poniedziałek, 30 grudnia 2013

UFO w sylwestrową noc



Jasny meteor widziany nad stanami Iowa i Minnesota w dniu 26.XII.2013 r. o g. 17:43 CST


Clas Svahn

Chociaż teraz jesteśmy zaangażowani w obserwacjach różnych zjawisk na naszym nocnym niebie, to możemy pozazdrościć mieszkańcom stanów Iowa i Minnesota w USA, którzy zobaczyli jak duży meteor spala się w atmosferze parę dni temu, wczesnym wieczorem 26.XII. Amerykańska strona miłośników meteorytów przyjęła 1050 doniesień  na jego temat.

W noc sylwestrową niebo będzie zapełnione fajerwerkami (które po raz ostatni mogą się składać z cięższych rakiet zanim stanę się one nielegalne w Szwecji w przyszłym roku) oraz tajskie lampiony (które z jakiegoś powodu nazywa się chińskimi w języku angielskim), które będą świecić w tą noc na firmamencie.

Agencja TT stwierdziła, że są one stosunkowo często mylone i interpretowane jako UFO. A dzisiaj publikuje wywiad z moim kolegą z UFO-Sverige Tobiasem Lindgrenem, który ma delikatne zadanie odsiania ziarna od plew…

Dziwne jest to, jak wielu ludzi uważa te świecące balony na ogrzane powietrze za coś, co nie należy do naszej planety. Ja sam pamiętam raport oficera Sił Powietrznych, który był pewien, że to byli Rosjanie którzy zaatakowali Szwecję, w pierwszy dzień nowego roku. Pomarańczowe światło, które widział, wziął za spaliny z komór spalania silników rosyjskich myśliwców.

Te płonące papierowe mondgolfiery mogą spowodować pożary i właśnie dlatego zostały one zakazane w sąsiedniej Finlandii. Nierzadko spadają one na wioski w których znajdują się stodoły pełne siana i słomy.

Kilka lat temu UFO uderzyło w turbinę elektrowni wiatrowej w Wielkiej Brytanii niszcząc jeden z jej płatów. Spowodowało to sporo hałasu na całym świecie. W rzeczywistości rzekome UFO było zwyczajnym samolotem z niedalekiego lotniska.

A zatem jak zobaczysz coś świecącego na nocnym niebie w noc sylwestrową, to może to być przede wszystkim zwykły ziemski balon. Jak będzie ładna pogoda, to w grę może wejść także meteor. Ale jak będzie to tak jasny jak ten znad USA, to dowiesz się o tym na drugi dzień z mediów.   


Źródło – „DN” z 29.XII.2013 r.

Przekład z j. szwedzkiego – Robert K. Leśniakiewicz ©

sobota, 28 grudnia 2013

Prognozy pogody na Rok Saturna (z przymrużeniem oka)

Tegoroczna zima w Jordanowie...

Po bardzo urozmaiconym roku 2013 – Roku Księżyca, według „Kalendarza Stuletniego” o. dr Mauritiusa Knauera – następuje Rok Saturna – ostatni taki mieliśmy w 2006 roku. W mitologii Saturn był władcą losów ludzkich, bogiem płodności, ale zarazem złośliwym demonem, którego ludzie darzyli nieufnością. Dlatego też o. Knauer przewidywał, że w saturnowym roku wiosna będzie bardzo zmienna, lato dżdżyste i chłodne, a w zimie sporo śniegu. I tak:

WIOSNA ma być sucha i chłodnawa, co niekorzystnie wpłynie na uprawy. Dopiero w czerwcu znacznie się ociepli i zwiększą się opady.

LATO będzie ogólnie chłodne i deszczowe, co może spowodować słaby urodzaj. Dopiero sierpień ma być ciepły i pogodny.

JESIEŃ zapowiada się deszczowo i nieprzyjemnie. Dość wcześnie pojawia się pierwsze, wczesne przymrozki. W listopadzie pogoda się poprawi i będzie w nim wiele słonecznych dni.

ZIMA – jej początek ma być dość ciepły, z częstymi opadami deszczu. Od Świąt Bożego Narodzenia ma się zacząć prawdziwa zima – śnieżna i mroźna.
Uprzedzam jednak, że prognozy „Kalendarza Stuletniego” były opracowane dla środkowej części Niemiec, dlatego też należy wprowadzić poprawkę na długość geograficzną, dlatego też nie podaję prognoz na poszczególne miesiące, bo mogą być całkowicie nietrafne.

Od paru lat prowadzę dziennik pogody i przywiązuję wagę do tzw. przepowiedni bożonarodzeniowej w której wróżebne dni zawierają się pomiędzy dniem św. Łucji a Wigilią Bożego Narodzenia, tj. pomiędzy 13 a 24 grudnia. Jej sprawdzalność mieści się w granicach 60%, a zatem można się pobawić w prognozowanie pogody na cały 2014 rok, a wygląda ona tak:

STYCZEŃ – cały miesiąc będzie słoneczny i pogodny, stosunkowo ciepły, z minimalną ilością opadów.

LUTY – podobnie jak styczeń, ten tradycyjnie najzimniejszy miesiąc będzie pogodny, stosunkowo ciepły i bez opadów z dużą ilością słonecznych dni.

MARZEC – pierwsza połowa miesiąca wreszcie pod chmurami i niezbyt wielkimi opadami. Chłodniej i mniej słońca. Druga połowa bardziej pogodna i słoneczna.

KWIECIEŃ – znowu wiele słonecznych dni i prawie bez opadów. Temperatury dzienne i nocne pójdą w górę…

MAJ – suchy, słoneczny i ciepły. 

CZERWIEC – ciepły, z niewielką ilością zachmurzeń. Kilka dni pochmurnych.

LIPIEC – chłodny ale słoneczny z niewielką ilością zachmurzeń.

SIERPIEŃ – pierwsza połowa słoneczna i ciepła, druga połowa pochmurna niezbyt ciepła.

WRZESIEŃ – cały miesiąc pogodny i ciepły z małą ilością opadów.

PAŹDZIERNIK – zapowiada się słonecznie i ciepło w pierwszej połowie, w drugiej pochmurno i niezbyt przyjemnie…

LISTOPAD – pierwsza połowa pochmurna i wietrzna, druga pochmurna i ciepła.

GRUDZIEŃ – cały miesiąc słoneczny i pogodny, a nawet ciepły. I znowu wiatr.

