19
grudnia, g. 07:45 CET, ARMAGEDDON -47 h
Spadł śnieg. Niewiele, ale zawszeć to
lepiej, niż nic. W Ostrowcu Świętokrzyskim zapadła się ziemia tworząc w drodze
wyrwę o szerokości 70 m i głębokości 10 m.
g. 10:10 CET - „SuperExpress” podał następującą radosną
wiadomość:
Polskę zaleje tsunami? To tu ma zacząć się
koniec świata
Już
pojutrze 21 grudnia, czyli dzień, na który przewidywany jest koniec świata. Jak
donosi "Super Express" w Polsce wszystko ma zacząć się od Pomorza.
Czy nasz kraj może dotknąć tsunami? "Tak to właśnie może wyglądać" -
mówi prof. Jan Rozmarynowski, oceanograf i podróżnik.
Tabloid
przewiduje, że w piątek pod wodą znajdzie sie Półwysep Helski, a zaraz po nim
fale tsunami zaleją Gdańsk. Prof. Jan Rozmarynowski przypomina, że w Polsce
miało kiedyś miejsce to potężne zjawisko. "Ostatnie (tsunami - red.) było
w Kołobrzegu w 1779 roku, a wcześniej w Darłowie w 1497 roku - dodaje profesor.
Kilkaset
lat temu tsunami spowodowało spore zniszczenia, jednak te, które są planowane
na 21 grudnia będą nieporównywalnie większe. Według "Super Expressu"
gigantyczne fale mają zgładzić kilkadziesiąt tysięcy osób. Napływająca woda
będzie zalewać bowiem wszystkie piwnice i ewentualne miejsca schronienia.
"Super
Express" zapytał w gdańskim magistracie, gdzie mieszkańcy mogliby schronić
się przed końcem świata. Michał Piotrowski z biura prasowego urzędu miasta w
Gdańsku powiedział, że "w razie nagłego kataklizmu za chwilowe schrony dla
ludności służyć mogą wszelkie przejścia i tunele podziemne". Jednak, czy
cokolwiek jest w stanie uchronić nas przed przewidywanym końcem świata?
Więcej
w najnowszym Super Expressie ("Super Express", żg)
Wyjaśnijmy coś. Fala tsunami jest falą płytkowodną,
a jej wysokość zależy od głębokości i prędkości przemieszczania. Tą zaś wylicza
się z prostego wzoru:
C = √gD
- gdzie C to prędkość fali, g to ziemskie
przyspieszenie grawitacyjne (9,81 m/s2) a D to głębokość wody w
metrach. Prędkość wychodzi w m/s. Dla Bałtyku, którego głębokość wynosi średnio
zaledwie 50 m, prędkość fali wyniesie ~22,15 m/s czyli jakieś 79,74 km/h. W
porównaniu z prędkościami oceanicznych tsunami, które wynoszą 200 – 700 km/h,
to pestka. Tylko że akurat uderzenie kilku tysięcy ton wody z prędkością 80
km/h jest także niszczące, tylko że w o wiele bardziej ograniczonym zakresie… Można
to obliczyć z prostego wzoru na energie kinetyczną:
Ek = ½ mC2
- gdzie Ek to energia kinetyczna w
dżulach, m to masa wody przenoszonej przez falę a C to prędkość fali. Dziwię
się, że pan profesor o tym „zapomniał”. A może redaktorzy z „SE” ocenzurowali
jego wypowiedź? No bo strach ma wielkie oczy i małą głowę.
I kolejna hiobowa wieść:
2,5 tony kosmicznego złomu spadnie na Ziemię
Jak
podaje portal Astronomia24.com, na koniec grudnia została zaplanowana
deorbitacja sowieckiego satelity szpiegowskiego – Cosmos 1984. Jeszcze nie
wiadomo gdzie dokładnie można się spodziewać inwazji kosmicznego złomu,
informacje o tym będą dostępne na kilka minut przed sprowadzeniem go na Ziemię.
Wiadomo za to, że dzisiaj (19.12.2012) o 9:22 satelita ten przeleciał w
okolicach Szczecina.
Satelita
został wystrzelony w 1983 roku, ma 12 metrów długości i waży ponad 2,5 tony. Z
uwagi na wielkość i wagę satelity, jego upadek będzie prawdopodobnie dość
widowiskowy, porównywalny ze sporym meteorytem. Kosmiczny złom nie ulegnie
całkowitemu spaleniu i jego szczątki spadną na Ziemię, jednak
prawdopodobieństwo upadku na zamieszkałe tereny jest na szczęście minimalne.
Satelita
okrąża kulę ziemską w 90 minut, więc jeszcze prawdopodobnie kilka razy będzie
nad Polską przelatywał, gdzie znajduje się aktualnie możecie sprawdzić na
stronach : WWW.satview.org lub WWW.n2yo.com (Aleksander
Kiszniewski, Onet.pl)
Kosmos-1984 wpadnie w
atmosferę i spali się całkowicie, podobnie jak setki innych zużytych satelitów.
