Powered By Blogger

wtorek, 4 listopada 2025

Brad Steiger - SPOTKANIA Z OBCYMI (8)

 

ROZDZIAŁ 8 – MIB: Ponura zagadka ufologii.

 

Średniowieczni alchemicy – jak nam każą wierzyć legendy i podania – byli odwiedzani przez tajemniczych nauczycieli i magów ubranych na czarno. Termin „Men In Black” – Ludzie w Czerni – pojawił się we wrześniu 1953 roku, kiedy to trzech MIB-ów „uciszyło” Alberta K. Bendera, dyrektora International UFO Bureau. Ale sami MIB-owie działali już znacznie wcześniej...

Sprawa Bendera polegała na tym, że udało mu się pozyskać zupełnie pewne dane dotyczące pochodzenia i celów działalności NOL-i. Napisał więc zarys swych przemyśleń na ten temat i rozesłał je do swych znajomych. Gdy trzej MIB-owie przyszli do Bendera, to jeden z nich posiadał jeden z listów Bendera skierowany do przyjaciela.[1] Poinformowano go, że jest blisko prawdy, ale w detalach jest ignorantem i powiedziano mu prawdę. Była ona tak wstrząsająca, że Bender po prostu to odchorował... Wiedza ta mogła doprowadzić do poważnych zmian w ziemskich układach społecznych. Populacja ludzka mogłaby poważnie ucierpieć wskutek masowej histerii, która by ją ogarnęła, gdyby ta prawda wyszła na jaw. Albert K. Bender zgodził się porzucić swe badania.

W roku 1956, Gray Barker opublikował historię „uciszenia” Bendera, rzecz jasna bez rewelacji na temat UFO i dodał, że kilku ufologów również „wyciszono”, a szczególnie tych, którzy zbliżyli się do sedna tej Tajemnicy Tajemnic. Kończąc swą pracę pt. „They Knew Too Much about Flying Saucers” Barker wypowiada następujące słowa: Mam przeczucie, że któregoś dnia usłyszę Ich stukanie do moich drzwi. Oni także mogą zastukać do Twoich drzwi, jeżeli nie staniemy się mądrzejsi i pierwsi dowiemy się, kim naprawdę są Ludzie w Czerni.

W roku 1966, tuziny ufologów skarżyło się na niespodziewane wizyty, które były czasami połączone z aktami terroru i przemocy ze strony MIB-ów, o których zaczęto mówić jako o „zbrojnym ramieniu” lub „agenturze” strzegącej tajemnicy NOL-i. Po „fali” NOL-i w latach 1966/67 wzrosła również aktywność MIB-ów wprost proporcjonalnie do ilości zaobserwowanych NOL-i.[2]

Ufolog i dziennikarz John A. Keel skomentował fakty w sposób następujący: Ofiary MIB-ów są poddawane technikom pewnego rodzaju prania mózgu, które wtrącają ją w stan mdłości, strachu, amnezji oraz innych dolegliwości psychicznych, które mogą trwać do kilku dni. I dalej ostrzega – To zagrożenie nie pochodzi z nieba, jest ono na naszej Ziemi i w tym momencie rozprzestrzenia się jak epidemia na nasz cały kraj, na cały świat! Mocne słowa!... Dość powiedzieć, że telewizyjny serial „The Invaders”[3] wywarł na ufologach dość paskudne wrażenie. A przecież ta historia o człowieku, który usiłuje zaalarmować świat  o inwazji Obcych, oparta jest o cienką otoczkę prawdy.[4]

Gdy zmarł słynny pisarz Frank Edwards po napisaniu dwóch bestsellerów o tematyce ufologicznej, ziarna paranoi posiane przez panikarzy i – co tu ukrywać – zwykłych fantastów (nie ujmując w niczym pisarzom SF) przemieniły się w huragan strachu. Nie przejmując się faktem, że Edwards zmarł na zwykły zawał serca, wielu MIB-omaniaków przyjęło za pewnik absurdalną hipotezę, że MIB-owie dobrali mu się za mocno do skóry i zamordowali go, ponieważ ujawnił fakt Ich obecności, ingerencji w nasze sprawy i ciemne cele Ich niecnej misji. Autentyczni ufolodzy znaleźli się w istnym Malstromie ostentacyjnej akcji terrorystycznej – wydawało się, że z każdego kąta wyzierają ubrane na czarno postacie...

Fani ufologii byli przesłuchiwani przez ekscentrycznych „oficerów USAF”, zdjęcia NOL-i konfiskowali ciemnoskórzy mężczyźni ubrani w czerń. Doszło do ciekawej sytuacji – ufomaniacy obrzucali błotem instytucje rządowe, te z kolei rewanżowały się atakami wymierzonymi w nadgorliwe amatorskie, obywatelskie organizacje ufologiczne. Wreszcie doprowadziło to do kompletnej paranoi – niemal wszyscy dziwili się, czy nie jest to czasem celowa robota Ich – Obcych, Przybyszów z Kosmosu.

Szczytem wszystkiego było oświadczenie rzecznika prasowego Pentagonu[5] , który przyznał, że po sprawdzeniu kilkunastu raportów dotyczących spotkań z MIB-ami: ...nie można ich łączyć z USAF w żaden sposób, ani z żadną ze służb specjalnych USA[6]lub prywatnymi i półprywatnymi policjami i służbami bezpieczeństwa osób prywatnych i koncernów. Przyznał także, że samo zjawisko czy fenomen MIB istnieje i jest znany ogółowi amerykańskiego społeczeństwa.