Czyżby powtarzała się coroczna już anomalia termiczna? Czy zatem grozi nam susza? Nie powiedziałbym, ale… - lata są coraz bardziej suche, a Polska coraz bardziej stepowieje, więc w zasadzie jest to możliwe. Oczywiście tą prognozę należy traktować z dozą krytycyzmu i przymrużeniem oka. Poza tym należy wziąć poprawkę na anomalię pogodową, która pojawiła się w grudniu, a dzięki której mieliśmy minimalną ilość śniegu w Święta…

Osobiście obawiam się jednego – a mianowicie tzw. efektu czapki – jak nazwał to śp. red. Andrzej Zalewski. Chodzi o to, że opływający półkulę północną Stratosferyczny Prąd Strumieniowy – jet stream – wybrzusza się na południe zsyłając spod Bieguna Północnego masy zimnego powietrza, które zderzając się z ciepłym i wilgotnym powietrzem znad Pacyfiku i Zatoki Meksykańskiej powoduje katakliktyczne śnieżyce w Kanadzie i USA. Po pewnym czasie zatoka Prądu Strumieniowego przesunie się na wschód – nad Eurazję i wtedy my odczujemy jego wpływ, kiedy spod Bieguna Północnego ruszą na nas strumienie arktycznego chłodu. Zima jak czapka przykrywa raz lewe, a raz prawe ucho - stąd właśnie nazwa tego fenomenu. Coś takiego mieliśmy m.in. w ubiegłym roku, kiedy to prawdziwa zima zaczęła się w marcu…



Anomalia klimatyczna generuje anomalne zachowanie się zwierząt 
i roślin...

Od kilku lat obserwujemy przedziwne zjawisko, a mianowicie – przesunięcie pór roku i to co najmniej o 1 – 1,5 miesiąca! O co chodzi? - o to, że w okresie Bożego Narodzenia i Świąt Wielkanocnych pogoda jest jakby przesunięta w czasie – na Boże Narodzenie mamy jesień, zaś w Wielkanoc – zimę. Właściwie nie za bardzo wiadomo, czym to jest spowodowane. Entuzjaści Efektu Globalnego Ocieplenia widzą w tym jego działanie. Klimat pod wpływem m.in. działalności człowieka tak się rozchwiał, że w zasadzie stał się on zupełnie nieprzewidywalny. Przeciwnicy hipotezy o EGO widzą w tym efekt długoterminowych zmian klimatycznych, które są wywoływane przez aktywność słoneczną i inne naturalne cykle planetarne, co z czasem doprowadzi do Efektu Globalnego Ochłodzenia i kolejnej Epoki Lodowcowej. Wszyscy są jednak zgodni co do tego, że zmiany zachodzą i nie są to zmiany na lepsze.

Grudzień tego roku rozpoczął się burzliwie i był burzliwy. Dosłownie i w przenośni: przez Polskę przewalił się najpierw wiatr halny, potem orkan Ksawery który wkroczył nam z burzą z piorunami (!!!), po którym mieliśmy trochę zimy i 17 cm śniegu. Potem zrobiło się ciepło, śnieg znikł. Po paru dniach względnie spokojnej pogody na Święta uderzył wiatr halny, który osiągał do 176,5 km/h w Zakopanem i 144 km/h w naszym powiecie, a zatem był jeszcze silniejszy od Ksawerego i huraganu z 19.XI.2004 roku, który osiągnął jedynie 173 km/h, ale o wiele słabszy od halnego z nocy 6/7.V.1968, kiedy to wiatr osiągnął w Zakopanem prędkość 288 km/h, a na Kasprowym Wierchu nawet 310 km/h!

W rezultacie tegorocznego halnego temperatura minimalna wynosiła +2,1°C, zaś maksymalna podskoczyła aż do +12°C, a w słońcu sięgnęła do +25°C i więcej!  Ciśnienie atmosferyczne spadło do wartości 991 hPa. Najgorsze z tego wszystkiego było to, że wiatr halny „zlizał” resztki śniegu, którego nieliczne płaty uchowały się we wgłębieniach terenu i miejscach zacienionych, a linia śniegów zatrzymała się gdzieś na wysokości 1000 m n.p.m.

Na uwagę zasługuje fakt, że uderzenia wiatru poprzedziły spektakularne wschody i zachody słońca, które były niesamowicie barwne i ich zorze płonęły czerwienią. Na uwagę zasługuje tez fakt, że mimo wściekłych podmuchów wiatr nie zerwał żadnego dachu i połamał jedynie „suchary” w lasach. W sumie Jordanów i Ziemia Jordanowska wyszła z tych kataklizmów obronną ręką. O wiele gorzej było, kiedy huragan uderzył w nasze miasto od Osieleckiej Bramy.



Śnieg mamy tylko powyżej 1500 m n.p.m. ...

Anomalia termiczna jest jednak tak głęboka, że znaleziono odznaki budzącej się Przyrody – m.in. kwitnące stokrotki i wierzbowe bazie! Tego jeszcze nie było i nie przypominam sobie, by w grudniu, na Święta Bożego Narodzenia pojawiły się bazie, które przecież pojawiają się dopiero na Święta Wielkanocne! A zatem konwersja? Śnieg spadnie na Wielkanoc?


A zatem czekamy na opady śniegu. Pozwolę sobie stwierdzić, że spadnie tak za miesiąc – pod koniec stycznia i poleży do końca marca, jak sprawdzi się model efektu zimowej czapki, która teraz nakrywa Kanadę i USA swym śnieżnym i mroźnym całunem…  

piątek, 27 grudnia 2013

Kolejne negatywne efekty Fukushimy



George A. Filer III (MUFON)


Masowy pomór rozgwiazd martwi naukowców


Wody u wybrzeży Kolumbii Brytyjskiej zostały zaśmiecone przez martwe rozgwiazdy i uczeni nie mają żadnego wyjaśnienia, co spowodowało ten masowy pomór. Pod koniec sierpnia, biolog morski i nurek Jonathan Martin zrezygnował ze swego zwyczajowego sobotniego nurkowania ze swymi przyjaciółmi.
- Zauważyliśmy martwe rozgwiazdy, które wyglądały tak, jakby ich ramiona zostały odcięte – powiedział Martin. Na zdjęciu widzimy pocięty okaz rozgwiazdy z gatunku Pycnopodia helianthoides przywartej do kamieni. Zdjęcie Jonathana Martina.

To były rozgwiazdy słonecznikowe – P. heliancthoides, jeden z większych morskich drapieżników, który żywi się morskimi jeżowcami i ślimakami. Jak większość rozgwiazd, rozgwiazdy słonecznikowe są w stanie regenerować utracone ramiona – a może ich mieć do 20 – mogą one rozprzestrzeniać się na metr szeroko.

Martin napisał do eksperta od bezkręgowców Christophera Maha, naukowca ze Smithsonian Institute sugerując, że wprawdzie działanie jakiegoś pasożyta żyjącego na rozgwiazdach jest wiodącą możliwości, ale może to mieć związek z radiacją z Fukushimy.

(Z podziękowaniami dla Carrie Arnold z „Weird & Wild”)


UWAGA: Radiacja z Fukushimy sięga właśnie do Zachodniego Wybrzeża USA i jest logicznym przypuszczenie, że na wiele gatunków morskich stworzeń będzie to miało negatywny wpływ.



