środa, 30 września 2020

Hieroglify z Jordanowa

 

Ślady robaków w mule z czasów Środkowego Eocenu

 

Stanisław Bednarz

 

Ciekawostki geologiczne Jordanowa – potok hieroglifowy. Gdy wracam z grzybów z Przykca zawsze fascynuje mnie potok Chrobaczanka, który w górnych partiach biegu płynie wzdłuż wychodni warstw hieroglifowych (wiek Eocen Środkowy). Na tle monotonii szarego fliszu magurskiego jest ciekawostka. Dziwuję mu się.

Warstwy hieroglifowe zawierają liczne ślady żerowania bezkręgowców jak i struktur prądowych (np. opływania gałęzi). W XIX wieku nie znano pochodzenia tych dziwnych struktur i nazwano je hieroglifami, nazwa ta utrzymała się. Ten kompleks cienko ławicowych niebiesko-zielonych piaskowców i zielonych łupków rytmicznie przewarstwionych jak harmonijka stanowi na tle szarości piaskowca magurskiego duże urozmaicenie. W ilastym osadzie bezkręgowce np. pierścienice zostawiały ślady potem były przysypywane piaskiem i tak powstawały odlewy. Szczególnie liczne hieroglify są w tym potoku i dlatego nazwałem go Potokiem Hieroglifowym.

Na szczególne bogactwo hieroglifów w tym potoku zwrócił uwagę prof. Książkiewicz w swej pracy z 1963 „Stratygrafia płaszczowiny magurskiej w Beskidzie Średnim”. Profesor zgromadził wielką kolekcję skamieniałości śladowych m.in. z tego potoku, który to błędnie nazywał Grapa. Ale taka nazwa funkcjonowała w starych mapach.


Hieroglifowy Potok na mapach

Teraz coś o tych hieroglifach. Hieroglify mechaniczne to struktury będące odlewem niewielkich form erozyjnych (np. jamek wirowych), lub struktur obciążeniowych (pogrązów) zachowane na spągowej (dolnej) powierzchni ławicy skalnej. Wyróżnia się hieroglify prądowe (odlewy wyżłobień, jamek utworzonych przez prąd wodny), hieroglify deformacyjne (odlewy związane z pogrązami). Hieroglify narzędziowe (odlewy zagłębień wytworzonych przez wleczone przez falowanie lub prąd przedmioty).

Hieroglify występują najpowszechniej w skałach fliszu karpackiego i są w skałach fliszu karpackiego. Hieroglify są używane do wyznaczania pierwotnego ułożenia sfałdowanych warstw skalnych, gdyż tworzyły się zawsze na pierwotnej dolnej powierzchni ławicy. Niektóre rodzaje hieroglifów są użyteczne w rekonstrukcji kierunku przepływu prądu.

Hieroglify będące śladami działalności organizmów to tzw. skamieniałości śladowe (np. żerowania, drążenia w osadzie, tropy, odchody). Niektóre skamieniałości śladowe bezkręgowców odgrywają dużą rolę jako wskaźnik paleośrodowiska, zwłaszcza w osadach ubogich w skamieniałości (np. we fliszu). Niektóre z nich tworzą ciekawe wzory geometryczne, np. spirale, siatki, meandry, wachlarze.

Skamieniałości śladowe są nośnikiem informacji o warunkach ekologicznych na dnie głębokich mórz, aczkolwiek geneza wielu z nich nie jest w pełni wyjaśniona. Po okresach wzmożonych opadów woda wyrywa z dna fragmenty i składa je u podnóży stromych stoków w postaci osypisk rumoszu. Tam też można znaleźć liczne okazy. Mam ich kilkadziesiąt. Gdy ktoś będzie przekraczał ten potok niech zwróci na te ciekawostki uwagę. Polecam moim kolegom geologom.

 








Znaleziska z Hieroglifowego Potoku

Moje 3 grosze

 

Miło jest pomyśleć, że ślady pradawnego życia mamy także i u nas. I nie musimy jechać do Rosji, Chin czy USA, by je sobie zobaczyć na własne oczy. Trochę małe, ale skoro nie ma dinozaurów, to muszą wystarczyć „chroboki w skałach” (jak pisał to ongi prof. Passendorfer) z wiele późniejszych czasów – jakieś 56-34 MA temu, czyli już po Piątym Epizodzie Wielkiego Wymierania K/Pg.

Ale nie narzekajmy, przypominam, że jakieś 7000 m pod nogami mamy coś, co powoduje anomalię grawitacyjno-magnetyczną. Rad bym wiedzieć, co to jest. To musi być masywne i żelaziste – może jakieś złoże rud żelaza albo żelazno-niklowa asteroida, która tu spadła miliony lat temu? Może jakiś „wymrożony” wulkaniczny batolit sprzed milionów lat? Niestety, tego się na razie nie dowiemy…

wtorek, 29 września 2020

RMS „Titanic” vs. zorza polarna?

 


Na temat katastrofy transatlantyku RMS Titanic napisano już niemal wszystko, a mimo tego zawsze znajduje się coś nowego. Meteorolożka Marzena Rabczewska na swym blogu podała niedawno bardzo ciekawą hipotezę dotyczącą katastrofy tego ogromnego statku, a która sprowadza się do tego, że za kolizją i zatonięciem Titanica stoi… zorza polarna! A oto ten osobliwy materiał:

 

Potężna burza magnetyczna przyczyniła się do katastrofy Titanica

 

Burza geomagnetyczna mogła naprowadzić transatlantyk na górę lodową .

