wtorek, 31 grudnia 2013
poniedziałek, 30 grudnia 2013
UFO w sylwestrową noc
Jasny meteor widziany nad stanami Iowa i Minnesota w dniu 26.XII.2013 r. o g. 17:43 CST
Clas Svahn
Chociaż teraz jesteśmy
zaangażowani w obserwacjach różnych zjawisk na naszym nocnym niebie, to możemy
pozazdrościć mieszkańcom stanów Iowa i Minnesota w USA, którzy zobaczyli jak duży
meteor spala się w atmosferze parę dni temu, wczesnym wieczorem 26.XII.
Amerykańska strona miłośników meteorytów przyjęła 1050 doniesień na jego temat.
W noc sylwestrową niebo
będzie zapełnione fajerwerkami (które po raz ostatni mogą się składać z
cięższych rakiet zanim stanę się one nielegalne w Szwecji w przyszłym roku) oraz
tajskie lampiony (które z jakiegoś powodu nazywa się chińskimi w języku
angielskim), które będą świecić w tą noc na firmamencie.
Agencja TT stwierdziła, że
są one stosunkowo często mylone i interpretowane jako UFO. A dzisiaj publikuje
wywiad z moim kolegą z UFO-Sverige Tobiasem Lindgrenem, który ma delikatne
zadanie odsiania ziarna od plew…
Dziwne jest to, jak wielu
ludzi uważa te świecące balony na ogrzane powietrze za coś, co nie należy do
naszej planety. Ja sam pamiętam raport oficera Sił Powietrznych, który był
pewien, że to byli Rosjanie którzy zaatakowali Szwecję, w pierwszy dzień nowego
roku. Pomarańczowe światło, które widział, wziął za spaliny z komór spalania silników
rosyjskich myśliwców.
Te płonące papierowe mondgolfiery
mogą spowodować pożary i właśnie dlatego zostały one zakazane w sąsiedniej
Finlandii. Nierzadko spadają one na wioski w których znajdują się stodoły pełne
siana i słomy.
Kilka lat temu UFO
uderzyło w turbinę elektrowni wiatrowej w Wielkiej Brytanii niszcząc jeden z
jej płatów. Spowodowało to sporo hałasu na całym świecie. W rzeczywistości rzekome
UFO było zwyczajnym samolotem z niedalekiego lotniska.
A zatem jak zobaczysz coś świecącego
na nocnym niebie w noc sylwestrową, to może to być przede wszystkim zwykły
ziemski balon. Jak będzie ładna pogoda, to w grę może wejść także meteor. Ale jak
będzie to tak jasny jak ten znad USA, to dowiesz się o tym na drugi dzień z
mediów.
Źródło – „DN” z 29.XII.2013 r.
Przekład z j. szwedzkiego – Robert K. Leśniakiewicz ©
sobota, 28 grudnia 2013
Prognozy pogody na Rok Saturna (z przymrużeniem oka)
Tegoroczna zima w Jordanowie...
Po bardzo urozmaiconym roku
2013 – Roku Księżyca, według „Kalendarza Stuletniego” o. dr Mauritiusa Knauera – następuje Rok
Saturna – ostatni taki mieliśmy w 2006 roku. W mitologii Saturn był władcą losów
ludzkich, bogiem płodności, ale zarazem złośliwym demonem, którego ludzie
darzyli nieufnością. Dlatego też o. Knauer przewidywał, że w saturnowym roku
wiosna będzie bardzo zmienna, lato dżdżyste i chłodne, a w zimie sporo śniegu.
I tak:
WIOSNA ma być
sucha i chłodnawa, co niekorzystnie wpłynie na uprawy. Dopiero w czerwcu
znacznie się ociepli i zwiększą się opady.
LATO będzie
ogólnie chłodne i deszczowe, co może spowodować słaby urodzaj. Dopiero sierpień
ma być ciepły i pogodny.
JESIEŃ
zapowiada
się deszczowo i nieprzyjemnie. Dość wcześnie pojawia się pierwsze, wczesne
przymrozki. W listopadzie pogoda się poprawi i będzie w nim wiele słonecznych
dni.
ZIMA – jej
początek ma być dość ciepły, z częstymi opadami deszczu. Od Świąt Bożego
Narodzenia ma się zacząć prawdziwa zima – śnieżna i mroźna.
Uprzedzam jednak, że prognozy
„Kalendarza Stuletniego” były opracowane dla środkowej części Niemiec, dlatego
też należy wprowadzić poprawkę na długość geograficzną, dlatego też nie podaję
prognoz na poszczególne miesiące, bo mogą być całkowicie nietrafne.
Od paru lat prowadzę dziennik
pogody i przywiązuję wagę do tzw. przepowiedni bożonarodzeniowej w której
wróżebne dni zawierają się pomiędzy dniem św. Łucji a Wigilią Bożego
Narodzenia, tj. pomiędzy 13 a 24 grudnia. Jej sprawdzalność mieści się w
granicach 60%, a zatem można się pobawić w prognozowanie pogody na cały 2014
rok, a wygląda ona tak:
STYCZEŃ – cały
miesiąc będzie słoneczny i pogodny, stosunkowo ciepły, z minimalną ilością
opadów.
LUTY –
podobnie jak styczeń, ten tradycyjnie najzimniejszy miesiąc będzie pogodny,
stosunkowo ciepły i bez opadów z dużą ilością słonecznych dni.
MARZEC –
pierwsza połowa miesiąca wreszcie pod chmurami i niezbyt wielkimi opadami.
Chłodniej i mniej słońca. Druga połowa bardziej pogodna i słoneczna.
KWIECIEŃ –
znowu wiele słonecznych dni i prawie bez opadów. Temperatury dzienne i nocne
pójdą w górę…
MAJ –
suchy, słoneczny i ciepły.
CZERWIEC –
ciepły, z niewielką ilością zachmurzeń. Kilka dni pochmurnych.
LIPIEC –
chłodny ale słoneczny z niewielką ilością zachmurzeń.
SIERPIEŃ –
pierwsza połowa słoneczna i ciepła, druga połowa pochmurna niezbyt ciepła.
WRZESIEŃ – cały
miesiąc pogodny i ciepły z małą ilością opadów.
PAŹDZIERNIK –
zapowiada się słonecznie i ciepło w pierwszej połowie, w drugiej pochmurno i
niezbyt przyjemnie…
LISTOPAD –
pierwsza połowa pochmurna i wietrzna, druga pochmurna i ciepła.
GRUDZIEŃ – cały
miesiąc słoneczny i pogodny, a nawet ciepły. I znowu wiatr.
Czyżby powtarzała się coroczna
już anomalia termiczna? Czy zatem grozi nam susza? Nie powiedziałbym, ale… -
lata są coraz bardziej suche, a Polska coraz bardziej stepowieje, więc w
zasadzie jest to możliwe. Oczywiście tą prognozę należy traktować z dozą
krytycyzmu i przymrużeniem oka. Poza tym należy wziąć poprawkę na anomalię
pogodową, która pojawiła się w grudniu, a dzięki której mieliśmy minimalną
ilość śniegu w Święta…
Osobiście obawiam się jednego –
a mianowicie tzw. efektu czapki – jak
nazwał to śp. red. Andrzej Zalewski.
