Igor Walentinow
Kilka lat temu, w odległości zaledwie 1 km od plaż Soczi, na
głębokości około 20 metrów płetwonurkowie odkryli resztki kamiennych budowli. Według
archeologów, to podwodne miasto liczy sobie 3000 lat.
W końcu Epoki Lodowej Wszechocean był o wiele mniejszy, niż teraz. Jego
wolne od wody obszary zasiedlali przedstawiciele pewnej nieznanej nam, dawnej
cywilizacji. Tajanie lodowców doprowadziło do podniesienia się poziomu
Wszechoceanu i potężne pomniki tej cywilizacji skryły się pod wodą. A kiedy je
znajdują podwodni archeolodzy, to rodzą się historyczne sensacje.
Podwodna świątynia u wyspy
Yonaguni
Największym i najbardziej zadziwiającym tego rodzaju znaleziskiem z
odkrytych do dziś dnia jest podwodny kompleks megalityczny u wybrzeży wyspy
Yonaguni (Ionaguni). Zob. film - http://www.elbauldejosete.wordpress.com/2008/01/30/yonaguni-misterio-sumergido/ zob. także - http://wszechocean.blogspot.com/2012/07/nan-madol-haarp-z-czasow-atlantydy.html a także - http://wszechocean.blogspot.com/2011/10/yonaguin-jima-ostatni-skrawek-lemurii.html. Ta niewielka wyspa należąca do archipelagi Riukiu (Japonia),
położonych na Pacyfiku dość daleko od wysp japońskich. (Na 24°28′ N - 123°00′ E,
sama formacja znajduje się na: 24,432°N – 123,011°E – przyp. tłum.)
W roku 1986, instruktor
nurkowania Kihachiro Arataki w
odległości zaledwie 20 m od południowego wybrzeża wyspy, na głębokości 18 m
zauważył zadziwiająco regularne bloki skalne. Wszystkie one miały regularne
prostokątne lub okrągłe kształty przechodzące jedne w drugie. Wszystko to
wyglądało jak jakieś zalane wodą miasto albo jak na ogromną świątynię. Ataraki
zobaczył cały system idealnie równych teras, podwyższonych placów, dróg,
przejść, schodów prowadzących w różnych kierunkach i pionowych ścian. A nad tym
wszystkim wznosiła się schodkowa piramida. Całkowita powierzchnia kompleksu
wynosiła około 500 m2.
Ataraki ani na moment nie
zastanawiał się i sądził, że ma przed sobą obiekt sztucznego pochodzenia. Natychmiast
powiadomił o tym morskiego sejsmologa z Uniwersytetu Okinawy prof. Masaake Kimurę, swego starego
znajomego, także płetwonurka. Profesor obejrzał podwodny kompleks i doszedł do
wniosku, że przede wszystkim było to centrum (lub jedno z centrów) dawnej
wielkiej cywilizacji, zamieszkującej ten rejon w epoce późnej Epoce Lodowcowej,
kiedy to poziom Wszechoceanu był niższy o 40 m od dzisiejszego. W tym czasie główne
masy lodowców akumulujące w sobie wody Wszechoceanu znajdowały się na wysokich
północnych szerokościach geograficznych i dlatego w niektórych miejscach
Pacyfiku (który także był stosunkowo płytkim) mogły znajdować się duże obszary
lądu, a być może nawet kontynent. Jak uważają niektórzy specjaliści, po tym
kontynencie można było podróżować z Chin do południowoamerykańskich Andów.
Prof. Kimura poświęcił badaniom
tego kompleksu ponad 20 lat. Według niego, jest on bardzo podobny do budowli
megalitycznych Egiptu, Malty, Meksyku – a szczególnie z świątynnym kompleksem
Machu Picchu w Peru. Z tym ostatnim łączą go nie tylko podobieństwa
architektury, w tym charakterystyczny tarasowaty krajobraz, ale także
rozwiązania konstrukcyjne, którymi posługiwali się dawni Inkowie.
Na początku swoich badań Kimura
założył, że ów monument pogrążył się w wody oceanu w wyniku trzęsienia ziemi
około 5-6 tys. lat temu. Jednakże profesor geologii Uniwersytetu Tokijskiego – Teruaki Ishii, który także badał
znalezisko Yonaguni wysunął hipotezę, że nie było tam trzęsienia ziemi.
