Jako że mija już
ponad pół roku od tragicznej daty 15.XI.2017 roku, kiedy to w nieznanych
okolicznościach zaginął na Południowym Atlantyku argentyński dieslowski
torpedowy okręt podwodny ARA San Juan (S-42). Przypomnijmy tą tragedię:
Okręt
zaginął na południowym Atlantyku 15 listopada 2017 roku podczas rejsu do Mar
del Plata. Jego ostatnia znana pozycja to S 46°44′ - W 060°08′; okręt szedł
wówczas z prędkością 5 węzłów kursem 15° (N-NE). Na pokładzie okrętu znajdowały
się 44 osoby. Jednostką dowodził capitán
de fragata (komandor porucznik) Pedro
Martín Fernández, w składzie załogi znajdowała się również pierwsza
Argentynka służąca na pokładzie okrętu podwodnego – teniente de navío (kapitan) Eliana
María Krawczyk, zajmująca stanowisko dowódcy działu uzbrojenia.
Władze
argentyńskie rozpoczęły akcję poszukiwawczo-ratowniczą, do której zaangażowano
okręty nawodne i lotnictwo, a wsparcia udzieliły także inne kraje, między
innymi Stany Zjednoczone (samolot Lockheed P-3 Orion należący do NASA)
i Wielka Brytania. Akcję skupiono na obszarze na wschód od Zatoki San Jorge, a
następnie dalej na północ i wschód. W początkowym okresie poszukiwania odbywały
się w bardzo trudnych warunkach pogodowych.
17
listopada Argentyna skierowała do akcji ratowniczej wszystkie dostępne
jednostki i ogłosiła, że przyjmie pomoc ze strony kolejnych państw. W sobotę 18
listopada odebrano sygnały, które początkowo uznano za dowód, że San
Juan jest na powierzchni i próbuje nawiązać łączność satelitarną z
lądem, lecz ostatecznie okazało się, że sygnały te nie pochodziły z zaginionej
jednostki.
20
listopada pojawiły się informacje, że amerykański samolot patrolowy P-8
Poseidon zaangażowany w akcję ratowniczą oraz dwa argentyńskie okręty
nawodne wychwyciły odgłosy, które mogą pochodzić z okrętu podwodnego. Wkrótce
stwierdzono jednak, że odgłosy te nie pochodzą z San Juana i że są one
najprawdopodobniej „dźwiękiem biologicznym”. Fałszywymi tropami okazały się też
flary dostrzeżone 21 listopada.
23
listopada okręt uznano za utracony, a rodziny marynarzy poinformowano o śmierci
krewnych. Jako prawdopodobny moment jego utraty wskazano 15 listopada, krótko
po wykryciu podwodnej eksplozji, która – jak oceniono – nastąpiła na pokładzie San
Juana.
Tyle podaje
Wikipedia. Zobacz także - http://wszechocean.blogspot.com/2017/11/ara-san-juan-s-42-zatona.html. Postanowiłem popytać moich znajomych o dalsze losy akcji
poszukiwawczo-ratowniczej, którą to wydarzenie spowodowało. Odpowiedzieli mi
Pani Liliana Nuñez Orellana z Chile
i Pan Kiyoshi Amamiya z Japonii,
którzy przesłali mi materiały prasowe:
Argentyna oferuje 4 mln
USD nagrody…
…temu, kto zlokalizuje zaginiony okręt podwodny San
Juan.
(Alix Culberson – News Reporter) Nagroda w wysokości
4 mln USD (2,9 GBP) czeka na tego, kto zlokalizuje argentyński okręt podwodny,
który zaginął w listopadzie 2017 roku. Prezydent Argentyny Mauricio Macri podał to do wiadomości grupie członków rodzin 44
załogantów ARA San Juan w czasie spotkania w jego rezydencji.
Jak dotąd w poszukiwania było zaangażowanych 13
krajów, ale bezskutecznie.
Pewna nadzieja pojawiła się na Wigilię Bożego
Narodzenia, kiedy sonar ze zdalnie sterowanego rosyjskiego DSV Panther
Plus wykrył nowy kontakt w wodach Południowego Atlantyku. Niestety, nic
z tego nie wyszło.
Pod koniec listopada, rodzinom załogantów
powiedziano, że marynarka porzuciła nadzieję na odnalezienie ich żywych po
ostatniej wiadomości kapitana okrętu mówiącej o tym, że woda zaburtowa wdarła
się do systemu wentylacji powodując krótkie spięcie w akumulatorowni i wybuch
pożaru. Oficjele powiedzieli także iż w oceanie wykryto jakieś niezwykłe
dźwięki w okolicy ostatniej znanej pozycji okrętu – w jakieś trzy godziny po
nadaniu ostatniego meldunku z pokładu ARA San Juan. Oni stwierdzili, że
przypominało to odgłosy eksplozji.
