środa, 16 kwietnia 2014

Pusta Ziemia

Zdjęcie "dziury w Biegunie Północnym" wykonane przez satelitę ESSA-7


Michaił Taranow


Na Biegunie Północnym i Południowym obowiązuje czas GMT (UT lub UTC), ale na stacji Amundsen-Scott położonej na Biegunie Południowym – obowiązuje czas Nowej Zelandii – NZST (GMT + 12 h).

W swej powieści fantastyczno-naukowej „Plutonia” (1924, wyd. polskie: Warszawa 1953), poświęconej także Arktyce, rosyjski geolog i geograf, akademik Władimir Afanasjewicz Obruczew zajrzał także… w głąb Ziemi. I ujrzał, że nasza planeta jest pusta w środku! Niewiarygodna hipoteza, nieprawdaż?


Plamy na Słońcu


O co chodzi w tej powieści? Na początku 1914 roku, geofizyk i astronom Nikołaj Nikołajewicz Truchanow, już od kilku lat nie wstający z krzesła inwalidzkiego, tworzy hipotezę, zgodnie z którą Ziemia jest pusta w środku. W jej wnętrzu znajduje się swoisty świat roślinny i zwierzęcy, oświetlony wewnętrznym światłem. Aby udowodnić tą hipotezę, Truchanow organizuje polarną ekspedycję na „Ziemię Nansena”, gdzie – według jego obliczeń – powinno znajdować się wejście do podziemnego świata. W skład ekspedycji wchodzą: geolog, meteorolog, zoolog, botanik i awanturniczy poszukiwacz złota. Zanim wybiorą się w podróż, otrzymują oni od Truchanowa zalakowaną kopertę…

I tak ekspedycja sforsowała górski grzbiet i zaczyna opuszczać się w dół. Jej uczestnicy osiągnęli już dno rozpadliny i zaczynają znowu wspinać się w górę, ale wskazania przyrządów mówią coś innego, a mianowicie: członkowie ekspedycji nie idą pod górę, ale wręcz odwrotnie – wciąż schodzą w dół, w bezdenną głębinę. Słońce nad nimi stoi w zenicie, i nie wiedzieć dlaczego pokrywają je ciemne plamy. Wtedy uczeni otwierają kopertę, którą dostali od Truchanowa, i dowiadują się, że celem ich ekspedycji jest dowiedzenie tego, że Ziemia jest pusta w środku i w jej wnętrzu istnieje życie.

W tej powieści, na tle niezmiernie ciekawych przygód znajduja się tez bardzo dokładne opisy dawnych zwierząt, z którymi spotykali się nasi podróżnicy, a także skał i rud pierwiastków, które znaleźli oni we wnętrzu planety. No i bardzo interesującym jest pytanie, dlaczego tak znany geolog, akademik, dyrektor instytutu i kierownik wielu ekspedycji naukowych W. A. Obruczew napisał taką fantastyczną powieść?

Północne wejście do Plutonii...


Gdzie spływają wody


Kilka lat temu miałem okazje przeczytać artykuł akademika Jewgienija Worobiewa, w której napisał on, że w 1947 roku kontradmirał US Navy Richard Byrd w czasie lotu badawczego nad Biegunem Północnym zaobserwował z powietrza na lodzie dziwną plamę. A potem jemu przyszło do głowy, że widzi miraż: zamiast białego lodowego pustkowia pod maszyną widział on zalesiony teren, rzekli i łąki, na których pasły się zwierzęta podobne do mamutów.

Kiedy po wielu latach opublikowano dziennik Richarda Byrda, to oczywiście nie dano im wiary. I nie ma się czemu dziwić. Przecież zgodnie z współczesnymi teoriami geologicznymi, pod ziemia znajdowała się tylko roztopiona magma.

Prawda jest taka, że byli uczeni, którzy tworzyli modele budowy Ziemi. jeden z nich – angielski astronom sir Edmund Halley w 1692 roku założył, że powierzchnia Ziemi jest ogromną skorupą o grubości 1000 km. W jej wnętrzu znajduje się jądro wielkości Merkurego, które ogrzewa wewnętrzną część planety, na której istnieje życie. I jeszcze jedno ciekawe spostrzeżenie astronoma. Efekt zórz polarnych objaśnił on tym, że „podziemna” atmosfera wyrywając się i mieszając z „ziemską” zaczyna świecić.