Napromieniowało się 70 amerykańskich marynarzy

Amerykańskie okręty: atomowy lotniskowiec USS Ronald Reagan i uniwersalny okręt desantowy USS Essex brały udział w akcji ratowniczej w pobliżu elektrowni jądrowej w Fukushima po tsunami w 2011 roku. W czasie tej akcji napromieniowanych zostało 70 amerykańskich marynarzy. Zdiagnozowano u nich leukemię, guzy mózgu i raka jąder. Oni twierdzą, że spowodowane to zostało przez radioaktywnie skażoną wodę albo promieniowanie z ruin elektrowni.

Nowy pakiet oskarżeń zostanie złożony przeciwko TEPCO na podstawie tego, że oni opóźniali wypuszczenie potwierdzenia informacji o stopieniu rdzeni reaktorów. „New York Post” donosi iż mar. Lindsay Cooper wiedziała, że dzieje się coś złego, kiedy kłęby metalicznego w smaku śniegu zaczęły spadać na pokład USS Ronald Reagan. Ona i jej koledzy załoganci zaobserwowali nagły i silny sztorm, który nadszedł nad nich znad zniszczonego przez tsunami wybrzeża Japonii, właśnie z rejonu Fukushimy. Opady śniegu były spowodowane przez zimne powietrze znad Pacyfiku, które wymieszało się z gorącym i radioaktywnym strumieniem powietrza znad lądu. Starszy oficer Michael Sebourn – odpowiedzialny za ochronę radiologiczną – został skierowany do wykonania pomiarów radioaktywności na lotniskowcu.
-  Poziomy skażenia były niewiarygodnie niebezpieczne, i w jednym miejscu promieniowanie mierzone w powietrzu było 300 razy wyższa od tego, co nazywa się poziomem bezpiecznym dla zdrowia.
Sebourn powiedział reporterowi „NYP”, że Japończycy nie chcieli ich w żadnym porcie, Koreańczycy ich też nie chcieli, a na Guam zawrócono ich w morze. Oni pływali bezcelowo przez dwa i pół miesiąca, póki Tajlandia nie zgodziła się ich przyjąć. (Wg. www.dailymail.co.uk)


Moje 3 grosze


Powoli prawda o tym, co sie stało naprawdę w Fukushimie dociera do ludzi. To jest oczywiście bardzo mało, bowiem główny ładunek najważniejszych informacji spoczywa nadal w safesach TEPCO i rządów Japonii oraz USA z różnych względów. Głównie komercyjno-propagandowych, a także militarnych. Nie ma się co oszukiwać – nadal nie mamy środków i możliwości, by zdekontamitować tysiące hektarów skażonej gleby i wód oceanicznych. Ukrywanie prawdy o skażeniach tylko pogarsza sprawę. Ale jest to robione przede wszystkim po to, by ofiary napromieniowania nie domagały się za nie odszkodowań. Tak przecież postąpiono w przypadku Czarnobyla – prawda jest nadal ukrywana, a ludziom wmawia się, że nie umierają wskutek promieniowania, a np. wskutek złego żywienia czy sposobu życia, a w ogóle to nie ma się czego bać, bo energia jądrowa jest bezpieczna i ekologicznie czysta!  

No i ludzie wierzą w te brednie, a przecież o to chodzi, by wierzyli i siedzieli cicho. Rzecz ciekawa – Europa odchodzi od energetyki jądrowej na rzecz odnawialnych źródeł energii, ale nie w Polsce. Ciągle aktualne są chore plany „uszczęśliwienia” Polaków budową kilku elektrowni jądrowych. Nie wyobrażam sobie, by wzniesione one zostały przez Polaków, którzy nie potrafią zbudować kilometra prostej autostrady, a co dopiero tak skomplikowanego urządzenia jakim jest elektrownia atomowa, gdzie liczy się dokładność do siódmego miejsca po przecinku, a beton musi być betonem, a nie jego tanią namiastką. No, ale na mrzonki niektórych PO-lityków dają się nabrać kolejni naiwniacy liczący na to, że też na coś się załapią i coś im spadnie z jaśniepańskiego stołu..

A tak jeszcze a' propos Fukushimy, to polecam lekturę artykułu ze strony http://medartzasada.blogspot.com/2013/12/czy-tak-doszo-do-katastrofy-w.html#comment-form  - a także -  http://medartzasada.blogspot.com/2013/12/odpady-smierci-miesiac-temu-byy-premier.html#comment-form.To daje do myślenia!



Przekład z j. angielskiego – Robert K. Leśniakiewicz ©     

środa, 25 grudnia 2013

Bałtycki „Falcon Millenium” czy bałtycka Yonaguni?

Rekonstrukcja wyglądu Bałtyckiej Anomalii wg. Ocean X Team

Od 2011 roku społeczność ufologiczna krajów skandynawskich jest zainteresowana czymś, co nazwano Bałtycką Anomalią, a o czym pisałem już na tym blogu – zob. http://wszechocean.blogspot.com/2011/08/czy-na-dnie-batyku-znajduje-sie-ufo.html (1-7) oraz http://wszechocean.blogspot.com/2012/02/ufo-na-dnie-batyku-afery-ciag-dalszy.html - a która to Anomalia znajduje się gdzieś w głębinach Zatoki Botnickiej, pomiędzy Szwecją a Finlandią, nieco na północ od Wysp Alandzkich, na głębokości 75 m. Badana ona była przez ekipę Ocean X Team przez dwa sezony. Coś-niecoś udało się ustalić od tego czasu, a zatem:


v Obiekt ten przypomina gruby dysk o zaokrąglonych krawędziach i idealnie okrągłym kształcie;
v Średnica obiektu wynosi 60 m, grubość – 4 m;
v Znajduje się on na czymś co przypomina stok lub grzbiet górski.
v Wygląda na to, że obiekt ów był wciągnięty, względnie ślizgał się po dnie morza i osadził się na tym stoku tworząc długi ślad na dnie, dokładnie z północy na południe;
v Obiekt ten ma otwory o różnych rozmiarach, jedne z nich mierzą 25 cm, inne aż 2 m średnicy i jest on umieszczony w pobliżu środka obiektu;
v Pod warstwą mułu i osadów, które pokrywają cały obiekt, jego kolor jest całkowicie czarny;
v Obiekt ten ma coś, co można nazwać prostymi „korytarzami” na swoim kadłubie, które wiodą wewnątrz kadłuba i mają podłogi i ściany;
v Ściany i kąty są idealnie proste – wynoszą dokładnie 90°;
v Ekipy, które go badały doszły do całkowicie pewnego wniosku, że obiekt ten nie pochodzi z czasów współczesnych;
v Małe kamienie znajdujące się na i obok obiektu wskazują na to, że znajdował się on tam w chwili topnienia lodowca – tj. ponad 10.000 lat temu;
v To może oznaczać, że obiekt ten znajdował się nie na dnie, ale na suchym lądzie;
v Obiekt był wystawiony na ekstremalne gorąco, szacowane na 1200°C;
v Kamienie i otoczenie obiektu zostało niemal stopione, szczególnie na przedniej jego części. (Źródło – Ocean X Team - https://www.facebook.com/groups/OceanXteam/)

Całość wedle słów ludzi z Ocean X Team przypomina ogromnego grzyba, albo monstrualny korek od szampana.