Poprzednio wychwycone kontakty sonarowe były
fałszywymi alarmami, z których jeden miał związek z zatopionym kutrem rybackim.
Rosjanie zakończyli swą pomoc w poszukiwaniach ARA San Juan
Argentyńska
Marynarka Wojenna potwierdziła, że Rosjanie zakończyli swoją pomoc w
poszukiwaniu zaginionego ARA San Juan, który zaginął bez wieści w
Południowym Atlantyku z 44 załogantami na pokładzie w listopadzie 2017 roku.
Rosja była
ostatnim krajem z tuzina innych krajów, która wzięła udział w poszukiwaniach na
akwenie liczącym co najmniej 4000 km³ ARA San Juana. Wielonarodowe
poszukiwania tego okrętu podwodnego zatrudniło najlepszych ekspertów i najnowocześniejsze
technologie w jednej z największych operacji tego rodzaju.
Eksplozja
wydarzyła się nieopodal miejsca i czasu, w którym zaginął okręt w dniu
15.XI.2017 roku i argentyńska marynarka porzuciła nadzieję na znalezienie
rozbitków, ale kontynuowano poszukiwania wraku okrętu.
Rzecznik prasowy
Argentyńskiej Marynarki Wojennej – Enrique Balbi potwierdził, że rosyjska
współpraca skończyła się. Potwierdził także iż miejscowe jednostki z
Malwinów/Falklandów będą nadal prowadziły poszukiwania.
Jednostka
rosyjską zaangażowana w poszukiwania był statek oceanograficzny RV Jantar.
Balbi potwierdził, że statek ten wpłynął do Buenos Aires w dniu 7.IV.2018 roku.
- Powiedziano nam, że statek popłynął do Urugwaju i tylko wszedł
na chwilę do Buenos Aires, i że nie powróci na akwen poszukiwań – powiedziała siostra jednego z zaginionych członków załogi
państwowej agencji prasowej Télam.
Członkowie rodzin
załogantów zebrali się przed Ambasadą Rosji w Buenos Aires także wcześniej w
tym roku, prosząc Rosjan o kontynuowanie poszukiwań ich krewnych przy pomocy
statków, które mogą operować zdalnie sterowanymi pojazdami podwodnymi zdolnymi
do prowadzenia poszukiwań na dnie morskim.
- Rosjanie się
wycofali… a argentyńskie okręty nie mają technologii umożliwiających znalezienie
ich – powiedział Luis Tagliapietra –
ojciec 27-letniego marynarza Alejandro
Tagliapietra.
Tagliapietra
dołączył do śledztwa w sprawie zaginięcia tego okrętu podwodnego jako powód. On
powiedział, że inni krewni członków załogi także prosili rząd Argentyny o
wynajęcie w USA prywatnej firmy w celu kontynuowania poszukiwań.
Prezydent
Mauricio Macri obiecał dokładne śledztwo w tej sprawie i nagrodę w wysokości 5
mln USD za informacje pozwalające znalezienie okrętu. Ale krewni załogantów
powiedzieli, że to nie wszystko.
- Nasz rząd się
wykręca – powiedział Tagliapietra – a my jesteśmy w stanie apatii.
ARA San
Juan – dieslowski, torpedowy okręt podwodny klasy TR-1700 zbudowany w
Niemczech, znikł kiedy płynął z portu Ushuaia (S 54°48’18” – W 068°18’10”; 20 m
n.p.m.) do Mar del Plata po patrolu. Marynarka mówi, że dowódca okrętu meldował
w dniu 15 listopada, że woda zaburtowa przedostała się przez chrapy i
spowodowała krótkie spięcie baterii akumulatorów. Kapitan poinformował później,
że przedział został zamknięty. W kilka
godzin później, usłyszano odgłos eksplozji w okolicy i czasie, w którym okręt
był słyszany po raz ostatni. Marynarka twierdzi, że wybuch mógł być spowodowany
przez „nadmierną koncentrację wodoru” wywołana przez problem z akumulatorami, o
czym sygnalizował dowódca.
- Doniesienia prasowe z
Argentyny nie mówią niczego nowego w sprawie katastrofy tego okrętu, bo w
przeciwnym wypadku międzynarodowe media podjęłyby natychmiast ten temat – pisze Liliana Nuñez-Orellana w swym emailu – i dlatego nie jestem w stanie napisać ci o tym nic więcej.
