Andriej Czinajew
W roku 1968, w rejonie wysp Bahama kapitan Robert Brush lecąc nad północnym wybrzeżem wyspy Andros ujrzał pod wodą dziwne mury o regularnej formie. Była to legendarna Droga Bimini – Bimini Road.
Wielu ludziom wydane się, że najważniejsze znaleziska archeologiczne w naszym świecie już zostały dokonane. Jednakże w świecie archeologii wciąż zdarzają się sensacje. Jedną z takich sensacji stało się odkrycie wielkich, cyklopich murów na morskim dnie, w okolicy małej wysepki Yonaguin-jima, znajdującej się nieopodal japońskiej wyspy Okinawa. Rozmowy o tych budowlach, w których badacze widzą resztki legendarnej Lemurii nie milkną już jak milkły półtora dziesięciolecia temu.
Nieoczekiwane odkrycie
Odkrywcą tych podwodnych megalitów jeszcze w 1985 roku stał się japoński nurek Kihachiro Aratake, który zabłądził przekroczywszy strefę standardu bezpiecznego nurkowania u południowych brzegów Okinawy. Akwanauta zanurzył się w błękitnych i przejrzystych wodach oceanu, i na głębokości 10-15 metrów natknął się na ogromną budowlę z monolitycznych bloków kamiennych. Była ona czarna i mroczna, a jej konstrukcja wyglądała bardzo dziwnie, być może dlatego, że przez całe lata pod wodą obrosła koralami, wodorostami i ukwiałami. Okrążywszy kilka razy niepojętą budowlę, płetwonurek wynurzył się na powierzchnię, ustalił prawidłowy kierunek i udało mu się dotrzeć do brzegów wyspy.
Fotografie jego dziwnego znaleziska znalazły się na czołowych stronach wszystkich gazet w Japonii. Megalityczna budowla od razu wywołała burzliwe spory i dyskusje, które potem przywiodły doń całe ekipy archeologów i badaczy podwodnych oraz dziennikarzy i ciekawskich. I nikt nie był w stanie podać jakiegokolwiek wyjaśnienia, czemu na dnie oceanicznym wyrosła ta niezwykła konstrukcja. Dyskutanci nie byli nawet w stanie stwierdzić, czy jest to działo rąk człowieka czy dzieło sił Natury, nie mówiąc już nawet o wieku znaleziska. Ktoś założył, że są to po prostu ruiny jakiegoś umocnionego obiektu wybudowanego w czasie II Wojny Światowej. Ktoś inny stwierdził, ze budowla ta powstała w dawnej przeszłości. Mówiono też o zatopionym kontynencie Lemuria (Mu), który został zalany wodą daleko przed „początkiem czasów”. No i znaleźli się także stronnicy hipotezy o naturalnym pochodzeniu tego megalitu.
Coraz więcej znalezisk
Latem następnego (1986) roku z brzegów Okinawy przyszła następna sensacja. Kolejny akwanauta widział pod wodą gigantyczną konstrukcję nazwaną „arką”, z ogromnych kamiennych bloków, ustawionych z niesłychaną precyzją ustawionych jeden przy drugim. Jest to charakterystyczne dla prehistorycznych budowli megalitycznych, znalezionych po drugiej stronie Pacyfiku – w Peru i Boliwii, gdzie dawno temu istniało Imperium Inków. Na szczęście ta „arka” nie obrosła koralami, bo w tym miejscu przechodził silny podwodny prąd. W przeźroczystej wodzie można ją było sobie obejrzeć z dystansu ponad 30 metrów . „Arkę” zbudowali ludzie i to bardzo dawno.
To nie była jedyna sensacja. Uskrzydleni możliwością znalezienia nowych zatopionych budowli, całe drużyny płetwonurków ruszały na morze z południowego brzegu Okinawy i kierowały się na zachód. Wkrótce wysiłki entuzjastów zostały nagrodzone – jeszcze zanim nadeszła jesień, na różnych głębokościach odkryto jeszcze pięć stanowisk archeologicznych w pobliżu trzech wysepek: Yonaguni, Kerama i Aguni, przy czym wszystkie te budowle charakteryzowała architektoniczna jednolitość. Pod wodą, na dystansie 560 km znaleziono ulice wyłożone kamiennymi flizami i bite gościńce, ogromne ołtarze i ogromne schody wiodące do szerokiego placu, a także drogi religijnych procesji, ozdobione wysokimi pylonami.
Potężną budowlę znaleziono na dnie, koło wschodniego brzegu Yonaguni, na głębokości ponad 30 m . Długość jej wynosiła około 80 m , szerokość 30 m , zaś wysokość – 15 m . Uczeni twierdzą, że jest ona podobna do Zamku Nakagusuku na Okinawie, który zbudowano w celach ceremonialnych na początku I tysiąclecia p.n.e. przez przedstawicieli nieznanej kultury. Ogrodzony teren wokół Nakagusuku wciąż budzi wśród mieszkańców Okinawy nabożny strach.
Poza tym w wodach oceanu zostały znalezione megality, podobne do prostokątnych bloków wokół zamieszkałego punktu Noro na Pacyfiku. Amerykański badacz Frank Joseph zwraca uwagę na to, że mieszkańcy tego najbardziej na południe wysuniętego skrawka Japonii, nazywają te bałwany skalne „moai” – dokładnie tak, jak mieszkańcy Wyspy Wielkanocnej nazywają swe słynne posągi.
