Powered By Blogger

sobota, 17 lutego 2018

Zagadka bomby z Tybee Island

Miejsce incydentu z bombą H w okolicy Tybee Island

Martin Hampejs


Amerykanie zgubili w czasie lotu treningowego bombę wodorową i nie mogą ją znaleźć już od 60 lat.

Po kolizji bombowca i myśliwca w czasie lotu treningowego pilot musiał wrzucić do morza trzy- i półtonową bombę wodorową. Ani wojsku, ani amatorskim, prywatnym poszukiwaczom nie udało się jej znaleźć przez te 60 lat, które upłynęły od tego wydarzenia. Poza tym istnieje możliwość, że była to w pełni funkcjonująca i uzbrojona bomba H.

- Bomba z Tybee to jest jedna, wielka zagadka – powiedział w 2001 roku były oficer USAF - płk Derek Duke, który mieszka niedaleko Savannah, GA, na wyspie Tybee, gdzie w 1958 roku zagubiła się 3,5-tonowa bomba wodorowa.

Być może jest ona zakopana w piasku. Nikt nie wie, czy bomba jest aktywna czy nie. Noc 5.II.1958 roku, była – według wypowiedzi i zeznań świadków przez Kongresem – „bardzo chaotyczna”.

Bombowiec B-47, który miał ja na pokładzie przeprowadzał misję treningową. Po tym, jak wystartował z Florydy znalazł się około północy nad stanem Georgia i tam zderzył się z myśliwcem F-86 w czasie symulowanego ataku. Pilot F-86 się katapultował, myśliwiec spadł na ziemię, a na pokładzie B-47 wybuchł pożar. 

Jednakże bombowiec pozostał w powietrzu. Pilot poprosił o zezwolenie wyrzucenia bomby do zatoki Wassau Sound. Chciał zniżyć pułap lotu samolotu by zniżyć możliwość eksplozji bomby przy zaimprowizowanym awaryjnym lądowaniu.


Pilot dostał zezwolenie i wyrzucił swój ładunek na wysokości ok. 2000 m nad ziemią, przy prędkości lotu 370 km/h. Bomba wpadła do wody i do eksplozji nie doszło. Samolot doleciał szczęśliwie do niedalekiego lotniska w Hunter AFB, gdzie bezpiecznie wylądował.  

Poszukiwania bomby zaczęły się już na drugi dzień. Na miejsce wysłano ekipy lotnictwa i marynarki wojennej, by ją znaleźć przy pomocy sonaru i potem wydobyć z wody. Niestety, pomimo 9-tygodniowych poszukiwań wojsko nie było w stanie zlokalizować bomby.


Czy była uzbrojona?


Bomba z Tybee Island miała 4 m długości i ważyła 3400 kg. Zawierała ona ok. 180 kg konwencjonalnego materiału wybuchowego i niesprecyzowaną ilość wysoko wzbogaconego uranu-235. Przedstawiciele USAF zeznali przed Komisją ds. Energii Atomowej, że bomba w czasie lotu nie była w pełni funkcjonalna, i zamiast jej jądra była tylko ołowiana atrapa detonatora[1], tak więc bomba wodorowa nie mogła spowodować eksplozji termojądrowej.

Zastępca sekretarza obrony – W.J. Howard wszakże zeznając przed komisją Kongresu USA w 1966 roku powiedział, że: bomba była kompletna i uzbrojona z atomowym zapalnikiem. Temu stwierdzeniu zaoponowali przedstawiciele wojska, którzy zakazywali transportowania jakiejkolwiek uzbrojonej głowicy jądrowej bądź termojądrowej w misjach treningowych.


Gdyby doszło do przypadkowej eksplozji, to wybuch zniszczyłby wszystko w promieniu 2 km, zaś promieniowanie doprowadziłoby ludzi do poparzeń III stopnia w odległości do 20 km od punktu zero.[2]

Według badań hydrologicznych amerykańskiego Departamentu Energetyki, bomba może znajdować się pod 2-5 metrową warstwą błota. W ciągu 60 lat nikomu nie udało się jej znaleźć.

Poszukiwania bomby prowadzą amatorzy, a jednym z nich jest płk Derek Duke. Wraz z żoną udało się mu ograniczyć obszar poszukiwań do rozmiarów boiska do piłki nożnej. Tym niemniej nadal nie odniósł sukcesu.    

    

Przekład ze słowackiego - ©R.K.F. Leśniakiewicz



[1] Detonatorem bomby wodorowej jest ładunek jądrowy składający się z uranu lub plutonu.
[2] Tak określa się epicentrum wybuchu.