Powered By Blogger

czwartek, 13 grudnia 2012

Cmentarze Pozaziemian (1)




Igor Wołozniew

24 czerwca 1947 roku, Kenneth Arnold  zaobserwował w powietrzu dziewięć dziwnych obiektów, poruszających się „podobnie jak spodeczki rzucane na wodę i odbijające się jak kaczki”. Od tego czasu NOLe zaczęło się nazywać „latającymi talerzami”.

W numerze 23 naszego tygodnika, opowiadaliśmy o zagadkowych mumiach znalezionych w górach Peru. Uczeni nie wykluczają, że są to zmumifikowane ciała Pozaziemian, którzy kiedyś tam odwiedzili naszą planetę i z tych czy innych przyczyn pozostali u nas na zawsze. Przedłużając ten temat, polecamy uwadze Czytelnika materiał, z którego jasno wynika, że groby Przybyszów z Kosmosu znajdują się na całej Ziemi.


Kosmiczne „płyty gramofonowe”


Na przełomie lat 1937/38, w jednym z trudnodostępnych rejonów Chin – w górach Bajan-Kara-Uła (Bayan Har Shan, Bajan Chara Uła) w pobliżu Tybetu – archeolodzy odkryli niezwykle dawne grobowce. W pionowej ścianie skalnej w równych rzędach czerniały wejścia do jaskiń grzebalnych. Znalezione w nich pozostałości po ludziach okazały się być bardzo interesującymi. One były podobne do ludzkich, ale miały one wielkie czaszki, wiotkie kończyny i wzrost 110-120 cm. W miejsce napisów i rysunków w ścianach jaskini wykuto kropki o wielkości groszku, które swoistymi „punktowanymi liniami” przedstawiały Słońce, Księżyc i konstelacje gwiezdne.


Dokładna lokalizacja gór Bajan-Kara-Uła na mapach czeskich (u góry) i rosyjskich (na dole)


Najdziwniejszym znaleziskiem w tych jaskiniach okazały się kamienne dyski o średnicy 30 cm i grubości ok. 8 mm, z niewielkimi dziurkami pośrodku. Razem takich dysków znaleziono 716. Z wyglądu przypominały one płyty gramofonowe. Od środka do skraju odchodziły spiralne „dróżki” wypełnione drobnym hieroglificznym tekstem. Archeolodzy doszli do wniosku, ze w skałach zachowały się zwłoki jakiegoś wymarłego gatunku górskich małp, które były czczone tutaj jako święte zwierzęta przez zamieszkującą tutaj ludność.

Tajemnicze dyski z Bajan-Kara-Uła


Tak więc zbadaniem zagadkowego znaleziska zajął się profesor Tsum Um-Nui z Pekinu. Wraz z geologami ustalił on, że kamienne płytki zawierają kobalt (Co) i tzw. pierwiastki ziem rzadkich – REE, w wysokiej koncentracji nietypowej dla tamtejszych kamieni. Badania wykonane na oscylografie wykazały podwyższony rytm wibracji w dyskach, który świadczy o tym, że kiedyś tam były one obrabiane pod wysokim napięciem elektrycznym. 
     
No i najważniejsze: w 1962 roku, po dwóch latach wytężonej pracy profesorowi udało się częściowo odczytać dawny tekst na dyskach.

Akademicy w Pekinie ocenili referat profesora jako błędny i antynaukowy, i został nań nałożony zakaz cenzury. I nie ma się czemu dziwić: zgodnie z wywodami Tsum Um-Nuia w X tysiącleciu p.n.e. w górach Bajan-Kara-Uła wylądowały statki kosmiczne z innej planety!

Zakaz cenzury zbiegł się w czasie z „rewolucją kulturalną”. Szkielety i dyski zostały zniszczone przez hunwejbinów lub gdzieś zaprzepaszczone. Tsum Um-Nui uciekł do Japonii, gdzie zmarł w 1965 roku. Na szczęście przed śmiercią zdążył odtworzyć i opublikować tam swój referat.

