Po raz pierwszy ze sprawą
Meteorytu Jamajka 1862-08-10 zetknąłem się na łamach bydgoskich „Faktów” (było
kiedyś takie czasopismo społeczno-kulturalne, zanim doszło do powszechnego
schamienia) w 1988 roku. Wtedy nie poświęciłem temu specjalnej uwagi, bowiem
Mistrz Lucjan Znicz-Sawicki podawał
zawsze bardzo dużo faktów i w ich powodzi sprawa ta jakoś mi umknęła. Może
dlatego, że trąciła myszką – wszak dzieliło ją ode mnie ponad 120 lat – a może
dlatego, że to, co przekazał nam Mistrz było zbyt niewiarygodne, by było
prawdziwe… Przeczytałem to i szybko zapomniałem, aliści sprawa powróciła jak
bumerang, bo w tym roku otrzymałem ksero oryginalnej relacji o tym wydarzeniu,
zamieszczonej w książce pt. „Pisma Józefa Supińskiego”, Gebertner i Wolff,
Warszawa 1883, tom I, ss. 297-306.
Kim był Józef Supiński? W Wikipedii na jego temat piszą tak:
Józef Supiński (ur. 21 lutego 1804 w
Romanowie koło Lwowa, zm. 16 marca 1893 we Lwowie) - polski naukowiec i
ekonomista, przedstawiciel polskiego nurtu ekonomii klasycznej.
W swoich pracach skupiał się przede wszystkim na konieczności
podjęcia reform gospodarczych na ziemiach polskich. Był też znanym polskim
socjologiem. Pierwsze pokolenie socjologów polskich kształciło się na jego
dziełach, popularyzowało jego dorobek. Supiński zainteresowany w szczególności
światem ludzi, traktował go jako fragment Wszechświata. Starał się odnajdować
działania praw przyrody w społeczeństwie i odkrywać prawa rządzące społecznym
współżyciem i rozwojem społecznym. Twierdził, że praca jest zasadniczym celem i
zadaniem człowieka prowadzącym do postępu, ponieważ ona stwarza wszystkie
wartości.
Walczył w powstaniu, zapoznał się z filozofią pozytywistyczną -
praca u podstaw. Uważał, że dzięki socjologii Polska może wybić się na
niepodległość.
Od 1865 był członkiem honorowym Poznańskiego Towarzystwa
Przyjaciół Nauk. Od 1873 należał do Akademii Umiejętności w Krakowie. Był też
doktorem honoris causa Uniwersytetu Lwowskiego i honorowym obywatelem Lwowa
(1877).
W okresie międzywojennym we Lwowie jedna z ulic nosiła jego imię
(prostopadła do ul. Mochnackiego). W Warszawie ulica Józefa Supińskiego (pasaż
pieszy) znajduje się w dzielnicy Stara Ochota, pomiędzy ul. Maurycego
Mochnackiego i ul. Akademicką. We Wrocławiu ul. Józefa Supińskiego biegnie
prostopadle do ulicy Kobierzyckiej.
Dzieła Supińskiego:
v "Myśl ogólna fizjologii
powszechnej" 1860; wersja cyfrowa
v "Szkoła ogólna
fizjologii powszechnej" 1862;
v "Szkoła polska
gospodarstwa społecznego" 2 T. 1862-1865 wersja cyfrowa
v "Pisma Józefa
Supińskiego." cztery tomy
Tyle Wikipedia. Przypomnienie
przyszło ze strony Redakcji „Nieznanego Świata”, do którego przesłał te
kserokopie Pan Stefan C. z Łodzi z prośbą o przypomnienie tego niezwykłego
wydarzenia, które miało miejsce równo 150 lat temu. A oto, co pisze o nim sam
Józef Supiński:
D.
5. Str. 81.
Gdy
mi się przesunęło przez myśl przypuszczenie, że jak istoty organiczne na ziemi,
tak pojedyncze ciała niebieskie w ogromnym przestworze wszechświata, muszą
przebywać pewne okresy życia i niknąć jak one, odstępując innym ciałom
pierwiastki, które w ich skład wchodziły; nie sądziłem podówczas, aby po
upływie lat kilkunastu dziwny, a po raz pierwszy dostrzeżony pojaw przerody,
przyszedł wesprzeć przypuszczenie moje. „Indepedence belge” z dnia 10 kwietnia
1863 podaje zajmujący w tej mierze opis, którego treść udzielam czytelnikom
moim.
Spostrzeżenie,
z którego tu zdamy sprawę, zrobił w sierpniu r. 1862 w Jamajce w pobliżu
Port-Royal uczony Anglik Dr. Hopkins,
członek stowarzyszenia naukowego w Kingstown. Pamiętnik bardzo zajmujący, który
o tym przedmiocie napisał Dr. Hopkins, umieszczony jest w roczniku tegoż
stowarzyszenia z r. 1862: „Proceedings of the Kingstown Assoc., Vol. XII. 1862”.
Gdyby nie autentyczność źródła tak szanownego, gdyby nie powaga świadectw przytoczonych
przez Dra Hopkins, czytelnik mógłby posądzić tego uczonego, że to co nam dał w
swoim opisie, jest tylko igraszką przywidzenia. Ależ tak nie jest,
przewertowawszy bowiem uważnie ten pamiętnik, przyznać musimy, że Dr. Hopkins w
sądzeniu o rzeczy powoduje się roztropnością i nawet zbytniem może
powstrzymywaniem się; że w całej rozprawie wnioski swoje ma tylko za
prawdopodobne, chociaż nam wydają się one mieć widoczne piętno prawdy czyli
pewności.