Aktywność MIB-ów wznowiła się krótko po „fali NOL-i” w październiku 1973 roku, a wraz z nią powróciła fala strachu i chaosu. Wyglądałoby na to, że kimkolwiek MIB-owie by nie byli, znów prowadzą swą działalność ze zdwojoną energią.

- Brad! Nigdy nie uwierzyłbym, że coś takiego może przydarzyć się mnie! – głos w telefonie wibrował napięciem i strachem. Młody człowiek wraz ze swą narzeczona przeżyli spotkania z MIB-ami.

- I co Sam – odpowiedziałem – a trzy lata temu nie uwierzyłbyś w to, że coś takiego jest w ogóle możliwe. Ale wierzysz teraz...

- ...teraz to ja już   wiem! – odpowiedział Sam z emfazą.

Mówiąc krótko: MIB–owie są fenomenem w fenomenie. W kilku przypadkach ci ludzie, którzy zetknęli się z aktywnością NOL-i, czy spotkali istoty-potwory w rodzaju Yeti czy Bigfoota albo fantomami, duchami, poltergeistami, itd. itp., cierpiały potem na szczególny rodzaj osobistych dolegliwości. W ich telefonach odzywały się grożące głosy ostrzegające ich przed „puszczeniem farby”. Osoby, które robiły zdjęcia NOL-i były odwiedzane przez dziwnych przybyszów, którzy konfiskowali te zdjęcia wraz z negatywami, często-gęsto firmując się jako pracownicy agencji i instytucji rządowych.

W większości przypadków, ofiary agresji MIB-ów opisują swych inkwizytorów jako niskich ludzi, mierzących 150-180 cm wzrostu, śniadych, o orientalnych rysach twarzy, co szczególnie wyróżnia się w kształcie skośnych oczu, jednakże oczy te są osadzone inaczej, niż u ludzi Orientu. Wielu ludzi mówiło o odstających uszach, a także o tym, że MIB-owie mają trudności z mówieniem, co wynika z bardzo krótkiego oddechu. Sprawia to wrażenie, jakby wszyscy byli astmatykami...

John A. Keel w swej książce pt. „The Mothman Prophecies” podaje, że MIB-owie mają obsesję na punkcie...   czasu!   Często rozpoczynając rozmowę z człowiekiem pytają go o godzinę. MIB-owie również bardzo często wykazują swoistą „niepewność”, co do miejsca, w którym się zmaterializowali i często używają w rozmowie wielu śmiesznych skrótów i zwrotów nie będących już w obiegu, co powoduje, że wydają się być bardziej śmieszni, niż groźni. Sprawiają wrażenie kiepskich aktorów, którym powierzono granie roli, która im absolutnie „nie leży”.[7]

Ciekawe rzeczy dzieją się po „wizytach” dziwnych „gości”. Dzwonią telefony, w słuchawkach odzywają się nonsensowne i mechaniczne głosy. Programy radiowe i TV są przerywane obcymi sygnałami. Sieci audio-video nadają obrazy ulotnych postaci, które nakazują delikwentom milczenie na temat ujrzanego latającego spodka.[8] W zamian Istoty te obiecują im główne role w cudownych planach ulepszenia świata i uszczęśliwienia Ludzkości.

W latach 1966-70 setki ufologów, kontaktowców i innych osób związanych z tą tematyką, było odwiedzanych przez dziwnych „gości”, zazwyczaj trzech, ubranych na czarno, którzy zmuszali (czasem nawet siłą) ich do zaprzestania badań ufologicznych lub wydania zdjęć, analiz, wyników badań czy artefaktów.[9] Pogróżki często są przeplatane frazesami o tym, że dobra współpraca z MIB-ami będzie korzystną dla twej rodziny, kraju i świata.[10]

W marcowym wydaniu „New Atlantean Journal” (1974 r.)[11] Michael Talbot wskazuje na to, że wschodni mistycyzm ma interesujące analogie do fenomenu MIB, którego tamtejszym odpowiednikiem są Bracia Cienia.[12] [...]

Brzmi to wszystko, jak paranoiczne zwidy, ale ja dzięki osobistym kontaktom z ludźmi, którym MIB-owie dali się we znaki wierzę, że fenomen ten istnieje naprawdę. Przykładem może być tutaj historia człowieka o imieniu Sam X.

Sam i Mary X. mieli pecha zaobserwować kilka niezwykłych stworzeń, w pewnym wschodnim stanie USA, gdzie mieszkali. Potem zaczęły się kłopoty z dziwnymi odwiedzinami, snami i wpadaniem w trans, w czasie którego MIB-owie przekazywali Mary pogróżki. W końcu sytuacja stała się nie do zniesienia, więc zdecydowałem się na pewien rodzaj psychoterapii. Sam i Mary wierzyli we wszechmoc MIB-ów i tylko zmiana tego nastawienia do problemu mogła zaradzić najgorszemu. Poradziłem dać odpór psychicznemu naciskowi MIB-ów i udało się. MIB-owie przestali ich nękać.

Wydaje mi się, że aktywność MIB-ów wzrosła od „fali NOL-i” w 1973 roku. Być może jest to jakiś cykl, o którym nie mamy jeszcze pojęcia. Wygląda na to, że jest to jakiś rodzaj badania, sondażu naszej psychiki przy pomocy właśnie tego fenomenu. Osobiście przeżyłem coś, co można by podciągnąć pod ten fenomen. A to było tak:

Pewnej nocy siedząc w biurze redakcji pociłem się nad maszyną do pisania mając w perspektywie zbliżający się deadline[13], usłyszałem odgłos ciężkich kroków zmierzających ku szczytowi schodów. Rzuciłem okiem w tę stronę, ale nie ujrzałem tam nikogo. W pewnej chwili ciężki portret Edgara Allana Poëgo z donośnym trzaskiem spadł na podłogę. Zirytowałem się. W moją stronę poleciały papiery. Pojedyncze kartki fruwały w powietrzu. Miałem tego dość. Podniosłem wzrok znad maszyny i skrajnie zdegustowany uniosłem go ku niebu.