Zorza polarna rozbłysnęła na niebie nad Północnym Atlantykiem 15 kwietnia 1912 r. – w noc zatonięcia RMS Titanic. Ostatnie badania nad przyczyną katastrofy słynnego transatlantyku wskazują, że potężna burza geomagnetyczna z zorzą polarną mogły zakłócić systemy nawigacyjne i komunikacyjne oraz utrudnić działania ratownicze, pośrednio przyczyniając się do katastrofy, podczas której zginęło 1500 osób.

Świadkowie, którzy przeżyli katastrofę, opisywali kolorowe światła zorzy polarnej w regionie, gdzie Titanic zderzył się z górą lodową, a jeden z obserwatorów zeznał, że „zorza polarna była tej nocy bardzo silna” – napisała Mila Zinkova, niezależna badaczka pogody i fotograf, w nowym badaniu opublikowanym w internetowym wydaniu czasopisma „Weather”.

Zorze polarne powstają podczas silnych burz słonecznych, kiedy Słońce wyrzuca z dużą prędkością strumienie naelektryzowanego gazu, które pędzą w kierunku Ziemi. Kiedy naładowane cząsteczki i energia zderzają się z ziemską atmosferą, niektóre przemieszczają się wzdłuż linii pola magnetycznego, gdzie oddziałują z gazami atmosferycznymi, świecąc na zielono, czerwono, fioletowo i niebiesko – wyjaśnia NASA. Według NASA naładowane cząsteczki są w stanie zakłócać sygnały elektryczne i magnetyczne, przyczyniając się do przepięć.

Burza słoneczna (zwana również burzą geomagnetyczną) była wystarczająco silna, aby wytworzyć zorzę polarną i wpłynęła na kompasy oraz bezprzewodową komunikację na Titanicu oraz pobliskich statkach. Nawet niewielkie zakłócenie mogłoby wystarczyć, aby skazać statek na katastrofę – poinformowała Zinkova w badaniu.

Zorza polarna była doskonale widoczna, kiedy Titanic tonął. James Bisset, drugi oficer RMS Carpathia (statek, który uratował ocalałych z Titanica) napisał w swoim dzienniku podczas feralnej nocy z 14/15 kwietnia 1912 roku:

- Nie było księżyca, ale aurora borealis migotała jak promienie księżyca wystrzeliwane z północnego horyzontu.

We wpisie dokonanym pięć godzin później Bisset zauważył, że wciąż widział „zielone promienie” zorzy polarnej, kiedy Carpathia zbliżała się do szalup ratunkowych Titanica – zauważa Zinkova.

Ocaleni wypowiadali się, że około godziny 3 nad ranem czasu lokalnego dostrzegali zorzę polarną z szalup ratunkowych.

- Światło wyginało się w łuk na północnym niebie, a kolorowe serpentyny sięgały w kierunku gwiazdy polarnej” – napisał ocalały z Titanica, nauczyciel Lawrence Beesley.

W tym samym czasie, kiedy naładowane cząstki burzy słonecznej generowały ładny pokaz na niebie, kompas Titanica, na którym polegał kapitan, mógł zawirować. Odchylenie zaledwie 0,5 stopnia wystarczyłoby, aby skierować statek z dala od bezpiecznego miejsca i ustawić go na śmiertelnym kursie kolizji z górą lodową – twierdzi Zinkova w badaniu.

Sygnały radiowe tej nocy również były również „dziwaczne” – donosili operatorzy z liniowca RMS Baltic (Baltic był jednym ze statków, które odpowiedział na wezwanie pomocy Titanica, ale RMS Carpathia dotarła tam pierwsza). Według Zinkovej, sygnały SOS wysyłane przez Titanica do pobliskich statków nie zostały usłyszane, a odpowiedzi nie zostały odebrane.

- Oficjalny raport o zatonięciu Titanica sugerował, że amatorscy entuzjaści radia spowodowali zakłócenia, zagłuszając fale radiowe, a tym samym uniemożliwi dokładne rozpowszechnianie sygnałów alarmowych na inne statki w pobliżu – napisała. - Jednak w tamtym czasie mieli niepełną wiedzę o wpływie burz geomagnetycznych na jonosferę i zakłóceniach komunikacji. Uważam, że trwająca umiarkowana do silnej burza geomagnetyczna w pobliżu zorzy polarnej miała negatywny wpływ na otrzymanie dokładnych sygnały SOS-ów z pobliskich statków – dodała.

- Jeśli zakłócenia geomagnetyczne spowodowane burzą słoneczną rzeczywiście w miały miejsce, mogłoby to wpłynąć na wszystkie aspekty tragedii, w tym na błędy nawigacyjne, które spowodowały zderzenie Titanica z górą lodową i nieudaną komunikację SOS, która opóźniła przybycie statków ratowniczych – napisała Zinkova.

Chociaż Titanic zatonął ponad sto lat temu, opowieść o tej fatalnej podróży i jej tragicznym zakończeniu wciąż intryguje i fascynuje. Przedmioty odzyskane z tego fatalnego dnia mają wysokie ceny na aukcjach, np. menu na lunch z 14 kwietnia sprzedano w 2015 za 88 tys. USD. Chociaż sława statku pozostaje niezmienna, sam wrak szybko się rozpada. Kiedy zespół odkrywców odwiedził Titanica w sierpniu 2019 roku po 14-letniej przerwie odkryli, że część prawej burty statku – gdzie znajdowało się wiele pomieszczeń pierwszej klasy – została zniszczona przez potężne prądy oceaniczne, mikroby zżerające metale i sól.[1]


Wszystko jest OK., ale czy na pewno? Hipoteza jest bardzo ciekawa, tym niemniej ma swe słabe strony, a mianowicie:

·        Radiotelegrafiści z TitanicaPhillips i Bride – utrzymywali cały czas łączność z oddalonym o prawie 500 mn Cape Race i nadawali tam prywatne telegramy od i dla pasażerów Titanica.  Bez problemów. Kiedy R/O z Californiana chcący ostrzec Titanica o polu lodowym odezwał się na ich częstotliwości, to Philips kazał mu się zamknąć. Na takie dictum Cyril Evans po prostu wyłączył radio i poszedł spać… - z wiadomym fatalnym skutkiem. Californian stał w dryfie o 20 mn/~31,6 km od tonącego Titanica, a zatem z pokładu Titanica nie można było dostrzec świateł pozycyjnych Californiana i vice-versa. Musiał to być jakiś niezidentyfikowany statek, który stał w dryfie, a potem popłynął na zachód. Do dziś dnia nie wiadomo, jaka to była jednostka…

Mapka sytuacyjna katastrofy "Titanica" - uwidoczniono na niej pozycje najbliższych statków, które pospieszyły mu na ratunek

Nie wiem, skąd pani Zinkova wytrzasnęła informację o płonących na niebie światłach zorzy polarnej. Było wręcz odwrotnie – zeznania wszystkich świadków twierdzą, że noc była ciemna, bezksiężycowa, a tylko na bardzo czarnym niebie świeciły gwiazdy. To oczywiste, bowiem Titanic znajdował się w centrum wyżu – ponad 1040 hPa, który dał spokojną, bezwietrzną pogodę z CAVU.  I to właśnie zdecydowało o tym, że Titanic poszedł wprost na górę lodową – nie przewrócony growler, nie jakiś kawał lodu, ale na pełnowymiarowego iceberga – z prędkością 21,5 kts czy nawet 25 kts w egipskich ciemnościach. Góra lodowa dopiero ukazała się obserwatorom w odległości ok. 400 m od statku, jako ciemniejszy kontur na tle płonących gwiazd.

·        Co było potem – wiadomo: marynarze Fleet i Lee uderzyli w dzwon i powiadomili oficera wachtowego - VI oficera Moody’ego na mostku, że na kursie znajduje się góra lodowa. I oficer Murdoch natychmiast ocenił sytuację i przełożył rączkę telegrafu maszynowego na CAŁĄ WSTECZ, jednocześnie wydając rozkaz LEWA NA BURT, chcąc ominąć górę lodową. Oczywiście zdawał sobie sprawę, że statek uderzy w przeszkodę, bowiem droga hamowania Titanica wynosiła ponad 7,77 km przy maksymalnej prędkości… Poza tym samo wykonanie skrętu było bardzo trudne – statek ważył ponad 66.000 ton, poruszał się szybko, zaś jego płetwa sterowa była za mała do szybkiego wykonania tak gwałtownego manewru. Skutek mógł być tylko jeden – kolizja.

·        Kolejna sprawa – radiowe wezwanie o pomoc. R/O z Titanica początkowo nadał sygnał CQD MGY – come quick danger i sygnał wywoławczy statku. Dopiero potem przypomniano mu, że niedawno został wprowadzony inny sygnał – SOS – save our souls i nadawał już SOS MGY oraz pozycję statku. Niestety – pierwsza pozycja była niewłaściwa, dopiero ta druga była skorygowana. Na wezwanie odpowiedziały sąsiadujące statki, z wyjątkiem SS Californian. Ale znowu – żaden z nich nie miał kłopotów z łącznością.

·        Z tego, co podaje autorka wynika, że zorzę polarną zaobserwowano dopiero około godziny 03:00 ADT/07:00 UTC-GMT – czyli już po tym, jak Titanic poszedł na dno o godzinie 02:20 ADT/06:20 UTC-GMT.

·        Czy zorza polarna miała jakiś wpływ na nawigację? Raczej nie. Nie było jeszcze radionawigacji ani radiolokacji, więc nie ma problemu z zakłóceniami propagacji fal radiowych. Problemem było to, że obserwatorzy na bocianim gnieździe nie mieli lornetek – a mieć powinni. I to lornetki rozjaśniające o dużej średnicy soczewek obiektywów. Takich nie mieli – miały zostać zakupione dopiero w Nowym Jorku. Kolejnym błędem był brak obserwatora na oku czyli na dziobie statku, który prędzej mógłby ujrzeć górę lodową na tle nieba. Wygwieżdżonego, ale ciemnego, bez ogni zorzy polarnej.  

 

A zatem hipoteza ta nie trzyma się znanych faktów. Gdyby niebo było jaśniejsze i/albo świecił bodaj sierpik Księżyca (który wzszedł dopiero nad ranem) czy zorza polarna (która pokazała się po godzinie 03:00 ADT), albo gdyby wiał choćby słaby wiatr powodujący falowanie, Titanic bez problemów dopłynąłby do portu przeznaczenia w Nowym Jorku. Niestety, tak się nie stało i wszystkie czynniki stworzyły piekielną machinę egzekucyjną, która pozbawiła życia ponad półtora tysiąca ludzi…   



[1] Źródło: „Live Science”.

poniedziałek, 28 września 2020

Znowu zaginięcia w Tatrach

Zaginiona Joanna Felczak z Warszawy

W nawiązaniu do mojego poprzedniego materiału na temat tajemniczych zaginięć ludzi w Tatrach, ostatnie dni przyniosły następne doniesienia, i tak jak donosi „Gazeta Wyborcza”:

 

Tatry i Podhale. Zaginęła turystka z Warszawy, poszukiwania trwają trzecią dobę

Kobieta przyjechała do Zakopanego w sobotę. W niedzielę miała wyjść w góry - ale od tamtej chwili z 40-latką nie ma kontaktu. Roman Wieczorek z zakopiańskiej policji: - Akcja poszukiwawcza trwa.