A zatem zagadka
pozostaje zagadką. Z drugiej jednak strony taki okręt, to nie szpilka: masa
metalu powinna dawać jakieś odchylenia pola magnetycznego, które przecież można
namierzyć z powierzchni oceanu. Znana jest pozycja okrętu, więc drogą
ekstrapolacji można by go znaleźć na dnie. Chyba że…
Przypomina mi się tu
katastrofa chińskiego okrętu podwodnego O-361. 4.V.2002 roku, media
przyniosły wiadomość o kolejnej podwodnej tragedii, która rozegrała się tym
razem w głębinach Morza Żółtego. Ofiarami stali się chińscy marynarze – w
liczbie 70 osób - z konwencjonalnego okrętu podwodnego, zbliżonego do
radzieckiego typu Romeo – NB, zerżniętego z hitlerowskiego U-boota typu XX czy
XXIII - źródła mówią o tym rozmaicie, którzy zginęli w niewyjaśnionych
okolicznościach. Co ciekawe – okręt został odnaleziony i odholowany do bazy!
Jak podały media, śmierć 70 marynarzy z chińskiego okrętu podwodnego jest w
dalszym ciągu niewyjaśniona i wypadek ten bada specjalna rządowa komisja.
Przyczyną ich śmierci były „problemy mechaniczne” – jak enigmatycznie podała
agencja Xinhua. Mówi się, że załoga zatruła się albo gazem trującym, albo czadem
powstałym w wyniku pożaru na pokładzie.
Mamy całą masę
danych z amerykańskich mediów, m.in. „Miami Heralda” i z „Tokyo Timesa”. W
świetle tego, co napisano na temat tej katastrofy, sprawa przedstawiała się
następująco: Na początku maja, dokładna data nie jest znana – jak podała
japońska agencja Kyodo za chińską
agencją prasową Xinhua – na Morzu Żółtym doszło w czasie ćwiczeń do awarii
okrętu podwodnego chińskiej marynarki wojennej, w wyniku «problemów technicznych»
zginęło 70 załogantów. Okręt został odholowany do swego macierzystego portu.
Następnego dnia, czyli 4 maja, Reuters podaje następne informacje, z których
wynika, że awarii uległ okręt podwodny typu Ming o numerze taktycznym
O-361
u północno-wschodnich wybrzeży Chin. Chińczycy mają 13 tego typu okrętów, które
budowano wzorując się na jednostkach radzieckich. Według „Jane’s Defence
Weekly” chińska marynarka posiada 90 okrętów podwodnych w ogóle, z czego
większość, to konstrukcje radzieckie. W przyszłości marynarka ta wejdzie w
posiadanie 8 okrętów podwodnych klasy Kilo – też poradzieckich – jak
twierdzą specjaliści z JDW. Okręt O-361 jest jednym ze starszych
okrętów podwodnych w służbie chińskiej marynarki wojennej i strata jego załogi
jest największą katastrofą podwodną w Chinach od 1949 roku. Ciekawym jest to,
że na tego typu okrętach podwodnych znajduje się 9 oficerów i 46 marynarzy – a
zatem 55 osób załogi – kim zatem było pozostałych 15 osób na pokładzie O-361?
Czyżby powtórzyła się historia z 1968 roku i świat znów stanął na krawędzi
wojny jądrowej???
W dniu 6 maja
chińska CCTV nadała reportaż z wizyty na pokładzie okrętu O-361 dwóch najwyższych
rangą dygnitarzy Komunistycznej Partii Chin i rządu: prezydent Chin Hu Jintao i przewodniczący Centralnej
Komisji Obrony Narodowej Jiang Zemin,
którzy zwiedzili go przedział po przedziale w bazie morskiej Floty Północnej w
Dalian. Tymczasem rosyjska agencja prasowa Interfax, cytując wysokich
wojskowych w Pekinie pisze, że miedzy innymi na pokładzie okrętu O-361
wybuchł pożar spowodowany krótkim zwarciem w instalacji elektrycznej. Jednakże
nie było widać żadnych śladów ognia w czasie transmisji CCTV z wizyty obydwóch
chińskich dostojników w Dalian... Pod koniec tej korespondencji, agencja Kyodo
podała, że strona chińska nie podała daty tego wypadku, ale gazeta „Mingbao”
wychodząca w Hong-Kongu stwierdziła, że katastrofa ta miała miejsce gdzieś
pomiędzy 20 a 26 kwietnia 2003 roku.
Tego samego dnia,
agencja Associated Press w swej korespondencji z Pekinu podała, że: stan
zastany na pokładzie okrętu podwodnego pozwala na stwierdzenie, że załoga
zatruła się jakimś toksycznym gazem albo dymem, lub ewentualnie wskutek
wadliwego działania instalacji oczyszczania powietrza i klimatyzacji. Zagraniczni eksperci stwierdzili, że jest to
bardzo dziwne, iż nie przeżył nikt z załogi okrętu O-361, i że nikt nie
opuścił go, mimo tego, iż okręt ten był płytko zanurzony w wodzie.
