Stanisław Bednarz
Dziś o największej
katastrofie w Nowym Jorku do czasów ataku z 11 września 2001. Katastrofa na
miarę Titanica zdarzyła się tak blisko 90-tej ulicy w estuarium East
River.
18 kwietnia 1891
roku zwodowano Brooklynie na nieszczęście PS General Slocum –
bocznokołowiec pasażerski. Jego nazwa pochodzi od generała Slocuma, uczestnika wojny secesyjnej. Portem macierzystym statku
był Nowy Jork, skąd wypływał jako wycieczkowiec armatora Knickerbocker
Steamship Co. Na przestrzeni trzynastu lat swej służby miał wiele wypadków, jak
wejścia na mielizny i kolizje z innymi jednostkami.
I tak dnia 15
czerwca 1904 roku na statku wybuchł pożar, który strawił Slocuma na estuarium East
River. Zginęło 1021 spośród 1342 osób znajdujących się na pokładzie.
W środę 15 czerwca
1904 roku General Slocum został wyczarterowany za 350 USD przez
Ewangelicki kościół luterański św. Marka z dzielnicy „Little Germany” na
Manhattanie. Był to doroczny rytuał parafii, którzy odbywali tę podróż przez 17
lat. Ponad 1300 pasażerów, głównie kobiet i dzieci, weszło na pokład „Slocuma”,
który miał popłynąć w górę East River, a następnie na wschód przez Cieśninę
Long Island do Locust Grove, miejsca dorocznych pikników na Long Island.
Statek odbił o
godzinie 9:30. Gdy znalazł się na wysokości East 90th Street w jednym z
pomieszczeń na dziobie (w tzw. Lamp Room) wybuchł pożar być może zaprószony
przez nierozważnego palacza, ale rozprzestrzeniony z pewnością przez słomiane,
zatłuszczone maty i naftę do lamp rozchlapaną po całym pomieszczeniu. Po raz
pierwszy dostrzeżono płomienie około godziny 10. Kapitan Van Schaick dowiedział się o pożarze w 12 minut później (wcześniej
próbował go ostrzec 12-letni chłopiec, ale kapitan mu nie uwierzył)…
Nie używane od lat
węże przeciwpożarowe zmurszały i rozpadały się w rękach marynarzy, gdy ci
chcieli walczyć z ogniem. Załoga nigdy nie przechodziła alarmów
przeciwpożarowych, a łodzie ratunkowe były zamocowane na stałe i nie do użycia.
Ocaleni pasażerowie donosili, że kamizelki ratunkowe rozsypywały się.
Zdesperowane matki ubierały swoje dzieci w pasy korkowe i spuszczały do wody, a
potem z przerażeniem obserwowały, jak dzieci tonęły.
Ogromną większość
pasażerów stanowiły kobiety i dzieci które, jak większość Amerykanów w tamtych
czasach, nie umiały pływać; ofiary, które nie dostały bezużytecznych kamizelek,
także tonęły, bo ciągnęła je w głąb ciężka, wełniana odzież. Twierdzono, że
producent kamizelek ratunkowych umieszczał w korku sztabki żelaza, by sprostać
obowiązującemu wówczas wymogowi minimalnej wagi produktu...
Kapitan Van Schaick
źle ocenił sytuację. Zdecydował się kontynuować rejs zamiast natychmiast
skierować statek na brzeg lub zatrzymać się w najbliższej przystani (twierdził później,
że chciał uniknąć rozprzestrzenienia się pożaru na nadbrzeżne budynki i
zbiorniki paliw); idąc pod wiatr, w rzeczywistości sam rozdmuchiwał ogień.
Część pasażerów
próbowała skakać do wody, ale męska i kobieca odzież tamtych czasów właściwie
uniemożliwiała pływanie. Wiele osób zginęło, gdy zawaliły się przeciążone
pokłady; inne ginęły w wodzie pokiereszowane przez wciąż obracające się koła
łopatkowe.
Wielu pasażerów,
świadków i ratowników wykazało się odwagą. Personel i pacjenci szpitala na
North Brother Island uczestniczyli w akcji ratunkowej tworząc łańcuch ludzki
dla wydobywania ofiar katastrofy z wody. Siedem osób stanęło przed sądem po
katastrofie m.in. kapitan statku. Jedynym osądzonym i skazanym był kapitan Van
Schaick. Został uznany winnym zaniedbania bezpieczeństwa życia i zdrowia,
niedopełnienia obowiązku prowadzenia próbnych alarmów pożarowych i braku
obsługi urządzeń gaśniczych. Został
skazany na 10 lat ciężkiego więzienia. Spędził trzy i pół roku w Sing Sing zanim
został warunkowo zwolniony.
Resztki statku
zostały wydobyte i przebudowane na barkę która zatonęła podczas sztormu w roku
1911. Społeczność dzielnicy Małe Niemcy, której liczebność zmniejszała się już
przed katastrofą, po niej niemal całkowicie zniknęła. Większość niemieckich
luteranów przeprowadziła się gdzie indziej. Kościół, którego parafianie
wyczarterowali statek do nieszczęsnego rejsu, jest dziś synagogą…
Ofiary katastrofy
chowane były na wielu cmentarzach w Nowym Jorku, jedynie pięćdziesiąt osiem
zidentyfikowanych ciał pochowano w zbiorowej kwaterze na Cmentarzu Evergreens
na Brooklynie. 26 stycznia 2004 r. zmarła
ostatnia żyjąca pasażerka w wieku
100 lat. W chwili katastrofy była sześciomiesięcznym niemowlęciem. Jeden dzień
niemal całkowicie wymazał nowojorskie Małe Niemcy (które zastąpiło East
Village).