Pisze Pan Stanisław Bednarz na FB:
Meteor muskający atmosferę – niezwykle rzadkie zjawisko
występujące, gdy meteor przelatuje przez ziemską atmosferę, lecz nie spala się
w niej ani nie ulega rozpadowi na mniejsze części. Meteor taki opuszcza
atmosferę, udając się z powrotem w przestrzeń kosmiczną. Do znanych wypadków
tego typu należą:
·
Meteor z 18 sierpnia 1783 roku
·
Meteor z 20 lipca 1860 roku
·
Meteor z 9 lutego 1913 roku
·
Meteor z 10 sierpnia 1972 roku
·
Meteor z 13 października 1990 roku
Trasa przelotu WBP nad Polską
WBP:
niewyjaśniona tajemnica
Ciekawe, nieprawdaż? Takie
wydarzenia przypominają nam to, co opisałem na stronicach opracowania pt.
„Bolid Syberyjski” w 2001 roku, na stronie - http://hyboriana.blogspot.com/2012/01/bolid-sybreyjski-0.html i
dalszych, a oto ten materiał:
Pozwolę sobie do tego dodać niezwykły
meteor tzw. Wielki Bolid Polski z dnia 20.VIII.1979 roku, którego zaobserwowano
nad Norwegią, Szwecją, Bałtykiem, Polską i Ukrainą. Pomijając aspekt literacki
spadku Tunguskiego Ciała Kosmicznego vel
Tunguskiego Meteorytu, który w Polsce był także eksploatowany w literaturze sci-fi i awanturniczo-podróżniczej - że
wspomnimy tylko jedną z powieści A.
Szklarskiego - „Tajemnicza wyprawa Tomka” - chcielibyśmy tutaj wspomnieć o
kilku tajemniczych wydarzeniach, które miały miejsce w latach po II wojnie
światowej, a które do dziś dnia nie znalazły żadnego zadowalającego
wyjaśnienia. Mowa oczywiście o spadku (???) Wielkiego Bolidu Polskiego (dalej
WBP) w dniu 20 sierpnia 1979 roku, spadku i eksplozji tajemniczego czegoś, co z
braku lepszego określenia nazwiemy Jerzmanowickim Dziwem, w dniu 14 stycznia
1993 roku*, które to wypadki weźmiemy na warsztat w pierwszej kolejności.
Obydwa te wydarzenia noszą wszelkie znamiona Tunguskiego Fenomenu - o czym
poniżej. I jak dotąd nikt nie podał
racjonalnego wyjaśnienia tych zjawisk, przez co skazani jesteśmy tylko i
wyłącznie na domysły...
W sierpniu 1979 roku byłem jeszcze
podchorążym IV rocznika Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Zmechanizowanych im.
Tadeusza Kościuszki we Wrocławiu i odbywałem szkolenie specjalistyczne w
Centrum Szkolenia Wojsk Ochrony Pogranicza w Kętrzynie.** Dlatego też o
przelocie WBP dowiedziałem się od swych kolegów: sierż. pchor. Kazimierza G. z Poznania, sierż. pchor.
Marka B. z Wrocławia oraz sierż.
pchor. Zbigniewa D. z Sandomierza,
którzy wracali do Kętrzyna z wycieczki do Reszla. Opowiadali oni mu później o
tym, że widzieli jakieś świetliste ciała stanowiące rój iskier - „jak z
parowozu” - szybko przesuwające się na tle zorzy wieczornej z północy na
południe - południowy-zachód. Wtedy przypominałem sobie, że też widziałem coś
podobnego z Kętrzyna.
Oczywiście nie przejąłem się tym
zbytnio, bo nie miałem do tego głowy, za tydzień promocja na pierwszy stopień
oficerski, przeprowadzka do nowego miejsca służby w Pomorskiej Brygadzie WOP w
Szczecinie - to było najważniejsze. I dopiero przypomniałem sobie o tym w 1985
roku, kiedy skontaktowałem się z Bronisławem
Rzepeckim i Krzysztofem Piechotą
- którzy badali ten przypadek - i przeczytałem kolejny tom „Gości z Kosmosu -
NOL” Mistrza Lucjana Znicza-Sawickiego,
który dokładnie opisał przelot WBP na bazie relacji naocznych świadków. Wedle
tego, co napisał Nestor polskiej ufologii, WBP nadleciał z kierunku N-NW i
przeleciał nad polską kierując się na S-SE (linia zielona), przeleciał nad
granicą Polski i byłej ČSRS, poleciał dalej nad terenami Słowacji dalej ku Ukrainie.
