Powered By Blogger

czwartek, 6 grudnia 2012

Chemtrails: czy „maskirowka”?


Contrails nad Zatoką Pucką



Od czasu do czasu wraca problem chemtrails, którymi rządy poszczególnych państw w ramach Nowego Porządku Świata - NWO, pacyfikuje ludność poszczególnych krajów jak i całej planety. Przypomina mi się chemiczna utopia opisana przez Stanisława Lema w opowiadaniu „Kongres futurologiczny” (1973), w którym ludzkość zostaje poddana chemicznej psychoterapii, której celem jest przesłonięcie faktów ogromnego przeludnienia, kryzysu gospodarczego i na dodatek globalnego ochłodzenia. To był Lem, natomiast w dniu dzisiejszym krążą wśród pospólstwa legendy miejskie na temat chemtrails, przy pomocy których rząd światowy (musi iluminacki, masoński czy jeszcze jakiś inny, a na pewno żydowski i to związany z Klubem Bilderberg) trzyma w ryzach zniewolone narody.

To zapewne pasowałoby do Polski, w której Polacy z bezrozumnym wręcz idiotycznym uporem głosują wciąż na tych samych skompromitowanych polityków i nie chcą niczego zmieniać, wbrew bijącej w oczy niesprawiedliwości, niekompetencji i pazerności tychże. Za tzw. „komuny” podwyżki cen o kilka groszy wywoływały histerię – dzisiaj podwyżki cen o wiele złotych nie wywołują żadnych reakcji. Ludzie przywykli do tego, że w tzw. „wolnej” Polsce człowieka można okraść w majestacie prawa i nie ma na to żadnego sposobu. No ale to jest kwestia 23-letniego prania mózgów propagandą o tym, jak to jest nam dobrze w „wolnym” kraju, a będzie jeszcze lepiej, karmienia ludzi banialukami o „zielonych wyspach”, czy wreszcie opowieściami o civitas Dei, prawie i sprawiedliwości, które na pewno zapanuje – tylko za bardzo nie wiadomo, kiedy… I tutaj nie ma żadnej chemii, poza wypróbowanym, goebbelsowskim prawem głoszącym, że kłamstwo powtórzone milion razy staje się prawdą.








Contrails oświetlone podhoryzontalnym słońcem wyglądają niezwykle ekspresyjnie...


Tak właśnie jest i nie potrzeba żadnych środków farmakologicznych, by doprowadzić do tego bezkrytycznie nastawionych do rzeczywistości, ogłupianych przez media, niedoedukowanych ludzi i w razie czego, gładkie zwalenie win na mitycznych „onych”, a z braku takowych na Żydów, komunistów, gejów z lesbijkami, ekologów i ekologistów czy Zielonych, a ostatnio w modzie są Kosmici – szczególnie wredni i odpowiedzialni za efekt globalnego ocieplenia. To wszystko robi się w ramach trwającej od lat 40. ubiegłego stulecia wojny psychologicznej USA najpierw z Blokiem Wschodnim, a teraz prawie z całym światem. Przypomina to dość dokładnie rzeczywistość kreowaną przez Nieznanych Ojców z powieści „Przenicowany świat” (1973) Arkadego i Borysa Strugackich przy pomocy systemu przekaźników promieniowania o określonych częstotliwościach działających na mózgi ludzkie – coś à la dzisiejszy HAARP. Tak zatem – jak widać – wszystko już było i zwolennicy Spiskowej Teorii Dziejów z udziałem chemtrails i HAARP nie wymyślili nic nowego, a wręcz można by ich spokojnie oskarżyć o plagiat i wygrać ewentualny proces!

