niedziela, 11 lutego 2018

„Przystojne bolidy” i WBP



Pisze Pan Stanisław Bednarz na FB:

Meteor muskający atmosferę – niezwykle rzadkie zjawisko występujące, gdy meteor przelatuje przez ziemską atmosferę, lecz nie spala się w niej ani nie ulega rozpadowi na mniejsze części. Meteor taki opuszcza atmosferę, udając się z powrotem w przestrzeń kosmiczną. Do znanych wypadków tego typu należą:

·        Meteor z 18 sierpnia 1783 roku
·        Meteor z 20 lipca 1860 roku
·        Meteor z 9 lutego 1913 roku
·        Meteor z 10 sierpnia 1972 roku
·        Meteor z 13 października 1990 roku


Trasa przelotu WBP nad Polską


WBP: niewyjaśniona tajemnica


Ciekawe, nieprawdaż? Takie wydarzenia przypominają nam to, co opisałem na stronicach opracowania pt. „Bolid Syberyjski” w 2001 roku, na stronie - http://hyboriana.blogspot.com/2012/01/bolid-sybreyjski-0.html i dalszych, a oto ten materiał:


Pozwolę sobie do tego dodać niezwykły meteor tzw. Wielki Bolid Polski z dnia 20.VIII.1979 roku, którego zaobserwowano nad Norwegią, Szwecją, Bałtykiem, Polską i Ukrainą. Pomijając aspekt literacki spadku Tunguskiego Ciała Kosmicznego vel Tunguskiego Meteorytu, który w Polsce był także eksploatowany w literaturze sci-fi i awanturniczo-podróżniczej - że wspomnimy tylko jedną z powieści A. Szklarskiego - „Tajemnicza wyprawa Tomka” - chcielibyśmy tutaj wspomnieć o kilku tajemniczych wydarzeniach, które miały miejsce w latach po II wojnie światowej, a które do dziś dnia nie znalazły żadnego zadowalającego wyjaśnienia. Mowa oczywiście o spadku (???) Wielkiego Bolidu Polskiego (dalej WBP) w dniu 20 sierpnia 1979 roku, spadku i eksplozji tajemniczego czegoś, co z braku lepszego określenia nazwiemy Jerzmanowickim Dziwem, w dniu 14 stycznia 1993 roku*, które to wypadki weźmiemy na warsztat w pierwszej kolejności. Obydwa te wydarzenia noszą wszelkie znamiona Tunguskiego Fenomenu - o czym poniżej. I jak dotąd nikt nie podał racjonalnego wyjaśnienia tych zjawisk, przez co skazani jesteśmy tylko i wyłącznie na domysły...

W sierpniu 1979 roku byłem jeszcze podchorążym IV rocznika Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Zmechanizowanych im. Tadeusza Kościuszki we Wrocławiu i odbywałem szkolenie specjalistyczne w Centrum Szkolenia Wojsk Ochrony Pogranicza w Kętrzynie.** Dlatego też o przelocie WBP dowiedziałem się od swych kolegów: sierż. pchor. Kazimierza G. z Poznania, sierż. pchor. Marka B. z Wrocławia oraz sierż. pchor. Zbigniewa D. z Sandomierza, którzy wracali do Kętrzyna z wycieczki do Reszla. Opowiadali oni mu później o tym, że widzieli jakieś świetliste ciała stanowiące rój iskier - „jak z parowozu” - szybko przesuwające się na tle zorzy wieczornej z północy na południe - południowy-zachód. Wtedy przypominałem sobie, że też widziałem coś podobnego z Kętrzyna.

Oczywiście nie przejąłem się tym zbytnio, bo nie miałem do tego głowy, za tydzień promocja na pierwszy stopień oficerski, przeprowadzka do nowego miejsca służby w Pomorskiej Brygadzie WOP w Szczecinie - to było najważniejsze. I dopiero przypomniałem sobie o tym w 1985 roku, kiedy skontaktowałem się z Bronisławem Rzepeckim i Krzysztofem Piechotą - którzy badali ten przypadek - i przeczytałem kolejny tom „Gości z Kosmosu - NOL” Mistrza Lucjana Znicza-Sawickiego, który dokładnie opisał przelot WBP na bazie relacji naocznych świadków. Wedle tego, co napisał Nestor polskiej ufologii, WBP nadleciał z kierunku N-NW i przeleciał nad polską kierując się na S-SE (linia zielona), przeleciał nad granicą Polski i byłej ČSRS, poleciał dalej nad terenami Słowacji dalej ku Ukrainie.