MV Ancylus - statek wyprawy Ocean X Team



Obraz sonarowy obiektu Bałtyckiej Anomalii

Postawiłem hipotezę, że obiekt ten może mieć meteorytowe pochodzenie i po prostu spadł przed tysiącami lat na Ziemię na ląd, który jeszcze wtedy nie pokrył się lodowcem. Jego wiek może wynosić do 20.000 lat jak nie więcej. Natomiast interesująca jest rzeźba jego powierzchni.

Relief ten powstał najprawdopodobniej już po spadku obiektu na Ziemię. Kto go wykonał? Na pewno ktoś, kto dysponował techniką dostatecznie zaawansowaną, by ciąć twarde kamienie jak ser… Przypominają się megalityczne konstrukcje Wyspy Wielkanocnej czy Yonaguni! Zainteresowanym szczególnie przypominam to, co już pisałem na temat Yonaguni i kompleksu tej twierdzy, czy świątyni:  http://wszechocean.blogspot.com/2012/12/swiatynia-w-gebinach-oceanu.html, http://wszechocean.blogspot.com/2011/10/yonaguin-jima-ostatni-skrawek-lemurii.html, http://wszechocean.blogspot.com/2012/05/bermudzkie-piramidy-4.html. Przypomina mi te tajemnicze konstrukcje w miniaturze. Czyżby działali tutaj ci sami tajemniczy bracia-budowniczowie, jak nazywa ich w swych pracach sir Brinsley le Poer-Trench? Konstrukcje na Yonaguni liczą sobie – według niektórych ekspertów 2000 – 3000 lat, a zatem są stosunkowo młode.

Skała, z której powstał bałtycki obiekt przypomina bazalt. Należałoby więc postawić pytanie: skąd w kosmosie (o ile jest to meteoryt) wziął się blok bazaltu o objętości ~11.310 m³? I czy w ogóle znane są meteoryty bazaltowe? – pytam przytomnych w temacie meteorytologów. Bazalt jest magmową skałą wylewną i tworzy pokrywy bazaltowe lub czopy bazaltowe. Czyżby więc ten bazaltowy dysk spadł z nieba i był częścią jakiejś rozpadłej planety? Tylko jakiej? Skoro Faetona (czyli planety między Marsem a Jowiszem) nigdy nie było, to skąd się przywlókł do nas ten blok bazaltu? Spoza Układu Słonecznego??? Jak na razie możemy sobie tylko gdybać na ten temat.





Komputerowa rekonstrukcja Bałtyckiej Anomalii wykonana przez Ocean X Team

Ta historia przypomina mi także inny incydent – tym razem z Jamajki – na którą spadł niezwykły meteoryt zawierający rysunki sugerujące, że wykonał je artysta „z nie z tej Ziemi”. Opisałem to w materiale pt. „Tajemnica Meteorytu Jamajka z 10.VIII.1862 r.” – zob. - http://wszechocean.blogspot.com/2012/10/tajemnica-meteorytu-jamajka-1862-08-10-1.html, i dalsze. Tam także mówi się o ciemnej skale podobnej w swej strukturze i wyglądzie do węgla. Może więc obiekt z dna Bałtyku nie jest bazaltowy, tylko węglisty? Nauka zna węgliste meteoryty, więc rzecz jest możliwa. Niestety, co do tego akurat mamy brak danych i rzecz cała wygląda na tani humbug…

Bałtycka Anomalia - wizja artystki

Jedno jest pewne – na obiekcie widać ślady uprawiania kultu – tzw. „naszyjniki pereł” – ułożone kamienie w wyraźne kręgi. A to oznaczałoby, że ktoś ułożył je, kiedy obiekt znajdował się jeszcze na powierzchni ziemi, a znajdował się on wtedy, gdy Bałtyk był jeszcze Bałtyckim Jeziorem Lodowym. Było to 14.000 – 10.300 lat temu. Potem po cofnięciu się lodowca nad nim zamknęły się wody utworzonej właśnie Zatoki Botnickiej. Pytanie: kto zamieszkiwał wtedy tereny dzisiejszej Finlandii? Kto uprawiał kult obiektu i urządził na nim sanktuarium? Czy byli to ci sami ludzie, którzy rysowali karelskie petroglify i rysowali wzory strukturalne różnych substancji chemicznych na Syberii? Może byli to ci sami, którzy stawiali megalityczne sanktuaria na Półwyspie Kola? Wydaje się, że historia Półwyspu Skandynawskiego i Morza Bałtyckiego jest o wiele starsza i bardziej skomplikowana, niż się to nam wydaje… Bo tak na dobrą sprawę, to niewiele wiemy o tym zakątku Ziemi przed inwazją lodów w ostatnim glacjale.       

Oczywiście są to tylko skojarzenia i wyciągnięta na podstawie podobieństwa hipoteza, którą będzie bardzo trudno zweryfikować: te 75 m głębokości i brak danych, co do położenia tego artefaktu. Mam nadzieję, że kiedyś Szwedzi jednak coś powiedzą na ten temat, kiedy dokładnie zbadają ten obiekt… Ciąg dalszy (mam nadzieję) nastąpi. 

sobota, 21 grudnia 2013

PROJEKT „BABILON”, UFO I NEONAZIŚCI (2)

Irackie UFO sfotografowane w czasie operacji Desert Storm przez żołnierzy amerykańskich...


UFO nad Zatoką



Spójrzmy na zdjęcia, które wykonali Amerykanie, Brytyjczycy i Japończycy w czasie trwania „Operacji Pustynna Burza” w 1991 roku. Przedstawiają one unoszący się nad pustynią NOL. Powiększenie jego zdjęcia i jego obróbka komputerowa ujawniają pewien ciekawy szczegół, a mianowicie - emblemat w trzech kolorach odpowiadających barwom flagi irackiej!

Zrazu sądziłem, że to iracki dyskoplan albo dezinformacja made by CIA. Czemu nie? CIA nie taki rzeczy robiła w ramach wojny psychologicznej, więc jedna więcej mnie już nie zdziwi, z drugiej zaś strony po co Amerykanie mieliby puszczać w obieg taką informację?

Flaga iracka jednak ma trzy zielone gwiazdy na białym, środkowym, polu. Tutaj tego nie ma. Podobny układ barw na fladze mają jeszcze: Egipt, Jemen, Syria i Burkina Faso (alias dawna Górna Wolta). Z tym, że na flagach pierwszych trzech państw istnieją dodatkowe elementy: godło państwowe oraz zielone, pięcioramienne gwiazdy. Burkina Faso ma odwrócony układ barw.

