Zamrugałem tępo
powiekami.
- Gdzie? –
zapytałem niezbyt przytomnie.
- Na Morzu
Beauforta, u północnych wybrzeży Alaski. Mniej więcej na wysokości Prudhoe Bay,
jakieś 15 mil na północ od tego portu.
Przymknąłem oczy
i wyobraziłem sobie mapę Arktyki.
- Skąd nas
podjęto? – zapytałem.
- Niedaleko stąd
– komandor lekko wzruszył ramionami – jakieś 30 mil.
- Niczego nie
rozumiem – mruknąłem po polsku. Staliśmy w miejscu niemal przez tydzień, ale
dlaczego? Chyba nie ze względu na nas i innych rozbitków z Italii 2. Zresztą…
- Proszę?
- Mówiłem, że
niczego nie rozumiem – przeszedłem na angielski. - Ostatni odczyt z pokładowego
GPS wskazywał na to, że jesteśmy nad Morzem Wschodniosyberyjskim około 50 mil
na wschód od wysp Anjou. A potem chyba trzasnęło nami o lód, bo niczego nie
pamiętam.
- OK., w takim
razie proszę nam opowiedzieć, co pan pamięta.
Poprawiłem się na
łóżku, które automatycznie podniosło podgłówek tak, że mogłem niemal
usiąść.
- Wystartowaliśmy
Italią 2 z Triestu i polecieliśmy do
Słupska, gdzie dosiadłem wraz z panią Zalewską – podjąłem moje opowiadanie. – Czerwcową
pogodę mieliśmy bardzo ładną, słoneczną i stabilną, jak w sierpniu. Nawet na
trasie nie było burz termicznych, które potrafię nieźle uprzykrzyć życie…
Planowo dotarliśmy do King’s Bay i tam zatrzymaliśmy się, by dokonać przeglądu
technicznego przed dalszym skokiem na Biegun Północny i Wyspy Anjou, gdzie
spodziewaliśmy się odkryć Ziemię Sannikowa, a tak naprawdę to tylko quasi-wyspy
z kier lodowych i pni drzewnych. Poza tym mieliśmy jeszcze zamiar sprawdzić
wszystkie dziwne informacje na temat wejścia do wnętrza Pustej Ziemi…
Sato i jego
ludzie spojrzeli na mnie dziwnie.
- Przepraszam,
czego? – zapytał.
- Tak, jak
powiedziałem – odrzekłem – Pustej Ziemi. I jeszcze jednego, a mianowicie
Pisanej Komnaty.
- Czy to… czy to
jest jakiś żart? – zapytała pani Azumi wymieniając błyskawiczne spojrzenia z
komandorem Sato.
- Bynajmniej –
odpowiedziałem – takie były cele tej wyprawy. Spodziewaliśmy się znaleźć
wejście do Pustej Ziemi właśnie w rejonie Archipelagu Anjou.
- Ależ to są
jakieś… bajki! – Okimayo omal tego krzyknął, co było szczytem okazywania emocji
przez Japończyków.
Roześmiałem się.
- Ależ wiem o
tym, ale chcieliśmy mieć wreszcie bezsporny dowód na to, że to jest bajka i nic
ponadto. Poza tym chcieliśmy wreszcie ukrócić wszystkie spekulacje na ten
temat.
Drzwi otworzyły
się i stanęła w nich Krystyna. Była w kwiecistej piżamie. Na jej wymizerowanej
twarzy malowała się radość. Za nią weszła ładniutka dziewczyna ubrana w
zielonkawy mundur. Wrażenie psuł pistolet maszynowy przewieszony przez jej ramię.
Zasalutowała Sato i wyszła. Krystyna usiadła obok mnie na łóżku. Miała
obandażowane dłonie i stopy, a i na twarzy widać było ślady straszliwych
ukąszeń arktycznego chłodu. Ucałowałem ją a ona spojrzała na mnie i skinęła
nieznacznie głową. Zrozumiałem – byliśmy pod strażą.
Najwidoczniej
wróciłem do siebie już na dobre, bo momentalnie się wściekłem.
- Co to znaczy? –
zapytałem przez zaciśnięte zęby. – Czy jesteśmy aresztowani? A jeżeli tak, to
za co?
- Przepraszam –
Sato uśmiechnął się – ale takie tu obowiązują przepisy. Nasz statek badawczy
podlega Siłom Samoobrony Cesarstwa Japonii i choć jest statkiem pod banderą
cywilną, to wykonuje misję ściśle wojskową.
- Szpiegujecie
Rosjan? – zapytała Krystyna.
- Nie teraz –
odpowiedział Sato – choć się zdarzało. Ich i Koreańczyków z północy. Jedni mają
Buławę drudzy Taepo-Dong 4 – to taka jej najnowsza wersja wzorowana na Buławie…
Szaleńców trzeba pilnować. Rzecz polega na tym, że RV Kaio Maru 22 jest statkiem hydrograficznym, ale należy do JXSDF.
Nie przypominałem
sobie, bym znał taką instytucję.