Wedle drugiej wersji podanej przez poznańskiego astronoma dr H. Kuźmińskiego, WBP nadleciał z kierunku NW i poleciał w kierunku SE wlatując nad terytorium Ukrainy, nad którym dokonał swego żywota rozlatując się w pył...

Najciekawsze było jednak przed nami, bo Krzysztof z Bronisławem zabrali się jeszcze raz za sprawę, zbadali raz jeszcze wszystkie dostępne relacje świadków i na ich podstawie wykreślili swoją własną wersję trajektorii WBP (Linia czerwona na mapce), diametralnie różniącą się od tego, co było znane dotychczas...*** Wyglądało bowiem na to, że WBP wykonał w powietrzu aż dwa manewry lecąc nad Polską:
·        Manewr nr 1 - skręt o niemal 90° na zachód w locie nad okolicami Elbląga w kierunku Torunia, i...
·        ...Manewr nr 2 - skręt o 90° na wschód w locie nad Toruniem w kierunku Przemyśla...
Czegoś takiego nie potrafi zrobić żaden bolid - a zatem WBP nie mógł być żadnym bolidem!

Czymże zatem był?

Krzysztof sądzi, że to był kosmiczny kontener zawierający substancje odżywcze, które znacznie wpłynęły na pojawienie się w Polsce tzw. „klęski urodzaju” płodów rolnych w latach 80., mimo padającej gospodarki planowej. Sądzi on, że był to swego rodzaju eksperyment przeprowadzony na naszym narodzie, który potem w 1980 roku wydał „Solidarność” i zaczął obalać komunizm. Analogia była jasna - w 1908 roku przeleciał TM i w 1917 roku padł carat w Rosji. W 1979 roku nad Polską i innymi krajami Europy Środkowej przeleciał WBP i w 1989 roku w Europie padł komunizm. Czyżby zatem był to eksperyment socjotechniczny Obcych albo Gai - naszej Matki-Ziemi? - co, paradoksalnie, jest o wiele bardziej prawdopodobne, niż interwencja Obcych w głębokiego Kosmosu!...

 WBP - rysunek naocznego świadka


Ze swej strony wysunąłem kontr-hipotezę głoszącą, że WBP był niczym innym, jak pociskiem ICBM wystrzelonym z pokładu amerykańskiego lub radzieckiego rakietowego okrętu podwodnego wskutek błędu komputerów kierujących odpalaniem  rakiet z jego pokładu, czy awarii wyrzutni. Ów ICBM został odpalony w Morzu Norweskim i przeleciał ponad Norwegią (patrz mapka) dalej Szwecją, Morzem Bałtyckim, Polską, Ukrainą i wpadł do Marza Czarnego w okolicach Warny czy Konstancy, albo wyszedł na LEO i tamże pozostał.**** Wszystko wskazywało na to: pokręcona trajektoria lotu WBP, tor wznoszący, a nie opadający, meldunek o obserwacji dziwnej „starej rosyjskiej rakiety międzykontynentalnej” nad bazą szwedzkiej marynarki wojennej w Karlskronie, którą obserwował oficer wojsk rakietowych z załogi fortecznej artylerii rakietowej JW. KA-1 płk Lars-Ove Forsberg*****, a także informacja o skażeniu gleby i porażeniu promienistym węgierskich pracowników budowlanych pracujących przy montażu węgierskiej nitki Rurociągu Orenburskiego, we wrześniu 1979 roku.****** Biorąc pod uwagę relację o obserwacji płk Forsberga trzeba założyć, że WBP wykonał dwa manewry unikowe nad Bałtykiem - gdyby tego nie zrobił, wleciałby nad terytorium naszego kraju gdzieś w okolicach Kołobrzegu. Wynika z tego zatem, ze ów WBP zachowywał się w powietrzu jak sterowany pojazd rakietowy, albo jak pocisk samosterujący typu Cruise, który chciał uniknąć namierzenia go przez stacje radiolokacyjne zarówno szwedzkie, duńskie i NATO oraz polskie i radzieckie! - co wynika z wykresu jego trajektorii... [To wszystko tak niejako à propos poprzedniego tematu atomowych pocisków rakietowych i torped.] 