Czy gdzieś władcy tych biednych państw mogli kupić taki pojazd? Oczywiście, w Ameryce Południowej, u hitlerowskich szaleńców z IV Rzeszy Niemieckiej! Igor Witkowski udowodnił, że takowi istnieją i działają dzięki pobłażliwości i sprzedajności władz państw latynoamerykańskich. Wolny świat tolerował ich, kiedy walczono z komunistami w ZSRR i krajach satelickich. Zresztą ogromna większość z nich znalazła się w Ameryce południowej dzięki Kościołowi katolickiemu, który zaopatrywał w dokumenty ODESSĘ - złowrogą organizację przerzucającą hitlerowskich bonzów do Argentyny, Boliwii, Brazylii czy Urugwaju i Paragwaju, w których czuli się oni jak u siebie w Reichu.

I co ciekawe - barwy czerwona, biała i czarna figurują na fladze kajzerowskich Niemiec. Figurują one także na fladze hitlerowskich Niemiec, tylko że w innym układzie. A zatem wynika z tego, że ów NOL widziany nad iracką pustynią mógł być nie iracki, ale niemiecki - należał on do hitlerowców, którzy obserwowali taktykę działań na froncie tamtej wojny!...


100 „mateczek” w pałacach Saddama


Widmo hitleryzmu i stalinizmu krąży po świecie. Uśpieni wizją wspólnej Europy nie zauważamy, jak w Austrii rośnie nam kolejny Führer w postaci gubernatora Karyntii Jörga Heidera, którego antypolskie i antyczeskie wystąpienia zraziły mu wielu ludzi w naszej części Europy.

W Hadze trwa już proces bałkańskiego Führera - Slobodana Miloševicia - obłąkanego zbrodniarza z Chorwacji, Bośni-Hercegowiny i Kosowa... Wojna w Jugosławii była jeszcze wojną konwencjonalną, chociaż przeprowadzona przezeń po stalinowsku - najpierw armia zajmuje teren, a następnie policja i służby specjalne dokonują eksterminacji potencjalnych wrogów - to się ładnie nazywa „czystkami etnicznymi”, a naprawdę jest zabijaniem mężczyzn, kobiet i dzieci tylko za to, że mają pecha wyznawać inną wiarę czy światopogląd.

Po 11 września 2001 roku, do kompletu doszedł arabski Führer - Usama ben-Laden vel Osama bin-Laden - obłąkany nienawiścią do Zachodu multimiliarder z Arabii Saudyjskiej, który wypowiedział wojnę Ameryce i zamordował z zimną krwią około 5000 bezbronnych ludzi w Nowym Jorku i Waszyngtonie. Ten „bohater” - dla niektórych rodzimych antyglobalistów i szowinistów - nie wykonywał swych czynów osobiście, od tego miał swą zbrodniczą organizację al-Quaedę. Wydał wojnę Ameryce uważając zapewne, że lepiej utopić swe miliardy w wojnie z Zachodem, niż w pomocy żywnościowej i medycznej dla najuboższych współwyznawców... Potem skrył się w Afganistanie, za plecami tamtejszych talibów - studentów szkół koranicznych. Być może w tej chwili on, lub jego następca, przygotowuje skrycie kolejny masowy mord. A może to zrobić przy pomocy ponad 100 jednostek skradzionych w WNP walizkowych ładunków jądrowych - „mateczek” o mocy kilku kiloton TNT każda. Tychże „mateczek” poszukiwali ONZ-owscy inspektorzy w pałacach Saddama. I nie znaleźli ani jednej. Co się z nimi mogło stać?

Rosjanie podejrzewali, że zostały one wywiezione do Jugosławii, i to właśnie dlatego rosyjscy komandosi SPECNAZ-u jako pierwsi wkroczyli do Kosowa! Ten niezrozumiały dla wszystkich rajd staje się oczywistym, jeżeli połączymy go z informacjami o zaginionych w Rosji „mateczkach”!... I tam właśnie były one szukane. I nie znaleziono ich, a zatem muszą być gdzieś indziej: w Iraku, Somalii, Afganistanie czy Sudanie. Nie da się także wykluczyć, że są one na Kubie, w Libii czy w KRL-D. Dla żądnych władzy popaprańców byłby to wspaniały prezent, dla wolnego świata - śmiertelne zagrożenie...

Milczenie w takich sprawach jest śmiertelne. Dzięki milczeniu do władzy dorwali się niedoszły pop z Tyflisu Josif Wissiarionowicz Dżugaszwili Stalin zwany Koba lub Soso albo Soseło przez swych kompanów, i syfilityczny Gefreiter der Reserwe, były ministrant kościoła rzymsko-katolickiego Adolf Hitler. Co z tego wynikło - wiemy wszyscy. Tyrani tylko czekają na przyzwolenie ludu, by wziąć go później za mordę. Takie jest prawo historii.


Sprawa polska  i superbronie IV Rzeszy



Tak czy inaczej, można powiedzieć, że limes inferior przesunął się za linię Bugu. Pogrobowcom Hitlera marzy się powrót w wielkim stylu - stąd rozniecanie i podsycanie lokalnych szowinizmów i nacjonalizmów. Doskonałym przykładem na perfidię tych działań jest Polska i właśnie z tych działań bierze się antypolska histeria niektórych kół żydowskich w Ameryce i u nas także. Polakom wmawia się, że są antysemitami i ksenofobami, leje się krokodyle łzy i gani nas za każdy przejaw niechęci w stosunku do cudzoziemców. To właśnie dlatego w Polsce pojawiła się książka „Sąsiedzi”, która jest judzącym dwa narody paszkwilem, spłodzonym w chorym umyśle jakiegoś pseudonaukowca, albo na odwrót - została napisana celowo i z rozmysłem. Tymczasem nikomu nie przychodzi do głowy, że „polski antysemityzm” czy „polska ksenofobia” jest to totalna bzdura, która ma miejsce w kraju, w którym znaczny procent parlamentarzystów i rządzących ma niepolskie nazwiska w rodzaju: Miller, Hübner, Wittbrodt, Steinhoff, Lepper, itd. itp. Wystarczy popatrzyć na nazwiska prezenterów TV:  Luft, Schymalla, Kamel, Szulc, Carlos; aktorów: Englert, Stockinger, Fetting czy Voit. I tak dalej, i temu podobnie. Czy w tak ksenofobicznym kraju - jakim ponoć Polska jest - ludzie z obco brzmiącymi nazwiskami mogliby zrobić karierę polityczną czy jakąkolwiek publiczną? Kiedy spojrzymy na to trzeźwym okiem i bez emocji, wtedy zrozumiemy wreszcie, w jakie bagno usiłuje się nas wepchnąć. A za tym stoją konkretne siły - siły, które po przegranej II Wojnie Światowej za wszelką cenę chcą spaprać swe ofiary, jakby im było jeszcze mało. Te siły drzemią wśród Andów. To siły IV Rzeszy Niemieckiej. Jak to było zawsze, kaci chcą wylać krew Żydów także na polskie dłonie - to oczywiste, że najbardziej nienawidzi się tych, którym wyrządziło się największe krzywdy.

Dlatego właśnie zmanipulowani przez pogrobowców spod znaku swastyki Arabowie uderzyli na WTC. Dla obłąkańców z andyjskich twierdz WTC było symbolem światowego żydostwa. To był akt zemsty za pokonaną III Rzeszę. Nie zdziwiłbym się zbytnio, gdyby okazało się, że widziano Osamę ben-Ladena gdzieś w Argentynie czy Paragwaju.