Chodzi o to, że opływający półkulę północną Stratosferyczny Prąd Strumieniowy –
jet stream – wybrzusza się na
południe zsyłając spod Bieguna Północnego masy zimnego powietrza, które
zderzając się z ciepłym i wilgotnym powietrzem znad Pacyfiku i Zatoki
Meksykańskiej powoduje katakliktyczne śnieżyce w Kanadzie i USA. Po pewnym
czasie zatoka Prądu Strumieniowego przesunie się na wschód – nad Eurazję i
wtedy my odczujemy jego wpływ, kiedy spod Bieguna Północnego ruszą na nas
strumienie arktycznego chłodu. Zima jak czapka przykrywa raz lewe, a raz prawe
ucho - stąd właśnie nazwa tego fenomenu. Coś takiego mieliśmy m.in. w ubiegłym
roku, kiedy to prawdziwa zima zaczęła się w marcu…
Anomalia klimatyczna generuje anomalne zachowanie się zwierząt
i roślin...
Od kilku lat obserwujemy
przedziwne zjawisko, a mianowicie – przesunięcie pór roku i to co najmniej o 1
– 1,5 miesiąca! O co chodzi? - o to, że w okresie Bożego Narodzenia i Świąt
Wielkanocnych pogoda jest jakby przesunięta w czasie – na Boże Narodzenie mamy
jesień, zaś w Wielkanoc – zimę. Właściwie nie za bardzo wiadomo, czym to jest
spowodowane. Entuzjaści Efektu Globalnego Ocieplenia widzą w tym jego
działanie. Klimat pod wpływem m.in. działalności człowieka tak się rozchwiał,
że w zasadzie stał się on zupełnie nieprzewidywalny. Przeciwnicy hipotezy o EGO
widzą w tym efekt długoterminowych zmian klimatycznych, które są wywoływane
przez aktywność słoneczną i inne naturalne cykle planetarne, co z czasem
doprowadzi do Efektu Globalnego Ochłodzenia i kolejnej Epoki Lodowcowej.
Wszyscy są jednak zgodni co do tego, że zmiany zachodzą i nie są to zmiany na
lepsze.
Grudzień tego roku rozpoczął
się burzliwie i był burzliwy. Dosłownie i w przenośni: przez Polskę przewalił
się najpierw wiatr halny, potem orkan Ksawery który wkroczył nam z burzą z
piorunami (!!!), po którym mieliśmy trochę zimy i 17 cm śniegu. Potem zrobiło
się ciepło, śnieg znikł. Po paru dniach względnie spokojnej pogody na Święta
uderzył wiatr halny, który osiągał do 176,5 km/h w Zakopanem i 144 km/h w
naszym powiecie, a zatem był jeszcze silniejszy od Ksawerego i huraganu z
19.XI.2004 roku, który osiągnął jedynie 173 km/h, ale o wiele słabszy od
halnego z nocy 6/7.V.1968, kiedy to wiatr osiągnął w Zakopanem prędkość 288
km/h, a na Kasprowym Wierchu nawet 310 km/h!
W rezultacie tegorocznego
halnego temperatura minimalna wynosiła +2,1°C, zaś maksymalna podskoczyła aż do
+12°C, a w słońcu sięgnęła do +25°C i więcej!
Ciśnienie atmosferyczne spadło do wartości 991 hPa. Najgorsze z tego
wszystkiego było to, że wiatr halny „zlizał” resztki śniegu, którego nieliczne
płaty uchowały się we wgłębieniach terenu i miejscach zacienionych, a linia
śniegów zatrzymała się gdzieś na wysokości 1000 m n.p.m.
Na uwagę zasługuje fakt, że
uderzenia wiatru poprzedziły spektakularne wschody i zachody słońca, które były
niesamowicie barwne i ich zorze płonęły czerwienią. Na uwagę zasługuje tez
fakt, że mimo wściekłych podmuchów wiatr nie zerwał żadnego dachu i połamał
jedynie „suchary” w lasach. W sumie Jordanów i Ziemia Jordanowska wyszła z tych
kataklizmów obronną ręką. O wiele gorzej było, kiedy huragan uderzył w nasze
miasto od Osieleckiej Bramy.
Śnieg mamy tylko powyżej 1500 m n.p.m. ...
Anomalia termiczna jest jednak
tak głęboka, że znaleziono odznaki budzącej się Przyrody – m.in. kwitnące
stokrotki i wierzbowe bazie! Tego jeszcze nie było i nie przypominam sobie, by
w grudniu, na Święta Bożego Narodzenia pojawiły się bazie, które przecież
pojawiają się dopiero na Święta Wielkanocne! A zatem konwersja? Śnieg spadnie
na Wielkanoc?
A zatem czekamy na opady
śniegu. Pozwolę sobie stwierdzić, że spadnie tak za miesiąc – pod koniec
stycznia i poleży do końca marca, jak sprawdzi się model efektu zimowej czapki,
która teraz nakrywa Kanadę i USA swym śnieżnym i mroźnym całunem…
piątek, 27 grudnia 2013
Kolejne negatywne efekty Fukushimy
George A.
Filer III (MUFON)
Masowy pomór rozgwiazd martwi naukowców
Wody u wybrzeży
Kolumbii Brytyjskiej zostały zaśmiecone przez martwe rozgwiazdy i uczeni nie
mają żadnego wyjaśnienia, co spowodowało ten masowy pomór. Pod koniec sierpnia,
biolog morski i nurek Jonathan Martin
zrezygnował ze swego zwyczajowego sobotniego nurkowania ze swymi przyjaciółmi.
- Zauważyliśmy
martwe rozgwiazdy, które wyglądały tak, jakby ich ramiona zostały odcięte –
powiedział Martin. Na zdjęciu widzimy pocięty okaz rozgwiazdy z gatunku Pycnopodia helianthoides przywartej do
kamieni. Zdjęcie Jonathana Martina.
To były
rozgwiazdy słonecznikowe – P.
heliancthoides, jeden z większych morskich drapieżników, który żywi się
morskimi jeżowcami i ślimakami. Jak większość rozgwiazd, rozgwiazdy
słonecznikowe są w stanie regenerować utracone ramiona – a może ich mieć do 20
– mogą one rozprzestrzeniać się na metr szeroko.
Martin napisał do
eksperta od bezkręgowców Christophera
Maha, naukowca ze Smithsonian Institute sugerując, że wprawdzie działanie
jakiegoś pasożyta żyjącego na rozgwiazdach jest wiodącą możliwości, ale może to
mieć związek z radiacją z Fukushimy.
(Z
podziękowaniami dla Carrie Arnold z
„Weird & Wild”)
UWAGA: Radiacja z
Fukushimy sięga właśnie do Zachodniego Wybrzeża USA i jest logicznym
przypuszczenie, że na wiele gatunków morskich stworzeń będzie to miało
negatywny wpływ.
