czwartek, 31 października 2024

Opowieści z Tibeča ciąg dalszy

 


František Kovár

 

A oto ciąg dalszy dziwnych i tajemniczych wydarzeń na Trybeczu, o których traktuje książka moich przyjaciół na ten właśnie temat. Przypadki zamieszczam jedynie w hasłowej formie, bo cały przypadek „Zagadkowy Trybecz”, będzie upubliczniony wkrótce w innej formie.

Historia 21. - Byłem na Vrchhorze, podobno tam „wodzi” (łatwo się tam zgubić i mieć problemy z orientacją). Coś podobnego przydarzyło mi się. Kiedy opowiedziałem to kilku znajomym, dowiedziałem się, że niektórzy z nich mieli podobne doświadczenia.

Historia 22. - Byłem w Tribeczu kilka razy, z czego około 4-5 razy miałem nieprzyjemne doświadczenia. Doświadczyłem miejsca, w którym panował rodzaj zniekształconego krajobrazu. Do tego poczucie, że powinienem iść prosto, ale tak, jakbym chodził po okręgu, z tym, że niektóre miejsca się powtarzały.

Historia 23. - Moi rodzice wracali z wycieczki, widzieli już wyjście z lasu, kiedy moją mamę ogarnął taki niepokój, że nie mogła zrobić kroku dalej i powiedziała ojcu, żeby nie szedł tą drogą. W końcu obeszli całą okolicę i wyszli z lasu w innym miejscu.

Historia 24. - A teraz coś ekstra. Rosyjscy agenci. Ta historia jest ciekawa, bo mówi się, że znajdują się tam też jakieś obiekty stanowiące tajemnicę państwową (prawdopodobnie pod ziemią). Nie wiem, co to znaczyło, to było ponad 10 lat temu. Poszedłem do jednego miejsca na grzyby. Zauważyłem zaparkowany w gęstych krzakach samochód Łada Niva, tablica rejestracyjna była w alfabecie (prawdopodobnie rosyjskim), stała tam prawie 3 tygodnie. Potem widziałem go zaparkowanego kilkadziesiąt metrów dalej w innym miejscu, też tam stał jakieś 2-3 tygodnie.

[Kto wie, czy nie byli to jacyś „turyści” z GRU czy innej służby Federacji Rosyjskiej, którzy być może dowiedziawszy się o dziwnych wydarzeniach na Tribeczu mieli za zadanie je zbadać? Wcale a wcale by mnie to nie zdziwiło…]

Historia 25. - Pewnego razu we wsi Lovce zaginął mały 5-letni chłopiec. Poszedł z mamą do lasu, gdzie zniknął. Znaleźli go po około dwóch dniach po stronie pasma górskiego Topolčia. To dość duża odległość dla osoby dorosłej, a co dopiero dla 5-latka. Znaleźli go kalekiego i upadłego w jakimś dole. Tajemnicze zniknięcie chłopca pozostaje tajemnicą.

Historia 26. - Poszedłem ze wsi Kovarce nas Veľký Tribeč. Przez całą wędrówkę nie spotkałem nikogo. Przez całą podróż czułem się trochę nieswojo, wszędzie panowała cisza. Gdy wszedłem na górę, ponury nastrój ustał, na szczycie było też kilku turystów. W drodze powrotnej znów jakieś dziwne uczucia i kompletna cisza. Idąc, nagle usłyszałem głośny huk, jakby ktoś mocno uderzał drewnem o pień drzewa, było niedaleko ode mnie, ale nikogo ani niczego nie widziałem. Chwilę później to samo z drugiej strony, znowu nic nie widziałem. Zastanawiałem się też, czy z drzewa nie spadła gałąź, ale nie było po tym śladu. Nie było też wiatru.

Historia 27. - Zabrałem siostrę na wycieczkę, plan był taki, aby opuścić nową wieś Klatov i udać się zobaczyć tzw. Tribečské plesa. Chcieliśmy przejechać przez Zadný Brloh, Predny Brloh i zgodnie z mapą znaleźć drogę powrotną do drogi asfaltowej (przewidziałem żółtą trasę do Javoraka). Poniżej Zadný Brloh zauważyliśmy zakręt, gdzie na środku drogi unosiła się dziwna mgła. Przeszły nas dreszcze, więc szybko ruszyliśmy pod górę na sam szczyt. Dotarliśmy do Prednego Brloha, gdzie straciliśmy sygnał GPS. Widziałem drogę na mapie offline, ale w rzeczywistości jej tam nie było. Robiło się już ciemno, więc zeszliśmy ze wzgórza do miejsca, które na mapie wskazywało jako drogę. Szliśmy dalej w lewo, myśląc, że musimy na to natrafić, jednak po 10 minutach, gdy siostra była już zdenerwowana, musiałem przyznać, że pozycja na mapie w ogóle się nie poruszała. Kiedy dotarliśmy do skrzyżowania, skręciliśmy za nim w prawo. Przeszli przez powalony płot i nagle obok nas pojawiła się asfaltowa droga. Według ostatniego zdjęcia, które zrobiłem, zejście na dół trwało 10 minut, czuliśmy się, jakbyśmy wędrowali po stoku co najmniej pół godziny. Siostra nie była zachwycona takim przeżyciem. Zarówno sygnał, jak i GPS włączyły się, gdy staliśmy na asfalcie. Wróciłem rok później, wysłałem jej zdjęcie zakrętów z mgłą i nie pasowało do zdjęcia, które wtedy zrobiła.