- Dość tego! – wrzasnąłem – wynoście się wszyscy do diabła!!!

Wszystko zamarło, a ja wróciłem do pracy, jakby poza nią nic nie istniało...

Każdy rodzaj inteligencji, obojętnie – wysoki czy niski, chce być dostrzeżony i nie znosi faktu, że jest ignorowany. Ale ja nie zignorowałem jej, to raczej rozkazałem tym poltergeistycznym siłom się wynieść. Odrzuciłem ich sposób widzenia rzeczywistości i moja własna zmiana odniesienia do tego zjawiska – od pasywnego strachu do gniewu, spowodowała ten trick. Była to swoista próba, lekcja, egzamin, który udało mi się zdać. Czy ta obca Inteligencja usiłowała mnie w ten sposób czegoś nauczyć?

Więc jest możliwe, że MIB-owie są swego rodzaju nauczycielami, którzy wskazują nam, że można zapanować nad obcymi siłami jedynie siłą naszej woli. Oczywiście oni/one grożą nam, ale w starciu z ostrym odrzuceniem ich, lub – jak w moim przypadku – rozkazem, po prostu wycofują się. Wygląda na to, że ucząc nas używają prymitywnych metod – prowokując nas do działania lub zaniechania i rzucenia wyzwania naszemu własnemu losowi. Czy nie jest to zatem lekcja – o ile jest to w ogóle lekcja?...

Jak to rozważałem teoretycznie w pracy „Mysteries of Time and Space”, MIB-owie są znani całej naszej kulturze i w innych ziemskich kulturach i mitologiach jako Eonowie.[14] Eon bawi Ludzkość swymi kuglarskimi sztuczkami i żonglerskimi popisami, ale jednocześnie w tym samym czasie instruuje ją lub transformuje aspekty świata z korzyścią dla jego ludzkich uczuć. W większości kultur Eony są najstarszymi istotami tego świata – istotami, które powstały tuż po stworzeniu go.[15] Indianie określają Eony jako „starców”, ponieważ widzą w Nich istoty tak stare, jak Czas. Najczęściej Eon jest super-naturalną istotą, która może dowolnie zmieniać kształty. Eony są istotami mądrymi, ale czasami mogą swymi głupimi zabawami i psotami zatruć życia ludziom, którzy Im w jakiś sposób „podpadli”. Eon może kłamać, oszukiwać, kraść i szkodzić bezkarnie. Czasami zdaje się, że jest on esencją amoralnego animizmu.

Carl Jung widział w Eonach personifikację sił świętości – Aniołów. Natomiast animalistyczny Eon mógłby być w tym układzie ciemną stroną jasnego umysłu, doprowadzającego go do rozchwiania, co brzmi właśnie jak poltergeist czy MIB. W większości kultur nie przypisywano Eonom roli Szatana, a raczej bożka zesłanego na Ziemię. Ukazuje się go jako tego, który przyniósł ogień Ludzkości, a który jak w prometejskiej legendzie płaci za swój dar dla ludzi wewnętrznym bólem.

Douglas Hill kreśląc sylwetkę Eona w swym artykule pt. „Man, Myth and Magic” pisze, że w postaci tej skupiły się cechy Anioła i herosa, którego ewolucja odzwierciedla naszą własną, ludzką ewolucję w kierunku wyższego stadium świadomości i rozwoju społecznego. Jest on rodzajem psychicznego katharsis na wyższym życiowym poziomie, a poza tym jest nieśmiertelny – jest istotą żyjącą i działającą tak, jaką był w zamierzchłej przeszłości.

W mitologiach świata postać Eona pojawia się, jako postać herosa. Amerykanie, a raczej Indianie północnoamerykańscy personifikują go jako mądrego kojota lub sprytnego wojownika. Skandynawowie, Germanowie i Grecy widzą w nim psotnego czasem demonicznego, czasem pomocnego bożka, który oszukuje, omamia, kłamie, kradnie, itp.  Czyż nie jest to przypadek, że postać super-agenta 007 w służbie JKM – Jamesa Bonda pojawia się akurat w szczytowym okresie terroru MIB? MIB-owie w swych czarnych ubiorach, mówiący po angielsku z kiepskim akcentem, sprawiający  zawsze  wrażenie cudzoziemców, bez względu na narodowość ofiar pasują jak ulał do członków tajemniczej organizacji SMERSH[16] będącej super-przeciwnikiem brytyjskiego super-agenta 007...

Innymi słowy MIB-owie stali się modni, albo jako rezultat paranoidalnej wyobraźni, albo odwiedzania ludzi wciągniętych w badania nad NOL-ami, dla których myśl o MIB-ach jest czymś oczywistym.

