Irina
Szlionskaja
Jeden z najbogatszych ludzi Australii miliarder Clyde Palmer postanowił odtworzyć Titanica.
Liniowiec zostanie wybudowany w Chinach i zostanie wyposażony w ówczesne
oprzyrządowanie. Jego budowa zakończy się w 2016 roku.
W kwietniu 2012 roku obchodziliśmy okrągłą
rocznicę - 100-lecie zatonięcia znanego oceanicznego liniowca RMS Titanic.
Wydawałoby się, że katastrofę opisano i zbadano ze wszystkimi detalami i
wszystkie tajemnice dawno przestały nimi być. Ale w czasie ubiegłego wieku cały
czas wypływają na wierzch coraz to nowe fakty dotyczące tej dawnej tragedii.
Wydaje się, że widma ludzi zaginionych w tej katastrofie wciąż przypominają o
sobie…
Proroctwo w
liście
I tak niedawno na londyńskiej aukcji wystawiono
list Jamesa Arthura Paintine’a –
osobistego stewarda kapitana Titanica. W tym liście, który młody
człowiek wysłał do swych rodziców w dniu 10 kwietnia 1912 roku wyraził on myśl,
że podróż ta jest niebezpieczna i statek czeka zagłada…
29-letni James Arthur Paintine tak jak kapitan Edward John Smith od początku pływał na
liniowcu RMS Olympic, dokładnej kopii RMS Titanic. Obydwa statki
pływały dla Cunard Line. W swoim liście wysłanym do rodziny zamieszkałej w
Oxfordzie kapitański steward twierdzi, że Titanic może ulec katastrofie , tak
jak Olympic,
który w 1911 roku zderzył się z innym statkiem… (Dokładniej z krążownikiem HMS Hawke
– przyp. tłum.) I tak istnieje teoria głosząca, że Titanic to nic innego,
jak Olympic,
którego wysłano zgubie naprzeciw, by potem wziąć za niego odszkodowanie.
Mogę
powiedzieć z całą pewnością, że Titanic
jest ładniejszy od Olympica, ale
wcale nie jest bezpieczniejszy – pisał on.
List wysłany przez Jamesa Arthura Paintine’a był
chroniony przez całe stulecie przez jego najbliższych jak relikwia przekazywana
z pokolenia na pokolenie. W stuletnią rocznicę zatonięcia Titanica jego potomkowie
zdecydowali się sprzedać go do domu aukcyjnego Henry Aldridge & Son Devizes
(Auctioneers). Dokument został wystawiony na aukcji po cenie wywoławczej 57.000
USD.
Widmo
kapitana Smitha
Także przy okazji setnej rocznicy zagłady Titanica
właściciele dwupiętrowego domu w hrabstwie Staffordshire, zgodnie ze źródłami,
niegdyś należącego do rodziny kapitana Edwarda Johna Smitha, opowiedzieli o
tym, że wystawiają go na sprzedaż. Rzecz w tym, że jak twierdzą jego
właściciele Neal i Louise Bonnerowie mają tam miejsce
niecodzienne wydarzenia. Często-gęsto
ponoć pojawia się tam widmo samego kapitana Smitha!
Mówi się, że kiedy Titanic w nocy z 14 na 15
kwietnia 1912 roku zderzył się z górą lodową, jego kapitan miał jeszcze szansę
się uratować, ale podjął on męską decyzję i do ostatniej chwili nie opuścił
statku… Tak właśnie twierdzi oficjalna wersja zdarzeń.
Ci, którzy przeżyli katastrofę twierdzą, że
widzieli po raz ostatni kapitana Smitha stojącego na mostku wraz ze swym
stewardem Arthurem Paintinem. Oczywistym jest, że obydwaj zginęli w
katastrofie…
Dom Smitha przeszedł w inne ręce. Bonnerowie
sprzedali go za 32.000 GBP. Ale ludzie, który go nabyli nie mogli znaleźć
spokoju w swoim nowym domu. Mieszkańcy odczuwali w nim niewytłumaczalny lęk i
trwogę. Dwukrotnie w czasie kilku lat z nieznanych przyczyn zalało im kuchnię.