Hipoteza ICBM jednak upada, bowiem jak dotąd (czerwiec 2001 roku) żadna ze stron nie przyznała się do odpalenia tego pocisku, a przecież propaganda amerykańska czy radziecka podniosłaby raban w takim przypadku. Ileż byłoby wrzasku w „Wolnej Europie” czy „Głosie Ameryki” - tymczasem nie było nic takiego... - ergo - to nie była radziecka „atomówka”!*******

To mogła być „atomówka” ale nie radziecka czy amerykańska, ale ... kosmiczna! WBP pasuje bowiem do teorii atomowych wojen bogów-astronautów sprzed 12.000 lat, co już referowaliśmy w poprzednich rozdziałach. A może to był jednak tylko meteoryt, ale dlaczego w takim razie aż czterokrotnie zmieniał trajektorię swego lotu???... Jak to było w ogóle możliwe?

Najciekawsze jest to, że nasz węgierski przyjaciel  - prezes Hungarian UFO Research Federation w Debreczynie dr Gábor Tarcali przekazał nam sygnał o skażeniach na Ukrainie, którym ulegli pracujący tam Węgrzy. Początkowo lekarze radzieccy wpierali im to, że zakazili się jakąś endemiczną infekcją na Ukrainie, ale kiedy okazało się, że to choroba popromienna, to ciupasem odesłano ich na Węgry. Robotnicy ci ulegli skażeniu izotopami plutonu (Pu) i ameryku (Am). I tutaj należałoby postawić pytanie: czy to był pluton i ameryk z rozbitych głowic antycznej rakiety międzykontynentalnej? A może to była ukryta przed światem awaria elektrowni jądrowej? Taka możliwość jest realna, bowiem władze ZSRR ukrywały przed światem katastrofy ekologiczne tak, jak Indianin ukrywa swój strach, a biały swe grzechy...

Inne sygnał przyszedł ze Słowacji, gdzie w Koszycach, w miejskich katakumbach, odkopano tajemniczą skrzynkę z ciemnego metalu pokrytą tajemniczymi napisami literami łacińskimi, ale w nieznanym języku, a której zawartość była silnie radioaktywna. Porażeniu promienistemu uległo pięciu robotników, których hospitalizowano, zaś skrzynkę wywiozło wojsko w nieznanym kierunku! - i wszelki słuch o niej zaginął... Sprawę badał znany słowacki ufolog dr Miloš Jesenský, który doszedł do wniosku, że mogła to być skrzynka zawierająca silnie radioaktywny izotop plutonu - 238Pu+IV, który stosuje się w głowicach jądrowych. Skrzynka ta przepadła i rzecz ciekawa - wojsko czy policja nie przyznały się do tego, że jest im o niej cokolwiek wiadomo!!! Czyżby znowu działali Bracia z Loży? W listopadzie 2000 roku, w czasie IX Środkowoeuropejskiego Kongresu Ufologicznego rozmawialiśmy na ten temat z dziennikarzem gazety „Košicki večer” red. Miroslavem Samborem, który stwierdził, ze cała sprawa była tylko kaczką dziennikarską sprokurowaną w celu podniesienia nakładu dziennika. OK., może to i prawda - ale wobec powyższego dlaczego miejsce, w którym znaleziono skrzynkę w koszyckich katakumbach zostało dokładnie odizolowane od reszty świata poprzez zamurowanie wszystkich wiodących doń wejść murem grubym na dwie cegły? Na to red. Sambor już nie potrafił udzielić sensownej odpowiedzi. Zwiedzaliśmy te podziemia we wrześniu 1996 roku wraz z Marianem Książkiem i widzieliśmy świeży jeszcze cement spajający cegły i kamienie.******** Żałowaliśmy, że nie mieliśmy licznika GM, bo moglibyśmy sprawdzić poziom promieniowania okolicy tajemniczego pomieszczenia...

Tak czy inaczej, radioartefakt koszycki istnieje naprawdę i Komuś bardzo zależało na tym, by nie dostał się w ręce zbyt dociekliwych badaczy... Z tego wszystkiego wynika bezspornie, że antyczne ludy zbierały pluton z rozbitych o ziemię niewybuchów głowic jądrowych Atlantydów i wykorzystywały je do swych celów! Być może robili tak Celtowie, zamieszkujący te ziemie, czego dowodzi historia z koszycką radioaktywną skrzynką...*********