Nie ma co panikować. Pamiętam jak zdeorbitowano amerykańskie Skylaby
i rosyjskiego Mira, których masa wielokrotnie przewyższała masę Kosmosa
i też się spaliły. Nie ma co się bać.
20
grudnia, g. 07:05 CET, ARMAGEDDON -24 h
Słucham dziennika radiowego JEDYNKI o
siódmej. Nic nowego się nie dzieje. W Stanach dyskusja o broni w prywatnych
rękach – jak to w ogóle jest możliwe, że oni tam posiadają 300 mln jednostek
różnego rodzaju broni palnej? To jest dopiero paranoja!
Tymczasem Onet.pl podaje:
Świry czy perfekcjoniści? Oni przygotowują się
na koniec świata
Im
bliżej 21 grudnia - czyli według kalendarza Majów dnia końca świata - tym
więcej paniki i irracjonalnych zachowań. Okazuje się, że dzień apokalipsy
szykują się również Amerykanie. W kraju tym wizja "końca" wywołuje
silne emocje, zdarzają się nawet wybuchy zbiorowej psychozy.
Ludzie
gromadzą zapasy broni, pożywienia i wody. Budują również specjalne bunkry. (MW,
Onet.pl)
Pytanie jest poparte serią 11 zdjęć
ludzi szykujących się do przetrwania końca świata. Dziwi mnie to, że w tej
świętojebliwej Ameryce nie doczytano się, że końca świata nie da się przeżyć!
Pisze o tym wyraźnie w Biblii. Ale kto w tym płytkim umysłowo świecie czyta
Biblię ze zrozumieniem? Nawet w Apokalipsie pisze się że po powrocie Jezusa
nastanie Królestwo Boże na Ziemi. Czyżby niektórzy Amerykanie chcieli wejść do
niego z M-16 w dłoni? A jak się to ma do tego, co głosił Jezus?
g.
08:33 CET - Info z WP.pl:
Koniec świata w Chinach - 600 osób w areszcie
Już
ponad 600 osób w Chinach zostało aresztowanych za rozsiewanie plotek o końcu
świata. Najwięcej aresztowanych to członkowie podającej się za chrześcijan
sekty „boga wszechmogącego”. Wierzą oni w powtórne przyjście Chrystusa, który
przed końcem świata objawić się ma pod postacią kobiety w Chinach.
Ponad
400 osób aresztowano w prowincji Qinghai. Według chińskich władz, członkowie
grupy w ostatnich tygodniach zmuszani byli do werbowania nowych osób. Według
wyznawców sekty, zbawienia dostąpić mają wyłącznie ci, którzy dołączą do grupy.
Sekta
„boga wszechmogącego” znana jest w Chinach od prawie dwóch dziesięcioleci. Jej
założyciel w 2001 roku uciekł do USA, gdzie otrzymał azyl polityczny. Sekta
najbardziej naraziła się komunistycznym władzom, głosząc potrzebę walki z
„Czerwonym smokiem”, który symbolizować miał chińską partię. (WP.pl)
Wydaje się, że Chiny są jedynym krajem,
które zareagowały właściwie na to quasi-religijne oszołomstwo. A tak jeszcze à propos tej sekty, to jak USA może być
normalnym krajem, skoro udziela azylu politycznego jakimś popaprańcom tylko
dlatego, że są antykomunistami?
g.
09:36 CET – Info z Interia.pl, głos rozsądku:
Dlaczego końca świata jeszcze tym razem nie
będzie?
21
grudnia tego roku będzie dniem jak co dzień: początkiem astronomicznej zimy na
półkuli północnej. W tym roku nadejdzie ona trochę ponad kwadrans po południu
polskiego czasu. Nic nie wskazuje na to, by poza tym miało się wydarzyć coś
naprawdę istotnego. Poza tym oczywiście, że kolejne pogłoski o końcu świata
okażą się nieprawdziwe.
Takie
pogłoski pojawiają się w rozmaitych środowiskach, co jakiś czas i zwykle
zapominamy o nich zaraz po tym, jak przechodzą do historii. Kto jeszcze zawraca
sobie głowę prognozami, że do końca świata doprowadzi uruchomienie w
laboratorium CERN pod Genewą Wielkiego Zderzacza Hadronów? No właśnie.
Tym
razem oczywiście pretekst do snucia katastroficznych wizji jest wyjątkowo
interesujący. 21 grudnia kończy się bowiem okres tak zwanych 13 baktunów od
początku cyklu w kalendarzu Majów (baktun trwa 144 tysiące dni). Zdaniem
niektórych to ma oznaczać, że kończy się cykl dzieła stworzenia i poza nim,
niczego więcej już nie będzie. To miałoby oznaczać koniec świata.