Ale najważniejsze – od czasu do czasu oboje widzieli ducha pałętającego się po
domu! Bonnerowie są absolutnie pewnymi, że było to widmo kapitana Titanica.
Smith nie
był ubrany w mundur kapitański czy w coś podobnego, ale to właśnie był on – twierdzi właścicielka
domu.
Mieszkać w tak „nieprzyjemnych” apartamentach
Bonnerowie sobie dalej nie życzyli i wystawili dom na sprzedaż za 80.000 GBP. I
oczywiście znalazło się wielu chętnych, którzy by na nim zarobili choćby jako
na osobliwości dla turystów. Dzisiejszych właścicieli taki biznes – jak widać –
nie odstrasza…
Nieżyjący
wysyłają SOS…
Jednakże nie jest to jedyne, mistyczne wydarzenie
związane z Titanicem. Po wielu latach od katastrofy tego statku, bo
przepływający przez strefę katastrofy niejednokrotnie wychwytywali z eteru
wezwania o pomoc z zatopionego na początku XX wieku liniowca…
Najpierw coś takiego zaszło w nocy 14/15.IV.1924
roku, czyli dokładnie w 12 lat po katastrofie. Naraz kilka pokładowych
radiostacji statków zarejestrowało sygnał SOS statku o kodowym oznaczeniu MGY. (Wyglądało
Morsem to tak: … --- … -- -.. -.- ,
jednakże radiooficer Titanica początkowo użył skrótu CQD
MGY, co wyglądałoby tak: -.-. --.- -..
-- -.. -.- - przyp. tłum.)
Oznaczenie MGY było przypisane właśnie do RMS Titanic. W tym czasie
nikt nie zwrócił na to szczególnej uwagi – zdecydowano, że ktoś po prostu
zrobił głupi kawał czy mistyfikację. Ale w sześć lat potem incydent się
powtórzył. Potem sygnał wywoławczy MGY pojawiał się regularnie w eterze co 6
lat od fatalnej daty: w 1930, 1936, 1942… - i zawsze nocą z 14 na 15 kwietnia.
Sygnały przyjmowały statki znajdujące się w promieniu 2000 mil od miejsca
tragedii Titanica.
Pod koniec lat 60. rozwiązaniem tej zagadki zajęła
się CIA. Na ten temat nałożono gryf tajności – TAJNE. Ale CIA nie udało się
namierzyć źródła tych sygnałów, które pojawiały się w eterze co każde 6 lat.
(Swoją drogą sprawą powinna zająć się nie tyle CIA, ile Narodowa Agencja
Bezpieczeństwa - NSA, która została powołana m.in. do wywiadu radiowego i
radiokontrwywiadu – uwaga tłum.)
Mówi się, że po raz ostatni sygnał z tonącego Titanica
wyłapała załoga kanadyjskiego statku w kwietniu 1996 roku. Trudno więc założyć,
że ktoś stroił sobie głupie żarty z marynarzami i służbami specjalnymi przez 72
lata!
Ratunek
poprzez 80 lat
A na przełomie stuleci i tysiącleci pojawiły się
słuchy o cudownym uratowaniu ludzi z zatopionego statku, których uznano za
zaginionych. Podobnież oni przenieśli się w… Przyszłość!
Opowiadają, że 14 grudnia 1992 roku na oczach
norweskich rybaków łowiących ryby w Atlantyku, naraz ukazał się im z głębin
ogromny statek, w którym rybacy rozpoznali słynnego Titanica! Na jego
pokładach miotali się przerażeni ludzie. Wołali o pomoc, niektórzy skakali do
lodowatej wody. Po kilku minutach statek znów skrył się pod wodą. Norwedzy wysłali
radiogram do sztabu US Navy. Wkrótce na miejsce zdarzenia przybył amerykański okręt.
