Granice,
których w opowiadaniu naszem przekraczać nie możemy, zmuszają nas wypuścić w
tem miejscu nie jednę kartę z zajmującego pamiętnika Dra Hopkins. Przytoczymy
tu tylko, że tenże wraz z przewielebnym Janem
Ergail przepędził noc w pobliżu swej drogiej relikwii, i że pan W. Yorel udał się do Linguania-Side,
aby nad ranem powrócić z kilku zręcznymi robotnikami, opatrzonymi w narzędzia i
przybory, potrzebne do wydostania kamienia z ziemi, i złożenia go w miejscu
dogodnem. Pominiemy także opis różnych ostrożności drobnych, z któremi
pozabierano z miejsc swoich piętnaście kawałków, porozrzucanych w niejakiej
odległości od kamienia głównego, a przystępujemy do opisu tego kamienia, który
wydostano całkiem z jego wgłębienia się w ziemię dopiero około godziny południowej.
Wbił on się w ziemię na 21/2 stóp, a ważył niemal 70 cetnarów
polskich. Siła, z którą uderzył w ziemię, musiała być znacznie osłabioną przez
ów gruby krzak indygowy, na który padł tak, iż go zgniótł do szczętu.
Czarniawość
górnej powierzchni kamienia stanowił pyłek nader subtelny, który zebrałem
starannie; a z odbytych z nim później badań mikroskopijnych i z rozbioru
chemicznego pokazało się, że to pyłek węgla naturalnego.