Twierdzi on w nim, że w napisach na dyskach mówi się o tym iż statki powietrzne pewnego narodu, nazywającego się Dropa, kilkakrotnie lądowały w górach Bajan-Kara-Uła, i ich wizyty tutaj nie zawsze były pokojowe. Po kolejnym lądowaniu, ich statki nie mogły ponownie wystartować i Dropowie musieli pozostać tu na zawsze. Próbowali oni nawiązać kontakty z miejscowymi, ale ci ich przeganiali i zabijali. Dawny tekst urywa się na tych słowach: Dziesięć razy mężczyźni, kobiety i dzieci plemienia Kham ukrywali się w jaskiniach do wschodu słońca. Wreszcie oni zrozumieli, że tym razem Dropowie przybyli z pokojem…

Referat Tsum Um-Nuia był opublikowany w Japonii i na Tajwanie, a potem poznała go Europa. Akademia Nauk Ch.R.L. wciąż milczała, a na pytanie pewnego zachodniego badacza odpowiedziała, że nie zna żadnego profesora Tsum Um-Nuia.


Chińscy „Pigmeje” rodem z Syriusza


Historia z dyskami z Bajan-Kara-Uła zostałaby białą plama na wieki wieków, gdyby nie pewien Austriak, niejaki Ernst Wegerer, który interesował się historią dawnych cywilizacji. W czasie swej podróży z żoną do Chin w 1974 roku, nieoczekiwanie dla siebie zobaczył te dyski w muzeum krajoznawczym miasta Xi’an. Muzeum było zbudowane całkiem niedawno na miejscu archeologicznych wykopek z okresu Paleolitu. Oglądający ekspozycję goście z Austrii nie wierzyli oczom: w przeszklonej witrynie stały dwa kamienne 30-centymetrowe dyski z otworami pośrodku. Na ich powierzchni widać było spiralne bruzdki idące od środka. Małe napisy na nim były ledwie widoczne.

Młoda kobieta, dyrektorka muzeum, pozwoliła im sfotografować dyski, ale o tym jak się one znalazły w muzeum, tego nie potrafiła powiedzieć. Wedle jej słów, to nadzwyczaj stare przedmioty mają kultowe znaczenie. (Jak zwykle coś, czego uczeni nie potrafią wyjaśnić – uwaga tłum.)

Po powrocie do Europy Wegerer opowiedział o swoim odkryciu Peterowi Krassie – autorowi kilku książek o zagadkach dawnej historii, związanymi z Przybyszami z Kosmosu. W jednej z nich pt. „Kiedy przybyli żółci bogowie” – Krassa pisze właśnie o dyskach w Bajan-Kara-Uła.

We wrześniu 1994 roku, Krassie udało się pojechać do Chin i zwiedzić muzeum w Xi’an, ale niczego nawet podobnego do wymienionych tu dysków tam nie zobaczył. Pracownicy muzeum nie byli w stanie podać mu jakiejkolwiek wskazówki. Dyrektorka muzeum została zwolniona jeszcze w połowie lat 70. – najwidoczniej zaraz po wizycie w muzeum pary Austriaków. (To akurat nie jest dziwne, bo za takie kontakty z cudzoziemcami lądowało się na 10 lat w lao-jiao – obozie resocjalizacyjnym – uwaga tłum.) Aktualny dyrektor Wan Zhid-Zhun powiedział, że dyski zostały dawno wzięte z muzeum jako „elementy ekspozycji obcego pochodzenia” i nie wie, co się z nimi stało. I takim sposobem ślad po nich ponownie zaginął. (Co akurat jest czymś normalnym, bowiem w wielu wypadkach takie artefakty ulegają dziwnemu przepadkowi i znikają nie wiedzieć gdzie, że wspomnę np. tzw. „sześcian Gurtla” – uwaga tłum.)