- Co to za firma?
– Krystyna włączyła się do rozmowy. Jej głos był chropawy i schrypnięty.
Musiała się nieźle zaziębić…
- Ten skrót
oznacza Japan Xenomorph Self Defence
Forces – Japońskie Siły Samoobrony przed Obcymi Formami Życia, tak to można
przetłumaczyć – oświadczył Sato. Osobiście wolę skrót Specjalne Siły Samoobrony
– czyli S³.
Aha, to stąd ten
dziwny emblemat na rękawach z logo przypominającym Godzillę, potwora z japońskich filmów – przemknęło mi
przez mózg.
- A ja myślałam,
że to tylko wymysł waszych reżyserów z TOHO Inc. – powiedziała Krystyna
wywołując ogólną wesołość.
- No nie bardzo –
odparł Sato - S³ istnieje już od 1950 roku, kiedy pojawiła się w mediach dziwna
sprawa zaginięć i zatonięć statków w trójkącie Smoka na Morzu Diabelskim. To
taki nasz odpowiednik Trójkąta Bermudzkiego. Podsunęliśmy kilka niezłych
pomysłów chłopakom z TOHO i chwyciło, Godzillę zna cały świat! A wracając do
tematu, to słyszeliście chyba o zaginięciu RV Kaio Maru 5?
W mózgu otworzyła
mi się kolejna klapka – już wiedziałem, skąd znajoma mi była nazwa tego statku…
To właśnie rok 1949 zaczyna ponurą statystykę, i tak: 4 kwietnia w okolicach
wyspy Bonin ginie bez śladu statek japoński Guro
Sio Maru 1. To jest już Trójkąt Smoka na Morzu Diabelskim… 21 kwietnia
ginie drugi statek Guro Sio Maru 2 w
okolicy wyspy Miyake. Statek znika dosłownie przed redą portu na Miyake…
W lipcu 1950 roku
na akwenie Morza Diabelskiego ginie bez wieści statek Chyo Huku Maru, który nadawał sygnały SOS z okolic wyspy Mikura. 24
września tegoż samego roku ginie bez wieści kolejny japoński statek. Jest to RV
Kaio Maru 5 z ekipą naukowców na
pokładzie. Niektóre źródła podają, że statek ten zaginął w 1955 roku. Wszystkie
wszakże zgadzają się co do tego, że ekipa ta miała zbadać przyczyny zniknięcia
wymienionych tutaj jednostek i innych, które zaginęły tam wcześniej.
Historia powtarza
się w roku 1953. W dniu 6 stycznia, w okolicach wyspy Sumisu statek Siu Shei Maru zaginął w niewyjaśnionych
okolicznościach. Potem w lutym w okolicach wyspy Nishino znika bez śladu statek
Guro Sio Maru 3. Następnie 25
września statek Fu Ya Maru znika
tajemniczo w okolicach wyspy Miyake. Z kolei 10 października statek Shihyo Maru zniknął na akwenie koło
wyspy Miyake. Statek Ko Zi Maru znika
na akwenie w okolicy wyspy Iwo Jima w grudniu tego samego roku.
- Dokładnie tak –
potwierdził Sato. – I właśnie dlatego powołano do życia JXSDF czyli S³.
- Z jakimi
rezultatami? – zapytałem. – Mam nadzieję, że informacje o tym nie są tajemnicą
stanu?
Sato roześmiał
się.
- Nie, nie są –
rzekł – większość wydarzeń na Morzu Diabelskim została wyjaśniona, wraki
statków zostały odnalezione, ale nie wszystko wyjaśniono i nie wszystkie wraki
się znalazły. Najczęściej wyjaśnienia były najprostsze: sztormy, huragany,
wybuchy wulkanów podmorskich czy erupcje złóż hydratów metanowych. Ale w
kilkunastu przypadkach nie ma żadnych wyjaśnień poza… - wykonał dłonią
nieokreślony gest.
- … działalnością
Kosmitów? – zapytałem.
- Powiedzmy
trzeciej siły – sprostował komandor – tak ja to określam.
Skinęliśmy
głowami. Wymieniliśmy z Krystyną znowu błyskawiczne spojrzenia. Kto jak kto,
ale ona mogła powiedzieć o tym najwięcej…
- No ale powróćmy
do katastrofy Italii 2 – Sato
powrócił do zasadniczego tematu – co z tym wejściem do środka Ziemi?
Poprawiłem się na
poduszkach.
- A to jest dość
stara historia – powiedziałem – datuje się jeszcze od czasów Juliusza Verne’a i
jego powieści „La voyage au centre de la Terre” wydanej pod koniec XIX
wieku. Chyba ją znacie, bo była
filmowana kilka razy…
Wszyscy skinęli
głowami na znak zgody.
