21.IX – Historia, superdziała i meganaleśnik!
Ranek wstał pięknym słońcem.
Temperatura przed wschodem wynosiła +12,4˚C, wiał lekki wiatr z NW. Moja Ania
doniosła mi o przymrozeczku, w Jordanowie było zaledwie +2,2˚C, ale dachy
pobielił szron. U nas na razie nie ma mowy o przymrozkach, a w radio podali, że
na Helu było najcieplej tego rana. Najważniejsze z tego wszystkiego jest to, że
Skawa wreszcie podniosła poziom do 160 cm, ale to wciąż mało i mało! W tej
chwili temperatura na Helu wzrosła do +16,7˚C, wieje lekki wiatr od zachodu i
jest bardzo przyjemnie.
Zwiedzałem muzea: pierwsze to
było Muzeum Rybołówstwa w Helu, drugie to Muzeum Obrony Wybrzeża. Pierwsze
położone w mieście – w starym kościele ewangelickim przekształconym na muzeum.
Bardzo ciekawie ustawione ekspozycje historyczne i przyrodniczo-krajoznawcze –
od Paleolitu aż do współczesności. Poza tym także dzieje Helu i Kosy Helskiej. A
najbardziej ucieszyłem się na widok reprodukcji grawiur z dzieł Olausa Magnusa
czyli Olafa den Storre – biskupa Uppsali, który zajmował się także geografią,
historią, kartografią – wtedy nazywało się to kosmografia – oraz…
kryptozoologią. Wraz z Konradem Gessnerem był on jednym z najpoczytniejszych
autorów bestsellerów o tematyce morskich (i lądowych) potworów. Pisał on
bestiariusze, w których prawił on niezwykłości o Syrenach, Morskich Diabłach,
berniklach, psiogłowcach czy zgoła bezgłowcach i innych dziwnych stworzeniach,
które – wedle jego mniemania – zamieszkiwały bliskie i dalekie lądy.
Muzeum Obrony Wybrzeża położone
jest 1,8 km na zachód od miasta, gdzie w latach 30. ubiegłego wieku znajdowała
się słynna Bateria Helska kmdr Heliodora Laskowskiego złożona 4 dział kalibru 152,4
mm, która dała nieźle popalić niemieckim agresorom w 1939 roku. W czasie wojny,
w 1940/41 roku znajdowała się tutaj bateria Schleswig-Holstein złożona docelowo
z 11 dział o kalibrze 406 mm – czyli takich jak na amerykańskim pancerniku Iowa czy brytyjskim Duke of York. Działa te po próbnych strzelaninach w roku 1941 odetaszowano
w rejon Calais, by broniły Rzeszy przed angloamerykańską inwazją. Niestety,
samo muzeum nie ma niczego do zaoferowania w zakresie pamiątek, poza militarną
tandetą i wojskowym demobilem - było już po sezonie. Brak jakichś szerszych i popularnych opracowań –
poza „Zeszytami Helskimi”, które są dobre, ale dla koneserów historii, a nie
zwykłych zjadaczy chleba, jak ja. No i nie ma niczego na temat dowodzącego
obroną Helu adm. Józefa Unruga, co uważam za skandal.
Po obiedzie, na który złożył
się ogromny, jakieś 60 cm średnicy naleśnik nadziany posiekanymi owocami w ilości
– bez kozery powiem: ćwierć kilo i polany pół litrem bitej (na szczęście
niesłodkiej) śmietany – udałem się na Cypel Helski. Morze w zasięgu wzroku
niemal puste – na północy jeden jakiś kontenerowiec (chyba), na wschodzie stateczek
wycieczkowy z Helu i jakieś jachty w Zatoce Gdańskiej na południowym-wschodzie.
I to wszystko. W morzu nie ma żadnych meduz, a woda wciąż ciepła w granicach
+19˚C, dlatego wciąż jest taka przyjazna pogoda. Nie to, co kiedyś, kiedy te
porty tętniły życiem i co chwila coś wchodziło i wychodziło w morze. Pooddychałem
morskim powietrzem i wróciłem do bazy.
Pochłodniało, bo słońce skryło
się za chmurami, ale jest +15,6˚C i gdyby nie ten wiatr, byłoby względnie
ciepło. Chyba idzie kolejny deszczowy (uchowaj Boże) niż z wiatrem i deszczem…
CDN.