Powered By Blogger

wtorek, 18 grudnia 2012

Świątynia w głębinach oceanu




Igor Walentinow

Kilka lat temu, w odległości zaledwie 1 km od plaż Soczi, na głębokości około 20 metrów płetwonurkowie odkryli resztki kamiennych budowli. Według archeologów, to podwodne miasto liczy sobie 3000 lat.

W końcu Epoki Lodowej Wszechocean był o wiele mniejszy, niż teraz. Jego wolne od wody obszary zasiedlali przedstawiciele pewnej nieznanej nam, dawnej cywilizacji. Tajanie lodowców doprowadziło do podniesienia się poziomu Wszechoceanu i potężne pomniki tej cywilizacji skryły się pod wodą. A kiedy je znajdują podwodni archeolodzy, to rodzą się historyczne sensacje.


Podwodna świątynia u wyspy Yonaguni


Największym i najbardziej zadziwiającym tego rodzaju znaleziskiem z odkrytych do dziś dnia jest podwodny kompleks megalityczny u wybrzeży wyspy Yonaguni (Ionaguni). Zob. film - http://www.elbauldejosete.wordpress.com/2008/01/30/yonaguni-misterio-sumergido/  zob. także -  http://wszechocean.blogspot.com/2012/07/nan-madol-haarp-z-czasow-atlantydy.html a także - http://wszechocean.blogspot.com/2011/10/yonaguin-jima-ostatni-skrawek-lemurii.html. Ta niewielka wyspa należąca do archipelagi Riukiu (Japonia), położonych na Pacyfiku dość daleko od wysp japońskich. (Na 24°28′ N - 123°00′ E, sama formacja znajduje się na: 24,432°N – 123,011°E – przyp. tłum.)

W roku 1986, instruktor nurkowania Kihachiro Arataki w odległości zaledwie 20 m od południowego wybrzeża wyspy, na głębokości 18 m zauważył zadziwiająco regularne bloki skalne. Wszystkie one miały regularne prostokątne lub okrągłe kształty przechodzące jedne w drugie. Wszystko to wyglądało jak jakieś zalane wodą miasto albo jak na ogromną świątynię. Ataraki zobaczył cały system idealnie równych teras, podwyższonych placów, dróg, przejść, schodów prowadzących w różnych kierunkach i pionowych ścian. A nad tym wszystkim wznosiła się schodkowa piramida. Całkowita powierzchnia kompleksu wynosiła około 500 m2.

Ataraki ani na moment nie zastanawiał się i sądził, że ma przed sobą obiekt sztucznego pochodzenia. Natychmiast powiadomił o tym morskiego sejsmologa z Uniwersytetu Okinawy prof. Masaake Kimurę, swego starego znajomego, także płetwonurka. Profesor obejrzał podwodny kompleks i doszedł do wniosku, że przede wszystkim było to centrum (lub jedno z centrów) dawnej wielkiej cywilizacji, zamieszkującej ten rejon w epoce późnej Epoce Lodowcowej, kiedy to poziom Wszechoceanu był niższy o 40 m od dzisiejszego. W tym czasie główne masy lodowców akumulujące w sobie wody Wszechoceanu znajdowały się na wysokich północnych szerokościach geograficznych i dlatego w niektórych miejscach Pacyfiku (który także był stosunkowo płytkim) mogły znajdować się duże obszary lądu, a być może nawet kontynent. Jak uważają niektórzy specjaliści, po tym kontynencie można było podróżować z Chin do południowoamerykańskich Andów.
Prof. Kimura poświęcił badaniom tego kompleksu ponad 20 lat. Według niego, jest on bardzo podobny do budowli megalitycznych Egiptu, Malty, Meksyku – a szczególnie z świątynnym kompleksem Machu Picchu w Peru. Z tym ostatnim łączą go nie tylko podobieństwa architektury, w tym charakterystyczny tarasowaty krajobraz, ale także rozwiązania konstrukcyjne, którymi posługiwali się dawni Inkowie.