Wedle drugiej wersji podanej przez
poznańskiego astronoma dr H.
Kuźmińskiego, WBP nadleciał z kierunku NW i poleciał w kierunku SE wlatując
nad terytorium Ukrainy, nad którym dokonał swego żywota rozlatując się w pył...
Najciekawsze było jednak przed nami,
bo Krzysztof z Bronisławem zabrali się jeszcze raz za sprawę, zbadali raz
jeszcze wszystkie dostępne relacje świadków i na ich podstawie wykreślili swoją
własną wersję trajektorii WBP (Linia czerwona na mapce), diametralnie różniącą
się od tego, co było znane dotychczas...*** Wyglądało bowiem na to, że WBP
wykonał w powietrzu aż dwa manewry lecąc nad Polską:
·
Manewr nr 1 - skręt o niemal 90° na zachód w locie nad
okolicami Elbląga w kierunku Torunia, i...
·
...Manewr nr 2 - skręt o 90° na wschód w locie nad Toruniem
w kierunku Przemyśla...
Czegoś takiego nie potrafi zrobić
żaden bolid - a zatem WBP nie mógł być żadnym bolidem!
Czymże zatem był?
Krzysztof sądzi, że to był kosmiczny
kontener zawierający substancje odżywcze, które znacznie wpłynęły na pojawienie
się w Polsce tzw. „klęski urodzaju” płodów rolnych w latach 80., mimo padającej
gospodarki planowej. Sądzi on, że był to swego rodzaju eksperyment
przeprowadzony na naszym narodzie, który potem w 1980 roku wydał „Solidarność”
i zaczął obalać komunizm. Analogia była jasna - w 1908 roku przeleciał TM i w
1917 roku padł carat w Rosji. W 1979 roku nad Polską i innymi krajami Europy
Środkowej przeleciał WBP i w 1989 roku w Europie padł komunizm. Czyżby zatem
był to eksperyment socjotechniczny Obcych albo Gai - naszej Matki-Ziemi? - co,
paradoksalnie, jest o wiele bardziej prawdopodobne, niż interwencja Obcych w
głębokiego Kosmosu!...
WBP - rysunek naocznego świadka
Ze swej strony wysunąłem kontr-hipotezę
głoszącą, że WBP był niczym innym, jak pociskiem ICBM wystrzelonym z pokładu
amerykańskiego lub radzieckiego rakietowego okrętu podwodnego wskutek błędu
komputerów kierujących odpalaniem rakiet
z jego pokładu, czy awarii wyrzutni. Ów ICBM został odpalony w Morzu Norweskim
i przeleciał ponad Norwegią (patrz mapka) dalej Szwecją, Morzem Bałtyckim,
Polską, Ukrainą i wpadł do Marza Czarnego w okolicach Warny czy Konstancy, albo
wyszedł na LEO i tamże pozostał.**** Wszystko wskazywało na to: pokręcona
trajektoria lotu WBP, tor wznoszący, a nie opadający, meldunek o obserwacji
dziwnej „starej rosyjskiej rakiety międzykontynentalnej” nad bazą szwedzkiej
marynarki wojennej w Karlskronie, którą obserwował oficer wojsk rakietowych z
załogi fortecznej artylerii rakietowej JW. KA-1 płk Lars-Ove Forsberg*****, a także informacja o skażeniu gleby i
porażeniu promienistym węgierskich pracowników budowlanych pracujących przy
montażu węgierskiej nitki Rurociągu Orenburskiego, we wrześniu 1979 roku.******
Biorąc pod uwagę relację o obserwacji płk Forsberga trzeba założyć, że WBP
wykonał dwa manewry unikowe nad Bałtykiem - gdyby tego nie zrobił, wleciałby
nad terytorium naszego kraju gdzieś w okolicach Kołobrzegu. Wynika z tego
zatem, ze ów WBP zachowywał się w powietrzu jak sterowany pojazd rakietowy,
albo jak pocisk samosterujący typu Cruise, który chciał uniknąć
namierzenia go przez stacje radiolokacyjne zarówno szwedzkie, duńskie i NATO
oraz polskie i radzieckie! - co wynika z wykresu jego trajektorii... [To
wszystko tak niejako à propos poprzedniego
tematu atomowych pocisków rakietowych i torped.]