- No właśnie –
kontynuowałem - najprawdopodobniej w czerwcu lub lipcu 2007 roku szykowała się
bezprecedensowa międzynarodowa wyprawa na Biegun Północny! Celem jej miało być
sprawdzenie, czy znajduje się tam otwór prowadzący do wnętrza Ziemi. Wyprawa ta
ma dotrzeć tam na pokładzie rosyjskiego atomowego lodołamacza. Mówiło się, że
będzie to NS Jamał. 15 lutego 2007
roku stało się wiadomym, kto będzie kierował tą ekspedycją. Miał nim być nim
doktor fizyki Brooks Alexander Agnew, który nawet wydał książkę pod tytułem
„The Ark of Millions of Years”. Od niemal 20 lat zajmował się on „obmierzaniem”
Ziemi i w swej pracy stosował georadary umożliwiające mu spojrzenie w jej głąb.
Przedsięwzięcie pod szyldem EKSPEDYCJA DO WNĘTRZA ZIEMI PRZEZ BIEGUN PÓŁNOCNY
było przygotowywane od dawna. Miała to być największa ekspedycja geologiczna w
historii. Nieoczekiwanym ciosem dla ekspedycji stało się odejście dotychczasowego
kierownika ekspedycji Stevena Curry’ego. Zastąpił go właśnie dr Agnew. „Nie
mogę polecieć na Księżyc, ani na Marsa ale za to ja mogę stanąć na Biegunie
Północnym!” – tak mówił. Entuzjaści już opracowali plan, pozyskali kandydatów
do tej ekspedycji i tworzą grupy robocze. Jak mówi sam dr Agnew, że na Everest
ludzie wchodzili setki razy, leżącego na dnie oceanu Titanica też przeskanowali
od zęz do szczytów kominów, ale na Biegunie Północnym ta ekspedycja będzie
pierwszą, która będzie szukać tam Wejścia do środka Ziemi. Jak mówi szef
ekspedycji, istnieje tylko jeden statek, który jest w stanie przewieźć ekipę na
Biegun Północny i zrealizować cele NPIEE. Jest to rosyjski lodołamacz NS Jamał, którego armatorem jest Murmański
Transport Morski, najpotężniejszy lodołamacz świata. Przy długości kadłuba 150
m, lodołamacz waży 73.000 ton, a jego maszyny rozwijają moc 75.000 KM. To
właśnie NS Jamał w ubiegłym roku
wsławił się brawurową akcją ratowniczą załogi dryfującej stacji polarnej Siewiernyj Polius 34, kiedy groziła jej
pewna śmierć.
- Było coś
takiego – rzekł Sato – i co dalej?
- Oczywiście są
także inne lodołamacze, które są wynajmowane przez międzynarodowe firmy
turystyczne, właśnie w celu dowożenia wycieczek na Biegun Północny, ale tylko Jamał służy nie tylko do przewozu
turystów, co trafia mu się i pięć razy w roku, a jest do tego specjalnie
przystosowany. Na pokładzie jest sauna, sala gimnastyczna, basen pływacki, sala
muzyczna i nawet salka kinowa. Kabiny są dwuosobowe, ale są także eleganckie
apartamenty. Na pokładzie jest również helikopter i hangar, tak że Jamał może zabezpieczyć ludziom dostęp
wszędzie, gdzie tylko się chcą udać. Oto dlaczego wybór padł właśnie na niego.
- A co z
finansowaniem tego przedsięwzięcia? – zapytała Azumi.
- Organizatorzy
tej dwutygodniowej ekspedycji NPIEE obliczyli, że jej koszt będzie wynosił
około dwa miliardy dolarów. Jednym ze źródeł finansowania miał być sponsoring
mediów, które mogłyby wziąć udział w zrobieniu filmu lub filmów poświęconych
rozwiązywaniu tej jednej z największych zagadek Ziemi, czy za samą możliwość
sfilmowania losów tej ekspedycji. Na pewno wystarczyłoby im materiału na dwa a
nawet trzy filmy fabularne z całą masą przygód. No i byłoby zebranych wiele
naukowych i metafizycznych materiałów.
- Metafizycznych?
– Okimayo podniósł brwi. – Jesteśmy wszyscy racjonalistami i trudno nam sobie
wyobrazić, że można mieszać naukę z metafizyką i pakować w to dwa miliardy
baksów.
- Doktorze, niech
pan nie zapomina, że animatorem tej wyprawy był człowiek, który był wyznawcą
teorii o Pustej Ziemi.
- No tak,
faktycznie. I co dalej?
- Jak już
powiedziałem, miało tam popłynąć 100 uczonych. Po pierwsze, miało to być 33
znanych uczonych, po drugie – 30 ekspertów od medytacji, historii, mitologii,
postrzeganie pozazmysłowe, psychotronika, itd. Mieli oni stworzyć kilka grup
roboczych. Do tego ufolodzy, którzy mieli prowadzić całodobowe obserwacje nieba
w poszukiwaniu UFO przy pomocy kamer podczerwieni, radarów i innych przyrządów,
a do tego trzech ekspertów-analityków do opracowania otrzymanych danych.
Wygląda zatem na to, że na Biegun Północny popłynęłaby najlepiej wyposażona
ekspedycja naukowa, jaka kiedykolwiek tam wyruszyła w historii!
CDN.