A teraz z innej beczki. Kim lub czym jest tulpa? W pojęciu joginów – tulpa jest wyekstrahowaną przez kontemplację częścią naszego umysłu, która żyje własnym, samodzielnym życiem. Czyżby więc MIB-owie byli właśnie takimi produktami naszej świadomości? A miałoby to działać na zasadzie sprzężenia zwrotnego – im więcej się boimy, tym bardziej jesteśmy straszeni. Proste – nieprawdaż?[17] A do tego wszystkiego w latach 70. doszedł jeszcze element posiadania, co zostało ukazane m.in. w filmie „Egzorcysta” Williama Friedkina. Ofiary wpadały w trans, słyszały różne głowy, które nawoływały, by stała się ona „jedną z Nich”. Do tego na skórze ofiar pokazywały się stygmaty w kształcie liter czy ezoterycznych symboli.  Osoby te sprawiały wrażenie nawiedzonych przez demony. Działa ten sam niezawodny instrument – strach. Co nam to przypomina? Skądś to już znamy – prawda? I pozostaje ten sam problem – wciąż aktualny w roku 1975, jakim był aktualny w 1475 – ustawiczna, bezlitosna, bezpardonowa walka pomiędzy egzorcystami i siłami ciemności, pomiędzy Dobrem a Złem. Nihil novi sub soleTrzeba po prostu odwagi i siły woli, by krzyknąć: A wynoście się do diabła!... 

A zatem zaczynajmy tą grę – w której mamy spore szanse wygrać – od zaraz. Ogień – ten prometeuszowski – istniał od zawsze, bo był to ogień wiedzy, który On nam przyniósł. Osobiście jestem przekonany, że siły PSI – odpowiedzialne za zjawiska teleportacji, telekinezy, telepatii, itd. były w nas   zawsze. To właśnie te siły usiłują obudzić w nas Eony, chociażby fragmentarycznie. Tak czy owak wkrótce staniemy na placu wielkiej kosmicznej sceny, na której przyjdzie nam odegrać następną rolę. A w chwili, kiedy to osiągniemy, spełnią się słowa W. F. Robertsona:

Zło jest cieniem, który zawsze towarzyszy Dobru. Macie świat bez cienia, ale to będzie także świat bez światła – szary świat zmierzchu. Gdybyście powiększyli siłę i ostrość światła, to zwiększycie także ciemność i głębię cieni – a wtedy zobaczycie ostro kształt cienia towarzyszącego światłu.

 

a



[1] Kolegami tymi byli: Edgar Jarrod – szef Australian Flying Saucer Bureau oraz Harold Fulton – szef Civilian Saucer Investigation of New Zealand. Wszyscy trzej prowadzili obszerną korespondencję na temat powiązań UFO z Antarktydą i wszyscy trzej byli terroryzowani przez MIB. NB, pewne wyjaśnienie powiązań NOL-i z Białym Kontynentem podał M. Reilly w powieści sensacyjnej pt. „Stacja lodowa” (Warszawa 2001), w której twierdzi on, że Amerykanie od dawna wykorzystywali Antarktykę jako poligon dla swych najnowszych technologii wojskowych, i taka jest chyba prawda o UFO w Antarktyce. Inną rzeczą jest to, że właśnie na Antarktydzie mogło dochodzić do kontaktów z Obcymi już dawno, jeszcze w latach międzywojennych, w czasie pierwszych badań interioru Szóstego Kontynentu, co znalazło swe odzwierciedlenie w ówczesnej literaturze grozy i SF – uwaga tłum.

[2] Osobiście jestem przekonany, że za tym stoi tylko i wyłącznie aktywność amerykańskich, NATO-wskich, radzieckich i innych służb specjalnych, które w okresie Zimnej Wojny rozpracowywały zagadnienie fenomenu UFO i wszystkich innych, które dałyby przewagę jednej ze stron i pozwoliły na pokonanie drugiej. Wskazuje na to logika prowadzonych przez nich działań, konfiskata artefaktów, zbieranie relacji o NOL-ach, „wyciszanie” badaczy czy świadków obserwacji dalekich i CE z UFO, itd. itp. – uwaga tłum.

[3] U nas znany pod tytułem „Najeźdźcy” i wyświetlany w TVP-1 w latach 1979/80 – przyp. tłum.

[4] John A. Keel poświęcił się potem demaskowaniu mitologii ufologii i Zimnej Wojny, wskutek czego zdemaskował kilka głośnych ufomatactw XX stulecia, m.in. „Incydent na Maury Island”, co zawarł w swym artykule opublikowanej przez J. Spencera i H. Evansa antologii pt. „UFOs 1947-1987: In the 40-Years Search for an Explanation” (BUFORA, Londyn 1987), gdzie stwierdza wprost, że MIB-owie są agentami rządu Stanów Zjednoczonych maskującymi potknięcia amerykańskiego programu zbrojeń atomowych i innych. W podobnym duchu ujmuje problem Ch. Carter w swym popularnym serialu TV pt. „Z Archiwum X”, który zdobył niesamowitą wręcz popularność na całym świecie na przełomie XX i XXI wieku – uwaga tłum.

[5] W tym czasie płk George P. Freeman – rzecznik prasowy Pentagonu z ramienia Project Blue Book – przyp. aut.

[6] W tym przypadku chodzi o służby wywiadu i kontrwywiadu: Federalne Biuro Śledcze - FBI, Centralną Agencję Wywiadowczą -  CIA, Obronną Agencję Wywiadowczą -  DIA, Krajową Agencję Bezpieczeństwa -  NSA, Wywiad USAF – A-2, Wywiad Wojsk Lądowych – G-2, Wywiad US Navy – N-2, Wywiad techniczny USAF – ATIC, Wywiad techniczny US Navy – ONR, itd. itp. – przyp. tłum.  

[7] Powyższe spostrzeżenie może sugerować, że MIB-owie są Przybyszami spoza czasu, którzy działają w naszej Rzeczywistości i zbierają wszystkie artefakty pozostawione przez Ufonautów (a tak na dobrą sprawę Chrononautów) w celu niedopuszczenia do chronoklazmów. Dokładniej problem ten wykłada Zbigniew Nienacki w już tu powołanej powieści pt. „Pan Samochodzik i człowiek z UFO” – uwaga tłum.