Napromieniowało się 70
amerykańskich marynarzy
Amerykańskie
okręty: atomowy lotniskowiec USS Ronald Reagan i uniwersalny okręt
desantowy USS Essex brały udział w akcji ratowniczej w pobliżu elektrowni
jądrowej w Fukushima po tsunami w 2011 roku. W czasie tej akcji napromieniowanych zostało 70 amerykańskich marynarzy. Zdiagnozowano u nich leukemię, guzy mózgu i
raka jąder. Oni twierdzą, że spowodowane to zostało przez radioaktywnie skażoną
wodę albo promieniowanie z ruin elektrowni.
Nowy pakiet
oskarżeń zostanie złożony przeciwko TEPCO na podstawie tego, że oni opóźniali
wypuszczenie potwierdzenia informacji o stopieniu rdzeni reaktorów. „New York
Post” donosi iż mar. Lindsay Cooper
wiedziała, że dzieje się coś złego, kiedy kłęby metalicznego w smaku śniegu
zaczęły spadać na pokład USS Ronald Reagan. Ona i jej koledzy
załoganci zaobserwowali nagły i silny sztorm, który nadszedł nad nich znad
zniszczonego przez tsunami wybrzeża Japonii, właśnie z rejonu Fukushimy. Opady
śniegu były spowodowane przez zimne powietrze znad Pacyfiku, które wymieszało
się z gorącym i radioaktywnym strumieniem powietrza znad lądu. Starszy oficer Michael Sebourn – odpowiedzialny za
ochronę radiologiczną – został skierowany do wykonania pomiarów radioaktywności
na lotniskowcu.
- Poziomy skażenia były niewiarygodnie
niebezpieczne, i w jednym miejscu promieniowanie mierzone w powietrzu było 300
razy wyższa od tego, co nazywa się poziomem bezpiecznym dla zdrowia.
Sebourn
powiedział reporterowi „NYP”, że Japończycy nie chcieli ich w żadnym porcie,
Koreańczycy ich też nie chcieli, a na Guam zawrócono ich w morze. Oni pływali
bezcelowo przez dwa i pół miesiąca, póki Tajlandia nie zgodziła się ich
przyjąć. (Wg. www.dailymail.co.uk)
Moje 3 grosze
Powoli prawda
o tym, co sie stało naprawdę w Fukushimie dociera do ludzi. To jest oczywiście
bardzo mało, bowiem główny ładunek najważniejszych informacji spoczywa nadal w
safesach TEPCO i rządów Japonii oraz USA z różnych względów. Głównie
komercyjno-propagandowych, a także militarnych. Nie ma się co oszukiwać – nadal
nie mamy środków i możliwości, by zdekontamitować tysiące hektarów skażonej
gleby i wód oceanicznych. Ukrywanie prawdy o skażeniach tylko pogarsza sprawę.
Ale jest to robione przede wszystkim po to, by ofiary napromieniowania nie
domagały się za nie odszkodowań. Tak przecież postąpiono w przypadku Czarnobyla
– prawda jest nadal ukrywana, a ludziom wmawia się, że nie umierają wskutek
promieniowania, a np. wskutek złego żywienia czy sposobu życia, a w ogóle to
nie ma się czego bać, bo energia jądrowa jest bezpieczna i ekologicznie czysta!
No i ludzie
wierzą w te brednie, a przecież o to chodzi, by wierzyli i siedzieli cicho. Rzecz
ciekawa – Europa odchodzi od energetyki jądrowej na rzecz odnawialnych źródeł
energii, ale nie w Polsce. Ciągle aktualne są chore plany „uszczęśliwienia”
Polaków budową kilku elektrowni jądrowych. Nie wyobrażam sobie, by wzniesione
one zostały przez Polaków, którzy nie potrafią zbudować kilometra prostej autostrady,
a co dopiero tak skomplikowanego urządzenia jakim jest elektrownia atomowa,
gdzie liczy się dokładność do siódmego miejsca po przecinku, a beton musi być
betonem, a nie jego tanią namiastką. No, ale na mrzonki niektórych PO-lityków
dają się nabrać kolejni naiwniacy liczący na to, że też na coś się załapią i
coś im spadnie z jaśniepańskiego stołu..
A tak jeszcze a' propos Fukushimy, to polecam lekturę artykułu ze strony - http://medartzasada.blogspot.com/2013/12/czy-tak-doszo-do-katastrofy-w.html#comment-form - a także - http://medartzasada.blogspot.com/2013/12/odpady-smierci-miesiac-temu-byy-premier.html#comment-form.To daje do myślenia!
A tak jeszcze a' propos Fukushimy, to polecam lekturę artykułu ze strony - http://medartzasada.blogspot.com/2013/12/czy-tak-doszo-do-katastrofy-w.html#comment-form - a także - http://medartzasada.blogspot.com/2013/12/odpady-smierci-miesiac-temu-byy-premier.html#comment-form.To daje do myślenia!
Przekład z j.
angielskiego – Robert K. Leśniakiewicz ©
środa, 25 grudnia 2013
Bałtycki „Falcon Millenium” czy bałtycka Yonaguni?
Rekonstrukcja wyglądu Bałtyckiej Anomalii wg. Ocean X Team
Od 2011 roku
społeczność ufologiczna krajów skandynawskich jest zainteresowana czymś, co
nazwano Bałtycką Anomalią, a o czym pisałem już na tym blogu – zob. http://wszechocean.blogspot.com/2011/08/czy-na-dnie-batyku-znajduje-sie-ufo.html (1-7) oraz http://wszechocean.blogspot.com/2012/02/ufo-na-dnie-batyku-afery-ciag-dalszy.html - a która to Anomalia znajduje się
gdzieś w głębinach Zatoki Botnickiej, pomiędzy Szwecją a Finlandią, nieco na
północ od Wysp Alandzkich, na głębokości 75 m. Badana ona była przez ekipę Ocean X Team przez dwa sezony. Coś-niecoś
udało się ustalić od tego czasu, a zatem:
v Obiekt ten przypomina gruby dysk o zaokrąglonych krawędziach i
idealnie okrągłym kształcie;
v Średnica obiektu wynosi 60 m, grubość – 4 m;
v Znajduje się on na czymś co przypomina stok lub grzbiet górski.
v Wygląda na to, że obiekt ów był wciągnięty, względnie ślizgał
się po dnie morza i osadził się na tym stoku tworząc długi ślad na dnie,
dokładnie z północy na południe;
v Obiekt ten ma otwory o różnych rozmiarach, jedne z nich mierzą
25 cm, inne aż 2 m średnicy i jest on umieszczony w pobliżu środka obiektu;
v Pod warstwą mułu i osadów, które pokrywają cały obiekt, jego
kolor jest całkowicie czarny;
v Obiekt ten ma coś, co można nazwać prostymi „korytarzami” na
swoim kadłubie, które wiodą wewnątrz kadłuba i mają podłogi i ściany;
v Ściany i kąty są idealnie proste – wynoszą dokładnie 90°;
v Ekipy, które go badały doszły do całkowicie pewnego wniosku, że
obiekt ten nie pochodzi z czasów współczesnych;
v Małe kamienie znajdujące się na i obok obiektu wskazują na to,
że znajdował się on tam w chwili topnienia lodowca – tj. ponad 10.000 lat temu;
v To może oznaczać, że obiekt ten znajdował się nie na dnie, ale
na suchym lądzie;
v Obiekt był wystawiony na ekstremalne gorąco, szacowane na
1200°C;
v Kamienie i otoczenie obiektu zostało niemal stopione,
szczególnie na przedniej jego części. (Źródło – Ocean X Team - https://www.facebook.com/groups/OceanXteam/)
Całość wedle słów
ludzi z Ocean X Team przypomina
ogromnego grzyba, albo monstrualny korek od szampana.