W roku 1995 agencja Associated Press zaskoczyła świat informacją o tym, że w chińskiej prowincji Syczuan (w której znajdują się góry Bajan-Kara-Uła) znaleziono nieznane do dziś dnia plemię. Średni wzrost jego członków nie przekracza 110 cm. Niektórzy badacze twierdzą, że mogą to być dalecy potomkowie narodu Dropów. Chińscy etnolodzy pospieszyli z wyjaśnieniem, że istnienie tutejszych „Pigmejów” można wytłumaczyć podwyższoną koncentracją rtęci w miejscowej wodzie. Ale zachodnich specjalistów to nie przekonało. Wkrótce po wspomnianym komunikacie AP w angielskich archiwach znaleziono materiały z ekspedycji dr Cyrila Robin-Evansa przebywającej w tych miejscach jeszcze w 1947 roku. Okazuje się, że laury pierwoodkrywcy tego plemienia należą się właśnie temu badaczowi. Plemię, które odkrył, zamieszkuje w odciętej od świata górskiej dolinie, a jego przedstawiciele nazywają siebie Dzopa – tak uczony zapisał tą nazwę.

Robin-Evans przebywał z nimi przez pół roku. Nauczył się ich języka, zaznajomił się z tradycją i historią. Wedle słów Dzopów, ich przodkowie przybyli na Ziemię z Syriusza. Powrócić do swej ojczyzny nie mogli i pozostali w górach Bajan-Kara-Uła…


Zagadkowa czaszka Kosmity?


Telepaci z radarem w głowie


Cmentarzysko niezwykłych stworzeń – najprawdopodobniej pozaziemskiego pochodzenia – znaleziono także w Środkowej Afryce. O tym opowiedział w 2009 roku antropolog Ugo Deti.
- Jak dotąd, to wykopaliśmy 200 ciał – powiedział on w czasie konferencji prasowej w Kigali (Ruanda). – One były zadziwiająco dobrze zakonserwowane w tym klimacie. Czas tych znalezisk oceniamy na 500 lat.

Badająca je grupa antropologów natknęła się na te cmentarzysko jeszcze w 2007 roku. Uczeni wtedy doszli do wniosku, ze znaleźli jakieś ruiny dawnego osiedla. Ale w 2009 roku przystąpili do wykopalisk na tym miejscu to się okazało, że nie można mówić o jakimkolwiek ludzkim osiedlu.

Znalezione pozostałości kostne należały do jakichś antropomorficznych istot, ale ich budowa była taka, że trudno ich było nazwać ludźmi. Przede wszystkim zadziwia ich wzrost. U wszystkich jest jednakowy – około 220 cm. Na nieproporcjonalnie wielkich głowach widoczny jest nos, oczy i usta. Według Deti’ego istoty te porozumiewały się ze sobą za pośrednictwem telepatii i poruszały się jak nietoperze – posługując się jakimś wewnętrznym biologicznym radarem-sonarem. Być może byli to uczestnicy pozaplanetarnego desantu, którzy po wylądowaniu na Ziemi zarazili się jakimś śmiertelnym dla nich wirusem. W okolicy nie znaleziono ani statku kosmicznego ani jego szczątków, a to świadczyłoby o tym, że niektóre z tych Istot były w stanie to przeżyć i opuścić Ziemię.

Jak na razie uczeni nie spieszą się z ogłoszeniem współrzędnych geograficznych cmentarzyska Przybyszów, w obawie przed pojawieniem się tam hord i czered poszukiwaczy przygód i religijnych oszołomów.

Nawiasem mówiąc, chciałbym nadmienić iż archeolodzy często znajdują nietypowe szczątki, które zazwyczaj objaśnia się mutacjami genetycznymi i innymi anomaliami środowiska. I dlatego właśnie na temat szkieletów znalezionych w Ruandzie jest za wcześnie na jakiekolwiek opinie. 


CDN.