wtorek, 19 kwietnia 2022

Katastrofa PS „Generał Slocum”

 


Stanisław Bednarz

 

Dziś o największej katastrofie w Nowym Jorku do czasów ataku z 11 września 2001. Katastrofa na miarę Titanica zdarzyła się tak blisko 90-tej ulicy w estuarium East River. 

18 kwietnia 1891 roku zwodowano Brooklynie na nieszczęście PS General Slocum – bocznokołowiec pasażerski. Jego nazwa pochodzi od generała Slocuma, uczestnika wojny secesyjnej. Portem macierzystym statku był Nowy Jork, skąd wypływał jako wycieczkowiec armatora Knickerbocker Steamship Co. Na przestrzeni trzynastu lat swej służby miał wiele wypadków, jak wejścia na mielizny i kolizje z innymi jednostkami.

I tak dnia 15 czerwca 1904 roku na statku wybuchł pożar, który strawił Slocuma na estuarium East River. Zginęło 1021 spośród 1342 osób znajdujących się na pokładzie.

W środę 15 czerwca 1904 roku General Slocum został wyczarterowany za 350 USD przez Ewangelicki kościół luterański św. Marka z dzielnicy „Little Germany” na Manhattanie. Był to doroczny rytuał parafii, którzy odbywali tę podróż przez 17 lat. Ponad 1300 pasażerów, głównie kobiet i dzieci, weszło na pokład „Slocuma”, który miał popłynąć w górę East River, a następnie na wschód przez Cieśninę Long Island do Locust Grove, miejsca dorocznych pikników na Long Island.

Statek odbił o godzinie 9:30. Gdy znalazł się na wysokości East 90th Street w jednym z pomieszczeń na dziobie (w tzw. Lamp Room) wybuchł pożar być może zaprószony przez nierozważnego palacza, ale rozprzestrzeniony z pewnością przez słomiane, zatłuszczone maty i naftę do lamp rozchlapaną po całym pomieszczeniu. Po raz pierwszy dostrzeżono płomienie około godziny 10. Kapitan Van Schaick dowiedział się o pożarze w 12 minut później (wcześniej próbował go ostrzec 12-letni chłopiec, ale kapitan mu nie uwierzył)…

Nie używane od lat węże przeciwpożarowe zmurszały i rozpadały się w rękach marynarzy, gdy ci chcieli walczyć z ogniem. Załoga nigdy nie przechodziła alarmów przeciwpożarowych, a łodzie ratunkowe były zamocowane na stałe i nie do użycia. Ocaleni pasażerowie donosili, że kamizelki ratunkowe rozsypywały się. Zdesperowane matki ubierały swoje dzieci w pasy korkowe i spuszczały do wody, a potem z przerażeniem obserwowały, jak dzieci tonęły.

Ogromną większość pasażerów stanowiły kobiety i dzieci które, jak większość Amerykanów w tamtych czasach, nie umiały pływać; ofiary, które nie dostały bezużytecznych kamizelek, także tonęły, bo ciągnęła je w głąb ciężka, wełniana odzież. Twierdzono, że producent kamizelek ratunkowych umieszczał w korku sztabki żelaza, by sprostać obowiązującemu wówczas wymogowi minimalnej wagi produktu...

Kapitan Van Schaick źle ocenił sytuację. Zdecydował się kontynuować rejs zamiast natychmiast skierować statek na brzeg lub zatrzymać się w najbliższej przystani (twierdził później, że chciał uniknąć rozprzestrzenienia się pożaru na nadbrzeżne budynki i zbiorniki paliw); idąc pod wiatr, w rzeczywistości sam rozdmuchiwał ogień.

Część pasażerów próbowała skakać do wody, ale męska i kobieca odzież tamtych czasów właściwie uniemożliwiała pływanie. Wiele osób zginęło, gdy zawaliły się przeciążone pokłady; inne ginęły w wodzie pokiereszowane przez wciąż obracające się koła łopatkowe.

Wielu pasażerów, świadków i ratowników wykazało się odwagą. Personel i pacjenci szpitala na North Brother Island uczestniczyli w akcji ratunkowej tworząc łańcuch ludzki dla wydobywania ofiar katastrofy z wody. Siedem osób stanęło przed sądem po katastrofie m.in. kapitan statku. Jedynym osądzonym i skazanym był kapitan Van Schaick. Został uznany winnym zaniedbania bezpieczeństwa życia i zdrowia, niedopełnienia obowiązku prowadzenia próbnych alarmów pożarowych i braku obsługi urządzeń gaśniczych.  Został skazany na 10 lat ciężkiego więzienia. Spędził trzy i pół roku w Sing Sing zanim został warunkowo zwolniony.

Resztki statku zostały wydobyte i przebudowane na barkę która zatonęła podczas sztormu w roku 1911. Społeczność dzielnicy Małe Niemcy, której liczebność zmniejszała się już przed katastrofą, po niej niemal całkowicie zniknęła. Większość niemieckich luteranów przeprowadziła się gdzie indziej. Kościół, którego parafianie wyczarterowali statek do nieszczęsnego rejsu, jest dziś synagogą…

Ofiary katastrofy chowane były na wielu cmentarzach w Nowym Jorku, jedynie pięćdziesiąt osiem zidentyfikowanych ciał pochowano w zbiorowej kwaterze na Cmentarzu Evergreens na Brooklynie. 26 stycznia 2004 r. zmarła  ostatnia żyjąca pasażerka  w wieku 100 lat. W chwili katastrofy była sześciomiesięcznym niemowlęciem. Jeden dzień niemal całkowicie wymazał nowojorskie Małe Niemcy (które zastąpiło East Village).