MV Ancylus - statek wyprawy Ocean X Team
Obraz sonarowy obiektu Bałtyckiej Anomalii
Postawiłem
hipotezę, że obiekt ten może mieć meteorytowe pochodzenie i po prostu spadł
przed tysiącami lat na Ziemię na ląd, który jeszcze wtedy nie pokrył się
lodowcem. Jego wiek może wynosić do 20.000 lat jak nie więcej. Natomiast
interesująca jest rzeźba jego powierzchni.
Relief ten
powstał najprawdopodobniej już po spadku obiektu na Ziemię. Kto go wykonał? Na
pewno ktoś, kto dysponował techniką dostatecznie zaawansowaną, by ciąć twarde
kamienie jak ser… Przypominają się megalityczne konstrukcje Wyspy Wielkanocnej
czy Yonaguni! Zainteresowanym szczególnie przypominam to, co już pisałem na
temat Yonaguni i kompleksu tej twierdzy, czy świątyni: http://wszechocean.blogspot.com/2012/12/swiatynia-w-gebinach-oceanu.html, http://wszechocean.blogspot.com/2011/10/yonaguin-jima-ostatni-skrawek-lemurii.html, http://wszechocean.blogspot.com/2012/05/bermudzkie-piramidy-4.html. Przypomina mi te tajemnicze konstrukcje w miniaturze.
Czyżby działali tutaj ci sami tajemniczy bracia-budowniczowie,
jak nazywa ich w swych pracach sir Brinsley
le Poer-Trench? Konstrukcje na Yonaguni liczą sobie – według niektórych
ekspertów 2000 – 3000 lat, a zatem są stosunkowo młode.
Skała, z której
powstał bałtycki obiekt przypomina bazalt. Należałoby więc postawić pytanie:
skąd w kosmosie (o ile jest to meteoryt) wziął się blok bazaltu o objętości
~11.310 m³? I czy w ogóle znane są meteoryty bazaltowe? – pytam przytomnych w
temacie meteorytologów. Bazalt jest magmową skałą wylewną i tworzy pokrywy
bazaltowe lub czopy bazaltowe. Czyżby
więc ten bazaltowy dysk spadł z nieba i był częścią jakiejś rozpadłej planety? Tylko
jakiej? Skoro Faetona (czyli planety między Marsem a Jowiszem) nigdy nie było,
to skąd się przywlókł do nas ten blok bazaltu? Spoza Układu Słonecznego???
Jak na razie możemy sobie tylko gdybać na ten temat.
Komputerowa rekonstrukcja Bałtyckiej Anomalii wykonana przez Ocean X Team
Ta historia
przypomina mi także inny incydent – tym razem z Jamajki – na którą spadł
niezwykły meteoryt zawierający rysunki sugerujące, że wykonał je artysta „z nie
z tej Ziemi”. Opisałem to w materiale pt. „Tajemnica Meteorytu Jamajka z
10.VIII.1862 r.” – zob. - http://wszechocean.blogspot.com/2012/10/tajemnica-meteorytu-jamajka-1862-08-10-1.html, i dalsze. Tam także mówi
się o ciemnej skale podobnej w swej strukturze i wyglądzie do węgla. Może więc
obiekt z dna Bałtyku nie jest bazaltowy, tylko węglisty? Nauka zna
węgliste meteoryty, więc rzecz jest możliwa. Niestety, co do tego akurat mamy
brak danych i rzecz cała wygląda na tani humbug…
Bałtycka Anomalia - wizja artystki
Jedno jest pewne
– na obiekcie widać ślady uprawiania kultu – tzw. „naszyjniki pereł” – ułożone
kamienie w wyraźne kręgi. A to oznaczałoby, że ktoś ułożył je, kiedy obiekt znajdował się jeszcze na
powierzchni ziemi, a znajdował się on wtedy, gdy Bałtyk był jeszcze
Bałtyckim Jeziorem Lodowym. Było to 14.000 – 10.300 lat temu. Potem po
cofnięciu się lodowca nad nim zamknęły się wody utworzonej właśnie Zatoki
Botnickiej. Pytanie: kto zamieszkiwał wtedy tereny dzisiejszej Finlandii? Kto
uprawiał kult obiektu i urządził na nim sanktuarium? Czy byli to ci sami
ludzie, którzy rysowali karelskie petroglify i rysowali wzory strukturalne
różnych substancji chemicznych na Syberii? Może byli to ci sami, którzy
stawiali megalityczne sanktuaria na Półwyspie Kola? Wydaje się, że historia
Półwyspu Skandynawskiego i Morza Bałtyckiego jest o wiele starsza i bardziej
skomplikowana, niż się to nam wydaje… Bo tak na dobrą sprawę, to niewiele wiemy
o tym zakątku Ziemi przed inwazją lodów w ostatnim glacjale.
poniedziałek, 23 grudnia 2013
sobota, 21 grudnia 2013
PROJEKT „BABILON”, UFO I NEONAZIŚCI (2)
Irackie UFO sfotografowane w czasie operacji Desert Storm przez żołnierzy amerykańskich...
UFO nad Zatoką
Spójrzmy
na zdjęcia, które wykonali Amerykanie, Brytyjczycy i Japończycy w czasie
trwania „Operacji Pustynna Burza” w 1991 roku. Przedstawiają one unoszący się
nad pustynią NOL. Powiększenie jego zdjęcia i jego obróbka komputerowa
ujawniają pewien ciekawy szczegół, a mianowicie - emblemat w trzech kolorach
odpowiadających barwom flagi irackiej!
Zrazu
sądziłem, że to iracki dyskoplan albo dezinformacja made by CIA. Czemu
nie? CIA nie taki rzeczy robiła w ramach wojny psychologicznej, więc jedna
więcej mnie już nie zdziwi, z drugiej zaś strony po co Amerykanie mieliby
puszczać w obieg taką informację?
Flaga iracka
jednak ma trzy zielone gwiazdy na białym, środkowym, polu. Tutaj tego nie ma.
Podobny układ barw na fladze mają jeszcze: Egipt, Jemen, Syria i Burkina Faso
(alias dawna Górna Wolta). Z tym, że na flagach pierwszych trzech państw
istnieją dodatkowe elementy: godło państwowe oraz zielone, pięcioramienne
gwiazdy. Burkina Faso ma odwrócony układ barw.