Miejska legenda o chemtrails zrodziła się wskutek zbiegu kilku okoliczności, a mianowicie istnieniu i rozprzestrzenianiu się:
v informacji o formach i metodach prowadzenia wojny chemicznej (przykład: stosowanie przez Amerykanów i Rosjan defoliantów w czasie wojen w Wietnamie i Afganistanie);
v pogłosek o powstaniu i działalności NWO oraz przejawach jego działania: kryzysach finansowych i gospodarczych mających na celu deregulację światowej gospodarki w celu podporządkowania sobie lub zniszczenia opornych państw i grup narodowościowych, religijnych, i in., stworzenia rządu światowego opanowanego przez Żydów, czemu ma służyć szerzący się ateizm, antysemityzm przez nich indukowany w społeczeństwach w celu oskarżenia ich i spacyfikowania, itp.
v informacji i pogłosek na temat zmian klimatycznych związanych z globalnym efektem cieplarnianym i próbom jego powstrzymania;
v informacji i pogłosek o dziurze ozonowej i środkach zaradczych;
v pogłosek o przejawach działalności na Ziemi wrogich Kosmitów;
v informacji o pojawieniu się GMO będących rezultatem inżynierii genetycznej;
v informacji i pogłosek o eksperymentach naukowych, których cel jest niejasny lub związany z obronnością państw. Typowym przykładem jest HAARP, EISCART i inne tego typu instalacje
v pogłosek o zmianie magnetyzmu Ziemi i możliwych środkach zaradczych…

Jak widać, spektrum zagadnień i związany z nim obszar niejasności jest ogromny, i właśnie w takich mętnych wodach doskonale czują się specjaliści od wojny psychologicznej i zajmujące się dezinformacją służby specjalne wielu krajów.

Znany pisarz Wiktor Suworow (alias Władimir Bogdanowicz Rezun) ex-major GRU – a zatem człowiek doskonale zdający sobie sprawę z tego, co pisze – zacytował, kiedyś jednego ze swych wykładowców z Akademii GRU: Nie wierzcie w to, co wam bez końca pokazują, szukajcie tego, co przed wami skrywają. A kiedy wreszcie znajdziecie, nie cieszcie się przedwcześnie. Być może macie do pokonania kolejną łamigłówkę. Pamiętajcie – każdej ważnej tajemnicy bronią co najmniej dwa zabezpieczenia. Albo trzy... („Samobójstwo” 2004) 

W wielu rzeczach nie zgadzam się z Suworowem, ale akurat w tej sprawie zgadzam się w stu procentach. Tak rzecz się ma z tajemnicą UFO i innymi tajemnicami. Gdyby USAF posiadały technologię UFO, to czy ich służby specjalne zezwoliły na gadaninę takiemu Bobowi Lazarowi czy Johnowi Learowi i zdradzanie ich największych tajemnic? Nie, tak nie było, nie ma i nie będzie, bo służby mają swe tajemnice, które nigdy nie wyjdą na jaw – z różnych względów i tylko w Polsce powierza się idiotom pieczę nad nimi. W służbach obowiązuje to, co kiedyś napisał Herman Zdzisław Scheuring w swej książce „Czy królobójstwo” (Londyn 1964): Ale istnieją archiwa tajne, do których profani nie mają dostępu, a których tajemnice nie przedawniają się nigdy. To właśnie tą zasadę złamał Macierewicz publikując m.in. listy naszych agentów na Wschodzie. Na Kremlu i Łubiance chyba przez dwa tygodnie pili z radości po publikacji raportu tego nieodpowiedzialnego popaprańca po likwidacji WSI…

Rzecz polega na tym, że opowieści o UFO, chemtrails, itd. itp. przeciętny obywatel USA (teraz także i Polski) łyka jak gęś kluski w papce serwowanej mu przez media. Ale w tym szaleństwie jest metoda – chodzi o narzucenie określonych skojarzeń i taki obywatel na widok nieznanego mu samolotu będzie przysięgał, że widział UFO, a nie nowy typ samolotu. Korzyść podwójna: UFO tworzy „przykrywkę” dla nowej zabawki chłopców w mundurkach, a jednocześnie tworzy się kolejna legenda. Słowem – pełna maskirowka jak to nazywają Rosjanie.

Do czego zmierzam? A do tego, że gdyby nawet miała miejsce jakaś akcja rozsiewania środków chemicznych (jakich i po co?) nad kontynentami naszej planety byłoby to nie do ukrycia przed personelem naziemnym i latającym i prędzej czy później ktoś by się wygadał. Cudów nie ma. Nixonowi też się wydawało, że jego szwindle wyborcze nie wyjdą na jaw, a one zostały zdemaskowane szybciej, niż mu się to wydawało. Efekt był bardzo szybki – Nixon poszedł w odstawkę.








