W
2017 roku rosyjska kinematografia przedstawiła bardzo ciekawy film pt. „Salut-7”
w reżyserii Kima Szipienki. Film ten
– nominowany do nagrody i nagrodzony przez Rosyjską Akademię Filmową – jest
zrobiony w stylu innego arcydzieła gatunku sci-fi
pt. „Kosmiczni kowboje” w reż. Clinta
Eastwooda z 2000 roku, lub „Apollo 13” Rona
Howarda z 1995 roku czy „Grawitacji” Alfonso
Cuarona z 2013 roku, jednakże w przeciwieństwie do „Kosmicznych kowbojów”
mówi on o autentycznych wydarzeniach, które rozegrały się w Kosmosie i na Ziemi
w 1985 roku – w samym apogeum Zimnej Wojny i przygotowań obu supermocarstw do
wojen gwiezdnych… Rosyjscy kosmonauci w przeciwieństwie do amerykańskich
herosów, są tu pokazani jako zwyczajni ludzie ze wszystkimi cnotami, zaletami i
wadami, jakże dalecy od lansowanych przez radziecką propagandę niemalże
nadludzkich bohaterów „orzących ugory Kosmosu”… I to jest jeszcze jednym plusem
tego filmu. Poza tym świetne zdjęcia i dobre efekty specjalne. W sumie film
jest o wiele bardziej realistyczny od produkcji Hollywoodu. Ale dość o tym,
przejdźmy ad rem.
Salut-7 w
niebezpieczeństwie
Jak
już tu powiedziano, film opowiada o pewnym tajemniczym wydarzeniu, które
rozegrało się na stacji w dniach 7.III-16.VI.1985 roku.
Wkrótce
po zakończeniu wypraw do bazy satelitarnej Salut 6, ale jeszcze przed
zakończeniem jej istnienia, na orbitę została wprowadzona baza satelitarna Salut
7. Jej budowa i wyposażenie były podobne do Saluta 6. Stacja wystartowała
z Ziemi 19 kwietnia 1982 roku. Początkowe parametry charakteryzujące jej orbitę
to: perygeum 219 km, apogeum 278 km, nachylenie orbity 51,6° i okres obiegu
89,2 min.
·
14 maja 1982 na
pokładzie zameldowała się pierwsza załoga podstawowa – Anatolij Bieriezowoj i Walentin
Lebiediew. Kosmonauci spędzili w kosmosie 211 dni ustanawiając nowy rekord.
W czasie swej misji podejmowali dwie załogi odwiedzające. Przyjęli także cztery
statki towarowe i w dniu 30 sierpnia 1982 r. odbyli spacer kosmiczny. Powrócili
na Ziemię 10 grudnia 1982 r.
·
28 czerwca 1983
na pokładzie Saluta melduje się druga załoga podstawowa – Władimir Lachow i A. Aleksandrow. Ich misja trwała 150 dni i nie byli odwiedzani
przez inne załogi. Start Sojuza T-10-1 nie powiódł się i
Lachow i Aleksandrow pozostali na stacji dłużej, by wykonać prace zaplanowane
dla całej czwórki. Najważniejszą z nich było założenie dodatkowych baterii
słonecznych po obu stronach jednej z płaszczyzn. Dokonali tego w czasie dwóch
spacerów. Oprócz Kosmosa 1443 rozładowali jeszcze dwa Progressy i 23 listopada
powrócili w swoim statku na Ziemię (wymiana statku nie była konieczna, bowiem Sojuz-T
miał znacznie dłuższy „okres służby” niż Sojuz).
·
9 lutego 1984 Sojuz
T-10 dostarcza na pokład Saluta 7 trzecią podstawową załogę w
składzie Leonid Kizim, Władimir Sołowjow i lekarz Oleg At’kow. Pracowali do 2
października 1984 roku, spędzając w kosmosie bez mała 237 dni. W trakcie
rekordowej misji przyjęli cztery statki towarowe oraz dwie załogi odwiedzające.
Najważniejsze osiągnięcia trzeciej załogi to prace wykonane w otwartej
przestrzeni kosmicznej. Wymienili nieszczelny węzeł w układzie paliwowym oraz
założyli dodatkowe baterie słoneczne.