Na początku swoich badań Kimura założył, że ów monument pogrążył się w wody oceanu w wyniku trzęsienia ziemi około 5-6 tys. lat temu. Jednakże profesor geologii Uniwersytetu Tokijskiego – Teruaki Ishii, który także badał znalezisko Yonaguni wysunął hipotezę, że nie było tam trzęsienia ziemi.
- Niedaleko kompleksu znajduje się kilka płyt, które oderwały się odeń wskutek podziemnych wstrząsów – mówi on. – Ale cały kompleks pozostaje w idealnym stanie. Nie ma tam żadnego śladu po jakimś silnym, katakliktycznym trzęsieniu ziemi…

Według jego poglądów, kompleks megalityczny koło Yonaguni został zatopiony przez ocean w czasie intensywnego tajania lodowca, co miało miejsce w VIII-VII tysiącleciu p.n.e. Budowla ta została wzniesiona krótko przed podniesieniem się poziomu wody. Tym niemniej są uczeni, którzy twierdzą, że kompleks ten jest o wiele starszy.


Głowa wycięta w skale


Wedle współczesnych rekonstrukcji, pod koniec Epoki Lodowcowej na Ziemi rozpoczęła się Epoka Kamienia. Ludzie polowali na dzikie zwierzęta i zbierali jadalne korzonki, i dlatego też nie może być mowy o wznoszeniu przez nich złożonych konstrukcji, wymagających specjalistycznej inżynieryjnej wiedzy. Dopiero 5000 lat temu ludzie zaczęli budować skomplikowane pod względem technologicznym budowle.

Sceptycy nie wierzący w możliwość istnienia tak wysoko rozwiniętej cywilizacji w epoce post-lodowcowej i wymyślili, że mianowicie sam ten kamienny monument powstał sam z siebie – a właściwie ze skały i jej właściwości fizycznych. (Podobnie „uczeni” wyjaśnili pochodzenie tzw. „Muru Bimińskiego” w okolicy wyspy Bimini na Bahamach – przyp. tłum.) Te właściwości nierównego składu piaskowca mają znaczenie przy trzęsieniach ziemi i powodują płytowe jego pękanie, czym można wytłumaczyć tarasowy kształt kompleksu i regularną, prawidłową formę jego masywnych bloków.

Jednakże równie szybko od tej hipotezy odstąpili jej zwolennicy. Jeszcze na początku badań, prof. Kimura pisał, że doskonałej symetrii i kształtów bloków kompleksu nie da się wyjaśnić jedynie kaprysem Przyrody i właściwościami skały, z której jest on zbudowany. W innych miejscach Wszechoceanu takie same piaskowce nie wykazują takich właściwości jak w przypadku Yonaguni.     
     
A w roku 2007 doniósł on o znalezieniu wyciętych w skale znaków i płaskorzeźb. Po sporządzeniu tysięcy zdjęć udało się obejrzeć lepiej te płaskorzeźby w laboratorium. Wykazują one podobieństwo do Sfinksa i dawnych chińskich i amerykańskich naskalnych glifów, co stanowi dowód na wpływ pacyficznej Protocywilizacji na te kultury.

Niezwykłym elementem kompleksu są dwa prostokątne megality na początku długich schodów idących od podstawy kompleksu do wierzchniej terasy – zob. ryc. Megality te są podobne do znanych menhirów Stonehenge, tylko większe. Nazwano je „bliźniaczymi słupami”. Najciekawszym jest to, że nie wykonano je z piaskowca – jak cała reszta kompleksu – a z wapienia.

Kompleks jest opasany równą drogą, która jest otoczona ścianą, poza nią w kompleksie znajdują się prostokątne wyżłobienia, które mają łączną długość 100 m, a które skręcają nagle pod kątem prostym i biegną dalej jakieś 20-30 m. Niektóre kamienne bloki mają w sobie regularne okrągłe otwory. Niektórzy uczeni sądzą, że były to technologiczne otwory, w których montowano maszty, kołowroty czy dźwigi oraz inne urządzenia. Są one bardzo regularne i głębokie i nie mogła ich wykonać woda czy trzęsienia ziemi.   