Eksperci
podkreślają jednak, że Majowie wcale nie musieli uznawać, że obecny cykl będzie
miał tyle samo baktunów, co poprzedni, że ewentualnego końca cyklu nie musieli
też wiązać z jakąś katastrofą. Bardziej prawdopodobne wydaje się, że koniec
cyklu, jak i w naszym kalendarzu, oznaczał dla nich początek kolejnego. Jeśli
przypomnimy sobie szum wokół "pluskwy milenijnej" przy okazji
niedawnego przełomu naszego tysiąclecia, możemy uznać, że przejście z jednego
cyklu w drugi bywa nieco kłopotliwe i kosztowne, ale nie kończy się żadnym
realnym zagrożeniem. Co najwyżej niektórzy mogą na nim zarobić więcej, niż
inni. I nie mam na myśli tylko producentów kalendarzy.
Pojawia
się wreszcie pytanie, skąd Majowie mieliby wiedzieć o przyszłym kataklizmie z
tak dużym wyprzedzeniem. Sami nie byli w stanie obronić się przed skutkami
zmian klimatycznych, które doprowadziły ich własną cywilizację do upadku.
Raczej nie mieli okazji wyciągnąć z tego wniosków na temat naszych czasów.
Kolejne
argumenty za tym, że świat jeszcze potrwa, przynoszą naukowcy agencji NASA. Ich
badania nie wskazują na to, by w tym tygodniu zanosiło się na którekolwiek z
prawdziwie groźnych dla naszej planety zdarzeń. Twierdzą, że nie jesteśmy w tej
chwili na kursie żadnej groźnej kosmicznej skały ani planety, o której
istnieniu byśmy wiedzieli. A gdyby miała do nas dotrzeć w tak krótkim czasie,
musielibyśmy już widzieć ją gołym okiem. Nie grozi nam też żaden spektakularny
wybuch na Słońcu, który teoretycznie mógłby pozbawić nas prądu i co za tym
idzie dostępu do licznych gadżetów, bez których już nie wyobrażamy sobie życia.
Słońce owszem wchodzi w maksimum swej aktywności, ale ten cykl jest wyjątkowo
spokojny. Podobnie nieuzasadnione są lęki o nagłą zamianę biegunów
magnetycznych Ziemi (taka zmiana zajmuje setki tysięcy lat), czy katastrofalne
skutki szczególnych ustawień planet (nie będzie teraz żadnego szczególnego
ustawienia, a nawet gdyby było i tak nie wywołuje to żadnych znaczących dla nas
skutków).
Trzeci
i rozstrzygający argument za tym, by twierdzić, że końca świata tym razem nie będzie,
ma podstawy - nazwijmy to - praktyczne. Przewidywanie końca świata zawsze grozi
wyjściem na idiotę, gdy do tego nie dojdzie. Nietrafiona prognoza może rodzić
konieczność tłumaczenia się i potrzebę zwalenia winy na kogoś, kto nas zwiódł i
omotał. Dawanie głowy, że końca świata 21 grudnia tego roku nie będzie, to co
innego. Jest znacznie bezpieczniejsze. Gdyby jednak okazało się, że nie
mieliśmy racji, zawsze będziemy mogli zwalić winę na NASA i ewentualne, pełne
wyrzutu spojrzenia znajomych, nie będą tak dokuczliwe. Wiele wskazuje zresztą
na to, że w razie czego wszyscy będą zajęci czym innym, niż robieniem nam
wyrzutów.
PS.
Ponad wszelką wątpliwość idą Święta Bożego Narodzenia. Wszystkiego najlepszego.
Oby i tym razem były w nas początkiem czegoś lepszego.
Grzegorz
Jasiński - RMF FM, Interia.pl
Jak widać są głosy rozsądku i rozsądni
ludzie w morzu ogłupiającego, oszołomskiego bełkotu różnych ½-mózgów –
szczególnie tych zza oceanu.
g.
13:00 CET – na 180°E na międzynarodowej Linii Zmiany Daty mamy godzinę 00:00
EDT i nowy dzień, 21 grudnia. I nic się nie dzieje… Cały czas mam CNN na
podglądzie, a tam cały czas gadają o protestach kobiet w Bombaju i o tym, jak
to podły Wołod’ka Putin zabronił
adopcji rosyjskich dzieciaków przez obywateli USA - i słusznie, bo też nie
chciałbym, żeby te dzieciaki zastrzelił jakiś sfrustrowany czubek, którego
wychowała psychicznie pokręcona mamusia…
g.
13:14 CET – wpłynął następujący email:
Witam
Dodam
tylko od siebie, że różnej maści debile pokroju pisarzyny nazwiskiem Max Brooks (synalek Mela) dodaliby do
apokalipsy pandemię... zombizmu.
Śmiać
się, płakać czy strzelić sobie w łeb?
Pozdrawiam
– M.K.
Chyba szkoda strzelać sobie w łeb z
powodu jakiegoś półmózga…
g.
24:00 CET, ARMAGEDDON -12h12m –
w naszej strefie czasowej zaczyna się 21 grudnia. Nad Jordanowem trwa cicha,
mroźna noc. Na niebie spokojnie świecą gwiazdy. I nadal nic się nie dzieje…
CDN.