Hipoteza ICBM jednak upada, bowiem
jak dotąd (czerwiec 2001 roku) żadna ze stron nie przyznała się do odpalenia
tego pocisku, a przecież propaganda amerykańska czy radziecka podniosłaby raban
w takim przypadku. Ileż byłoby wrzasku w „Wolnej Europie” czy „Głosie Ameryki”
- tymczasem nie było nic takiego... - ergo - to nie była radziecka „atomówka”!*******
To mogła być „atomówka” ale nie radziecka
czy amerykańska, ale ... kosmiczna! WBP pasuje bowiem do teorii atomowych wojen
bogów-astronautów sprzed 12.000 lat, co już referowaliśmy w poprzednich
rozdziałach. A może to był jednak tylko meteoryt, ale dlaczego w takim razie aż
czterokrotnie zmieniał trajektorię swego lotu???... Jak to było w ogóle
możliwe?
Najciekawsze jest to, że nasz
węgierski przyjaciel - prezes Hungarian
UFO Research Federation w Debreczynie dr Gábor
Tarcali przekazał nam sygnał o skażeniach na Ukrainie, którym ulegli
pracujący tam Węgrzy. Początkowo lekarze radzieccy wpierali im to, że zakazili
się jakąś endemiczną infekcją na Ukrainie, ale kiedy okazało się, że to choroba
popromienna, to ciupasem odesłano ich na Węgry. Robotnicy ci ulegli skażeniu
izotopami plutonu (Pu) i ameryku (Am). I tutaj należałoby postawić pytanie: czy
to był pluton i ameryk z rozbitych głowic antycznej rakiety
międzykontynentalnej? A może to była ukryta przed światem awaria elektrowni
jądrowej? Taka możliwość jest realna, bowiem władze ZSRR ukrywały przed światem
katastrofy ekologiczne tak, jak Indianin ukrywa swój strach, a biały swe
grzechy...
Inne sygnał przyszedł ze Słowacji,
gdzie w Koszycach, w miejskich katakumbach, odkopano tajemniczą skrzynkę z
ciemnego metalu pokrytą tajemniczymi napisami literami łacińskimi, ale w
nieznanym języku, a której zawartość była silnie radioaktywna. Porażeniu
promienistemu uległo pięciu robotników, których hospitalizowano, zaś skrzynkę
wywiozło wojsko w nieznanym kierunku! - i wszelki słuch o niej zaginął...
Sprawę badał znany słowacki ufolog dr Miloš
Jesenský, który doszedł do wniosku, że mogła to być skrzynka zawierająca silnie
radioaktywny izotop plutonu - 238Pu+IV, który stosuje się
w głowicach jądrowych. Skrzynka ta przepadła i rzecz ciekawa - wojsko czy
policja nie przyznały się do tego, że jest im o niej cokolwiek wiadomo!!!
Czyżby znowu działali Bracia z Loży? W listopadzie 2000 roku, w czasie IX
Środkowoeuropejskiego Kongresu Ufologicznego rozmawialiśmy na ten temat z
dziennikarzem gazety „Košicki večer” red. Miroslavem
Samborem, który stwierdził, ze cała sprawa była tylko kaczką dziennikarską
sprokurowaną w celu podniesienia nakładu dziennika. OK., może to i prawda - ale
wobec powyższego dlaczego miejsce, w którym znaleziono skrzynkę w koszyckich
katakumbach zostało dokładnie odizolowane od reszty świata poprzez zamurowanie
wszystkich wiodących doń wejść murem grubym na dwie cegły? Na to red. Sambor
już nie potrafił udzielić sensownej odpowiedzi. Zwiedzaliśmy te podziemia we
wrześniu 1996 roku wraz z Marianem
Książkiem i widzieliśmy świeży jeszcze cement spajający cegły i
kamienie.******** Żałowaliśmy, że nie mieliśmy licznika GM, bo moglibyśmy
sprawdzić poziom promieniowania okolicy tajemniczego pomieszczenia...
Tak czy inaczej, radioartefakt
koszycki istnieje naprawdę i Komuś bardzo zależało na tym, by nie dostał się w
ręce zbyt dociekliwych badaczy... Z tego wszystkiego wynika bezspornie, że
antyczne ludy zbierały pluton z rozbitych o ziemię niewybuchów głowic jądrowych
Atlantydów i wykorzystywały je do swych celów! Być może robili tak Celtowie,
zamieszkujący te ziemie, czego dowodzi historia z koszycką radioaktywną
skrzynką...*********
Powróćmy do WBP w wersji ICBM. Na
rysunku widzimy schemat przebiegu wydarzeń z krytycznego wieczoru, 20 sierpnia
1979 roku. Pierwszy kontakt wzrokowy nawiązano z WPB o godzinie 20:35 CEST
czyli 18:35 GMT - punkt „a” na schemacie. Następnie WBP rozpadł się na głowicę
i środki maskowania przeciw-radiolokacyjnego - punkt „b” - które nad Wybrzeżem
utworzyły warstwę radiochłonną - „c” - jednocześnie rozpoczął on wykonywanie
manewru unikowego. Manewr ten zakończył się koło Torunia - punkt „d” - głowica
wraca na stary kurs po wykonaniu drugiego manewru unikowego. Po upływie około
70 sekund od momentu wejścia nad terytorium Polski, głowica opuszcza jego
granice - punkt „e” - nad Bieszczadami lecąc nad Ukrainę, rozpadając się w
powietrzu „f” na szczątki „g”, które spadają albo na terytorium Ukrainy, bądź w
akwen Morza Czarnego.