Czy gdzieś
władcy tych biednych państw mogli kupić taki pojazd? Oczywiście, w Ameryce
Południowej, u hitlerowskich szaleńców z IV Rzeszy Niemieckiej! Igor Witkowski
udowodnił, że takowi istnieją i działają dzięki pobłażliwości i sprzedajności
władz państw latynoamerykańskich. Wolny świat tolerował ich, kiedy walczono z
komunistami w ZSRR i krajach satelickich. Zresztą ogromna większość z nich
znalazła się w Ameryce południowej dzięki Kościołowi katolickiemu, który
zaopatrywał w dokumenty ODESSĘ - złowrogą organizację przerzucającą
hitlerowskich bonzów do Argentyny, Boliwii, Brazylii czy Urugwaju i Paragwaju,
w których czuli się oni jak u siebie w Reichu.
I co ciekawe
- barwy czerwona, biała i czarna figurują na fladze kajzerowskich Niemiec.
Figurują one także na fladze hitlerowskich Niemiec, tylko że w innym układzie.
A zatem wynika z tego, że ów NOL widziany nad iracką pustynią mógł być nie
iracki, ale niemiecki - należał on do hitlerowców, którzy obserwowali taktykę
działań na froncie tamtej wojny!...
100
„mateczek” w pałacach Saddama
Widmo
hitleryzmu i stalinizmu krąży po świecie. Uśpieni wizją wspólnej Europy nie
zauważamy, jak w Austrii rośnie nam kolejny Führer w postaci gubernatora
Karyntii Jörga Heidera, którego antypolskie i antyczeskie wystąpienia
zraziły mu wielu ludzi w naszej części Europy.
W Hadze trwa
już proces bałkańskiego Führera - Slobodana Miloševicia - obłąkanego
zbrodniarza z Chorwacji, Bośni-Hercegowiny i Kosowa... Wojna w Jugosławii była
jeszcze wojną konwencjonalną, chociaż przeprowadzona przezeń po stalinowsku -
najpierw armia zajmuje teren, a następnie policja i służby specjalne dokonują
eksterminacji potencjalnych wrogów - to się ładnie nazywa „czystkami
etnicznymi”, a naprawdę jest zabijaniem mężczyzn, kobiet i dzieci tylko za to,
że mają pecha wyznawać inną wiarę czy światopogląd.
Po 11
września 2001 roku, do kompletu doszedł arabski Führer - Usama ben-Laden vel
Osama bin-Laden - obłąkany nienawiścią do Zachodu multimiliarder z Arabii
Saudyjskiej, który wypowiedział wojnę Ameryce i zamordował z zimną krwią około
5000 bezbronnych ludzi w Nowym Jorku i Waszyngtonie. Ten „bohater” - dla
niektórych rodzimych antyglobalistów i szowinistów - nie wykonywał swych czynów
osobiście, od tego miał swą zbrodniczą organizację al-Quaedę. Wydał wojnę
Ameryce uważając zapewne, że lepiej utopić swe miliardy w wojnie z Zachodem,
niż w pomocy żywnościowej i medycznej dla najuboższych współwyznawców... Potem
skrył się w Afganistanie, za plecami tamtejszych talibów - studentów szkół
koranicznych. Być może w tej chwili on, lub jego następca, przygotowuje skrycie
kolejny masowy mord. A może to zrobić przy pomocy ponad 100 jednostek
skradzionych w WNP walizkowych ładunków jądrowych - „mateczek” o mocy kilku
kiloton TNT każda. Tychże „mateczek” poszukiwali ONZ-owscy inspektorzy w
pałacach Saddama. I nie znaleźli ani jednej. Co się z nimi mogło stać?
Rosjanie
podejrzewali, że zostały one wywiezione do Jugosławii, i to właśnie dlatego
rosyjscy komandosi SPECNAZ-u jako pierwsi wkroczyli do Kosowa! Ten
niezrozumiały dla wszystkich rajd staje się oczywistym, jeżeli połączymy go z
informacjami o zaginionych w Rosji „mateczkach”!... I tam właśnie były one
szukane. I nie znaleziono ich, a zatem muszą być gdzieś indziej: w Iraku,
Somalii, Afganistanie czy Sudanie. Nie da się także wykluczyć, że są one na
Kubie, w Libii czy w KRL-D. Dla żądnych władzy popaprańców byłby to wspaniały
prezent, dla wolnego świata - śmiertelne zagrożenie...
Milczenie w
takich sprawach jest śmiertelne. Dzięki milczeniu do władzy dorwali się
niedoszły pop z Tyflisu Josif Wissiarionowicz Dżugaszwili Stalin zwany
Koba lub Soso albo Soseło przez swych kompanów, i syfilityczny Gefreiter der
Reserwe, były ministrant kościoła rzymsko-katolickiego Adolf Hitler. Co
z tego wynikło - wiemy wszyscy. Tyrani tylko czekają na przyzwolenie ludu, by
wziąć go później za mordę. Takie jest prawo historii.
Sprawa polska i superbronie IV Rzeszy
Tak czy
inaczej, można powiedzieć, że limes inferior przesunął się za linię Bugu.
Pogrobowcom Hitlera marzy się powrót w wielkim stylu - stąd rozniecanie i
podsycanie lokalnych szowinizmów i nacjonalizmów. Doskonałym przykładem na
perfidię tych działań jest Polska i właśnie z tych działań bierze się
antypolska histeria niektórych kół żydowskich w Ameryce i u nas także. Polakom
wmawia się, że są antysemitami i ksenofobami, leje się krokodyle łzy i gani nas
za każdy przejaw niechęci w stosunku do cudzoziemców. To właśnie dlatego w
Polsce pojawiła się książka „Sąsiedzi”, która jest judzącym dwa narody
paszkwilem, spłodzonym w chorym umyśle jakiegoś pseudonaukowca, albo na odwrót
- została napisana celowo i z rozmysłem. Tymczasem nikomu nie przychodzi do
głowy, że „polski antysemityzm” czy „polska ksenofobia” jest to totalna bzdura,
która ma miejsce w kraju, w którym znaczny procent parlamentarzystów i
rządzących ma niepolskie nazwiska w rodzaju: Miller, Hübner, Wittbrodt,
Steinhoff, Lepper, itd. itp. Wystarczy popatrzyć na nazwiska prezenterów
TV: Luft, Schymalla, Kamel, Szulc,
Carlos; aktorów: Englert, Stockinger, Fetting czy Voit. I tak dalej, i temu
podobnie. Czy w tak ksenofobicznym kraju - jakim ponoć Polska jest - ludzie z
obco brzmiącymi nazwiskami mogliby zrobić karierę polityczną czy jakąkolwiek
publiczną? Kiedy spojrzymy na to trzeźwym okiem i bez emocji, wtedy zrozumiemy
wreszcie, w jakie bagno usiłuje się nas wepchnąć. A za tym stoją konkretne siły
- siły, które po przegranej II Wojnie Światowej za wszelką cenę chcą spaprać
swe ofiary, jakby im było jeszcze mało. Te siły drzemią wśród Andów. To siły IV
Rzeszy Niemieckiej. Jak to było zawsze, kaci chcą wylać krew Żydów także na
polskie dłonie - to oczywiste, że najbardziej nienawidzi się tych, którym
wyrządziło się największe krzywdy.
Dlatego
właśnie zmanipulowani przez pogrobowców spod znaku swastyki Arabowie uderzyli
na WTC. Dla obłąkańców z andyjskich twierdz WTC było symbolem światowego
żydostwa. To był akt zemsty za pokonaną III Rzeszę. Nie zdziwiłbym się zbytnio,
gdyby okazało się, że widziano Osamę ben-Ladena gdzieś w Argentynie czy
Paragwaju.