Potwierdzałoby to tezę, że załoga udusiła się lub zatruła. Jedna z teorii
sugeruje, że
to woda morska dostała się do akumulatorni okrętu podwodnego i w reakcji z
kwasem siarkowym z baterii akumulatorów wytworzył się chlorowodór, który
spowodował śmiertelne zatrucie załogi. Inni specjaliści
wojskowi twierdzą, że winę za śmierć załogi ponosi nieszczelna instalacja wydechowa silników
dieslowskich, wskutek czego załoga zatruła się tlenkiem węgla. W takim
przypadku musiałoby dojść do zatkania tzw. «chrap» i wydmuchu spalin do wnętrza
okrętu. Tymczasem dzienniki „Boston Globe” i fiński „Helsingin Sanomat”
opublikowały wiadomość, że wypadek ten miał miejsce w dniu 16 kwietnia, ale
okręt z martwą załogą zlokalizowano dopiero 26 kwietnia 2003 roku! Okręt ten
brał udział w ćwiczeniach, których celem było unikanie wykrycia przez jednostki
nawodne, podwodne i helikoptery ZOP, dlatego też załoga miała zakaz podawania
swej pozycji. Z tego powodu nie można było zlokalizować jej od razu. Śmierć
załogi musiała nastąpić nagle, bowiem wszystkich ludzi znaleziono na ich
stanowiskach.
Japońska gazeta „The
Hoshijima Daily Report” powołując się na prasę z Hong-Kongu twierdzi, że
tragedia załogi okrętu O-361 nastąpiła następująco: załoga
udusiła się wskutek skokowego obniżenia się zawartości tlenu w powietrzu
wewnątrz okrętu podwodnego, o czym poinformowały wysoko postawione osobistości
z chińskiego Sztabu Generalnego. Okręt ten brał udział w 13-dniowych
ćwiczeniach połączonych sił marynarki wojennej i lotnictwa wojskowego na
akwenach zatoki Bo-Hai, Zatoki Koreańskiej i Morza Żółtego. Miał on za zadanie
przepłynąć z Dalian do bazy morskiej w Wei na półwyspie Shandong tak, by nie
został namierzony. Dochodzenie w sprawie śmierci załogi wykazało, że mogło
dojść do zatrucia spalinami pochodzącymi z silnika dieslowskiego, który
napędzał okręt idący na małej głębokości pod wodą. Potem sprawa ucichła, ale
dzięki CIA wiemy, że nałożono na nią „knebel” i nawet osławiony izraelski
MOSSAD nic na ten temat nie wie, co potwierdza hipotezę o próbie rozpętania
Trzeciej Wojny Światowej przez militarystów chińskich…
To ostatnie
stwierdzenie jest aluzją do katastrofy radzieckiego SSB K-129, która miała
miejsce niedaleko Hawajów. Okręt przenosił trzy ICBM typu R-21 o mocy 1 Mt każda.
Badanie jego wraka udowodniło, że jedna z rakiet była gotowa do odpalenia, co
dało asumpt stwierdzeniu – szczególnie hołubionemu przez stronników STD, że
okręt ten miał za zadanie wywołanie III Wojny Światowej – czego nie
udowodniono.
A zatem co się
stało z ARA San Juan? Obawiam się, że okręt nie poszedł od razu na dno, ani
nie został porwany – jak to wcześniej sugerowałem - http://wszechocean.blogspot.com/2018/01/tajemnica-ara-san-juan-porwanie.html, ale – podobnie jak O-361 – dryfował na pewnej
głębokości po śmierci załogi. Prądy zniosły go być może na środek Atlantyku
albo w kierunku lądu i teraz znajduje się na jakiejś płyciźnie, albo na
południowoatlantyckim abysalu. Ale nie tam, gdzie go szukano – gdyby zatonął
wskutek eksplozji, to zostałby znaleziony prędzej czy później. Osobiście
obstawiam za tym, że San Juan został uniesiony przez
chłodny Prąd Falklandzki płynący na N-NE wzdłuż wybrzeży Argentyny i albo
zatonął w jego nurcie, albo został potem na wysokości ujścia La Platy porwany
przez ciepły Prąd Brazylijski i popłynął w jego nurcie na S-SE na Atlantyk,
gdzie albo zatonął, albo jeszcze kręci się pomiędzy Ameryką Pd. a Afryką wraz z
milionem ton plastykowych śmieci...
I tam właśnie
należałoby go szukać. 4 miliony baksów jest wciąż do wzięcia!
Źródła:
Przekład z angielskiego i hiszpańskiego - ©R.K.F.
Leśniakiewicz