W czasie wielu nurkowań została znaleziona rzecz, która ponad wszelką wątpliwość mówiła o sztucznym pochodzeniu tej budowli. Była to ogromna siedmiometrowa ludzka głowa. Badając ja specjaliści doszli do wniosku, że początkowo była ona „głowokształtnym” blokiem kamiennym, któremu rzeźbiarze „dorobili” jej rysy: oczy, powieki, usta, a z boku zrobiono relief w kształcie indiańskiego pióropusza.

Rzeźba ta potwierdziła myśl niektórych uczonych, że kompleks ten powstał na istniejącym już wcześniej „gotowcu”, którego jeszcze dopracowano rękami człowieka. Kompleks wyrąbano wprost na skalnej podstawie, co było – jak się to teraz nazywa – terraformowaniem. Tak właśnie budowano dawniej – szczególnie w Ameryce i Chinach.


Pierwsza akademia Ludzkości


Po wieloletnich badaniach uczeni sporządzili trzymetrową makietę podwodnego kompleksu. Już na pierwszy rzut oka wydaje się jasne, że wzniesiono go nie dla ludzi. Jak wszystkie megalityczne budowle – w tym piramidy egipskie i świątynie Machu Picchu – zostały one poświęcone bogom.

Patrząc na makietę nie trudno jest sobie wyobrazić, jak na płaszczyznach monumentu, które ostro spadają w dół wielometrowymi urwiskami, lądują latające aparaty bogów – Vimana (tak jak nazywane są one w staroindyjskim eposie). A ku nim po stromych schodach pną się wierni, by rozsiadłszy się na tarasach, słuchać ich woli zapamiętując ich pouczenia i wizje. Z całą pewnością otrzymali oni od bogów wiele znaczących informacji. I to wszystko padło wraz z upadkiem wielkiej Supercywilizacji. Stopiły się lodowce, wylały się z brzegów oceany, zmienił się klimat i – co najgorsze – bogowie opuścili ludzi. I tylko drobne okruchy Ich wiedzy dotarły poprzez czas do dawnych Sumerów, Majów, Inków, Hindusów, Egipcjan, Greków…

W ostatnie lata, dno oceaniczne na akwenach przyległych do Wysp Japońskich przyniosły i inne niespodzianki. I tak np. w okolicach Okinawy na dnie odkryto prawdziwe podwodne zamki i ogromne pięciostopniowe piramidy, z których każda mierzy 180 m u podstawy i 27 m wysokości. Pośród różnych podwodnych budowli znalazła się także taka przypominająca… stadion! Porażają swą wielkością kamienne labirynty koło wysp Kerama, które mają dwa piętra. Jak na razie nie ma żadnych dokładniejszych informacji na ich temat, bo dopiero zaczęto je badać…


Yonaguni i bogowie-astronauci


Problem istnienia megalitycznych – dawniej się mówiło cyklopowych – konstrukcji rozsianych tu i ówdzie na całym świecie stanowiło wspaniała pożywkę dla wszelkiego rodzaju fantastycznych hipotez i spekulacji. I słusznie, bowiem jedno jest w tym wszystkim absolutnie pewne: te gigantyczne konstrukcje nie zostały wzniesione przez konstruktorów z naszej cywilizacji, ale przez budowniczych z poprzednich cywilizacji czy nawet – jak w przypadku Atlantydy czy nawet Atlantyki, Mu, Lemurii, Lanki – Supercywilizacji. Dla porządku dodam, że Supercywilizacją nazywam cywilizację, której stopień rozwoju technicznego przewyższył naszą. Specjalnie położyłem nacisk na słowo technicznego, bowiem technika i jej rozwój rzadko kiedy idzie w parze z postępem moralnym i rozwojem duchowym, cokolwiek to oznacza. Doświadczyliśmy tego – jako Ludzkość – szczególnie w XX wieku, w którym zaliczyła ona dwie wojny światowe i kilkaset lokalnych. I pomimo tego, niewiele zmieniło się w naszym rozwoju duchowym – wciąż jesteśmy moralnie na poziomie prymitywnego jaskiniowca potrząsającego oszczepem i rozglądającego się za kawałem mięcha. Co się zmieniło? Tylko to, że oszczep zastąpiła broń od A do N, a mięcho stanowią teraz strefy wpływów i zasoby surowcowe – reszta BZ… Dlatego wcale mnie nie dziwi – w odróżnieniu od ufologów klasycznych – że Obcy nie kwapią się do kontaktów z nami. Chyba że Oni są na takim samym poziomie jak my i wtedy mogą się spełnić najczarniejsze scenariusze made by Hollywood… 