[8] Obecnie użytkownicy Internetu odbierają dziwne e-maile zawierające różne wirusy kasujące pamięć twardych dysków lub nawet pogróżki – uwaga tłum. 

[9] W ufologii termin „artefakt” oznacza każdą materialną rzecz związaną z ufozjawiskiem – przyp. tłum.

[10] W amerykańskim filmie pt. „Faceci w Czerni” i „Faceci w Czerni 2” w reżyserii Barry’ego Sonnenfelda MIB-ami okazują się być agenci ds. Kosmitów specjalnej agencji rządu USA, których zadaniem jest utrzymanie porządku i właściwych stosunków pomiędzy Ziemianami a zamieszkującymi tajnie Ziemię Kosmitami i demaskują ich diabelskie knowania – uwaga tłum.

[11] 6290 Thirty-fourth Avenue North, St. Petersburg, FL-33710, USA – przyp. aut.

[12] W religiach Wschodu są to istoty stojące poza światem ludzi i bogów, których rola jest strzeżenie czystości doktryny religijnej (Jung) lub tzw. Strażnicy Progu – istoty strzegące odwiecznej, a nierozpoznawalnej tajemnicy bytu jednostkowego człowieka. Są one nierozerwalnie związane z każdym człowiekiem – przyp. tłum.

[13] Deadline – w żargonie dziennikarskim: nieprzekraczalny termin oddania tekstu do ostatecznej redakcji numeru – przyp. tłum.

[14] Autor używa słowa „trickster” – „oszust” – ale słowo „Eon”, zapożyczone z prozy H. Ph. Lovecrafta – w tym przypadku oznacza pewien rodzaj bytów starszych od Ludzkości, i bardziej tutaj pasuje do natury tych istot – uwaga tłum.

[15] Nasuwa się tutaj analogia z Ludźmi I Generacji, których cywilizacja istniała już na Ziemi co najmniej 2 mld lat temu – uwaga tłum.

[16] Chodzi tutaj o radziecką służbę kontrwywiadu NKWD/NKGB – Смертъ Шпионом – dosł.: „Śmierć Szpiegom” – przyp. tłum.

[17] Do ufologii lat 80. ub. wieku wprowadzono nawet termin tulpoid, jako tworu wygenerowanego świadomie czy nieświadomie przez ludzi badających UFO, a który zachowywałby się dokładnie tak, jakby sobie oni tego życzyli. Problem w tym, że niejednokrotnie UFO pokazywały się ludziom, którzy niczego o UFO nie wiedzieli, a co praktycznie obala tą hipotezę – uwaga konsultanta.

poniedziałek, 3 listopada 2025

Brad Steiger - SPOTKANIA Z OBCYMI (7)

 

ROZDZIAŁ 7 -  Obrzydliwości.

 

Nasza świadomość posiada ciekawą właściwość. Gdy jesteśmy w stanie szoku, nie jesteśmy w stanie zapamiętać dobrze tego, co obserwujemy i co więcej – zdarzenie przedstawia się nam w zgoła w innym świetle, niż to było w rzeczywistości. Doskonałym przykładem na powyższe są relacje świadków i ofiar wypadków lub zbrodni. Prowadzący śledztwo niejednokrotnie gubią się w gmatwaninie zeznań do tego stopnia, że trudno im jest ustalić rzeczywisty przebieg wydarzenia.

 

7.1. CE2 z Bigfootem.

 

W ufologii takim ekstremalnym przykładem są CE0, CE3 i CE4, w czasie których dochodziło do spotkań z groteskowymi potworami, które czasami znajdowały się w pobliżu przyziemionego NOL-a.[1] Najczęstszym powodem milczenia na ten temat był strach i obrzydzenie – co jest zrozumiałe. Dobrze ilustruje to poniższa historia 70-letniego Williama Bosaka z miejscowości Frederick (WI), który milczał na temat tego, co widział osobiście i dopiero po paru tygodniach odważył się opowiedzieć o tym wydarzeniu reporterowi lokalnej gazety „Pionier Press” ze St. Paul (MN), a było to tak:

Pewnego grudniowego wieczoru 1974 roku, pan Bosak wracał ze spotkania z kooperantami. Była godzina 22:30. Wieczór był mglisty, po jezdni sunęły szerokie pasma mgieł, spowodowane przez strumienie ciepłego i wilgotnego powietrza, stykającego się z chłodnym gruntem. Bosak jechał powoli, uważnie wpatrując się w drogę, którą oświetlał światłami mijania, a nie drogowymi czy jodami. Kiedy zbliżył się na pół mili od domu, zobaczył coś na poboczu drogi i zatrzymał się.  W odległości kilku stóp zobaczył coś bardzo dziwnego – jakąś Istotę w niezwykłym pojeździe. Bosak powiedział później naszemu reporterowi:

- Ta dziwna istota w pojeździe trzyma ręce w górze, jakby chciała pokazać, że nie ma broni lub złych zamiarów. Jej oczy były przerażone!

Według Bosaka Istota ta miała porośniętą włosem głowę po obu stronach twarzy, z tym, że twarz ta była bezwłosa. Włosy sterczały jej jak kolce jeża. Nie mógł niczego powiedzieć o jej ubraniu, bowiem porastały ją włosy o kolorze czerwono-brązowym. Jej uszy przypominały uszy cielaka i odstawały od czaszki na jakieś 6-8 cm. Istota ta mogła mieć około 180 cm wzrostu, co nie jest takie pewne, jako że pojazd unosił się 60 cm ponad ziemią. Bezwłosa twarz, długie uszy i zjeżone włosy nadawały jej przerażający wygląd – powiedział Bosak. Ręce Istoty pokrywało również futro – jak resztę ciała.