Współczesny Halleyowi szwajcarski matematyk Leonard Euler, akademik Petersburskiej Akademii Nauk, opracował podobną teorię. Według niego, nasza planeta Ziemia okazuje się być pustą w środku, zaś w jej centrum ma znajdować się jeszcze jedno słońce, które świeci nad zamieszkałymi kontynentami.

Byli też uczeni, którzy nie tylko wysuwali teorie o pustej Ziemi, ale i organizowali ekspedycje w celu udowodnienia swych tez i dostać się do podziemnego świata. W 1818 roku John Clive Symmons Jn. przedstawił kongresmenom i największym uczonym USA swoją hipotezę: Pusta Ziemia składa się z kilku koncentrycznych sfer, znajdujących się jedna nad drugą i ma na Biegunach wejścia do jej wnętrza… „Znajdziemy w niej ciepłe i bogate ziemie, obfite w kopalne surowce, rudy i zwierzęta, a może także i zamieszkałe przez ludzi, jak tylko osiągniemy 82 stopień szerokości geograficznej północnej” – argumentował on.
Hipotezie o „otworach w Biegunach, gdzie ściekają wody” niektórzy uczeni ochoczo przyklasnęli.


Dziwne zdjęcia


W ZSRR hipoteza Obruczewa o podziemnym świecie wpłynęła nie tylko na miłośników literatury sci-fi, ale i na kierownictwo państwa! Wedle poglądów badacza W. Kriesławskiego, aktywność radzieckich badań antarktycznych w latach 30. i 40. objaśnia się niczym innym, jak życzeniem władz zweryfikowania tej „zwariowanej” hipotezy słynnego uczonego.
[Radzieckie badania antarktyczne – wedle Wikipedii i WEP – rozpoczęły się dopiero po 1945 roku i stanowiły one przedmiot rywalizacji pomiędzy USA a ZSRR – podobnie jak rywalizacja w kosmosie. Wiąże się ona także z badaniami nad militarnym wykorzystaniem Antarktydy i Antarktyki przez oba supermocarstwa – uwaga tłum.]

Nie tylko radziecki rząd przedsiębrał próby przejścia przez otwory na Biegunach do podziemnej Plutonii. Słynny działacz polityczny i badacz Arktyki Michael Serrano w artykule, który opublikowano w 2006 roku, wyraził swe twarde przekonanie o istnieniu podziemnego świata:
…ważną jest kwestia wyjaśnienia argumentów i teorii, które dotyczą pustej Ziemi, w których ja widzę jedynie powtórzenie lub nawrót do dawnej idei, która przewija się w wielu mitach i legendach, a które wskazują Ludzkości szczególne znaczenie…  

Stosunek do realności istnienia Plutonii zmieniło się w końcu XX wieku, kiedy badacze dostali do swych rąk zdjęcia terytoriów polarnych zrobione z kosmosu przez sztuczne satelity i statki załogowe. Na nich uczeni zobaczyli dziwny rozkład zórz polarnych. Przez długi czas uważano zorze polarne za świecenie rozrzedzonych warstw powietrza pod wpływem protonów (p+) i elektronów (e-) przenikających do atmosfery z kosmosu.

To prawda. Fritjöf Nansen i inni badacze Arktyki pisali w swych wspomnieniach o polarnych krainach o ogniowych pełganiach zorzy, podnoszących się od horyzontu i ulatujących w górę, do zenitu. Na takie informacje poważni uczeni nie zwracali uwagi, póki w 1968 roku amerykański satelita ESSA-7 nie przekazał na Ziemię zdjęć Bieguna Północnego. Przy pełnym braku obłoków, co na tego rodzaju zdjęciach występuje niezmiernie rzadko, w rejonie Bieguna Północnego widoczna była ogromna dziura. Zdjęcie to przeszło pomyślnie wiele ekspertyz, które orzekły jego autentyczność…
[ESSA – to US Environmental Science Services Administration – a jej satelity wykonywały misje satelitów meteorologicznych z program Tiros. Satelity te wykonywały zdjęcia chmur, które dostarczały drogą radiową do US Weather Bureau i US National Meteorological Centre. Ogółem wystrzelono 9 satelitów ESSA, które pracowały przez 4 lata dostarczając kilkaset tysięcy zdjęć – zob. http://science.nasa.gov/missions/essa/. Zdjęcie „dziury” wykonane zostało także przez kamery satelity ESSA-3. „Dziura” ta ma swe naturalne wyjaśnienie i powstała wskutek przerw technicznych oraz wyłączania satelity w czasie przelotu nad nieinteresującym fragmentem kuli ziemskiej, co jest częstą praktyką w kosmonautyce i pozwala zaoszczędzić energii. Drugim powodem powstania takiej „dziury” jest obszar nocy polarnej w okolicach Bieguna Północnego. Podobne zjawiska obserwuje się także na Biegunie Południowym, a zdjęcie to nie jest pojedynczą fotką, ale mozaiką złożoną z wielu zdjęć. Gdyby była tam rzeczywiście jakaś „dziura” do wnętrza Ziemi, to na jej tle widoczne byłyby obłoki (których nie ma) a także widoczne byłoby centralne słońce zwane Plutonem i/albo Prozerpiną, czego też nie widać. A zatem zdjęcie jest autentyczne, ale jego interpretacja – fałszywa. A trochę szkoda… - uwaga tłum.]