·
Czwarta załoga
melduje się na pokładzie 8 czerwca 1985 roku z zadaniem naprawy stacji. 7 marca 1985 zanikł kontakt radiowy z
Salutem, tym samym Ziemia utraciła kontrolę nad stacją. 16 czerwca udało się usunąć awarię i
kosmonauci Władimir Dżanibekow i Wiktor Sawinych stali się czwartą
załogą podstawową. Przyjęli dwa statki towarowe – Progress 24 i Kosmos
1669. W czasie spaceru kosmicznego założyli dodatkowe baterie
słoneczne.
·
Ostatnia stała
załoga przybywa na pokład stacji kosmicznej 18 września 1985 roku. Misja Wasjutina, Sawinycha i Wołkowa nie
trwa jednak długo. Z powodu choroby dowódcy załogi kosmonauci powrócili już 21
listopada 1985 r. po 65 dniach lotu (Sawinych spędził na pokładzie w sumie 168
dni). (Wikipedia)
Co
z tego wynika? Otóż wynika z tego, że ta tajemnicza awaria miała miejsce w
czasie, kiedy stacja nie była zamieszkała – a dokładniej pomiędzy odlotem III
zmiany (2.X.1984 r.) a przylotem IV zmiany (8.VI.1985 r.). Awaria ta została
naprawiona przez kosmonautów i stacja „wróciła do służby”.
Do
swojej czwartej misji Dżanibekow wystartował 17 lipca 1984 r. W dowodzonej
przez niego załodze znaleźli się również: Swietłana
Sawicka – inżynier pokładowy (druga radziecka kosmonautka) oraz
inżynier–badacz Igor Wołk (znajdował
się w grupie kosmonautów szkolących się do lotów na pokładzie wahadłowca Buran).
Po połączeniu się Sojuza ze stacją Salut 7, na której pracowali: Leonid
Kizim, Władimir Sołowjow oraz Oleg At’kow, obie załogi wykonały szereg badań i
eksperymentów. 25 lipca Dżanibekow i Sawicka przez ponad 3,5 godziny pracowali
na zewnątrz zespołu orbitalnego. W tym czasie wykonali m.in. eksperyment
polegający na cięciu i spawaniu próbek różnych metali. Lądowanie, które miało
miejsce 25 lipca 1984, zakończyło się pomyślnie i statek z kosmonautami
wylądował w odległości 140 km od Dżezkazganu.
To
właśnie ten epizod rozpoczyna film. W czasie spawania Sawicka dziurawi rękawicę
skafandra i musi wracać na stację. Ubezpieczający ją Dżanibekow wchodząc do
modułu stacji widzi jakieś niezwykłe zjawisko, jakieś jasne światło w pobliżu Saluta.
Czy to był jakiś NOO? Mimo tego, że lekarze wykluczyli go z lotów (wiadomo
dlaczego – UFO nie istnieją), to bierze on udział w kolejnej misji do stacji
kosmicznej.
Do
ostatniego, piątego lotu, Dżanibekow został wyznaczony z uwagi na posiadane
doświadczenie oraz wysokie umiejętności. Po awarii Saluta 7, który zaczął
dryfować na orbicie w sposób niekontrolowany (z powodu awarii zasilania),
postanowiono wysłać misję ratunkową. Wyznaczono do niej właśnie Dżanibekowa
oraz znającego świetnie budowę stacji Wiktora Sawinycha. Obaj 6 czerwca 1985
wystartowali na pokładzie Sojuza T-13. Kosmonautom udało się
połączyć z lecącą bezwładnie stacją i uruchomić ją, umożliwiając tym samym
realizację kolejnych lotów załogowych na jej pokład. Do czasu ponownego
uruchomienia systemów stacji obaj pracowali w kosmosie w zimowych ubraniach. 2
sierpnia Dżanibekow przez 5 godzin pracował poza stacją. Po 112 dniach
spędzonych kosmosie Dżanibekow powrócił na Ziemię razem z Gieorgijem Grieczką, który przybył na Saluta 7 razem z załogą Sojuza
T-14. Władimir Wasiutin, Aleksandr Wołkow oraz Wiktor Sawinych
pozostali na stacji jako kolejna stała załoga kompleksu orbitalnego, a kapsuła Sojuza
T-13 powróciła na Ziemię 26 września 1985 r. (Wikizero)
Co było przyczyną awarii?