- Gdy zrównałem się z prawą stroną obiektu, który był odległy o 2 m ode mnie, ta Istota obserwowała mnie bacznie. W momencie mijania NOL-a wydawało mi się, że NOL ruszył w moją stronę i w samochodzie zrobiło się ciemno.

NOL wystartował, gdy Bosak go wyminął – rozległ się świszczący głos, a obiekt niemal otarł się o auto.

Na pytanie, czy Istota ta wyglądała bardziej na zwierzę czy na człowieka, Bosak odparł, że na człowieka. Nie mógł niczego powiedzieć o jego oczach, ale stwierdził, że były one ludzkie w kształcie. Szyja była średniej długości, głowa wielkości głowy dorosłego człowieka. Nie pamięta rysów twarzy. Ogólnie rzecz biorąc, opis tego stworzenia nie odbiega daleko od opisów istot w rodzaju Yeti, czy jego amerykańskiego odpowiednika – Bigfoot.[2]

NOL mierzył ok. 2 m średnicy. Z powodu mgły Bosak nie mógł precyzyjnie określić, czy NOL leżał na ziemi, czy wisiał nad gruntem. Mgła zasłaniała jego dolną część. W ogóle NOL przypominał laboratoryjny szklany dzwon. Nie posiadał swego oświetlenia, a oświetlały go jedynie światła samochodu.

Inne przypadki napotkania „szklanych dzwonów”[3] z „prawie ludzkimi” pasażerami były również opisywane na łamach prasy ufologicznej. Rok wcześniej, w październiku 1973 roku, podobny incydent zdarzył się w Cincinatti (OH),  gdzie pani Reafa Heitfield poinformowała prasę o przerażającym stworze zamkniętym w czymś w rodzaju szklanego dzwonu.

„Canadian UFO Report” nr 21/1975 zamieszcza raport pp. Wymanów z Columbia Falls (MT), którzy zaobserwowali i udokumentowali fotograficznie spotkanie z dziwną istotą zamkniętą w szklanym dzwonie.[4] Czy ta „metoda szklanego dzwonu” jest używana przez Ufonautów w celu zrzucania dziwnych istot na Ziemię? A może jest to metoda podróżowania z innego czasoprzestrzennego wymiaru do naszego? [5] Czy tajemnica potworków w szklanym dzwonie jest częścią tajemnicy NOL-i? Być może kiedyś się tego dowiemy – a kto wie, czy nawet może wcześniej, niż się tego spodziewamy?

 

7.2. Potworek w bańce

 

Nocą 21 października 1973 roku, 48-letnia rozwódka i jej trzej synowie spali twardo w swym domu na kołach. Pani R.H. obudziła się około godziny 02:30 i wstała z łóżka, by się czegoś napić. Zauważyła światło płynące zza zaciągniętych zasłon, a gdy je odsłoniła, to zauważyła rządek świateł uformowanych w łuk, znajdujący się nie dalej, niż 1,8 m od jej okna.

- Każde światło było tej wielkości, że można je było nakryć rozczapierzoną dłonią – zeznała później przesłuchującemu ją Leonardowi Stringfieldowi, ufologowi współpracującemu ze „Skylookiem”.[6] Te sześć świateł znajdowało się na wysokości 1,3 m nad ziemią i świeciły różnymi kolorami – od soczyście niebieskiego do srebrzystego – Były piękne jak światełka na choince. Wydawały się być podświetlone od wewnątrz i nie rzucały światła na powierzchnię gruntu.

W chwili, gdy „światełka choinkowe” wisiały na zewnątrz, jej uwagę przyciągnął daleki, silny strumień światła na parkingu oddalonym znacznie od jej przyczepy, w zachodnich dzielnicach Cincinatti. W strumieniu światła stał samochód zaparkowany na chodniku. W jego pobliżu pani R.H. zauważyła naraz jakąś małpopodobną istotę. Mimo przerażenia obserwowała ją przez jakieś 2-3 minuty. Istota ta stała przy samochodzie i pomyślała ona, że coś przy nim majstruje. Wbiegła do pokoiku jej syna Carla i próbowała go obudzić – bezskutecznie. Powróciła więc do okna i stwierdziła, że Istota przeszła tymczasem na inne miejsce, oddalone ok. 12 m od domu, gdzie znowu znalazła się w strumieniu światła lub bańce świetlnej, która wg pani R.H. przypominała damską parasolkę spływająca z jej ramion. Jaskrawe światło zawierało się w granicach określonych przez tą parasolkę. Istota ta była wyraźnie widoczna i pani R.H. była w stanie opisać ją dość dokładnie. Stwór ten nie miał szyi, za to był szeroki w pasie. Twarz była pozbawiona znaków szczególnych. Świadek utrzymuje, że ta „bańka” miała jakieś 210 cm średnicy, i była dostatecznie wielka dla kilku Istot, jak ta, którą obserwowała. Chociaż nie widziała żadnych narzędzi czy maszyn w środku „bańki” widziała, jak Istota wykonywała rękami jakieś ruchy sugerujące prowadzenie jakiejś manipulacji. W chwili, gdy pani R.H. zdecydowała się wezwać policję i spróbowała to uczynić, dziwny „stwór w bańce” znikł.

Czy stwór widziany przez nią był tego samego pochodzenia, co Yeti i Bigfoot? Być może czas i dalsze obserwacje powiedzą nam coś więcej.

 

7.3. ...a poznacie Ich po zapachu...