Osobiście stawiam na Argentynę, bowiem tam za rządów peronistów kwitły przedsięwzięcia finansowane i wspierane pieniędzmi nazistów. Co to znaczyło dla opozycji, to mogą powiedzieć tylko ci, którzy przeszli przez piwnice ESMA w Buenos Aires, w których ofiary reżymu piłowali argentyńscy śledczy pod kierownictwem hitlerowskich doradców. Dokładnie tak: z latynoskim okrucieństwem i niemiecką pedanterią... Kto wie, czy dzisiejsza sytuacja w Argentynie nie została sprowokowana celowo i w fali uchodźców ekonomicznych z tego kraju znajdą się emisariusze IV Rzeszy, którzy utworzą struktury V kolumny przygotowującej teren na powrót kolejnego Führera?

A zatem czy hitlerowcy z Andów mogą udzielić pomocy Arabom bin-Ladena? Oczywiście! Mają w tym swój własny interes. I powiem więcej, jak długo będziemy mieli nieszczelne granice i liberalno-idiotyczną politykę wizową oraz imigracyjną, tak długo będzie istniało niebezpieczeństwo przeniknięcia do kraju grup dywersyjno-rozpoznawczych, które będą w stanie dokonać każdego aktu terroru z użyciem broni ABC. A zatem należy zwrócić uwagę także na Latynosów i przybyszów z krajów WNP. Dlaczego WNP? - dlatego, że w istniejącym tam permanentnym bałaganie, korupcji i bezhołowiu nietrudno jest zmienić tożsamość... A że to ksenofobia? Tak może powiedzieć tylko dureń, a przezorność jest cnotą...

Wojna z terrorem dopiero się zaczęła. I w każdej chwili może uderzyć w każdego z nas lub naszych bliskich. Pomyślmy o tym.


* * *


Powyższe słowa napisałem w maju 2002 roku. Dzisiaj, w roku 2013 wiadomo, że wszystkie te opowieści o irackiej broni masowego rażenia okazały się nieprawdą, co więcej, niektóre z nich były doskonałym pretekstem do dokonania bandyckiego najazdu na ten kraj, a ufologów i innych zajmujących się latającymi spodkami wpuszczono w nieliche „maliny”.  Nie muszę chyba mówić, że wiarygodność źródeł podających takie spreparowane informacje jest minimalna, wręcz zerowa…?


A najbardziej przykre w tym jest to, że Polska miała w tym swój niechlubny udział. Polska, która sama przez tyle wieków była ofiarą agresji ze strony państw sąsiednich, sama wzięła udział w neokolonialnej wojnie, NB z której nie miała nawet jakichkolwiek korzyści – poza propagandowymi i to nie na arenie międzynarodowej, ale w rozgrywkach wewnętrznych… Będziemy się tego wstydzić i to długo.  


Ale o co tutaj chodzi? - mamy tutaj klasyczny, akademicki przykład wprzęgnięcia UFO w służbę propagandy – tak jak zrobiono to np. w 1947 roku pod Roswell (i kilku innych przypadkach też!) Tym razem UFO miało być bronią Irakijczyków obok innych BMR Saddama. Była to oczywista bzdura, ale bardzo sugestywna i jak widać puszczona w świat w amerykańskich i brytyjskich czasopismach ufologicznych. Nie była to rzetelna informacja, ale zagrywka w wojnie psychologicznej z Arabami i islamem. Opowiastka o irackim UFO była po prostu jednym z elementów w wojnie psychologicznej prowadzonej przez brytyjskie MI i amerykańską CIA przeciwko Arabom. Dlatego właśnie ukazała się w czasopismach z tych krajów, a potem powielono ją na inne kraje Europy i Ameryk oraz Australii.


Tak samo było z Wielkim i Małym Babilonem inż. Geralda Bulla. Był to tzw. Projekt HARP (nie mylić z HAARP, to dwie różne sprawy). Okazało się, że te superdziała istniały jedynie w wyobraźni izraelskich speców od wojny psychologicznej i ich amerykańskim kolesi z CIA. Ale nakręcono w Hollywood o nich nawet film sensacyjny „Doomsday Gun” (reż. Robert Young, 1994), Tom Clancy napisał „Splinter Cell” (2004), zaś Frederick Forsythe „Pięść Boga” (1994)! To też był straszak, którego istnienie uzasadniało atak na Irak. Podobno działa te montowano, a brytyjskie służby uniemożliwiły dostarczenie komponentów tych dział do Iraku, ale tak czy inaczej, Saddam de facto nie miał tych dział, podobnie jak nie miał bomby atomowej. I tylko to jest faktem!


Sprawa RM20/20 okazała się kolejną głupawką puszczoną ku uciesze gawiedzi przez jakiegoś żartownisia. Pisałem już o tym, więc zainteresowanych odsyłam do materiału na tym blogu -  http://wszechocean.blogspot.com/search?q=czerwona+rt%C4%99%C4%87  - w którym udowadniam, że była to genialna blaga, w którą mówiąc nawiasem wierzono przez kilka lat!


W roku 2011 Usamę ben-Ladena wreszcie zlokalizowano i zamordowano. Nie zamierzam po nim płakać, bo tego nie jest wart, ale znów: zamordowano. A przecież prawdziwym sukcesem administracji Obamy byłoby postawienie go przed sądem i osądzenie jego i jego zbrodni. Efekt propagandowy – murowany. Problem jednak w tym, że wtedy wyszłyby na jaw jego powiązania z CIA i innymi organizacjami w USA, co skompromitowałoby wielu amerykańskich polityków, którzy posłużyli się nim przeciwko Związkowi Radzieckiemu. Dlatego lepiej było go zabić w Pakistanie, gdzie się ukrywał, niż postawić go przed sądem w USA czy gdziekolwiek indziej na świecie. Biały Dom martwiła szczególnie opcja „gdziekolwiek indziej” i dlatego nie mogło być żadnego procesu. Osama musiał zginąć i zginął – bez dochodzenia, bez procesu, bez wyroku. Jeżeli tak ma wyglądać sprawiedliwość po amerykańsku, to bardzo dziękuję. A zwycięstwo? – pyrrusowe!  


Moje przewidywania dotyczące połączenia sił al-Kaidy z siłami IV Rzeszy na szczęście się nie spełniły, aczkolwiek można przypuszczać, że do czegoś takiego mogłoby dojść, w przypadku podpalenia świata przez Arabów… Prawdę powiedziawszy trudno sobie to wyobrazić, ze względu na różnice religijne, ideologiczne i rasowe wreszcie, ale takiego egzotycznego aliansu wykluczyć się nie da… Świat widział nie takie.  