I
rzecz najciekawsza – nigdzie nie ma podanej przyczyny tej awarii. Mówi się
tylko o skutkach: braku łączności i zasilania oraz destabilizacji trajektorii
stacji z możliwością jej deorbitacji w nieprzewidzianym miejscu na Ziemi – np.
na terytorium USA czy któregoś z krajów NATO, co groziłoby nieobliczalnymi
konsekwencjami politycznymi przede wszystkim. Z jednej strony jest to
zrozumiałe, bo Rosjanie nie chcieli zdradzać swych technicznych tajemnic przed
resztą świata. Ale czy tylko?
Tajemnicze awarie na orbicie
Tajemnicza
awaria Sojuza-7 to tylko jeden epizod z wielu, o których mówi historia
kosmonautyki. Jest ich więcej, a oto garść przykładów:
Być
może właśnie tajemnicza awaria kosmicznego teleskopu Hubble w połowie
listopada 1999 roku była spowodowana przez meteory z roju Leonidów, których
maksimum wypadło w nocy 18/19 listopada 1999, w godzinach 00:00 - 03:00 CET. W
Japonii i innych krajach, gdzie to zjawisko obserwowano, naliczono aż 3.000
błysków na godzinę, ergo któryś
meteor mógł trafić w LAT LST Hubble i
uszkodzić go tak, że załoga Discovery musiała wymienić mu
komputer, nadajnik radiowy, rejestrator danych i sześć żyroskopów oraz
zamontować pancerne osłony przeciwmeteorytowe.
I
tutaj nasuwa się dziwna myśl, że może HST został uszkodzony przez Kogoś
celowo i rozmyślnie po to, by nie zarejestrował czegoś, co nie było
przeznaczone dla naszych oczu???... Nie od dzisiaj wiadomo, że na orbicie
wokółziemskiej nasze satelity zachowują się czasem zaskakująco dziwnie, jakby
nieznany Ktoś je włączał i wyłączał niezależnie od woli ich właścicieli czy
dysponentów...
Nie
tylko HST miał kłopoty, bo rok 1999 był w ogóle pechowy dla Rosjan i
Amerykanów.
To
wszystko, co przedostało się do mediów, a ile jeszcze informacji tego rodzaju
przy okazji utajniono, to jeden Pan Bóg wie... Red. Andrzej Zalewski słusznie zauważył, że albo amerykańskie sondy
kosmiczne są robione „po polsku” czyli byle jak i nie działają jak należy, albo
- co jeszcze gorsze - Ufici je po prostu... likwidują! Szczególnie dotyczy to
Marsa, bo na 32 misje sond międzyplanetarnych tylko 8 było udanych! Pozostałe
75% ziemskich aparatów kosmicznych przestało działać w pobliży Czerwonej
Planety! I to w czasie, kiedy dwie sondy transplutonowe: Pioneer 10 i Pioneer
11 oddaliły się już na 10 mld km od Ziemi i wyszły poza Układ Słoneczny
- zmierzając w stronę konstelacji Byka. I działają!
19
stycznia 2000 roku, Amerykanie przeprowadzili nieudaną próbę nowej antyrakiety
nad Pacyfikiem. Był to kolejny krok w stronę stworzenia kosmicznej tarczy
systemu SDI/NMD.
W
dniu 10 lutego 2000 roku japońska JAXA zaliczyła wpadkę z satelitą Astro
E, który z którym nagle utracono łączność z Centrum Łączności JAXA w
Kagoshima. Istnieje możliwość, że satelita ten oberwał jakąś lodową kulą, które
12 stycznia tego roku bombardowały Belgię, 20 stycznia okolice Toledo w
Hiszpanii, 25 stycznia okolice Treviso we Włoszech, a 27 stycznia bloki lodowe
spadły na Mediolan, Treviso, Bolonię, Wenecję i inne miasta północnych i
środkowych Włoch...
Pod
koniec 2000 roku Rosjanie mieli poważny kłopot ze stacją kosmiczną Mir.
W dniu 25 grudnia o godzinie 15:00 MST urwała się wszelka łączność radiowa z
automatyką Mira. I znów – na stacji nie było załogi. Wszelkie próby jej
przywrócenia paliły na panewce. Mir milczał i był głuchy na
wszelkie sygnały z Centrum Lotów Kosmicznych Rosyjskiej Agencji Kosmonautyki...