 

I z ostatniej chwili:

 

Historia 28. - Policja prosi o pomoc w poszukiwaniu 59-letniego Jaroslava Buránskiego ze wsi Žirany w powiecie nitrzańskim.

Wyjechał na grzyby 25 czerwca i od tego czasu nie miał o nim żadnej wiadomości. Poszukuje go kilkudziesięciu policjantów i treserów psów, do poszukiwań włączyli się także mieszkańcy wsi. Przeszukali kilka budynków i lasów, ale jak dotąd bez powodzenia. Zaginiony grzybiarz ma 170–180 cm wzrostu, jest szczupły, ma krótkie siwe włosy i nosi wąsy.

Ostatnio widziano go w kamuflażowych spodniach dresowych, szarej bluzie z kapturem, szarej koszuli z krótkim rękawem i czarnych butach z białymi paskami.

Wszelkie informacje, które mogłyby pomóc policji w poszukiwaniach, można zgłaszać dowolnemu wydziałowi policji lub na nr 158.

*

Takie opowieści mnie nie dziwią, boż znam je także z naszych beskidzkich lasów. I w tych przypadkach także mamy do czynienia z dezorientacją, przemieszczaniem się w Czasie oraz tzw. „wodzeniem”. I tak:

Relacja 1. Lata 60-te, grudzień. Mój ojciec udał się do lasu po choinkę na południowy stok góry Kamionki (562 m n.p.m.) w masywie Przykca (741). Kiedy znalazł się w lesie w pewnym momencie ze zdumieniem stwierdził, że „las wygląda inaczej”, a on sam nie wie, gdzie jest. Zamiast smukłych świerków rosły w nim potężne dęby, sosny i buki. Poczuł, że robi mu się słabo – usiadł na pieńku i odczekał parę minut. Po ich upływie wszystko wróciło do normy,. A ojciec mógł wrócić do domu.

Relacja 2. Październik 1973 roku, okolice wsi Połomia na Górnym Śląsku. Wraz z kolegami odbywałem praktyki jesienne w nadleśnictwie Tworóg-Brynek w lasach wsi Połomia, gdzie pracowaliśmy na tamecznym zrębie. W czasie przerwy wraz z jednym kolegą poszliśmy na grzyby. Dzień był pochmurny i mżysty. Poszukując darów lasu odbiliśmy się od grupy i… stwierdziliśmy, że nie potrafimy określić miejsca, w którym jesteśmy. Zaczęliśmy się błąkać i dopiero po kilku godzinach doszliśmy do drogi, którą wróciliśmy do Brynku.

Obaj byliśmy harcerzami i obaj mieliśmy pojęcie o terenoznawstwie, a jednak w tym lesie zgubiliśmy się doszczętnie. Nieopodal oddziału, na którym był zrąb pracowała potężna czeska Dutra, której odgłos pracy silnika słychać było na kilka kilometrów. Staraliśmy się iść na ów odgłos, ale właśnie wtedy nas „wodziło”. Dźwięk odbijał się od ścian lasu i mylił nas totalnie…

Relacja 3. Czerwiec 1975 r., las pomiędzy wsią Podwilk, Zubrzyca Górna a Sidzina, w masywie Madejowej (808). W ten słoneczny dzień udałem się do jednego z oddziałów Lasów Niepaństwowych do odbijania drewna. Wszedłem w Podwilku na ścieżkę prowadzącą do niebieskiego szlaku turystycznego wiodącego od Przełęczy Spytkowickiej do Zubrzycy Górnej via szczyty Beskidów (800) i Wolnika (793). Mniej więcej po 40 minutach ze zdumieniem stwierdziłem, że las wokół mnie wygląda „dziwnie” – znikły szare świerki i jodły. Wokół mnie pojawiła się mgła, przez którą ledwie co przebijało się czerwcowe słońce. Zrobiło się wyraźnie chłodniej i dziwnie cicho. Wokół mnie rosły jakieś chore buki i wierzby, a grunt nieprzyjemnie mlaskał pod stopami. I znów, trwało to kilka minut i po ich upływie wszystko wróciło do normy. Czyżbym wpadł w jakąś dziurę w Czasie? Nie mówiłem o tym nikomu, a szkoda – może ktoś by coś wiedział na temat dziwnego zjawiska na południowym stoku Madejowej? Wytłumaczyłem to sobie tak, że wszedłem na teren Rezerwatu Bembeńskiego i Lasu Gajka, który to teren jest podmokły i nieco bagnisty. OK., ale jak to się stało, że naraz pojawiły się i znikły te „dudławe” wierzby i krzywe buki? Tego już nie potrafiłem wytłumaczyć…