Osobiście
stawiam na Argentynę, bowiem tam za rządów peronistów kwitły przedsięwzięcia
finansowane i wspierane pieniędzmi nazistów. Co to znaczyło dla opozycji, to
mogą powiedzieć tylko ci, którzy przeszli przez piwnice ESMA w Buenos Aires, w
których ofiary reżymu piłowali argentyńscy śledczy pod kierownictwem
hitlerowskich doradców. Dokładnie tak: z latynoskim okrucieństwem i niemiecką
pedanterią... Kto wie, czy dzisiejsza sytuacja w Argentynie nie została
sprowokowana celowo i w fali uchodźców ekonomicznych z tego kraju znajdą się
emisariusze IV Rzeszy, którzy utworzą struktury V kolumny przygotowującej teren
na powrót kolejnego Führera?
A zatem czy
hitlerowcy z Andów mogą udzielić pomocy Arabom bin-Ladena? Oczywiście! Mają w
tym swój własny interes. I powiem więcej, jak długo będziemy mieli nieszczelne
granice i liberalno-idiotyczną politykę wizową oraz imigracyjną, tak długo
będzie istniało niebezpieczeństwo przeniknięcia do kraju grup
dywersyjno-rozpoznawczych, które będą w stanie dokonać każdego aktu terroru z
użyciem broni ABC. A zatem należy zwrócić uwagę także na Latynosów i przybyszów
z krajów WNP. Dlaczego WNP? - dlatego, że w istniejącym tam permanentnym
bałaganie, korupcji i bezhołowiu nietrudno jest zmienić tożsamość... A że to
ksenofobia? Tak może powiedzieć tylko dureń, a przezorność jest cnotą...
Wojna z
terrorem dopiero się zaczęła. I w każdej chwili może uderzyć w każdego z nas
lub naszych bliskich. Pomyślmy o tym.
* * *
Powyższe słowa napisałem w maju
2002 roku. Dzisiaj, w roku 2013 wiadomo, że wszystkie te opowieści o irackiej broni masowego rażenia okazały się
nieprawdą, co więcej, niektóre z nich były doskonałym pretekstem do dokonania
bandyckiego najazdu na ten kraj, a ufologów i innych zajmujących się latającymi
spodkami wpuszczono w nieliche „maliny”. Nie muszę chyba mówić, że wiarygodność źródeł
podających takie spreparowane informacje jest minimalna, wręcz zerowa…?
A najbardziej przykre w tym
jest to, że Polska miała w tym swój niechlubny udział. Polska, która sama przez
tyle wieków była ofiarą agresji ze strony państw sąsiednich, sama wzięła udział
w neokolonialnej wojnie, NB z której nie miała nawet jakichkolwiek korzyści –
poza propagandowymi i to nie na arenie międzynarodowej, ale w rozgrywkach wewnętrznych…
Będziemy się tego wstydzić i to długo.
Ale o co tutaj chodzi? - mamy
tutaj klasyczny, akademicki przykład wprzęgnięcia UFO w służbę propagandy – tak
jak zrobiono to np. w 1947 roku pod Roswell (i kilku innych przypadkach też!)
Tym razem UFO miało być bronią Irakijczyków obok innych BMR Saddama. Była to
oczywista bzdura, ale bardzo sugestywna i jak widać puszczona w świat w
amerykańskich i brytyjskich czasopismach ufologicznych. Nie była to rzetelna
informacja, ale zagrywka w wojnie psychologicznej z Arabami i islamem. Opowiastka
o irackim UFO była po prostu jednym z elementów w wojnie psychologicznej
prowadzonej przez brytyjskie MI i amerykańską CIA przeciwko Arabom. Dlatego
właśnie ukazała się w czasopismach z tych krajów, a potem powielono ją na inne
kraje Europy i Ameryk oraz Australii.
Tak samo było z Wielkim
i Małym Babilonem inż. Geralda
Bulla. Był to tzw. Projekt HARP (nie mylić z HAARP, to dwie różne sprawy). Okazało
się, że te superdziała istniały jedynie w wyobraźni izraelskich speców od wojny
psychologicznej i ich amerykańskim kolesi z CIA. Ale nakręcono w Hollywood o
nich nawet film sensacyjny „Doomsday Gun” (reż. Robert Young, 1994), Tom
Clancy napisał „Splinter Cell” (2004), zaś Frederick Forsythe „Pięść Boga” (1994)! To też
był straszak, którego istnienie uzasadniało atak na Irak. Podobno działa te
montowano, a brytyjskie służby uniemożliwiły dostarczenie komponentów tych
dział do Iraku, ale tak czy inaczej, Saddam de
facto nie miał tych dział, podobnie jak nie miał bomby atomowej.
I
tylko to jest faktem!
Sprawa RM20/20 okazała się
kolejną głupawką puszczoną ku uciesze gawiedzi przez jakiegoś żartownisia.
Pisałem już o tym, więc zainteresowanych odsyłam do materiału na tym blogu
- http://wszechocean.blogspot.com/search?q=czerwona+rt%C4%99%C4%87 - w którym udowadniam, że była to genialna
blaga, w którą mówiąc nawiasem wierzono przez kilka lat!
W roku 2011 Usamę ben-Ladena
wreszcie zlokalizowano i zamordowano. Nie zamierzam po nim płakać, bo tego nie
jest wart, ale znów: zamordowano. A przecież prawdziwym
sukcesem administracji Obamy byłoby postawienie go przed sądem i osądzenie jego
i jego zbrodni. Efekt propagandowy – murowany. Problem jednak w tym, że wtedy
wyszłyby na jaw jego powiązania z CIA i innymi organizacjami w USA, co
skompromitowałoby wielu amerykańskich polityków, którzy posłużyli się nim
przeciwko Związkowi Radzieckiemu. Dlatego lepiej było go zabić w Pakistanie,
gdzie się ukrywał, niż postawić go przed sądem w USA czy gdziekolwiek indziej
na świecie. Biały Dom martwiła szczególnie opcja „gdziekolwiek indziej” i
dlatego nie mogło być żadnego procesu. Osama musiał zginąć i zginął – bez
dochodzenia, bez procesu, bez wyroku. Jeżeli tak ma wyglądać sprawiedliwość po
amerykańsku, to bardzo dziękuję. A zwycięstwo? – pyrrusowe!
Moje przewidywania dotyczące
połączenia sił al-Kaidy z siłami IV Rzeszy na szczęście się nie spełniły,
aczkolwiek można przypuszczać, że do czegoś takiego mogłoby dojść, w przypadku
podpalenia świata przez Arabów… Prawdę powiedziawszy trudno sobie to wyobrazić,
ze względu na różnice religijne, ideologiczne i rasowe wreszcie, ale takiego
egzotycznego aliansu wykluczyć się nie da… Świat widział nie takie.