Rysunek ten wyjaśnia w przybliżeniu,
jak leciał WBP nad Polską. Ewidentnym jest, że usiłował on nie wejść w pole
widzenia stacji radiolokacyjnych NATO i szwedzkiej marynarki wojennej. Unikał
także polskich i radzieckich radarów przeciwlotniczych, morskich i WOP. Te
ostatnie mogły namierzać cele powietrzne, ale lecące do pułapu 2.400 m.
WBP poleciał dalej na
południe-południowy wschód rozpadając się i siejąc wokół radioizotopami 239Pu*,
240Pu*, 238Am*, 239Am* i inne, które
znaleziono w glebie Ukrainy jeszcze p r
z e d katastrofą w Czarnobylu! Czyż to
nie jest d o w ó d na to, że WBP nie był czymś należącym do
naszej cywilizacji!?...
I znów powracamy do motywu istnienia
przed nami jednej lub nawet kilku Supercywilizacji Naukowo-Technicznych...
Ostatnio na łamach różnych pism egzo- i ezoterycznych udowadnia to niedoceniony
przez swych utytułowanych kolegów polski uczony, profesor Uniwersytetu
Szczecińskiego prof. dr hab. Benon
Zbigniew Szałek, który stosując swe genialne metody analityczne udowodnił
wprost, że kiedyś istniała na Ziemi cywilizacja-matka, która posługiwała
się j e d n y m językiem i
j e d n y m - niemal zunifikowanym
- pismem! Ślady jego odnaleziono w basenie Morza Śródziemnego, Dolinie Indusu i
na Wyspie Wielkanocnej! I cały problem polega na tym, że sprykowaciali koledzy
prof. Szałka nie chcą przyjąć tego prostego faktu do wiadomości i wymyślają
różne pokrętne teorie, by tylko nie przyznać racji outsiderowi z akademickim
tytułem...
Uważamy, że WBP jest tylko jednym z
ogniw długiego łańcucha dowodów na istnienie naszych antenatów, których
możliwości techniczne wykreowały ich na bogów naszej planety!...
WBP
i Ludzie Wszechoceanu?
Napisałem te słowa w 2001 roku
pracując nad jednym z szerszych opracowań dotyczących Tunguskiego Ciała
Kosmicznego, bowiem uważałem, że mieliśmy do czynienia z jakimś wytworem
cywilizacji pozaziemskiej lub ziemskiej wysokorozwiniętej cywilizacji
naukowo-technicznej, która zaginęła w otchłaniach Przeszłości. Trzecią
możliwość stanowił jakiś pocisk rakietowy wystrzelony przez Amerykanów lub
Rosjan z pokładu jakiegoś SSBN przyczajonego w głębinach Morza Norweskiego. Tak
mi się to wydawało siedemnaście lat temu.
Jest jednak jeszcze czwarta
możliwość, której nie wziąłem pod uwagę, a która jest równie prawdopodobna, jak
wszystkie trzy pozostałe. Istnieje możliwość, że mamy tutaj do czynienia z
pociskiem rakietowym wystrzelonym z głębin Wszechoceanu przez zamieszkującą w
nich równoległą rasę człekopodobną – cywilizację Ludzi Wszechoceanu.
Klasyfikacja Nieznanych Obiektów Podwodnych
W relacjach o UFO i USO
niejednokrotnie pojawiają się informacje o tajemniczych obiektach wlatujących
do wody lub wylatujących spod wody (typ NOTSUB-Id). Być może WBP był jednym z
takich właśnie obiektów? Tego się niestety już nie dowiemy. I jak na razie nie
pozostało nam nic, poza domysłami.
Opinie z KKK
Cześć Robert!