- Niedaleko kompleksu znajduje
się kilka płyt, które oderwały się odeń wskutek podziemnych wstrząsów – mówi
on. – Ale cały kompleks pozostaje w idealnym stanie. Nie ma tam żadnego śladu
po jakimś silnym, katakliktycznym trzęsieniu ziemi…
Według jego poglądów, kompleks
megalityczny koło Yonaguni został zatopiony przez ocean w czasie intensywnego
tajania lodowca, co miało miejsce w VIII-VII tysiącleciu p.n.e. Budowla ta
została wzniesiona krótko przed podniesieniem się poziomu wody. Tym niemniej są
uczeni, którzy twierdzą, że kompleks ten jest o wiele starszy.
Głowa wycięta w skale
Wedle współczesnych
rekonstrukcji, pod koniec Epoki Lodowcowej na Ziemi rozpoczęła się Epoka
Kamienia. Ludzie polowali na dzikie zwierzęta i zbierali jadalne korzonki, i
dlatego też nie może być mowy o wznoszeniu przez nich złożonych konstrukcji,
wymagających specjalistycznej inżynieryjnej wiedzy. Dopiero 5000 lat temu
ludzie zaczęli budować skomplikowane pod względem technologicznym budowle.
Sceptycy nie wierzący w
możliwość istnienia tak wysoko rozwiniętej cywilizacji w epoce post-lodowcowej i
wymyślili, że mianowicie sam ten kamienny monument powstał sam z siebie – a
właściwie ze skały i jej właściwości fizycznych. (Podobnie „uczeni” wyjaśnili
pochodzenie tzw. „Muru Bimińskiego” w okolicy wyspy Bimini na Bahamach – przyp.
tłum.) Te właściwości nierównego składu piaskowca mają znaczenie przy
trzęsieniach ziemi i powodują płytowe jego pękanie, czym można wytłumaczyć
tarasowy kształt kompleksu i regularną, prawidłową formę jego masywnych bloków.
Jednakże równie szybko od tej
hipotezy odstąpili jej zwolennicy. Jeszcze na początku badań, prof. Kimura
pisał, że doskonałej symetrii i kształtów bloków kompleksu nie da się wyjaśnić
jedynie kaprysem Przyrody i właściwościami skały, z której jest on zbudowany. W
innych miejscach Wszechoceanu takie same piaskowce nie wykazują takich
właściwości jak w przypadku Yonaguni.
A w roku 2007 doniósł on o
znalezieniu wyciętych w skale znaków i płaskorzeźb. Po sporządzeniu tysięcy
zdjęć udało się obejrzeć lepiej te płaskorzeźby w laboratorium. Wykazują one
podobieństwo do Sfinksa i dawnych chińskich i amerykańskich naskalnych glifów,
co stanowi dowód na wpływ pacyficznej Protocywilizacji na te kultury.
Niezwykłym elementem kompleksu
są dwa prostokątne megality na początku długich schodów idących od podstawy
kompleksu do wierzchniej terasy – zob. ryc. Megality te są podobne do znanych
menhirów Stonehenge, tylko większe. Nazwano je „bliźniaczymi słupami”.
Najciekawszym jest to, że nie wykonano je z piaskowca – jak cała reszta
kompleksu – a z wapienia.
Kompleks jest opasany równą
drogą, która jest otoczona ścianą, poza nią w kompleksie znajdują się
prostokątne wyżłobienia, które mają łączną długość 100 m, a które skręcają
nagle pod kątem prostym i biegną dalej jakieś 20-30 m. Niektóre kamienne bloki
mają w sobie regularne okrągłe otwory. Niektórzy uczeni sądzą, że były to technologiczne
otwory, w których montowano maszty, kołowroty czy dźwigi oraz inne urządzenia.
Są one bardzo regularne i głębokie i nie mogła ich wykonać woda czy trzęsienia
ziemi.