Powróćmy do WBP w wersji ICBM. Na rysunku widzimy schemat przebiegu wydarzeń z krytycznego wieczoru, 20 sierpnia 1979 roku. Pierwszy kontakt wzrokowy nawiązano z WPB o godzinie 20:35 CEST czyli 18:35 GMT - punkt „a” na schemacie. Następnie WBP rozpadł się na głowicę i środki maskowania przeciw-radiolokacyjnego - punkt „b” - które nad Wybrzeżem utworzyły warstwę radiochłonną - „c” - jednocześnie rozpoczął on wykonywanie manewru unikowego. Manewr ten zakończył się koło Torunia - punkt „d” - głowica wraca na stary kurs po wykonaniu drugiego manewru unikowego. Po upływie około 70 sekund od momentu wejścia nad terytorium Polski, głowica opuszcza jego granice - punkt „e” - nad Bieszczadami lecąc nad Ukrainę, rozpadając się w powietrzu „f” na szczątki „g”, które spadają albo na terytorium Ukrainy, bądź w akwen Morza Czarnego. 

Rysunek ten wyjaśnia w przybliżeniu, jak leciał WBP nad Polską. Ewidentnym jest, że usiłował on nie wejść w pole widzenia stacji radiolokacyjnych NATO i szwedzkiej marynarki wojennej. Unikał także polskich i radzieckich radarów przeciwlotniczych, morskich i WOP. Te ostatnie mogły namierzać cele powietrzne, ale lecące do pułapu 2.400 m.

WBP poleciał dalej na południe-południowy wschód rozpadając się i siejąc wokół radioizotopami 239Pu*, 240Pu*, 238Am*, 239Am* i inne, które znaleziono w glebie Ukrainy jeszcze   p r z e d   katastrofą w Czarnobylu! Czyż to nie jest   d o w ó d   na to, że WBP nie był czymś należącym do naszej cywilizacji!?...

I znów powracamy do motywu istnienia przed nami jednej lub nawet kilku Supercywilizacji Naukowo-Technicznych... Ostatnio na łamach różnych pism egzo- i ezoterycznych udowadnia to niedoceniony przez swych utytułowanych kolegów polski uczony, profesor Uniwersytetu Szczecińskiego prof. dr hab. Benon Zbigniew Szałek, który stosując swe genialne metody analityczne udowodnił wprost, że kiedyś istniała na Ziemi cywilizacja-matka, która posługiwała się   j e d n y m   językiem i   j e d n y m   - niemal zunifikowanym - pismem! Ślady jego odnaleziono w basenie Morza Śródziemnego, Dolinie Indusu i na Wyspie Wielkanocnej! I cały problem polega na tym, że sprykowaciali koledzy prof. Szałka nie chcą przyjąć tego prostego faktu do wiadomości i wymyślają różne pokrętne teorie, by tylko nie przyznać racji outsiderowi z akademickim tytułem...

Uważamy, że WBP jest tylko jednym z ogniw długiego łańcucha dowodów na istnienie naszych antenatów, których możliwości techniczne wykreowały ich na bogów naszej planety!...


WBP i Ludzie Wszechoceanu?


Napisałem te słowa w 2001 roku pracując nad jednym z szerszych opracowań dotyczących Tunguskiego Ciała Kosmicznego, bowiem uważałem, że mieliśmy do czynienia z jakimś wytworem cywilizacji pozaziemskiej lub ziemskiej wysokorozwiniętej cywilizacji naukowo-technicznej, która zaginęła w otchłaniach Przeszłości. Trzecią możliwość stanowił jakiś pocisk rakietowy wystrzelony przez Amerykanów lub Rosjan z pokładu jakiegoś SSBN przyczajonego w głębinach Morza Norweskiego. Tak mi się to wydawało siedemnaście lat temu.

Jest jednak jeszcze czwarta możliwość, której nie wziąłem pod uwagę, a która jest równie prawdopodobna, jak wszystkie trzy pozostałe. Istnieje możliwość, że mamy tutaj do czynienia z pociskiem rakietowym wystrzelonym z głębin Wszechoceanu przez zamieszkującą w nich równoległą rasę człekopodobną – cywilizację Ludzi Wszechoceanu.


Klasyfikacja Nieznanych Obiektów Podwodnych

W relacjach o UFO i USO niejednokrotnie pojawiają się informacje o tajemniczych obiektach wlatujących do wody lub wylatujących spod wody (typ NOTSUB-Id). Być może WBP był jednym z takich właśnie obiektów? Tego się niestety już nie dowiemy. I jak na razie nie pozostało nam nic, poza domysłami.