- Moja siostra Joanna Felczak w sobotę 19.09 przyjechała do Zakopanego. W niedzielę ok. 08:00 rano wyszła z pensjonatu (Dom Wypoczynkowy Słoneczna, ul. Karłowicza 4, Zakopane) i nikt jej tam od tego czasu nie widział. Nie ma z nią kontaktu, nie odbiera telefonu. Ktokolwiek posiada jakiekolwiek informacje na temat miejsca jej pobytu, kontaktował się z nią w ciągu ostatnich 2 dni lub widział ją – bardzo proszę o kontakt - napisała na Facebooku siostra zaginionej, Kamila.

Joanna Felczak ma 40 lat, ok. 175 cm wzrostu, blond włosy, niebieskie oczy i szczupłą budowę ciała.

Policja: Analizujemy nagrania z monitoringu

Sprawę prowadzi warszawska komenda policji. Na ich prośbę czynności na miejscu podejmują funkcjonariusze z Zakopanego.

Poszukiwania kobiety trwają już trzecią dobę. - Wiele godzin zajmuje nam przeglądanie miejskiego monitoringu, by potwierdzić, że kobieta faktycznie wyszła w góry - przekazuje nam Roman Wieczorek, rzecznik prasowy zakopiańskiej policji.

Pomoc ratowników TOPR w Tatrach

Kobieta od niedzieli nie odbiera telefonu, jej komórka jest wyłączona. Przez krótką chwilę, w nocy z wtorku na środę, telefon zalogował się w rejonie Hali Gąsienicowej. Ten trop również sprawdzają policjanci.

W wysokich partiach Tatr w poszukiwaniach pomaga Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe.

 

Jak dotąd, nie została odnaleziona. Tymczasem z drugiej strony granicy nieoceniony dr Miloš Jesenský przysłał mi taką informację z dziennika „Nový Čas”:

 

Pewna kobieta poszła zbierać leśne owoce w Tatrach i tajemniczo znikła: Ratownicy z HZS poszukują ją przy użyciu nowej metody. Horská Záchranná Služba informuje o akcji poszukiwawczej w Tatrach Zachodnich.

- Dnia 19.IX.2020 roku w godzinach przedwieczornych, ratownikom HZS z Tatr Zachodnich zgłoszono zaginięcie 65-letniej Słowaczki, która w grupie zbierała leśne owoce pod Barańcem (N 49°10’24” – E 019°44’27” – 2182 m n.p.m.). Ostatni raz widziano ją na miejscach pod Barańcem od strony miejscowości Jakuboviany. Po zgłoszeniu w sobotni wieczór w akcji poszukiwawczej wzięło udział 8 ratowników – podaje HZS na Facebooku.

- Kiedy podczas nocnych poszukiwań nie udało się znaleźć kobiety, poproszono o pomoc jednostkę lotnictwa MSW. Poszukiwania kontynuowano w dniu 20.IX.2020 r. z powietrza wraz z helikopterem z jednostki lotnictwa MSW, kiedy to ratownicy HZS przeszukiwali całą lokalizację z powietrza i na ziemi, ale bez rezultatu. Uczestniczyło w tym 26 ratowników i przewodników w psami służbowymi. W następne dni miało miejsce rozszerzone poszukiwanie, w którym po raz pierwszy w historii poszukiwań, ratownicy HZS użyli do akcji drona – informują oni. Poszukiwania nadal przebiegają po ziemi i z powietrza, ale niestety bezowocnie.[1]  

 







Jak widać, nasi południowi sąsiedzi też mają podobne problemy z ludźmi zaginionymi w górach. Dr Jesenský, który także badał to zagadnienie twierdzi, że nie jest to odosobniony wypadek, chociaż na szlakach Słowackich Tatr panuje większa dyscyplina, niż na polskich.

Kroniki TOPR znają podobne wypadki, kiedy w górach giną bez śladu nawet mieszkańcy okolicznych miejscowości – i tak na Czerwonych Wierchach w 1928 roku zaginął tam bez wieści Jan Ciaptak-Gąsienica, którego ostatnio widziano na Hali Kondratowej. Jego ciała nigdy nie znaleziono. A przecież był on jednym z elity wspinaczy tego czasu, wsławił się pokonaniem północnej, 600-metrowej ściany Giewontu – problemem porównywalnym do Zamarłej Turni!!![2] No, ale Giewont i Czerwone Wierchy to polski Trójkąt Bermudzki i dzieją się tam różne dziwne rzeczy… A takich zaginionych bez wieści miejscowych było więcej, ale… nie zawsze się o nich zgłaszało do TOPR. Powody wyjaśniłem we wcześniejszym materiale o śmierci Marka Willa.[3]

A zatem nie pozostało nam nic poza czekaniem na rezultaty poszukiwań obu kobiet.

 

niedziela, 27 września 2020

Śnieżna i deszczowa XYLA


Piękne babie lato, które mieliśmy od początku miesiąca, załamało się wskutek odejścia na wschód potężnego wyżu, który ją zapewniał.




W dniu 24.IX  zaczęło się chmurzyć i to był pierwszy zwiastun przebudowy pogody. Nad naszą część Europy nasunęły się niże – VALENTINA, WICCA, XYLA i YOUNGME, które przyniosły wreszcie deszcze i spadek temperatury z +24°C do +12,5°C w nocy i +20°C w dzień. Najpierw pojawiły się punktowe narymne deszcze – np. w Rabce w dniu 24.IX w godzinach 18:00 – 18:10, gdzie odnotowano potężny opad burzowy. U nas nie padało dużo – przez te trzy dni spadło zaledwie 6,08 dm³/m² wody.




Jak ukazują to załączone mapki – niż XYLA dał nieco więcej opadów tam, gdzie najbardziej ich było potrzeba. A w Alpach spadł śnieg. A było potrzeba, bo poziom Wisły w Warszawie wynosił zaledwie 38 cm…!