W czasie wielu nurkowań została
znaleziona rzecz, która ponad wszelką wątpliwość mówiła o sztucznym pochodzeniu
tej budowli. Była to ogromna siedmiometrowa ludzka głowa. Badając ja
specjaliści doszli do wniosku, że początkowo była ona „głowokształtnym” blokiem
kamiennym, któremu rzeźbiarze „dorobili” jej rysy: oczy, powieki, usta, a z
boku zrobiono relief w kształcie indiańskiego pióropusza.
Rzeźba ta potwierdziła myśl
niektórych uczonych, że kompleks ten powstał na istniejącym już wcześniej
„gotowcu”, którego jeszcze dopracowano rękami człowieka. Kompleks wyrąbano
wprost na skalnej podstawie, co było – jak się to teraz nazywa –
terraformowaniem. Tak właśnie budowano dawniej – szczególnie w Ameryce i
Chinach.
Pierwsza akademia Ludzkości
Po wieloletnich badaniach uczeni
sporządzili trzymetrową makietę podwodnego kompleksu. Już na pierwszy rzut oka
wydaje się jasne, że wzniesiono go nie dla ludzi. Jak wszystkie megalityczne
budowle – w tym piramidy egipskie i świątynie Machu Picchu – zostały one
poświęcone bogom.
Patrząc na makietę nie trudno
jest sobie wyobrazić, jak na płaszczyznach monumentu, które ostro spadają w dół
wielometrowymi urwiskami, lądują latające aparaty bogów – Vimana (tak jak nazywane są one w staroindyjskim eposie). A ku nim
po stromych schodach pną się wierni, by rozsiadłszy się na tarasach, słuchać
ich woli zapamiętując ich pouczenia i wizje. Z całą pewnością otrzymali oni od
bogów wiele znaczących informacji. I to wszystko padło wraz z upadkiem wielkiej
Supercywilizacji. Stopiły się lodowce, wylały się z brzegów oceany, zmienił się
klimat i – co najgorsze – bogowie opuścili ludzi. I tylko drobne okruchy Ich
wiedzy dotarły poprzez czas do dawnych Sumerów, Majów, Inków, Hindusów,
Egipcjan, Greków…
W ostatnie lata, dno oceaniczne
na akwenach przyległych do Wysp Japońskich przyniosły i inne niespodzianki. I
tak np. w okolicach Okinawy na dnie odkryto prawdziwe podwodne zamki i ogromne
pięciostopniowe piramidy, z których każda mierzy 180 m u podstawy i 27 m
wysokości. Pośród różnych podwodnych budowli znalazła się także taka
przypominająca… stadion! Porażają swą wielkością kamienne labirynty koło wysp
Kerama, które mają dwa piętra. Jak na razie nie ma żadnych dokładniejszych
informacji na ich temat, bo dopiero zaczęto je badać…
Yonaguni i bogowie-astronauci
Problem
istnienia megalitycznych – dawniej się mówiło cyklopowych – konstrukcji
rozsianych tu i ówdzie na całym świecie stanowiło wspaniała pożywkę dla
wszelkiego rodzaju fantastycznych hipotez i spekulacji. I słusznie, bowiem
jedno jest w tym wszystkim absolutnie pewne: te gigantyczne konstrukcje nie
zostały wzniesione przez konstruktorów z naszej cywilizacji, ale przez
budowniczych z poprzednich cywilizacji czy nawet – jak w przypadku Atlantydy
czy nawet Atlantyki, Mu, Lemurii, Lanki – Supercywilizacji. Dla porządku dodam,
że Supercywilizacją nazywam cywilizację, której stopień rozwoju technicznego
przewyższył naszą. Specjalnie położyłem nacisk na słowo technicznego, bowiem
technika i jej rozwój rzadko kiedy idzie w parze z postępem moralnym i rozwojem
duchowym, cokolwiek to oznacza. Doświadczyliśmy tego – jako Ludzkość –
szczególnie w XX wieku, w którym zaliczyła ona dwie wojny światowe i kilkaset
lokalnych. I pomimo tego, niewiele zmieniło się w naszym rozwoju duchowym –
wciąż jesteśmy moralnie na poziomie prymitywnego jaskiniowca potrząsającego
oszczepem i rozglądającego się za kawałem mięcha. Co się zmieniło? Tylko to, że
oszczep zastąpiła broń od A do N, a mięcho stanowią teraz strefy wpływów i
zasoby surowcowe – reszta BZ… Dlatego wcale mnie nie dziwi – w odróżnieniu od
ufologów klasycznych – że Obcy nie kwapią się do kontaktów z nami. Chyba że Oni
są na takim samym poziomie jak my i wtedy mogą się spełnić najczarniejsze
scenariusze made by Hollywood…
Takoż
właśnie było w przypadku poprzedzającej nas Supercywilizacji, która upadła
wskutek konfliktów wewnętrznych czy może nawet wielkiego konfliktu globalnego.