Relacja 4. W lipcowy dzień parę lat temu poszedłem na grzyby do masywów leśnych porastających pomiędzy północnym stokiem góry Ciosek (505) a Amfiteatrem położonymi na zachód od Jordanowa. Właśnie wyszedłem na szerokie siodło, kiedy spojrzałem ku południowi. Znajdowały się tam wysokie sosny i właśnie te sosny mnie zainteresowały. Ich gałęzie gięły się i szarpały, jakby pod uderzeniem potężnego wiatru. Był ciepły dzień, powietrze stało nieruchome, i naraz doszło do mnie, że wokół panuje przerażająca cisza. Wtem usłyszałem dobiegający do mnie od tych sosen gwizd.

Stary przesąd mówi, że nie wolno gwizdać w lesie, bo to przyciąga nieszczęście. Dlatego właśnie zdumiało mnie to, kto gwiżdże w lesie – no chyba, że jakiś miastowy ceper.

Tymczasem gwizdy zaczęły mnie okrążać z prawej strony i wreszcie znalazły się poza mną. Całość trwała może minutę. Nie wyobrażam sobie, by ktoś obszedł mnie lasem w ciągu minuty. Po powrocie do domu moja siostra orzekła krótko: - To dziwożony albo wiły.  

Relacja 5. W maju 1996 roku wybrałem się z żoną i jej siostrzenicą na wycieczkę na szczyt Przykca. Poszliśmy utartym szlakiem przez przysiółek Mąkacz na szczyt Kamionki, a potem do przysiółka Przykice, skąd skierowaliśmy się na szczyt Przykca. Wszystko było fajnie do czasu, kiedy postanowiliśmy wrócić do Jordanowa po direttisimie – najkrótszej i najprostszej drodze. I tu zaczęły się problemy, bo… zgubiliśmy drogę! Chmury zakryły słońce a my nie mieliśmy kompasu. Zamiast więc iść ścieżkami leśnymi wprost na południe, skręciliśmy na wschód i poszliśmy w kierunku Łysej Góry (643). Skończyło się na tym, że wreszcie wyszliśmy z tej plątaniny ścieżek na niebieski szlak turystyczny z Jordanowa do Kalwarii Zebrzydowskiej via Koskowa Góra, którym wróciliśmy do domu.

Relacja 6. Ten niecodzienny incydent miał miejsce w sobotę, dn. 13.X.2018 roku w miejscowości Toporzysko. Opisałem go w Internecie na stronie https://wszechocean.blogspot.com/2018/11/ce0-o-zmierzchu.html, więc tylko go przypomnę. Gromada dzieci bawiła się na pd. stoku góry Grań (561), kiedy w pewnym momencie, kiedy już się ściemniało, zauważyły one dziwną „postać” zmierzającą w ich kierunku. Jedno z dzieci zrobiło zdjęcie swym telefonem – w błysku flesza ukazała się dziwna sylwetka jakby człowieka w kapturze na głowie. Przerażone dzieci rozbiegły się do domów.

Miejscowa miejska legenda mówi bowiem, że w tym miejscu kilka lat temu pewien młodzieniec popełnił tam samobójstwo, tak więc sądziły one, że zamanifestowała się jego dusza błąkająca się wieczorami po okolicznych polach. W poniedziałek dzieci opowiedziały o wszystkim w szkole swoim nauczycielom, stąd wieść o tym wydarzeniu doszła także do mnie.

*

Z takimi właśnie przypadkami miałem do czynienia w moim życiu. Jestem zdania, że każdy człowiek miał podobne doświadczenia, tylko że po prostu zagoniony i poddany ciśnieniu życia, nie dostrzega tego, a jeżeli nawet, to nie zastanawia się nad tym, co mu się przydarzyło. Dlatego mam nadzieję, że będzie dalsza część opowieści o dziwnych wydarzeniach na Trybeczu i innych górach.

 

Komentarz autora

 

Podobne historie jak w Trybeczu. W pełni zgadzam się z tym ostatnim akapitem. Pewnie wiele osób ma jakieś doświadczenia, ale z jakiegoś powodu albo tego nie dostrzegają, nie wierzą w coś takiego, tłumaczą to na swój sposób (przeważnie jednak oszukują siebie) i tym podobne.

 

CDN.