Synoptycy przewidują, że czeka nas druga część babiego lata przez koniec września i na początku października, zaś modele matematyczne przewidują, że zima będzie podobna jak w ubiegłym roku – ciepła i bez opadów. Ale na razie cieszmy się grzybami, których wysypy mamy nad podziw udane – zob. wpisy na blogu www.grzybypl.blogspot.com

piątek, 25 września 2020

Tasmańskie grindwale


Ostatnio miłośnikami wielorybów wstrząsnęła wiadomość o wyrzucie na tasmański brzeg niemal pięciuset wielorybów – grindwali (zwanych pilot whale) z wciąż nieznanych przyczyn. A oto, jak opisywały to media:

 

Nie żyje już 380 z 460 grindwali, które utknęły na mieliźnie w zatoce u wybrzeża Tasmanii – poinformowali australijscy ratownicy. Trwa akcja ratunkowa.

Jak poinformował dyrektor tasmańskich parków i dzikiej przyrody, ratownicy ustalili, że mimo ich wysiłków 380 waleni zmarło. 30 wciąż żyje, a 50 zostało uratowanych.

Zwierzęta są w potrzasku od poniedziałku. Grindwale to ssaki z rodziny delfinowatych, mierzące do 7 metrów długości i ważące do trzech ton.

Akcję ok. 60 ratowników w płytkiej zatoce Macquarie Harbour utrudniają pływy morskie; sprawiły, że część z uratowanych waleni ponownie utknęło w płytkich wodach.

W Tasmanii jest teraz zima, temperatura wody to ok. 11 st. Wyciągnięcie jednego grindwala za pomocą specjalnej uprzęży wymaga współpracy co najmniej czterech osób.

Choć utknięcie waleni na plażach i mieliznach nie jest powszechne w Australii, niezwykła jest skala tego zjawiska, nienotowana w historii kraju; w 2017 r. na plażach Nowej Zelandii utknęło za jednym razem 600 grindwali. (TVP)

 


Ratownikom udało się uratować 70 grindwali, waleni z rodziny delfinowatych, które utknęły na mieliźnie w zatoce w Tasmanii – poinformowały australijskie władze. Ocenia się, że kolejnych 20 wciąż czeka na pomoc, a 380 straciło życie.

Dyrektor służby ds. parków i dzikiej przyrody Tasmanii zapowiedział, że ratownicy spróbują wydostać z mielizny 20 pozostałych grindwali; cztery mogą zostać poddane eutanazji.

Jednocześnie ratownicy zaczną zbierać zwłoki 380 zwierząt, które nie przeżyły utknięcia na plaży i mieliznach zatoki Macquarie Harbour na zachodnim wybrzeżu Tasmanii.

Utknięcie aż 470 waleni na mieliźnie jest najtragiczniejszym tego typu wydarzeniem w historii wyspy i całej Australii. Dotychczasowy rekord padł w 1996 r. w Australii Zachodniej, kiedy na plażach ugrzęzło 320 waleni.

Naukowcy nie mają pewności, co jest przyczyną takich zdarzeń. (GW)

 

I tak dalej i temu podobnie. Znacznie większy materiał podaje portal internetowy www.Inews.co.uk, gdzie czytamy:

 

Dlaczego wieloryby wyskakują na plaże? Wyjaśniono teorie naukowe po śmierci prawie 400 wielorybów wyrzuconych na brzeg na Tasmanii

 

Prawie 500 grindwali zostało odkrytych na morzu na wybrzeżu Tasmanii podczas najgorszego masowego plażowania w historii Australii - ale dlaczego tak się dzieje, pozostaje tajemnicą

Prawie 400 grindwali zmarło po wylądowaniu na plaży na Tasmanii na największym masowym wylądowaniu, jakie kiedykolwiek odnotowano w Australii.

Władze pracują nad uratowaniem około 270 wielorybów znalezionych na plaży w pobliżu odległego nadmorskiego miasta Strahan w poniedziałek.

W środę kolejne 200 osieroconych zwierząt zostało zauważonych niecałe 10 km na południe, co zwiększyło łączną liczbę do prawie 500.

 

Co się stało z pilotami na Tasmanii?

 

Późnym popołudniem potwierdzono śmierć wszystkich 200 wielorybów, w tym łącznie 380.

Według Nicka Deka, menadżera Tasmania Parks and Wildlife Service, istnieje kolejnych 30 wielorybów, które żyły, ale pozostały uwięzione, a 50 zostało uratowanych od wtorku.

Powiedział: „Będziemy nadal pracować, aby uwolnić jak najwięcej zwierząt. Będziemy pracować tak długo, jak długo będą żywe zwierzęta ”.

Około 30 wielorybów na pierwotnym brzegu zostało przeniesionych we wtorek na otwarty ocean, ale kilka z nich ponownie utknęło - około jedna trzecia tej pierwszej grupy zmarła w poniedziałek wieczorem.

Biolog Dzikiej Przyrody Programu Ochrony Morskiego Kris Carlyon powiedział, że ostatnie masowe wyrzucenie na brzeg było największe w Australii „pod względem liczby wyrzuconych i zmarłych”.

Największym masowym wylądowaniem Australii było wcześniej 320 pilotów w pobliżu miasta Dunsborough w stanie Australia Zachodnia w 1996 roku.

Tasmania jest jedyną częścią Australii podatną na masowe wyrzucanie na brzeg, chociaż czasami występują one na kontynencie australijskim.

W sąsiedniej Nowej Zelandii ponad 600 grindwali wyrzuciło na Wyspę Południową w Farewell Spit w 2017 roku, a ponad 350 umarło.

 

Dlaczego wieloryby same wyrzucają się na brzeg?