Opinie z KKK



Cześć Robert! No, i nic nie napiszę, bolid to raczej nie jest, bo przy tych prędkościach nie ma nawet mowy o zmianie kierunku - nawet jakiejkolwiek zauważalnej. Odchylenie z racji obrotu Ziemi byłoby też niedostrzegalne w tak krótkim czasie. Zbyt nawet fantastyczne, żeby mógł zaistnieć także przypadek, aby przecięły/nałożyły się trajektorie dwóch w tym samym (niemal w tym samym) czasie, a więc to chyba jakieś dzieło człowieka. Może to z branży ufologicznej coś, ale ja na tym znam się tylko powierzchownie, a nawet bardzo powierzchownie. Prawdą jest, że tyle różnych rzeczy lata po niebie, że nie sposób tego powyjaśniać. Wieki temu, w młodości często latem kładłem się na trawie i oglądałem niebo przez lornetkę, i naprawdę widziałem baaaardzo wysoko różne cuda podróżujące po nieboskłonie, najczęściej barwy seledynowo-zielonej. Byłem z niebem już na tyle obeznany, że mogę powiedzieć, że nie były to samoloty, i nie były to satelity, bo te łatwo jest zidentyfikować a zresztą była to nie ta epoka. To o czym piszę wyglądało jakby sobie jakieś pojazdy "jeździły" to tu to tam "pomiędzy gwiazdami". Tam, skąd obserwowałem niebo w zasięgu wzroku nie było żadnych świateł, jeśli zgasiłem żarówkę przed domem to niebo było jak nad Atakamą - dosłownie. Dziś takiego nieba nie uświadczysz. (Avicenna)


Witaj, jestem zakręcony bo jutro wyjazd z mojej bazy, istotnie przeanalizowałem wszystkie informacje na temat tego zdarzenia i moim zdaniem -
1. Były to elementy rakiety Kosmos 1122 lub -

2. Katastrofa innego sztucznego obiektu, która miała miejsce w dalekiej przeszłości a którego elementy poruszają się po tej samej odbicie co Perseidy (Uranos)


W kwestii wielkiego bolidu. jestem zdania że płonęły szczątki rakiety Sojuz. Bo jeśli tego dnia miał miejsce taki incydent to musiał być widoczny,. Ponieważ z innych części świata brak takich informacji to musiało być to. Przepraszam za nadmierną racjonalizację, ale zawsze szukam najbardziej racjonalnego tłumaczenia. (Hades)


Opracował – ©R.K.F. Leśniakiewicz


-------------------
* - Sądzę, że Jerzmanowickie Dziwo ma jednak swe naturalne wyjaśnienie – była to najprawdopodobniej eksplozja bomby E zrzuconej z samolotu, który przeleciał nad Jerzmanowicami na chwilę przed eksplozją na Babiej Skale.
** - Do 1989 roku WSOWZmech. Kształciła kadry oficerskie dla potrzeb WOP. Podchorążowie po 2 latach pobytu we Wrocławiu byli odkomenderowywani do CS WOP Kętrzyn. Dziś znajduje się tam Centrum Szkolenia Straży Granicznej i komenda Mazursko-Podlaskiego Oddziału Straży Granicznej.
*** - Rezultaty opublikowali na łamach „NOL” nr 1,1990 i „UFO” nr 2(10),1992.
**** - Hipotezę tą opublikowałem w „UFO” nr 3,1990 i w książce „UFO nad granicą” (Kraków 2000).
***** - Nazwisko zmienione na życzenie zainteresowanego. Informacja ta pochodzi od szwedzkiego ufologa Clasa Svahna.
****** - Informacja podana przez prasę węgierską w 1990 roku.
******* - To nie jest takie oczywiste, jako że do takich wpadek nikt się nie przyznawał (no chyba że ktoś wywąchał sprawę i zrobił raban w mediach), bo takie wydarzenia były szczególnie utajniane po obu stronach Żelaznej Kurtyny, i tak jest do dnia dzisiejszego.
******** - Całą aferę opisał dr Miloš Jesenský na łamach „Nieznanego Świata” nr 4,1997.


********* - Klasycznym przykładem na wykorzystywanie „darów niebios” jest sporządzanie przez grenlandzkich Inuitów żelaznych narzędzi z żelaza meteorytowego, starożytne ludy Bliskiego i Środkowego Wschodu czy bardziej nam współczesnych wieśniaków ze Słowacji i Polski, którzy wykorzystywali żelazo pochodzące z meteorytów do produkcji narzędzi, które do dziś eksponowane są w lokalnych muzeach. Dlatego istnieje też możliwość, że ludzie wykorzystywali także materiały radioaktywne w różnych celach…