Jeżeli idzie o „mateczki”, to faktycznie – sami Rosjanie przyznają, że kilkanaście z nich zostało „utraconych”, cokolwiek to oznacza to pozwala sądzić, że po prostu je skradziono ze składów. (Polecam -  http://wszechocean.blogspot.com/2013/12/a-co-tam-macie-w-plecakach-chopaki.html) Niektóre z nich mogły zostać zakupione i trafić na Bliski i Środkowy Wschód. Co mogłoby się z tego wykluć – odsyłam Czytelników do lektury Toma Clancy’ego.


Podsumowując mogę powiedzieć tylko tyle – mamy do czynienia tylko i wyłącznie z wyprodukowanym w CIA kolejnym ufomatactwie w konkretnym celu – uzasadnienia agresji przeciwko Arabom ogólnie i Iranowi w szczególności. Szeregowy zjadacz chleba w Ameryce czy Europie miał odebrać przekaz: „Irak zagraża światu – trzeba ich powstrzymać!” I przekaz ten był przekazywany różnymi drogami: w tym także i poprzez czasopisma ufologiczne. Tak czy inaczej, trzeba bardzo dokładnie patrzeć na wszelkie sensacyjne doniesienia o UFO zza oceanu czy Zjednoczonego Królestwa, bowiem kłamstwo ma zawsze długi nos i krótkie nogi i prędzej czy później wyjdzie na jaw. A im szybciej, tym lepiej.


piątek, 20 grudnia 2013

PROJEKT „BABILON”, UFO I NEONAZIŚCI (1)


Czy Irakijczycy mieli Broń Masowego Rażenia? Jeżeli tak, to skąd? 



- Pochlebiasz mi, Ibrahimie, to się da zmniejszyć do takich rozmiarów, by załadować bombę do przedniej części rakiety.
- Gdyby nasi iraccy bracia zaczekali jeszcze trochę...
- Izrael zniknąłby z powierzchni Ziemi, ale Irakijczycy okazali się za głupi i tyle.

Tom Clancy - „Suma wszystkich strachów”, tom 2

Świat po 11 września 2001 roku już nie będzie taki sam...

George W. Bush jr. - „Orędzie do narodu amerykańskiego”
z dn. 16.IX.2001 r.



Znany amerykański pisarz powieści political fiction Tom Clancy pisząc „Sumę wszystkich strachów” (Warszawa 1994) miał na myśli lokalną wojnę termojądrową z Izraelem i atomowy terroryzm uprawiany przez islamistów na terenie USA. Książki tego autora zawierają szereg ciekawych faktów z czasów Zimnej Wojny i bezpośrednio po niej.

Ostatnio wpadła mi w ręce inna książka znanego w Polsce autora i poszukiwacza śladów hitlerowskich tajnych broni i pozaziemskich technologii red. Igora Witkowskiego pt. „Supertajne bronie Islamu” (Warszawa 2000). Od czasu napisania w 1998 roku wraz z dr Milošem Jesenským książki pt. „WUNDERLAND: Pozaziemskie technologie w Trzeciej Rzeszy” (Ústi nad Labem 1998, Warszawa 2001) odnoszę wrażenie, że co chwila spoza wszystkich dziwnych black projects i skunk works - jak to nazywają Anglosasi te wszystkie projekty badawcze nad nowymi tajnymi broniami i super-broniami - wychylają się pomysły uczonych i inżynierów z III Rzeszy...


Haszyici i die Wunderwaffe



Książka Igora Witkowskiego mówi w swej głównej mierze o terroryzmie islamskim i usiłowaniach skonstruowania przez islamistów własnego arsenału broni A, B i C. Terroryzm w wydaniu islamskim jako metoda walki ze światem Zachodu, a od lat 80. także z ZSRR i Rosją (WNP) - że wspomnę wojny w Afganistanie, Czeczenii oraz w Nagorno-Karabachu - jest czymś tradycyjnym na Wschodzie i Arabowie mają swe wielkie tradycje w walkach przeciwko wrogom wewnętrznym i zewnętrznym, że wspomną tylko Asasynów (Haszyitów) i ich groźnego przywódcy - Starca z Gór, rezydującego w niedostępnej Twierdzy Almhut. Sprawował on faktyczna władzę, którą egzekwował przy pomocy fanatycznie oddanych mu wojowników - fedavitów - którzy mieczem, sztyletem, intrygą i trucizną obalali niewygodnych mu władców od Indii po Egipt i jeszcze dalej.

Jak już tu powiedziałem, niektóre pomysły rodem z laboratoriów i biur projektanckich III Rzeszy Niemieckiej, trafiły także nad Eufrat i Tygrys. Nie mówię tutaj o rakietach SCUD, które Husajn Saddam zakupił czy dostał jeszcze od Sowietów w ramach „wspólnej walki z imperializmem amerykańskim”. Te SCUD-y, chociaż leciwe, były w stanie zagrozić bazom USAF, US Navy, RAF i Royal Navy w Arabii Saudyjskiej i Oceanie Indyjskim, a nade wszystko odwiecznemu wrogowi Arabów - państwu Izrael. W planach Saddama to Izrael był i jest celem numer jeden - i tam też poleciały SCUD-y z głowicami konwencjonalnymi w czasie Wojny w Zatoce. Efektywność tych ataków była niewielka, dlatego też Saddam zapragnął mieć coś bardziej:
v taniego,
v celniejszego,
v skuteczniejszego w walce ze swymi sąsiadami, niż wysłużone SCUD-y...

... z którymi doskonale radziły sobie doskonale przeciwrakiety amerykańskiego systemu obrony przeciwbalistycznej Patriot czy Aegis. Arabowie doskonale odrobili lekcje i dlatego do ataku na WTC i Pentagon użyli cywilnych samolotów pasażerskich. Stara hitlerowska metoda użycia pasażerów jako żywych tarcz, którą Polacy pamiętają choćby z Powstania Warszawskiego!... Tym czymś lepszym miała być broń konwencjonalna, ale o gigantycznych rozmiarach i sile rażenia, a którą opracowano w ramach „Projektu Babilon”.

W czasie II Wojny Światowej, hitlerowscy uczeni pracowali nad wielkim, choć tylko o kalibrze 152 mm (6 cali) działem znanym pod kodowym nazwaniem Schnelle Eliske, Hochdrückpumpe czy Tausendfüßler - a który świat zna pod krótkim kryptonimem V-3.

V-3 miało lufę o imponującej długości 127 m i miotało trzymetrowe pociski ze stabilizatorami, (bo miało ono gładką lufę i pocisk nie mógł być stabilizowany przez nadany mu przez pola i bruzdy przewodu lufy ruch obrotowy) na odległość wynoszącą w założeniach 200-250 km. Jak wykazały badania wykonane w 1943 roku na Zalewie Szczecińskim i Przełęczy Krowiarki - V-3 wypluwało pociski na odległość około 50 km, zatem za mało, by zbombardować tym sposobem Londyn z francuskiego brzegu... Dopiero zmiana sposobu przyspieszania pocisku w lufie poprzez dodatkowe ładunki miotające pozwoliły na skonstruowanie Stonogi, która mogła realnie zagrozić Londynowi. Wybudowano już stanowiska ogniowe w Epperleques nad Kanałem La Manche i na szczęście aliancki rajd bombowy unieszkodliwił je na zawsze... V-3 nie dała ognia ani razu - ale idea pozostała, a jej echo wróciło w innej części świata - w Iraku pod rządami Husajna Saddama jako „Projekt Babilon”.