Dziwne kosmiczne zdjęcia zostały wykonane także na Antarktydzie. Obrazy wykonane przez sztuczne satelity NASA pokazują dokładnie, że pochodzenie zorzy polarnej jest z wnętrza Ziemi i tworzą one krąg w okolicy Południowego Wyjścia.
[Tak naprawdę, to jest to krąg, ale wokół Południowego Bieguna Magnetycznego, który aktualnie (rok 2010) znajduje się na Płaskowyżu Polarnym, na 80°08’ S - 107°79’ E – uwaga tłum.]

Amerykański zwolennik teorii pustej Ziemi – John Mac Nibbly wykazuje trzy zjawiska, które świadczą za słusznością teorii pustej Ziemi i istnieniem podziemnego królestwa. I tak:
1.   Na zdjęciach Antarktydy doskonale widać, że na jedną stronę plamy – interpretowanej jako wejście w głąb Ziemi – od spodu wypełza mgła. A skąd by się ona mogła pojawić, gdyby tam nie było podziemnego świata?
2.   Od tego obszaru kontynentu, gdzie znajduje się rzeczona plama, wylot do podziemnego królestwa podchodzi blisko do oceanu, a tam widać ogromną ilość gór lodowych. Jest to związane – według niego – ze zjawiskiem „wyciekania lodu z ciemnego okrągłego obszaru, który znajduje się na 84°24’ S - 39° E.”
3.   Jeżeli przyjrzymy się kierunkowi prądów powietrznych na Antarktydzie, to zauważymy iż większość z nich kieruje się do strefy w pobliżu Ziemi Królowej Maud i w ogóle ku afrykańskiej strefie Antarktydy. Wiatry powstają w wyniku zmiany lekkiego, ciepłego powietrza wylatującego z podziemnego świata, na bardziej ciężkie i zimne.
  
John Mac Nibbly także przeprowadził dowód na to, że i inne planety Układu Słonecznego są puste w środku. Jako dowód przytacza on znaleziony w Internecie obraz Wenus w promieniach podczerwonych, na którym widać, temperatura gazów atmosferycznych ostro zniża się w miarę zbliżania się do tamecznego bieguna północnego. A potem naraz w samym centrum nieoczekiwanie odkrywa się „plamka ciepła” – to jest punkt wenusjańskiego bieguna.
[Niestety – zdjęcia wykonane przez ziemskie statki kosmiczne nie potwierdzają rojeń stronników pustej Ziemi i cała ta pseudo-teoria pozostanie li tylko naukową ciekawostką. Tym niemniej istnieje możliwość istnienia planetarnego podziemia w formie rozległych pustek w skalnej skorupie ziemskiej, gdzie może istnieć podziemny świat Szambali-Agharty, którego tak poszukiwał Hitler i jego Parteigenossen z Himmlerem na czele. Nie udało się im go znaleźć, mimo intensywnych poszukiwań prowadzonych w latach 30. i 40. przez wyspecjalizowane ekipy uczonych SS, ale czy oznacza to, że Szambala nie istnieje? – uwaga tłum.]


Źródło – „Tajny XX wieka” nr 50/2013, ss. 28-29

Przekład z j. rosyjskiego – Robert K. Leśniakiewicz ©