Jeszcze o podobieństwach
Frank Joseph widzi podobieństwo niektórych zatopionych obiektów z hawajskimi „heiau” – długimi wałami, wiodącymi do ogromnych schodów z szerokimi placami na wierzchu. Tam Hawajczycy rozmieszczali drewniane rzeźby swoich idoli. Wiele „heiau” istnieje do dnia dzisiejszego i nadal pozostaje świętym miejscem dla Hawajczyków. Jednakże okinawskie budowle megalityczne zbudowane są z ogromnych bloków skalnych, zaś „heiau” z ogromnej ilości małych kamieni o wiele mniejszych rozmiarów. Zgodnie z tamtejszymi legendami, „heiau” zbudowali Menehunowie – rasa rudowłosych kamieniarzy i budowniczych, którzy pojawili się na Hawajach o wiele wcześniej od Polinezyjczyków i którzy zginęli w straszliwej powodzi.
W dawnej hawajskiej pieśni „Kamulipo” znanej im od stuleci, mówi się o straszliwym potopie, który w dawnej przeszłości zniszczył cały świat. I tak:
Razem z ryczącymi, nadbiegającymi i odchodzącymi falami pojawił się grzmiący dźwięk. Zaczęło się trzęsienie ziemi. Morze wystąpiło z brzegów i runęło na zamieszkałe miejsca zalewając całą ziemię. Zakończył się ród pierwszego wodza z mglistej przeszłości, przebywającego w zimnych i górskich krainach. Śmiercionośnym był potok wypływający z wnętrza Ziemi. To była fala wszystkich fal. Wielu z tych, którzy nie przeżyli, zmarło tamtej nocy.
Budowle podobne do tych z Okinawy można znaleźć w Peru, w Pachacamaca, mieście i religijnym centrum położonym na południe od dzisiejszej Limy. Kwitło ono jeszcze za czasów Inków do czasów przybycia hiszpańskich konkwistadorów, jednakże założono je w niezgłębionej Przeszłości, w mglistej głębinie tysiącleci. W czasach inkaskich była tutaj rezydencja jednego z największych dostojników Imperium, i tu zbiegały się wszystkie drogi. Miejskie ruiny z glinianych cegieł wysuszonych przez słońce, szerokie schody wiodące ku dużym placom mają sporo wspólnego z zatopionymi kompleksami budynków wokół Okinawy.
Igraszka sił Natury?
Czyż nie jest to dziwne, że przez pierwsze 10 lat od odkrycia megalitów na dnie Pacyfiku świat naukowy solidarnie ignorował to odkrycie? Pisanie po raz drugi historii świata de novo & ab ovo nikomu się nie chciało: wszak okinawskie budowle mają wiek ponad 10.000 lat i mógł je zatopić podnoszący się poziom Wszechoceanu, spowodowany przez tajanie lodowców.[1] Dlatego też źródła podają, że znalezisko to jest jedynie igraszką sił Natury. Dokonać wyłomu w tym rozumowaniu udało się dopiero profesorowi Uniwersytetu Riu-kiu, specjaliście w dziedzinie morskiej geologii i sejsmologii dr Masaaki Kimura. Badał on kompleks budowli koło Yonaguni przez 10 lat i dokonał kilkuset zanurzeń. Postawił on wbrew wszystkim tym źródłom swe poglądy kładąc na jedną kartę swoją reputację twierdząc, że kompleks budowli koło wyspy Yonaguni jest sztucznego pochodzenia.
Naukowy kompromis
W 1997 roku, dr Kimurze udało się przeciągnąć na swoją stronę profesora Uniwersytetu Bostońskiego dr n. geologiczno-geofizycznych Roberta M. Shocha, zajmującego się problematyką atlantologii. Dr Shoch twierdzi, że Natura nierzadko tworzy formy tarasoidalne i formacje schodkowe, ale Kimura pokazał mu zdjęcia na których widać było elementy architektoniczne różnych typów. Były to ostre granie i okrągłe otwory, schodkowe zejście i idealnie wykrojona w kamieniu transzeja. Bloki także oddzielone od „skały” – oddzielone od niej na dużą odległość, albo zebrane w jednym miejscu i ułożone w określonym porządku. I właśnie to jest dowodem na to, że nad tymi regularnymi, symetrycznymi formacjami nie pracowała Przyroda. Dowodzi to, że te megality wzniósł człowiek. Podyskutowawszy przez pewien czas, uczeni doszli do kompromisu: ludzie dobudowali i dopracowali istniejące wcześniej dzieło Natury. Podobne, jak to się nazywa, terraformowania nie były rzadkością w świecie Przeszłości.
Aktualnie w Japonii nauka akademicka albo podtrzymuje ten kompromisowy punkt widzenia, albo twierdzi wprost, że podwodne budowle w okolicach Yonaguni są dziełem rąk ludzkich.
Źródło: „Tajny XX wieka” nr 34/2011, ss. 18-19.
Przekład z j. rosyjskiego –
Robert K. Leśniakiewicz ©
[1] A także przede wszystkim podnosząca się temperatura wód Wszechoceanu, bowiem największy wzrost poziomu wody bierze się z jej rozszerzalności termicznej.