 

Dlaczego wieloryby osiadły na mieliźnie na Tasmanii, pozostaje tajemnicą, a pan Carlyon sugeruje, że wieloryby popłynęły ku brzegowi za pożywieniem lub przez nieszczęście jednego lub dwóch wielorybów, co doprowadziło do reszty.

Powiedział: „Jest bardzo prawdopodobne, że było to jedyne wydarzenie w dużej grupie. To byłaby jedna duża grupa na morzu ”.

Naukowiec morski Vanessa Pirotta powiedziała, że ​​istnieje wiele potencjalnych przyczyn, które mogą wyjaśnić to zjawisko, w tym błędy nawigacyjne.

„Mają bardzo silny system społeczny, te zwierzęta są ze sobą ściśle powiązane i dlatego widzieliśmy tak wiele w tym przypadku, niestety w tej sytuacji” - powiedziała pani Pirotta.

Dodała, że ​​ratowanie ich nie zawsze się udaje, ponieważ chcą wrócić do stada, mogą usłyszeć akustykę dźwięków wydawanych przez innych, albo są po prostu zdezorientowani iw tym przypadku bardzo zestresowani , i prawdopodobnie tak zmęczeni, że w niektórych przypadkach nie wiedzą, gdzie się znajdują ”.

Na tym zdjęciu zrobionym z powietrza widzimy wiele wielorybów wyrzuconych na brzeg we środę, 23.IX.2020 roku, nieopodal miasta Strahan na Zachodnim Wybrzeżu Tasmanii, Australia. Wiele z nich znaleziono wyrzuconych na australijskie plaże także we środę, co zwiększyło ich ilość do prawie 500 w masowym incydencie jaki zarejestrowano w naszym kraju (Australian Broadcastm Corporation, AP)

 


Około 200 wielorybów zmarło po odkryciu w środę w pobliżu początkowej grupy (Zdjęcie: AP)

 


Naukowcy wysunęli różne teorie na temat tego, dlaczego wieloryby masowo wyrzucają na brzeg, ale ostateczna odpowiedź pozostaje nieznana.

 

Według Olafa Meynecke, pracownika naukowego w dziedzinie nauk o morzu z Griffith University, piszącego dla „The Conversation” :

- Niektóre teorie sugerują, że winne są niedobory żywności lub zmiany w polach elektromagnetycznych, które je dezorientują. Mogą też podążać za chorym lub zdenerwowanym przywódcą kapsuły. W niektórych przypadkach wyrzucenie na brzeg było powiązane z aktywnym sonarem ze statków i sonarem morskim, który przerywał ich echolokację.

Dodaje, że doświadczenie to jest „niezwykle niepokojące” dla zwierząt, a stres ten jest głównym czynnikiem powodującym śmierć wielu wielorybów, a także przegrzanie na słońcu i utonięcie, jeśli nie mogą się przedrzeć w płytkiej wodzie. Istnieją różne teorie na temat tego, dlaczego wieloryby pilotażowe same wyrzucają się na brzeg, ale odpowiedź pozostaje tajemnicą.

 

Czy wieloryby próbują „utrzymywać kontakt z chorymi lub rannymi towarzyszami”?

 

Peter Evans, honorowy starszy wykładowca na Uniwersytecie w Bangor, argumentował, że przyczyny mogą być naturalne w innym artykule na temat „The Conversation”, napisanym po wydarzeniach w Nowej Zelandii w 2017 roku.

Napisał:

- Chociaż kuszące jest automatyczne obwinianie wyrzuconych na brzeg wielorybów za działalność człowieka, fakt, że głęboko żyjące gatunki wielorybów najczęściej są osiadane w tych samych miejscach, wskazuje, że w wielu przypadkach bardziej prawdopodobne jest, że winne są przyczyny naturalne. Masowe wyrzucenia na brzeg tych gatunków oceanicznych zwykle znajdują się na bardzo płytkich obszarach z łagodnie nachylonym, często piaszczystym dnem morskim. W takich sytuacjach nie jest zaskoczeniem, że te zwierzęta, które są przyzwyczajone do pływania w głębokich wodach, mogą napotkać trudności i nawet jeśli zostaną ponownie wypchnięte na morze, często wracają na brzeg.

Pan Evans zasugerował, że większość tych wylądowań może być „po prostu spowodowana błędem nawigacyjnym”, wynikającym z tego, że echolokalizacja wielorybów nie funkcjonuje tak dobrze na płytkich wodach, co wprowadza w błąd zwierzęta po podążaniu ofiarą na nieznane wody.

 


Na tym zdjęciu wykonanym z wideo z lotu ptaka widać liczne wyrzucone na brzeg wieloryby wzdłuż wybrzeża w środę, 23 września 2020 r., W pobliżu odległego miasta Strahan na zachodnim wybrzeżu, na wyspie Tasmania w Australii.  W środę na australijskim wybrzeżu znaleziono więcej grindwali wyrzuconych na brzeg, co zwiększyło szacunkową liczbę do prawie 500 w największym masowym wylądowaniu kiedykolwiek zarejestrowanym w kraju.  (Australian Broadcast Corporation przez AP)

Niektóre wieloryby wydają się utknąć po tym, jak zostały zdezorientowane działalnością człowieka. Przyznał jednak również, że na wyrzucone na brzeg ludzie mogą mieć wpływ istoty ludzkie, takie jak działania marynarki wojennej przy użyciu sonaru.

Naukowiec przytoczył również dowody sugerujące, że wieloryby zaangażowane w wyrzucanie się na brzeg niekoniecznie są spokrewnione, a zwierzęta po prostu podążające za innymi w niebezpiecznej trajektorii mogą być wskaźnikami silnych więzi społecznych między nimi.