Contrails w różnych stadiach rozwiewania się w stratosferze - tworzące je kryształki lodu mogą spaść tysiące kilometrów dalej od miejsca powstania. Na niektórych zdjęciach widać tworzące się tęczowe tzw. perłowe obłoki - pearl clouds


Jak to się ma do chemtrails? Zakładam, że jesteśmy podtruwani przez środki chemiczne wylewane nam na głowy z samolotów. Na filmach pokazuje się opryski dżungli defoliantami z samolotów i helikopterów. Rzecz w tym że zrzuty, czy jak kto woli opryski, są dokonywane z wysokości kilkudziesięciu metrów. Tylko wtedy oprysk jest skuteczny, bo czynnik roboczy – w tym przypadku defoliant – osiąga stężenie groźne dla życia roślin i zwierząt (w tym oczywiście ludzi) i jest letalny. Natomiast zrzut jakiegoś środka chemicznego na wysokości 10-12 km nad Ziemią nie ma sensu, bowiem kropelki tegoż zamarzają tworząc chmury zwane Cirrus – które dorobiły się nawet osobnej nazwy: Aviation Inducted Cirrus. Chmury te rozwiewają się i co za tym idzie czynnik roboczy rozprasza się – rozcieńcza w milionach metrów sześciennych powietrza. Jego skuteczność w takim rozrzedzeniu wynosi dokładnie zero. Jeżeli spada na Ziemię, to w odległości 1000 i więcej kilometrów od atakowanego obszaru. Ale to nie przekonuje zwolenników STD, którzy opowiadają coraz to nowe historie mające potwierdzić wiarygodność ich rojeń.

Bardzo fajnie na filmach pokazano opryski dokonane przez samoloty pasażerskie. Rzecz w tym, że faktycznie – te samoloty zrzucały coś ze swych zbiorników w skrzydłach. Oczywiście – są to zrzuty paliwa przed lądowaniem i nic ciekawego w tym nie ma – oczywiście poza skażeniem naftą lotniczą kilku kilometrów sześciennych atmosfery. Tu się zgodzę – paliwo lotnicze jest toksyczne i potencjalnie niebezpieczne dla zdrowia istot żywych.

Innym argumentem stronników istnienia chemtrails jest to, że samoloty czasami zostawiały za sobą smugi a czasami nie, ergo wylewały ze swego wnętrza jakieś chemiczne paskudztwa. Rzecz jest o wiele prostsza, niż się komu wydaje. Samoloty lecą w powietrzu, które – w troposferze – jest złożone z wielu warstw przemieszczających się w poziomie i pionie. Odczuwamy to lecąc samolotem w postaci tzw. turbulencji. Samolot wpada w warstwy powietrza ciepłe i wilgotne oraz  zimne i suche, dzięki czemu smuga kondensacyjna znika lub pojawia się. Zwykłe zjawisko fizyczne i nie ma w nim niczego tajemniczego. Oczywiście nie dla wielbicieli STD.     

Innym problemem są zrzuty nieczystości, które zamarzają na kadłubach samolotów – co zostało udowodnione w warunkach laboratoryjnych, w sztucznie chłodzonym tunelu aerodynamicznym – i odrywają się od nich tworząc śmierdzące amoniakiem bryły lodu spadające z nieba. To jest autentyczne zagrożenie, bo taka bryła może spaść komuś na głowę i po prostu zabić. W kale czy moczu mogą znajdować się niebezpieczne drobnoustroje chorobowe, które mogą spowodować epidemię gorączki krwotocznej czy innego dopustu Bożego. Ale to i wszystko. Nie ma w tym żadnej tajemnicy.

A teraz uważam, że prawidłowo postawione pytanie brzmi: kto za tym stoi i komu to służy. Komu jest potrzebna bajeczka o chemtrails? I trzeba przede wszystkim tutaj szukać odpowiedzi. Ja podałem tylko jedną z możliwości – ochrona nowych zabawek przez chłopców w mundurkach. Oczywiście może to być również coś innego – o czym mogę nie mieć zielonego pojęcia. Jedno jest pewne – jeżeli ktoś chciał uzyskać „dach” przykrywający jakąś tajemnicę, to mu się to udało. Postulat Suworowa jest nadal w mocy, a zatem nie cieszmy się, bo ta tajemnica może mieć swoje drugie i trzecie dno…