Oczywiście zaczęły się spekulacje na temat miejsca spadku 15-letniej stacji
kosmicznej o masie 140 ton, a kontrowersyjny kreator mody Paco Rabanne ogłosił, że Mir spadnie na Paryż. Na szczęście i
ku niesamowitemu zdumieniu naziemnej obsługi Mira, automaty stacji
odezwały się 26 grudnia o 15:00 MSK, jakby nigdy nic... Co się działo na
pokładzie Mira przez te 24 godziny, tego nie wie nikt, natomiast
zaintrygował nas fakt nieoczekiwanej zmiany załogi Mira, którą zmieniono w
trybie awaryjnym już następnego dnia! Czyżby wysłano tam nie kosmonautę, ale
kogoś, kto ma zupełnie inną specjalność i bynajmniej nie jest informatykiem czy
łącznościowcem???...
Ale
to jeszcze nie koniec rosyjskich niepowodzeń, bo 28 grudnia 2000 roku do Morza
Barentsa wpadła rakieta Cyklon 3 z sześcioma wojskowymi i
komercyjnymi satelitami na pokładzie! - tzn. przypuszczano, że ta rakieta tam
spadła, bo tymczasem ze wschodniej Australii doniesiono o widzianych tam
sześciu meteorach, które spłonęły w atmosferze ziemskiej. Być może właśnie to
były te „zaginione” satelity z Cyklonu 3...
I
z ostatniej chwili - w dniu 20 lipca 2001 roku Rosjanie dokonali dziwnego eksperymentu
o kryptonimie Волна czyli Fala, który polegał na wystrzeleniu
rakiety w pokładu okrętu podwodnego na Morzu Barentsa, jej przelocie
podorbitalnym nad Rosją i lądowaniu na Kamczatce. Nie byłoby w tym nic
ciekawego, gdyby nie to, że eksperyment ten miał na celu... wypróbowanie nowego
napędu - tzw. „żagla słonecznego” - dla statków kosmicznych. Obawiam się, że
jest to zasłona dymna, a chodzi o eksperymentalny lot przeciwpocisku w
odpowiedzi na analogiczny amerykański eksperyment, który miał miejsce o tydzień
wcześniej - w dniu 13 lipca, kiedy to przeciwpociskiem wystrzelonym z atolu
Kualajainen zniszczono ICBM typu Minuteman odpalonego z wojskowego
kosmodromu Vanderberg III AFB w Kalifornii. Ciekawe, czy chodziło tutaj o
zestrzelenie wrogiego ICBM, czy może czegoś innego?... - ot, np. dużego
meteorytu czy obcego statku kosmicznego?
A
może była to jakaś próba z pociskiem rakietowym z napędem atomowym? Coś takiego
też może wchodzić w grę, bowiem wiadomo – teraz, w 2019 roku – że Rosjanie
pracują nad takimi wektorami BMR i dowodzą tego ostatnie wypadki mające miejsce
nad Morzem Białym. NB, Amerykanie pracowali nad czymś takim jeszcze w latach
50. XX wieku!
Najciekawsze
jest to, iż o tym eksperymencie informacje znikły ze wszystkich serwisów
wszystkich agencji - dokładnie tak, jak w przypadku Meteorytu
Grenlandzkiego!... Żeby było jeszcze ciekawiej, następnego dnia po tym
eksperymencie, na południową Polskę runęły masy wody i zaczęła się kolejna
Megapowódź – niemal identycznej siły, jak ta, która pustoszyła Dolny Śląsk w
lipcu 1997 roku... Katowicki ufolog Tomasz
Niesporek wysnuł nawet przypuszczenie, że powódź ta była skutkiem działania
rosyjskiej wersji amerykańskiego programu HAARP, tego sławetnego ELIPTON-u,
którym straszą nas kremlowskie „jastrzębie” - na co wskazuje sam kryptonim
eksperymentu - Fala. Być może był to
eksperyment z falami radiowymi o wysokiej częstotliwości, które byłyby w stanie
niszczyć głowice amerykańskich ICBM lecących na Matuszkę Rossiję!...
Jak
widać z powyższego, coś niedobrego dzieje się w najbliższym sąsiedztwie
kosmicznym Ziemi i to coś niepokoi nas - ufologów - bo stanowi jeszcze jeden
dowód na to, że Oni nas obserwują i że faza obserwacyjna Kontaktu zbliża się ku
końcowi! (Zob. antologia „Bolid Syberyjski” - https://hyboriana.blogspot.com/2012/06/bolid-syberyjski-23.html)
Powyższe
słowa napisałem jeszcze w 2002 roku i nic nie straciły ze swej aktualności. I
co najgorsze – nad wieloma tego rodzaju wypadkami nadal rozpostarta jest
kurtyna tajemnicy…
Kadry z filmu "Salut-7".