Z wody podniesiono 13 osób w kamizelkach ratunkowych na których pisało „Titanic”.
Wszyscy uratowani przejawiali zanik pamięci – całkowitą amnezję. Niektórzy z ich
mieli przy sobie dokumenty, które były wystawione nie później niż w 1912 roku. Wiek
tych osób pasował do wieku osób uwidocznionych w dokumentach.
Władze Norwegii i USA dogadały się co do
utrzymania wszystkiego w tajemnicy. W mediach pojawiła się tylko informacja, że
uratowano rozbitków z zatopionego statku, ale nie podano z jakiego. Co się
stało dalej z uratowanymi – nie wiadomo. Najprawdopodobniej umieszczono ich pod
obserwacją lekarską i zapewne w tajnym, dobrze chronionym ośrodku medycznym. (Przypomina
się tutaj włosko-francuski film „Hibernatus” w reżyserii Eduarda Molinaro [1969] ze znakomitą rolą Luisa de Funes – przyp. tłum.)
W 1994 roku, na Północnym Atlantyku jakoby wyłowiono
z wody jeszcze trzy ofiary katastrofy – w tym samego kapitana Smitha i dwóch
pasażerów – kogoś o nazwisku Winnie Cootes
i 10-miesięczną dziewczynkę w kole ratunkowym Titanica. Wszyscy oni
znajdowali się na listach zabitych w tej katastrofie 82 lata temu.
Ale najprawdopodobniej są to jedynie mity. Co zaś
się tyczy tajemniczych radiosygnałów z pokładu Titanica, to są one
udokumentowane w mnogich źródłach. I nie jest wykluczone, że wezwanie o pomoc
miało miejsce i – oczywiście – nie wysyłały go duchy.
Paradoksy eteru
i radiołączności
Osobliwości propagacji fal radiowych w różnych środowiskach do dziś dnia nie są
dobrze zbadane. Np. uczeni do dziś dnia pracują nad zagadką tzw. zatrzymanego
radioecha. Zdarza się, że sygnał wysłany w eter przez jakiś czas powtarza się i
to nie jeden, ale kilka razy. Wśród radioamatorów krąży wiele opowieści o
utrwalonych w eterze przekazach radiowych, które adresaci otrzymywali po wielu
latach.
I tak jeden z frontowych radiotelegrafistów
przyjął w końcu lat 50. radiogram od swego przyjaciela. Paradoks polegał na
tym, że ten przyjaciel – także wojskowy radzista zginął na froncie. Radiogram mówił,
że pododdział wpadł w okrążenie i że mają dużo rannych. Martwy radzista prosił
o wsparcie artyleryjskie. Mówi się, ze po odebraniu tego radiogramu, frontowiec
już się nie zajmował radioamatorstwem – rozdał całą swoja aparaturę i się rozpił:
w jego mózgu nie mogło się pomieścić, jakim cudem otrzymał on wiadomość z
tamtego świata…
Według praw fizyki fale radiowe wykorzystywane w
łączności albo odbijają się od jonosfery, albo ja przeszywają i „ulatują” w
przestrzeń kosmiczną. Wyjaśnić ich „powrót” można jedynie zderzeniem z jakimś zagadkowym
obiektem, który odbija je z powrotem na Ziemię. Tak tez pojawiła się hipoteza o
znajdującej się na orbicie Ziemi obcej sondy międzyplanetarnej, która sprawia
tyle kłopotów geofizykom. Między innymi znakomity wynalazca Nikola Tesla twierdził, że przy pomocy
fal radiowych będzie można nawiązać kontakt ze światem pozagrobowym…
Źródło i ilustracje – „Tajny XX wieka” nr 22/2012, ss. 6-7
Przekład z j. rosyjskiego –
Robert K. Leśniakiewicz ©