We wcześniejszym artykule na tej samej stronie internetowej David Lusseau, czytelnik Uniwersytetu w Aberdeen, przedstawił różne wyjaśnienia, takie jak szkodliwe zakwity glonów, wspomniane ćwiczenia morskie i czynniki długoterminowe, takie jak wahania temperatury i kurczące się zapasy żywności.

Zwraca jednak uwagę, że chociaż są to sytuacje, w których chore lub ranne wieloryby zostają uwięzione, nie wyjaśnia, dlaczego pozornie zdrowe zwierzęta są również zaangażowane w „plażowanie”.

Pan Lusseau przedstawił możliwość, że wieloryby mogą celowo wyrządzać sobie krzywdę, ale przyznał również, że „ulubione wyjaśnienie” zjawiska odzwierciedlającego więzi społeczne, że wieloryby „dążą do pozostawania w kontakcie ze swoimi chorymi lub rannymi towarzyszami, czy to krewnymi, czy nie”.

 

I jeszcze jedna informacja:

 

Ratownicy mają nadzieję, że odpływający przypływ pomoże uratować 270 wielorybów, które utknęły na Tasmanii

 

Raffaella Ciccarelli

 

Dziś rano trwa główna misja ratunkowa , mająca na celu uratowanie 270 grindwali wyrzuconych na brzeg zachodniego wybrzeża Tasmanii, a nieznana liczba prawdopodobnie zginie.

Trzy oddzielne stada rozmieszczone w odległości setek metrów od siebie utknęły wczoraj na łachach piasku w Macquarie Harbour.

Co najmniej 25 wielorybów już zginęło, a zespoły ratownicze ścigają się teraz, aby spróbować wykorzystać odpływ, aby uratować resztę.

Około 270 grindwali po ich odkryciu wylądowało na plaży w Macquarie Harbour, niedaleko Strahan w poniedziałek rano. (ABC)

Setki wielorybów utknęły na mieliźnie na zachodnim wybrzeżu Tasmanii. (ABC)

Eksperci morscy twierdzą, że jest to pierwsze tego rodzaju zdarzenie w tym rejonie od około dziesięciu lat.

Dr Vanessa Pirotta, biolog morski i popularyzator nauki, powiedziała:

- Dziś niektóre zwierzęta prawdopodobnie umrą, ponieważ zbyt długo przebywały poza wodą. Niestety niektóre zwierzęta będą nadal umierać prawdopodobnie tylko dlatego, że przebywały na wodzie lub pozostawały na mieliźnie przez długi czas - powiedziała dr Pirotta.

- Pierwsze światło dzienne pokaże, ile jest wielorybów. Na pewno zostaną podjęte działania w celu oceny, które zwierzęta nadal żyją, a które z nich będą wymagały jak najlepszej pomocy, zapewniając ludziom bezpieczeństwo.

Dr Pirotta dodała, że ratownicy będą czekać na przypływ, aby uratować zwierzęta, ponieważ ryzyko obrażeń jest wysokie bez wody.

- Przypływ jest bardzo ważny” - powiedziała. – Mówimy tu o zwierzęciu wielkości twojego samochodu, zasadniczo długości 5 metrów i wadze kilku ton. Jeśli wokół jest dodatkowa woda, będzie lepiej zarówno dla wielorybów, jak i dla ratowników.

 

To jest oczywiste i nie ma co tego komentować. Natomiast wciąż toczą się dyskusje na temat przyczyn tego „plażowania” wielorybów i delfinów. Ze swej strony, w połowie lat 90-tych wysunąłem hipotezę opublikowaną przez „Eko Świat” i „Nieznany Świat”, która sprowadza się do tego, że zwierzęta te kierują się na plaże w oszołomieniu wywołanym przez zatrucie metanem – CH4 – który działa na nie dezorientująco (na ludzi też) i dlatego właśnie zwierzęta te przestają zachowywać się racjonalnie. Ktoś mógłby zapytać, skąd się wziął metan na tamtych akwenach?




Metan może pochodzić z dwóch źródeł: primo – pokładów klatratów metanowych na dnie morskim oraz – secundo - z ekshalacji wulkanicznych. W okolicach Tasmanii występują oba te zjawiska – mamy pokłady klatratów metanowych i zasilający je gorący punkt – pióropusz magmy z głębin Ziemi, znajdujący się pod Cieśniną Bassa. Podobny znajduje się pod Yellowstone N.P., Eifel (Laacher See) czy Campi Flegrei, co grozi erupcją tamecznych superwulkanów.


Druga hipoteza zakłada, że coś przeraziło te stada wielorybów i strwożone szukały ratunku na płyciznach, które stały się dla nich niebezpieczne. Pytanie brzmi: co mogło je aż tak wystraszyć? Sonar okrętu nawodnego czy podwodnego? Owszem, to jest możliwe, ale w tym czasie nie było żadnych ćwiczeń na tym akwenie, a zatem?