Sprawę opisał dość dokładnie dr Miloš
Jesenský w swej pracy „Bogowie
atomowych wojen”, w której przedstawia szereg dowodów na
słuszność tej hipotezy. I rzeczywiście ci wszyscy latający bogowie byli de
facto jedynie ludźmi o wysokim stopniu rozwoju technicznego. Atlanti czy
Atlantycy byli dla pierwotnych mieszkańców bogami, co jest oczywiste, boż znamy
przykłady czegoś takiego także z naszej cywilizacji, która zna podobne
dysproporcje.
I
jeszcze jedno, tak już zupełnie by the way
– a mianowicie: wciąż wracam do sprawy istnienia Agharty. Ferdynand Antoni Ossendowski podaje, że Agharta istnieje co
najmniej 60.000 lat z okładem. Pasuje to nieźle do innego wydarzenia, które
mogło zaważyć na losach całej Ludzkości – a mianowicie supererupcji wulkanu
kalderowego Toba w Indonezji, która zmieniła na wiele lat klimat naszej planety
na chłodniejszy. Pasuje zaś dlatego, że ludzie-Aghartyjczycy mogli schronić się
pod ziemią właśnie z tego powodu i w tym kontekście Agharta jest po prostu schronem
przeciw-erupcyjnym (a właściwie nawet przeciw-super-erupcyjnym) w którym część
ludzi po prostu pozostała tworząc własną, niepowtarzalną kulturę. Supererupcji
nie da się powstrzymać czy ja wygasić, bo to jest niemożliwe. Wychłodzenie
kilkuset czy nawet kilku tysięcy kilometrów sześciennych ognistopłynnej magmy
jest po prostu technicznie niewykonalne. Ale możliwe jest schronienie przed takim
kataklizmem. A gdzie? – oczywiście w głębi Ziemi albo w Kosmosie… - i tak być
mogło.
Część
z Nich skryła się pod ziemią, część z Nich poleciała w głębiny Kosmosu.
Pozostały po Nich jeno konstrukcje, które opierają się Czasowi, stworzone z
najbardziej odpornego materiału jaki istnieje na tej planecie: z kamienia.
Jeszcze po kilkudziesięciu tysiącach lat stoją niemi świadkowie tryumfu i
upadku poprzedniej Supercywilizacji powoli wietrzejąc i zamieniając się w piach
- to są właśnie budowle megalityczne…
A
nas być może czeka podobny los, bo super-erupcja jest zjawiskiem cyklicznym i w
naszej najbliższej okolicy może dojść do niej we Włoszech – Campi Flegrei, albo
w Niemczech – w Laacher See. Poza nimi mamy jeszcze:
·
Long Valley Caldera, CA, USA
·
Bruneau-Jarbidge, ID, USA
·
La Garita Caldera, CO, USA
·
Valle
Grande, NM, USA
·
Kaldera
Yellowstone, WY, USA
·
Aira, Kiusiu, Japonia
·
Aso, Kiusiu, Japonia
·
Kikai, Riukiu, Japonia
·
Toba, Sumatra, Indonezja
·
Taupo, Wyspa Północna, Nowa Zelandia
- a wybuch każdego z nich
może mieć ważki i negatywny wpływ na naszą cywilizację, i – jak zauważył Peter Ward – jesteśmy na to
przygotowani znacznie gorzej, niż nasi przodkowie 70.000 lat temu…
Źródło – „Tajny XX wieka” nr 23,
ss.16-17
Przekład z j. rosyjskiego –
Robert K. Leśniakiewicz ©