałem do Moskwy do
pracy. Nastroiłem się na wieczorynkę z kolegami, u nich przenocowałem i
załatwiłem sobie pieniądze na nowe mieszkanie i przeprowadzkę. Właścicielom
mieszkania nr 42 skłamałem, że wyjeżdżam w sprawach służbowych na Ural.
Na nowym miejscu nic mi się
dziwnego nie przydarzyło zadecydowałem, że przede wszystkim zmarła staruszka
był mi nie rada i chciała mnie wyrzucić. Ona mnie przegoniła. Jak ktoś mi nie
wierzy – jego sprawa…
Źródło – „Tajny XX wieka”, nr 35/2018,
s. 24
Przekład z rosyjskiego - ©R.K.F. Sas – Leśniakiewicz