Pozostały nieznane zwierzęta morskie – jakieś kryptydy – przybysze z geologicznej Przeszłości naszej planety żyjące w morskich otchłaniach. Osobiście stawiam na dwa z nich. Pierwszym jest gigantyczny głowonóg – czyli Kraken, którego obecność w wodach Wszechoceanu jest coraz bardziej realna w miarę jego poznawania. Zaobserwowano go także na wodach Australii. Polecam:

·        https://wszechocean.blogspot.com/2017/09/antarktyczny-kraken.html

·        https://wszechocean.blogspot.com/2015/04/globalny-kraken.html

·        https://wszechocean.blogspot.com/2020/07/czas-kaamarnic.html

·        https://wszechocean.blogspot.com/2017/09/potwory-i-katastrofy.html

·        https://wszechocean.blogspot.com/2018/10/o-krakenach.html

·        https://wszechocean.blogspot.com/2017/10/kraken-i-kaamarnica-olbrzymia.html

 

Drugą możliwością jest trzeciorzędowy superrekin – Megalodon. Megalodony żywią się waleniami, gdyż tylko one są w stanie zapewnić mu energię do poruszania się, polowania i ogrzewania organizmu. Nie zapominajmy, że Megalodon może mierzyć do 20 m długości, osiągać masę do 20 ton i przemieszczać się w wodach tropików i subtropików. Widziano je także u wybrzeży Australii i nawet sfilmowano! Polecam:

·        https://wszechocean.blogspot.com/2019/10/postrach-wszechoceanu-czy-zyje-do.html

·        https://wszechocean.blogspot.com/2014/10/megalodon-postrach-wszechoceanu-istnieje.html

·        https://wszechocean.blogspot.com/2018/02/5-x-megalodon-na-video.html

·        https://wszechocean.blogspot.com/2012/04/megalodon-postrach-wszechoceanu.html

·        https://wszechocean.blogspot.com/2011/10/czy-istnieje-gigantyczny-rekin.html

·        https://wszechocean.blogspot.com/2016/10/giganty-podwodnego-swiata.html

·        https://wszechocean.blogspot.com/2014/06/godzilla-czy-megalodon.html

·        https://wszechocean.blogspot.com/2013/02/biblijny-park-jurajski-1.html  

No cóż – mój znakomity imieninnik senator Robert Kennedy powiedział tak: Ludzie marzą o zwykłych rzeczach i pytają: dlaczego – ja marzę o rzeczach niezwykłych i pytam: a dlaczegóżby nie? Myślę, że to, co napisałem powyżej może być jakimś wyjaśnieniem i to – dodam – do udowodnienia.

A zatem – dlaczego nie?

 

Źródła:

·        https://www.9news.com.au/national/whales-stranded-in-macquarie-harbour-tasmania/c06a50d0-f39f-4038-a457-f5095bd146e7

·        https://inews.co.uk/news/science/whales-why-beach-themselves-tasmania-stranded-australia-dead-theories-explained-654665

·        https://jozefdarski.pl/7218-zasoby-hydratow-metanu


Epilog

 

Australia: rozpoczyna się utylizacja 350 martwych wielorybów

Władzom i wolontariuszom udało się uratować 94 z 470 wyrzuconych grindwali.

Po wielu dniach brodzenia w chłodnych wodach, otoczeni bolesnymi krzykami setek wyrzuconych na brzeg wielorybów na południowym wybrzeżu Australii, w sobotę ratownicy stanęli przed kolejnym ponurym zadaniem – pozbycia się rozkładających się zwłok.

W „piekielnym wysiłku” załoga złożona z około 100 ekologów i wykwalifikowanych wolontariuszy uratowała 94 z 470 zwierząt, które utknęły na mieliźnie na zachodnim wybrzeżu Tasmanii podczas największego w historii masowego wyrzutu grindwali w Australii – powiedział mediom biolog morski z wydziału ochrony środowiska Tasmanii, Kris Carlyon.

- W tym przypadku mamy do czynienia z czymś wyjątkowym, wcześniej nie mieliśmy do czynienia z tego typu zdarzeniem o takiej skali – podkreślił Carlyon, dodając, że uratowanie tak dużej liczby ssaków było szczególnie niezwykłe.

Tasmania Parks and Wildlife obniżyła w piątek szacunkową liczbę ofiar z 380 do 350, ale ratownicy mieli nadzieję, że zdołają uratować kolejne 20 stworzeń.

Teraz władze skupiły się na tym, jak najszybciej pozbyć się martwych zwłok z powodu obaw, że rozkładające się ciała mogą mieć szkodliwy wpływ na środowisko w Macquarie Harbour i przyciągać rekiny.

Testowano kilka metod przenoszenia martwych wielorybów – w tym holowanie ich do morza i zatopienia w głębszych wodach.

- To trudne chwile, kiedy wiesz, że tak wiele jest do zrobienia i po prostu czujesz, że poniosłeś klęskę; wydaje się, że nie ma końca – powiedział wolontariusz z organizacji Wildcare, Josh Gourlay. - Jednak kiedy zobaczysz, jak takie akcje wyglądały wcześniej i jak jest teraz, pomyślisz – poszło nam naprawdę dobrze – dodał.

Wraz z ratownikami stawiającymi czoła nieustannym opadom, silnym wiatrom i zimnym wodom przez wiele godzin dziennie, próbując ratować walczące o życie zwierzęta, przyznał, że wysiłek dał mu się we znaki.

Wieloryby pilotażowe, które mogą dorastać do sześciu metrów długości i ważyć tonę, są zwierzętami bardzo towarzyskimi. Niektóre zwierzęta opierały się ratownikom lub próbowały wrócić do swojej rodziny po uwolnieniu, w związku z czym po raz drugi utknęły na brzegu.

Przyczyny masowych wyrzutów nie są znane, mimo że naukowcy badają to zjawisko od dziesięcioleci. Pomimo pewnych ograniczeń istniały nadzieje, że ocalałe wieloryby odzyskają zdrowie po stresującym wydarzeniu – powiedział Carlyon.

- Idealnie byłoby, gdyby się przegrupowali, zreformowali te więzi i zaczęli sobie radzić – dodał.

Gourlay i jego narzeczona, Corey Young, podkreślili, że załogi są nadal nastawione pozytywne pomimo fizycznego i emocjonalnego ciężaru akcji ratunkowej.

- Nie możemy ich wszystkich uratować, to na pewno … byliśmy tego pewni – dodał.

 

Marzena Rabczewska

 

Źródło: AFP, Reuters