Jeżeli idzie o „mateczki”, to
faktycznie – sami Rosjanie przyznają, że kilkanaście z nich zostało
„utraconych”, cokolwiek to oznacza to pozwala sądzić, że po prostu je
skradziono ze składów. (Polecam - http://wszechocean.blogspot.com/2013/12/a-co-tam-macie-w-plecakach-chopaki.html) Niektóre z nich
mogły zostać zakupione i trafić na Bliski i Środkowy Wschód. Co mogłoby się z
tego wykluć – odsyłam Czytelników do lektury Toma Clancy’ego.
Podsumowując mogę powiedzieć tylko tyle –
mamy do czynienia tylko i wyłącznie z wyprodukowanym w CIA kolejnym
ufomatactwie w konkretnym celu – uzasadnienia agresji przeciwko Arabom ogólnie
i Iranowi w szczególności. Szeregowy zjadacz chleba w Ameryce czy Europie miał
odebrać przekaz: „Irak zagraża światu – trzeba ich powstrzymać!” I przekaz ten
był przekazywany różnymi drogami: w tym także i poprzez czasopisma ufologiczne.
Tak czy inaczej, trzeba bardzo dokładnie patrzeć na wszelkie sensacyjne doniesienia
o UFO zza oceanu czy Zjednoczonego Królestwa, bowiem kłamstwo ma zawsze długi
nos i krótkie nogi i prędzej czy później wyjdzie na jaw. A im szybciej, tym
lepiej.
piątek, 20 grudnia 2013
PROJEKT „BABILON”, UFO I NEONAZIŚCI (1)
Czy Irakijczycy mieli Broń Masowego Rażenia? Jeżeli tak, to skąd?
-
Pochlebiasz mi, Ibrahimie, to się da zmniejszyć do takich rozmiarów, by
załadować bombę do przedniej części rakiety.
- Gdyby nasi iraccy bracia zaczekali jeszcze
trochę...
- Izrael zniknąłby z powierzchni Ziemi, ale
Irakijczycy okazali się za głupi i tyle.
Tom Clancy - „Suma wszystkich
strachów”, tom 2
Świat
po 11 września 2001 roku już nie będzie taki sam...
George W. Bush jr. - „Orędzie do narodu
amerykańskiego”
z dn. 16.IX.2001 r.
Znany
amerykański pisarz powieści political fiction Tom Clancy pisząc
„Sumę wszystkich strachów” (Warszawa 1994) miał na myśli lokalną wojnę
termojądrową z Izraelem i atomowy terroryzm uprawiany przez islamistów na
terenie USA. Książki tego autora zawierają szereg ciekawych faktów z czasów
Zimnej Wojny i bezpośrednio po niej.
Ostatnio
wpadła mi w ręce inna książka znanego w Polsce autora i poszukiwacza śladów
hitlerowskich tajnych broni i pozaziemskich technologii red. Igora
Witkowskiego pt. „Supertajne bronie Islamu” (Warszawa 2000). Od czasu
napisania w 1998 roku wraz z dr Milošem Jesenským książki pt.
„WUNDERLAND: Pozaziemskie technologie w Trzeciej Rzeszy” (Ústi nad Labem 1998,
Warszawa 2001) odnoszę wrażenie, że co chwila spoza wszystkich dziwnych black
projects i skunk works - jak to nazywają Anglosasi te wszystkie
projekty badawcze nad nowymi tajnymi broniami i super-broniami - wychylają się
pomysły uczonych i inżynierów z III Rzeszy...
Haszyici i die
Wunderwaffe
Książka
Igora Witkowskiego mówi w swej głównej mierze o terroryzmie islamskim i
usiłowaniach skonstruowania przez islamistów własnego arsenału broni A, B i C.
Terroryzm w wydaniu islamskim jako metoda walki ze światem Zachodu, a od lat
80. także z ZSRR i Rosją (WNP) - że wspomnę wojny w Afganistanie, Czeczenii oraz
w Nagorno-Karabachu - jest czymś tradycyjnym na Wschodzie i Arabowie mają swe
wielkie tradycje w walkach przeciwko wrogom wewnętrznym i zewnętrznym, że
wspomną tylko Asasynów (Haszyitów) i ich groźnego przywódcy -
Starca z Gór, rezydującego w niedostępnej Twierdzy Almhut. Sprawował on
faktyczna władzę, którą egzekwował przy pomocy fanatycznie oddanych mu
wojowników - fedavitów - którzy mieczem, sztyletem, intrygą i trucizną
obalali niewygodnych mu władców od Indii po Egipt i jeszcze dalej.
Jak już tu powiedziałem,
niektóre pomysły rodem z laboratoriów i biur projektanckich III Rzeszy
Niemieckiej, trafiły także nad Eufrat i Tygrys. Nie mówię tutaj o rakietach
SCUD, które Husajn Saddam zakupił czy dostał jeszcze od Sowietów w ramach
„wspólnej walki z imperializmem amerykańskim”. Te SCUD-y, chociaż leciwe, były
w stanie zagrozić bazom USAF, US Navy, RAF i Royal Navy w Arabii Saudyjskiej i
Oceanie Indyjskim, a nade wszystko odwiecznemu wrogowi Arabów - państwu Izrael.
W planach Saddama to Izrael był i jest celem numer jeden - i tam też poleciały
SCUD-y z głowicami konwencjonalnymi w czasie Wojny w Zatoce. Efektywność tych
ataków była niewielka, dlatego też Saddam zapragnął mieć coś bardziej:
v taniego,
v celniejszego,
v skuteczniejszego
w walce ze swymi sąsiadami, niż wysłużone SCUD-y...
... z którymi doskonale radziły
sobie doskonale przeciwrakiety amerykańskiego systemu obrony
przeciwbalistycznej Patriot czy Aegis. Arabowie
doskonale odrobili lekcje i dlatego do ataku na WTC i Pentagon użyli cywilnych
samolotów pasażerskich. Stara hitlerowska metoda użycia pasażerów jako żywych
tarcz, którą Polacy pamiętają choćby z Powstania Warszawskiego!... Tym czymś
lepszym miała być broń konwencjonalna, ale o gigantycznych rozmiarach i sile
rażenia, a którą opracowano w ramach „Projektu Babilon”.
W czasie II
Wojny Światowej, hitlerowscy uczeni pracowali nad wielkim, choć tylko o
kalibrze 152 mm (6 cali) działem znanym pod kodowym nazwaniem Schnelle
Eliske, Hochdrückpumpe czy Tausendfüßler - a który świat
zna pod krótkim kryptonimem V-3.
V-3 miało lufę
o imponującej długości 127 m i miotało trzymetrowe pociski ze stabilizatorami,
(bo miało ono gładką lufę i pocisk nie mógł być stabilizowany przez nadany mu
przez pola i bruzdy przewodu lufy ruch obrotowy) na odległość wynoszącą w
założeniach 200-250 km. Jak wykazały badania wykonane w 1943 roku na Zalewie
Szczecińskim i Przełęczy Krowiarki - V-3 wypluwało pociski na odległość
około 50 km, zatem za mało, by zbombardować tym sposobem Londyn z francuskiego
brzegu... Dopiero zmiana sposobu przyspieszania pocisku w lufie poprzez
dodatkowe ładunki miotające pozwoliły na skonstruowanie Stonogi,
która mogła realnie zagrozić Londynowi. Wybudowano już stanowiska ogniowe w
Epperleques nad Kanałem La Manche i na szczęście aliancki rajd bombowy
unieszkodliwił je na zawsze... V-3 nie dała ognia ani razu - ale
idea pozostała, a jej echo wróciło w innej części świata - w Iraku pod rządami
Husajna Saddama jako „Projekt Babilon”.