No, i nic nie napiszę, bolid to raczej nie jest, bo przy tych prędkościach nie
ma nawet mowy o zmianie kierunku - nawet jakiejkolwiek zauważalnej. Odchylenie
z racji obrotu Ziemi byłoby też niedostrzegalne w tak krótkim czasie. Zbyt
nawet fantastyczne, żeby mógł zaistnieć także przypadek, aby przecięły/nałożyły
się trajektorie dwóch w tym samym (niemal w tym samym) czasie, a więc to chyba
jakieś dzieło człowieka. Może to z branży ufologicznej coś, ale ja na tym znam
się tylko powierzchownie, a nawet bardzo powierzchownie. Prawdą jest, że tyle
różnych rzeczy lata po niebie, że nie sposób tego powyjaśniać. Wieki temu, w
młodości często latem kładłem się na trawie i oglądałem niebo przez lornetkę, i
naprawdę widziałem baaaardzo wysoko różne cuda podróżujące po nieboskłonie,
najczęściej barwy seledynowo-zielonej. Byłem z niebem już na tyle obeznany, że
mogę powiedzieć, że nie były to samoloty, i nie były to satelity, bo te łatwo
jest zidentyfikować a zresztą była to nie ta epoka. To o czym piszę wyglądało
jakby sobie jakieś pojazdy "jeździły" to tu to tam "pomiędzy
gwiazdami". Tam, skąd obserwowałem niebo w zasięgu wzroku nie było żadnych
świateł, jeśli zgasiłem żarówkę przed domem to niebo było jak nad Atakamą -
dosłownie. Dziś takiego nieba nie uświadczysz. (Avicenna)
Witaj, jestem
zakręcony bo jutro wyjazd z mojej bazy, istotnie przeanalizowałem wszystkie
informacje na temat tego zdarzenia i moim zdaniem -
1. Były to
elementy rakiety Kosmos 1122 lub -
2. Katastrofa
innego sztucznego obiektu, która miała miejsce w dalekiej przeszłości a którego
elementy poruszają się po tej samej odbicie co Perseidy (Uranos)
W kwestii wielkiego
bolidu. jestem zdania że płonęły szczątki rakiety Sojuz. Bo jeśli tego dnia miał miejsce taki incydent to musiał być
widoczny,. Ponieważ z innych części świata brak takich informacji to musiało
być to. Przepraszam za nadmierną racjonalizację, ale zawsze szukam najbardziej
racjonalnego tłumaczenia. (Hades)
Opracował – ©R.K.F.
Leśniakiewicz
-------------------
* - Sądzę, że Jerzmanowickie
Dziwo ma jednak swe naturalne wyjaśnienie – była to najprawdopodobniej
eksplozja bomby E zrzuconej z samolotu, który przeleciał nad Jerzmanowicami na
chwilę przed eksplozją na Babiej Skale.
** - Do 1989 roku WSOWZmech.
Kształciła kadry oficerskie dla potrzeb WOP. Podchorążowie po 2 latach pobytu
we Wrocławiu byli odkomenderowywani do CS WOP Kętrzyn. Dziś znajduje się tam
Centrum Szkolenia Straży Granicznej i komenda Mazursko-Podlaskiego Oddziału
Straży Granicznej.
*** - Rezultaty opublikowali na
łamach „NOL” nr 1,1990 i „UFO” nr 2(10),1992.
**** - Hipotezę tą opublikowałem
w „UFO” nr 3,1990 i w książce „UFO nad granicą” (Kraków 2000).
***** - Nazwisko zmienione na
życzenie zainteresowanego. Informacja ta pochodzi od szwedzkiego ufologa Clasa Svahna.
****** - Informacja podana
przez prasę węgierską w 1990 roku.
******* - To nie jest takie
oczywiste, jako że do takich wpadek nikt się nie przyznawał (no chyba że ktoś
wywąchał sprawę i zrobił raban w mediach), bo takie wydarzenia były szczególnie
utajniane po obu stronach Żelaznej Kurtyny, i tak jest do dnia dzisiejszego.
******** - Całą aferę opisał dr
Miloš Jesenský na łamach „Nieznanego Świata” nr 4,1997.
********* - Klasycznym
przykładem na wykorzystywanie „darów niebios” jest sporządzanie przez
grenlandzkich Inuitów żelaznych narzędzi z żelaza meteorytowego, starożytne
ludy Bliskiego i Środkowego Wschodu czy bardziej nam współczesnych wieśniaków
ze Słowacji i Polski, którzy wykorzystywali żelazo pochodzące z meteorytów do
produkcji narzędzi, które do dziś eksponowane są w lokalnych muzeach. Dlatego
istnieje też możliwość, że ludzie wykorzystywali także materiały radioaktywne w
różnych celach…