 

Niemal integralną częścią zjawisk związanych z obserwacjami „potworów” jest nieprzyjemny, często mdlący odór. Coś takiego przydarzyło się dwóm młodym małżeństwom pewnej księżycowej nocy w styczniu 1967 roku w Elfers k./New Port Richey (FL). Wracali oni z potańcówki i zamierzali zatrzymać się na parkingu. Na krótko przed zatrzymaniem się, jedna z kobiet zaczęła uskarżać się na nieprzyjemny smród. Jej towarzysze początkowo docinali jej ze śmiechem, że jest to naturalny zapach lasu, ale ona uparła się, ze ten zapach jest zupełnie inny. Później przestali, bo też poczuli ten zapach, który przybrał na sile i stał się mdlący. Zanim jednak zbadali tą sprawę, to ujrzeli stworzenie wielkości małej małpy, które wskoczyło na maskę samochodu. Cała czwórkę ogarnęła panika. – To stworzenie wyglądało jak małpiatka – oświadczyło jedno z nich – ale było szare z płonącymi, zielonymi oczami.[7]

Kierowca zapalił silnik, a „małpiatka” zeskoczyła z maski i pognała w las. Czwórka naszych bohaterów zawróciła na tańce i tam opowiedziała tę historię funkcjonariuszowi policji, który miał tam służbę. Oględziny maski samochodu przyniosły rezultat w postaci śladów zielonkawej lepkiej wydzieliny, którą można było zebrać zwykłym scyzorykiem.

Ufolodzy, którzy badali tę sprawę stwierdzili, że cała czwórka zeznaje niemal słowo w  słowo to samo, co inni świadkowie. Takie zdarzenia nie są czymś niezwykłym na terenach przyległych do rzeki Anclote. W samej rzeczy – niejednokrotnie meldowali lokalnej policji o czymś, co nazywano „odrażający” czy „przerażający człowiek piasku”. Wielokrotnie spotykali go turyści, myśliwi i plażowicze. Wielu z nich opisywało go/ją/to (???) jako istotę o wzroście 180-210 cm, ciężką, szarą pokrytą długim włosem i wydzielającą niemożliwy do zniesienia smród. Wygląda na to, że nasza czwórka widziała młodego osobnika tego gatunku.

Nieco wcześniej – w dniu 30 listopada 1966 roku, w godzinach 21:00-22:00 pewna kobieta wymieniająca oponę w okolicach Brooksville (FL), poczuła dziwny, nieprzyjemny zapach. Jednocześnie usłyszała trzask gałęzi krzaków rosnących po obu stronach autostrady. Odwróciła się i ujrzała ogromne, porośnięte długim, szarym włosem stworzenie zmierzające w jej stronę. Na szczęście potwór interesował się bardziej rozmontowanym kołem, niż nią samą. Opowiedziała ona potem ankieterom, że istota ta była wyprostowana jak człowiek i obserwowała z zainteresowaniem jej czynności. Kobieta była zbyt przestraszona, by krzyknąć, zamarła w przerażeniu i modliła się tylko, by podjechał ktoś. Niebiosa wysłuchały jej modlitwy, bowiem po krótkim czasie pojawił się jakiś samochód, a dziwna istota dała nura w krzaki. Pani owa opisała potem ja jako małpoluda z płonącymi, zielonymi oczami, pokrytego szarym włosem.

Gazety na Florydzie wielokrotnie podawały relacje o spotkaniu z „Sandmanem”, jak je nazwano, ale nikt jak dotąd nie zabił jej czy złapał żywcem...[8]

Pani Eula Lewis, zamieszkująca od dłuższego czasu w okolicach Brooksville, powiedziała ankieterowi i badaczom tego fenomenu, że jest na tropie tego stworzenia, od czasu, kiedy po raz pierwszy zauważyła je w 1964 roku, krótko po incydencie Johna Reveesa z NOL-em, który miał miejsce w tym samym rejonie. Wg pani Lewis, ślady pozostawione przez te stworzenia przypominają ślady bosych ludzkich stóp , ale w żadnym przypadku nie są to ślady niedźwiedzia. W czasie swego spotkania z tym humanoidem pani Lewis nie czuła żadnego zapachu, ale przyznała, że stała na nawietrznej stronie od Sandmana[9].[10]

 

7.4. Druga tajemnica Yeti.

 

Przenieśmy się teraz do Turcji. 14 maja 1964 roku miało tam miejsce zadziwiające wydarzenie, którego bohaterem był Ismir Bey i jego żona, którzy jadąc drogą zauważyli na niebie srebrny dysk, który był wielki jak dom.[11]

Nagle dysk gwałtownie „spadł z nieba” i uderzył w grunt w wybuchu płomieni. Jesty to jeden z wielu raportów o katastrofach NOL-i, ale to, co później nastąpiło jest już zupełnie nietypowe. Ze szczątków rozbitego dysku wynurzył się wielki włochaty stwór i zbliżył się do Bey’ów. Bey wyskoczył z auta i starł się z dziwnym stworem, który uderzeniem łapy pozbawił go przytomności. Pani Bey powiedziała potem, ze stwór uciekł do pobliskiego lasu i nie wyrządził im już żadnej krzywdy.

Inny raport o obserwacji „monstrum” napłynął z drugiej strony Atlantyku, z miejscowości Dalles (OR).

 

7.5. Monstrum z Dalles.

 

Było to w maju 1971 roku, a bohaterem tego wydarzenia był Joe Madeiros, który podlewając kwiaty przed swym biurem ujrzał stworzenie, które opisał w biurze szeryfa w następujący sposób: ... było ono wysokie na 3 m, owłosione szaro, a jego ramiona były długie do kolan. Było ono podobne do małpy i jestem pewien, że nie był to niedźwiedź.