Arabski Asat?
Początkowo
„Projekt Babilon” zakładał budowę dwóch super-dział: Małego Babilonu
o kalibrze 500 mm i Wielkiego Babilonu o kalibrze 1000 mm! Ich
zasięg miał być wystarczający do zasypania pociskami o masie 1500 i 2500 kg
celów w Izraelu, Iranie, Kuwejcie, Arabii Saudyjskiej i innych krajów z Irakiem
sąsiadujących. Jak wynika to z mapki - w zasięgu Babilonów znalazłyby
się m.in.: Ankara, Erewan, Baku, Teheran, Al-Kuwait, Al-Manama, Ad-Dahua i przy
okazji pół Zatoki Perskiej, Ar-Rijad, Amman, Bejrut, Nikozja, Damaszek i
oczywiście Tel-Aviv, Jaffa i Jerozolima w Izraelu. Czyż nie jest to wspaniały
„instrument politycznego nacisku” na sąsiadów???... Celność tych gigantów nie
mogła być zbyt wielka na dużych dystansach, ale używając amunicji nuklearnej,
biologicznej czy chemicznej, kilometr w prawo czy w lewo, w przód czy w tył nie
gra zasadniczej roli...
Gracham
Birdsall w jednym ze swych artykułów na temat sztucznych satelitów Ziemi i
Nieznanych Obiektów Orbitalnych pisze, że dziwnym mu się wydaje fakt, iż
Amerykanie stracili na początku lat 90. kilka swoich spy-satów nad Środkowym Wschodem. Mówiło się o pięciu satelitach, w
tym jeden rozpoznania radio-elektronicznego Ferret D i jednego z
tzw. Deep Space Platform. Wielu autorów na Zachodzie obarczyło winą za ich
zniknięcie Obcych z NOO i w ten sposób „odfajkowało” tą zagadkę.
Amerykańskie
spy-saty latają nad Irakiem w celu
nadzorowania Saddama i jego wojsk, a ostatnio w poszukiwaniu terrorystów z
al-Quaedy i afgańskich talibów. Poza tym podsłuchiwane są wszystkie rozmowy
prowadzone przy użyciu radiowych środków łączności i wystarczy w czasie rozmowy
wypowiedzieć słowo-klucz, np. „wojna”, „broń” czy „wojsko”, by satelita
natychmiast włączył system monitoringu i przekazał dane tam, gdzie trzeba...
Dlatego te spy-saty są tak niewygodne
dla Saddama i jego generałów... Nie mają oni broni kosmicznych w postaci
pocisków rakietowych klasy Asat
ziemia-przestrzeń kosmiczna czy powietrze-przestrzeń kosmiczna, albo
wreszcie głębina wodna-przestrzeń kosmiczna, które byłyby w stanie zestrzelić
szpiegowskiego satelitę lecącego na LEO - czyli niskiej orbicie wokółziemskiej.
Zamiast tego mają oni swe Babilony, które mogą być bardzo groźną
i skuteczną bronią anty-satelitarną!...
Rzecz leży
nie w samych działach, które mogłyby nadać pociskom prędkość taką, jaką mogą im
nadać gazy prochowe, czyli gdzieś 2,80-2,81 km/s, zaś pociski mogą w swym locie
dosięgnąć jonosfery, ale nie wyżej, bowiem do tego potrzebna jest już Pierwsza
Prędkość Kosmiczna czyli VI = 7,9 km/s. aby ja osiągnąć i trafić w
cel należy strzelać pociskami hybrydowymi: pocisk artyleryjski + pocisk
rakietowy na paliwo stałe z aktywnym lub pół-aktywnym naprowadzaniem na cel. Wielki
Babilon wystrzeliwuje taki pocisk na wysokość 50 km nad powierzchnię
Ziemi, a kiedy altimetr wskaże maksymalną wysokość, włącza się silnik rakietowy
na paliwo stałe i układ naprowadzania, który znajduje cel i goni go po krzywej
pościgu. Inny wariant zakłada wystrzelenie hybrydy po prostej wyprzedzania -
ale tak czy owak efekt jest jeden - zniszczony satelita i Pentagon traci na
pewien czas swe oczy i uszy... Rzecz jest całkowicie realna!
Kryptonim „Red Mercury”
Wprawdzie
Igor Witkowski oponuje, że Irakijczycy nie mogliby wyprodukować takiej
wyrafinowanej i finezyjnej technicznie broni, ale sadzę, że jest właśnie na
odwrót. Oni są w stanie wyprodukować coś takiego i użyć przeciwko całemu
cywilizowanemu światu, bowiem szeregi ich uczonych zasilili sfrustrowani
naukowcy z byłego Związku Radzieckiego, Niemieckiej Republiki Demokratycznej i
innych krajów tzw. „demokracji ludowej”.
W latach
1990-1994 i później, na terenie Polski, Słowacji, Rumunii i Węgier dochodziło
do spotkań emisariuszy Saddama podróżujących na paszportach wydanych w krajach
byłej Socjalistycznej Federacyjnej Republiki Jugosławii z rosyjskimi i
wschodnioniemieckimi naukowcami - głównie atomistami i specjalistami od BMR, a
także pracownikami chińskich służb specjalnych - co szczególnie dotyczy Rumunii
i Albanii, w których Pekin miał szczególnie silne rezydentury wywiadu
wojskowego i cywilnego. Kontakty te były śledzone przez polskie służby
specjalne, słowacki FBIS i BIS, amerykańską CIA i izraelski MOSSAD. Szczególnie
intensywna było działalność MOSSAD-u ze zrozumiałych względów - najbardziej
zagrożonym wciąż był i jest Izrael. Nie uchroniło to Amerykanów przed haniebną
wpadką z mini-bombą wodorową W-88, którą Chińczycy gwizdnęli im z
supertajnego laboratorium.
Tymczasem
służby graniczne i celne wszystkich krajów Europy Zachodniej i Środkowej
polowały na komponent konstrukcyjny właśnie takich mini-ładunków jądrowych i
termojądrowych znanych pod nazwą „Red Mercury” - „czerwona rtęć”, znanego pod
handlowym znakiem RM-20/20, który umożliwia skonstruowanie bomby nuklearnej o
niewielkiej mocy ok. 0,1 kt TNT o elemencie paliwowym rozmiarów piłki golfowej
lub tenisowej - sic!
RM-20/20 to
siedmiotlenek dwuantymonu dwurtęciowego - Hg2Sb2O7
- i jest on silnie radioaktywny, bowiem zawiera radioizotopy rtęci i antymonu 194Hg
i 124Sb oraz 125Sb, a to dlatego, że mają one długi okres
półzaniku... Saddam powtórzył po prostu amerykańską „Operation Paperclip” z
końca II Wojny Światowej i to z niezłym skutkiem.
CDN.