Takoż właśnie było w przypadku poprzedzającej nas Supercywilizacji, która upadła wskutek konfliktów wewnętrznych czy może nawet wielkiego konfliktu globalnego. Sprawę opisał dość dokładnie dr Miloš Jesenský w swej pracy „Bogowie atomowych wojen”, w której przedstawia szereg dowodów na słuszność tej hipotezy. I rzeczywiście ci wszyscy latający bogowie byli de facto jedynie ludźmi o wysokim stopniu rozwoju technicznego. Atlanti czy Atlantycy byli dla pierwotnych mieszkańców bogami, co jest oczywiste, boż znamy przykłady czegoś takiego także z naszej cywilizacji, która zna podobne dysproporcje.

I jeszcze jedno, tak już zupełnie by the way – a mianowicie: wciąż wracam do sprawy istnienia Agharty. Ferdynand Antoni Ossendowski podaje, że Agharta istnieje co najmniej 60.000 lat z okładem. Pasuje to nieźle do innego wydarzenia, które mogło zaważyć na losach całej Ludzkości – a mianowicie supererupcji wulkanu kalderowego Toba w Indonezji, która zmieniła na wiele lat klimat naszej planety na chłodniejszy. Pasuje zaś dlatego, że ludzie-Aghartyjczycy mogli schronić się pod ziemią właśnie z tego powodu i w tym kontekście Agharta jest po prostu schronem przeciw-erupcyjnym (a właściwie nawet przeciw-super-erupcyjnym) w którym część ludzi po prostu pozostała tworząc własną, niepowtarzalną kulturę. Supererupcji nie da się powstrzymać czy ja wygasić, bo to jest niemożliwe. Wychłodzenie kilkuset czy nawet kilku tysięcy kilometrów sześciennych ognistopłynnej magmy jest po prostu technicznie niewykonalne. Ale możliwe jest schronienie przed takim kataklizmem. A gdzie? – oczywiście w głębi Ziemi albo w Kosmosie… - i tak być mogło.

Część z Nich skryła się pod ziemią, część z Nich poleciała w głębiny Kosmosu. Pozostały po Nich jeno konstrukcje, które opierają się Czasowi, stworzone z najbardziej odpornego materiału jaki istnieje na tej planecie: z kamienia. Jeszcze po kilkudziesięciu tysiącach lat stoją niemi świadkowie tryumfu i upadku poprzedniej Supercywilizacji powoli wietrzejąc i zamieniając się w piach - to są właśnie budowle megalityczne…

A nas być może czeka podobny los, bo super-erupcja jest zjawiskiem cyklicznym i w naszej najbliższej okolicy może dojść do niej we Włoszech – Campi Flegrei, albo w Niemczech – w Laacher See. Poza nimi mamy jeszcze:
·        Long Valley Caldera, CA, USA
·        Bruneau-Jarbidge, ID, USA
·        La Garita Caldera, CO, USA
·        Valle Grande, NM, USA
·        Kaldera Yellowstone, WY, USA
·        Aira, Kiusiu, Japonia
·        Aso, Kiusiu, Japonia
·        Kikai, Riukiu, Japonia
·        Toba, Sumatra, Indonezja
·        Taupo, Wyspa Północna, Nowa Zelandia
- a wybuch każdego z nich może mieć ważki i negatywny wpływ na naszą cywilizację, i – jak zauważył Peter Ward – jesteśmy na to przygotowani znacznie gorzej, niż nasi przodkowie 70.000 lat temu…  
                

Źródło – „Tajny XX wieka” nr 23, ss.16-17
Przekład z j. rosyjskiego –
Robert K. Leśniakiewicz ©