Arabski Asat?


Początkowo „Projekt Babilon” zakładał budowę dwóch super-dział: Małego Babilonu o kalibrze 500 mm i Wielkiego Babilonu o kalibrze 1000 mm! Ich zasięg miał być wystarczający do zasypania pociskami o masie 1500 i 2500 kg celów w Izraelu, Iranie, Kuwejcie, Arabii Saudyjskiej i innych krajów z Irakiem sąsiadujących. Jak wynika to z mapki - w zasięgu Babilonów znalazłyby się m.in.: Ankara, Erewan, Baku, Teheran, Al-Kuwait, Al-Manama, Ad-Dahua i przy okazji pół Zatoki Perskiej, Ar-Rijad, Amman, Bejrut, Nikozja, Damaszek i oczywiście Tel-Aviv, Jaffa i Jerozolima w Izraelu. Czyż nie jest to wspaniały „instrument politycznego nacisku” na sąsiadów???... Celność tych gigantów nie mogła być zbyt wielka na dużych dystansach, ale używając amunicji nuklearnej, biologicznej czy chemicznej, kilometr w prawo czy w lewo, w przód czy w tył nie gra zasadniczej roli...

Gracham Birdsall w jednym ze swych artykułów na temat sztucznych satelitów Ziemi i Nieznanych Obiektów Orbitalnych pisze, że dziwnym mu się wydaje fakt, iż Amerykanie stracili na początku lat 90. kilka swoich spy-satów nad Środkowym Wschodem. Mówiło się o pięciu satelitach, w tym jeden rozpoznania radio-elektronicznego Ferret D i jednego z tzw. Deep Space Platform. Wielu autorów na Zachodzie obarczyło winą za ich zniknięcie Obcych z NOO i w ten sposób „odfajkowało” tą zagadkę.

Amerykańskie spy-saty latają nad Irakiem w celu nadzorowania Saddama i jego wojsk, a ostatnio w poszukiwaniu terrorystów z al-Quaedy i afgańskich talibów. Poza tym podsłuchiwane są wszystkie rozmowy prowadzone przy użyciu radiowych środków łączności i wystarczy w czasie rozmowy wypowiedzieć słowo-klucz, np. „wojna”, „broń” czy „wojsko”, by satelita natychmiast włączył system monitoringu i przekazał dane tam, gdzie trzeba... Dlatego te spy-saty są tak niewygodne dla Saddama i jego generałów... Nie mają oni broni kosmicznych w postaci pocisków rakietowych klasy Asat  ziemia-przestrzeń kosmiczna czy powietrze-przestrzeń kosmiczna, albo wreszcie głębina wodna-przestrzeń kosmiczna, które byłyby w stanie zestrzelić szpiegowskiego satelitę lecącego na LEO - czyli niskiej orbicie wokółziemskiej. Zamiast tego mają oni swe Babilony, które mogą być bardzo groźną i skuteczną bronią anty-satelitarną!...

Rzecz leży nie w samych działach, które mogłyby nadać pociskom prędkość taką, jaką mogą im nadać gazy prochowe, czyli gdzieś 2,80-2,81 km/s, zaś pociski mogą w swym locie dosięgnąć jonosfery, ale nie wyżej, bowiem do tego potrzebna jest już Pierwsza Prędkość Kosmiczna czyli VI = 7,9 km/s. aby ja osiągnąć i trafić w cel należy strzelać pociskami hybrydowymi: pocisk artyleryjski + pocisk rakietowy na paliwo stałe z aktywnym lub pół-aktywnym naprowadzaniem na cel. Wielki Babilon wystrzeliwuje taki pocisk na wysokość 50 km nad powierzchnię Ziemi, a kiedy altimetr wskaże maksymalną wysokość, włącza się silnik rakietowy na paliwo stałe i układ naprowadzania, który znajduje cel i goni go po krzywej pościgu. Inny wariant zakłada wystrzelenie hybrydy po prostej wyprzedzania - ale tak czy owak efekt jest jeden - zniszczony satelita i Pentagon traci na pewien czas swe oczy i uszy... Rzecz jest całkowicie realna!


Kryptonim „Red Mercury”



Wprawdzie Igor Witkowski oponuje, że Irakijczycy nie mogliby wyprodukować takiej wyrafinowanej i finezyjnej technicznie broni, ale sadzę, że jest właśnie na odwrót. Oni są w stanie wyprodukować coś takiego i użyć przeciwko całemu cywilizowanemu światu, bowiem szeregi ich uczonych zasilili sfrustrowani naukowcy z byłego Związku Radzieckiego, Niemieckiej Republiki Demokratycznej i innych krajów tzw. „demokracji ludowej”.

W latach 1990-1994 i później, na terenie Polski, Słowacji, Rumunii i Węgier dochodziło do spotkań emisariuszy Saddama podróżujących na paszportach wydanych w krajach byłej Socjalistycznej Federacyjnej Republiki Jugosławii z rosyjskimi i wschodnioniemieckimi naukowcami - głównie atomistami i specjalistami od BMR, a także pracownikami chińskich służb specjalnych - co szczególnie dotyczy Rumunii i Albanii, w których Pekin miał szczególnie silne rezydentury wywiadu wojskowego i cywilnego. Kontakty te były śledzone przez polskie służby specjalne, słowacki FBIS i BIS, amerykańską CIA i izraelski MOSSAD. Szczególnie intensywna było działalność MOSSAD-u ze zrozumiałych względów - najbardziej zagrożonym wciąż był i jest Izrael. Nie uchroniło to Amerykanów przed haniebną wpadką z mini-bombą wodorową W-88, którą Chińczycy gwizdnęli im z supertajnego laboratorium.

Tymczasem służby graniczne i celne wszystkich krajów Europy Zachodniej i Środkowej polowały na komponent konstrukcyjny właśnie takich mini-ładunków jądrowych i termojądrowych znanych pod nazwą „Red Mercury” - „czerwona rtęć”, znanego pod handlowym znakiem RM-20/20, który umożliwia skonstruowanie bomby nuklearnej o niewielkiej mocy ok. 0,1 kt TNT o elemencie paliwowym rozmiarów piłki golfowej lub tenisowej - sic!

RM-20/20 to siedmiotlenek dwuantymonu dwurtęciowego - Hg2Sb2O7 - i jest on silnie radioaktywny, bowiem zawiera radioizotopy rtęci i antymonu 194Hg i 124Sb oraz 125Sb, a to dlatego, że mają one długi okres półzaniku... Saddam powtórzył po prostu amerykańską „Operation Paperclip” z końca II Wojny Światowej i to z niezłym skutkiem.


CDN.