Większą
połowę pamiętnika Dra Hopkins zajmują akta wierzytelne, jakoto:
1. Oświadczenie dziewiętnastu mieszkańców
Port-Royal i Kingstown, z których jedni widzieli jak spadał aerolit, o którym
tu mowa, drudzy zaś dopomagali przenieść go do doktora, inni nareszcie
przypuszczeni zostali w jego gabinecie do szczegółowego zbadania aerolitu.
2. Rozbiór chemiczny trzech chemików,
którzy zajmowali się tą substancyą meteoryczną.
Część
pamiętnika poświęcona samemu opisowi, chociaż w każdym szczególe swoim nader
zajmująca, jest tak obszerna, że jej tu w całości podać nie podobna; musimy
poprzestać na skróceniu, ile możności treściwem i dokładnem, i tylko najważniejsze
ustępy dajemy w dosłownym przekładzie:
„Dnia
10 sierpnia 1862 o godzinie pół do dwunastej wieczór, w powrocie do Port-Royal
płynąłem małą rzeczką Sixtien Mile-Walk przy mnie był przewielebny Jan Ergail i jego szwagier W. Yorel, sędzia w Linguania-Side.
Niebo było całkiem pogodne, a mimo jasności, z jaką księżyc przyświecał od zachodu,
rozróżniałem wyraźnie gwiazdy 4-tej wielkości. Wzrok mój zwrócony był ku zenitowi
na przepyszną gwiazdę spadającą, która przebiegała właśnie konstelacyę
Kasyopei, gdy oto naraz spostrzegam spuszczającą się raptownie ku nam kulę
świecącą, której średnica wydawała mi się wielkości dwóch trzecich części
średnicy księżyca. Czerwono zadymiona w pierwszej części swego biegu, przybrała
nagle białość świetną; wtedy jak gdyby po zatrzymaniu się przez pół sekundy (Ta
chwila zatrzymania się, fizycznie nie do wytłumaczenia,, pochodzi bez wątpienia
ztąd, że oko nie przestaje mieć wrażenia przedmiotu świecącego, chociaż ten
przedmiot przestał już wywierać działanie na błonę nerwową oka. Trwanie tego
wrażenia podają fizyjologowie na 1/3 sekundy ), rozprysła gwałtownie a
raptownie, rzucając promienie w kierunku trzech głównych stron świata. W sześć
do ośmiu sekund po tern zjawisku usłyszeliśmy o jakich pięćdziesiąt kroków za
nami łomot gałęzi zgruchotanych i uderzenie ciała ciężkiego, spadającego na
grunt pulchny. W tej samej prawie chwili huk mocnego wybuchu doszedł uszu naszych,
powstał tedy ten huk ponad naszemi głowami w odległości niemal pionowej, o
półtorej mili angielskiej (niemal 1/3 mili austr.). Gdyby to ciało spadło było
ze spoczynku ruchem jednostajnie przyspieszonym, nie byłoby w ośmiu sekundach
przebyło jak tylko 1/5 część mili angielskiej (około 170 sążni austr.); snać,
iż wyruszając z swego miejsca, ożywione już było znaczną siłą ruchu. W tem
miejscu autor roztrząsnąwszy związek fizyczny, jaki mógł zachodzić między
gwiazdą spadającą (Nigdzie w opowiadania swojem nie mówi Dr. Hopkins, czy tejże
samej nocy dostrzegł był gwiazdy spadające w znacznej liczbie. Milczenie jego w
tym przedmiocie zastanawia nas, bo wszystkim meteorologom wiadomo, że właśnie
około 10-go sierpnia pojawiają się gwiazdy spadające i bolidy liczniej i
częściej niż zwykło. Prawda, że już od kilku lat w Europie pojawy te znacznie
się przerzedziły, ale rzecz ta nie ma się tak samo na drugiej półkuli, a
przynajmniej w Ameryce Północnej.), a jednoczesnem prawie pojawieniem się
bolidu, któryto związek wydaje mu się wątpliwym, tak dalej rzecz prowadzi:
Ja
i moi dwaj towarzysze skierowaliśmy się ku miejscu, w którem przypuszczaliśmy, że
padł aerolit, i niebawem spostrzegliśmy okazały krzak ziela indygowego,
przywalony i do szczętu na kawałki zsiekany. Tuż obok, w gruncie lekkim i wilgotnym
wgłębiona była masa czarna, której część wystająca, przedstawiała powierzchnię
nieforemną, cokolwiek większą niż sążeń (yard) kwadratowy angielski (niemal
ćwierć sążnia kwadratowego austr.), a mającą wysokość 11 cali.
Chciałem
korzystać z ostatnich promieni, które nam księżyc z ukosa przesyłał, aby zbadać
przedmiot zbliska; ale W. Torel zwrócił uwagę moje, że zadanie to, aby było
należyte, wymaga jasności światła dziennego. Z przenikliwością sędziego
śledczego, mającego rozpoznać sprawę dodał on, że po ciemku depcąc ziemię,
moglibyśmy niechcący zatrzeć jakie bardzo cenne ślady, mogące być wskazówką
sposobu, w jaki spadł meteor. Uznając słuszność tej uwagi, cofnęliśmy się o
kilka kroków; wprzód jednak przekonałem się, że temperatura masy była daleko
niższa, niżelim się mógł domyślać, pomnąc na kolor różowy , w jakim widzieliśmy
ten meteor w chwili wybuchu; prawda że masa była na tyle gorącą, że nie mogłem
jej dotknąć ręką; atoli grunt wilgotny wydawał z siebie parę tak słabą, że
dostrzedz ją można było tylko w kierunku promieni księżyca. Sądzę, że
temperatura w pięć minut po spadnięciu aerolitu nie przenosiła 220 stopni
Fahrenheita (84 stopnie Raeumura).
CDN.