Nazajutrz Joe oraz trzej portlandzcy biznesmeni jadąc na konferencję zauważyli coś stojącego w polu, obok wielkiego głazu narzutowego. To „coś”, wedle ich relacji, zeszło z erratyku i poszło polami w stronę samotnego drzewa, którego wysokość wynosiła 240 cm, a gdy zrównało się z nim, to wzrost humanoida przewyższał jego wysokość o jeszcze 2 stopy, czyli wynosił 3 m! Joe początkowo nie mówił niczego nikomu o humanoidzie z obawy, że zostanie wyśmiany. Dopiero następnego dnia „puścił farbę”.

W tej samej części miasta odnotowano więcej doniesień o zaobserwowaniu tajemniczego potwora. Dwie noce później, nauczyciel muzyki w miejscowej szkole średniej – Richard Brown wracając ze swą żoną do domu, w światłach reflektorów samochodu dojrzał zarys sylwetki stojącej obok samotnego dębu pośród pól. Była mniej więcej godzina 21:30. Brown zatrzymał samochód i z bagażnika wydobył sztucer z 4-krotnym celownikiem optycznym. Stworzenie stało nieporuszenie przez 5 minut, dając Brownowi sposobność przyjrzenia mu się przez celownik. Opis stworzenia był identyczny z opisem podanym przez Medeirosa. I tak, jak w tamtym przypadku – Humanoid ulotnił się z tego terenu i nic więcej o nim nie można było powiedzieć.

Takie raporty o tego rodzaju spotkaniach nie są niczym nowym. Te datowane sprzed 1947 roku (pierwsza obserwacja NOL-i) mają wiele tradycji w różnych częściach świata. I tak w Tybecie i Himalajach mówi się o Yeti czy Mi-go lub Mi-tenh – czyli „odrażającym Człowieku Śniegu”, w USA i Kanadzie słyszy się o Bigfoot (dosłownie: „Wielkostopy”) czy o Sasquatch. Parę lat temu obserwowano w stanie Missouri potwora zwanego tam MoMo.

Fakty rodzą pytania, a z pytań rodzą się hipotezy. Jedna z nich głosi, że potwory te są brakującym ogniwem pomiędzy małpą a człowiekiem, których Obcy używają jako swe zwierzęta doświadczalne lub domowe i desantują je na Ziemię  w celu zbadania tamtejszego środowiska przed mającą nastąpić inwazją. Natomiast inne hipotezy głoszą, że to właśnie one mają być samymi Obcymi.

 

7.6. NOL i małpolud z Pensylwanii.

 

18 maja 1975 roku, o godzinie 22:00, państwo Arlotta zajmowali miejsca w swym samochodzie gotując się do powrotu do swego domu od swych krewnych w Gettysburgu (PA).[12] Pani Arlotta zapaliła silnik wozu i naraz zauważyła dziwny obiekt na niebie lecący nad nimi. Mąż poprosił ją o wyłączenie silnika, a gdy to zrobiła, to oboje usłyszeli dziwny dźwięk. NOL poruszał się ze wschodu na zachód i opisali go jako wielki owal, który był jasnożółty na dole i ciemniejszy na górze. W ciemniejszej części znajdowało się 6 okienek, oświetlonych od wewnątrz czerwonym światłem. Okienka te były kwadratowe. Arlottowie obserwowali dziwny obiekt, a w minutę później zawołali swych krewnych i później już 5 osób oglądało NOL-a, który zbliżał się do nich, lecąc na wysokości ok. 200 m nad ziemią. Nagle NOL wykonał gwałtowny zwrot pod kątem 90o w lewo i w tym czasie jego kolor zmienił się z żółtego na pomarańczowy, jednocześnie NOL zaczął nabierać wysokości. Świadkowie pognali za nim samochodem, ale stawał się on coraz bardziej pomarańczowy i mniejszy, a gdy skręcili na drogę nr 130, to stracili go z oczu. Wszyscy zgodnie oceniali, ze widzieli tego NOL-a w czasie 4 minut.

Następnego dnia samotny kierowca jechał do swego domu w Jeanette. Gdy wjechał on na ten sam teren przyległy do drogi nr 130, coś przykuło jego uwagę po lewej stronie szosy. Zatrzymał się i cofnął swój samochód. W odległości kilkuset metrów zauważył on coś, co przypominało mu owczarka alzackiego, ale w chwilę później zorientował się, że to „coś” było raczej małpą, a nie owczarkiem. Po paru sekundach stworzenie to stanęło na tylnych nogach i jak człowiek pobiegło do pobliskiego lasu. Opis stworzenia wyglądał następująco: wzrost 210-240 cm, pokryte było ono gęstą,    czarną   sierścią. Świadek, który był zatwardziałym sceptykiem i nie wierzył w opowieści o Bigfootcie, teraz uwierzył w nie.

Obserwacja NOL-a pierwszej nocy i obserwacja Bigfoota w drugą noc miały miejsce na terenach oddalonych od siebie o ćwierć mili.[13] Była to pierwsza obserwacja takiego stworzenia na tym terenie w czasie ponad jednego roku.

 

7.7. Ociężały gigant na Presque Isle.

 

31 lipca 1966 roku, wielu mieszkańców Erie (PA) poczuło naraz, że „coś” wylądowało na brzegu Presque Isle Penninsula Park.[14] Około godziny 22:00, dwaj strażnicy – Robert Loeb jr. i Ralph E. Clark udali się samochodem w kierunku Szóstego Sektora Brzegowego. Tam znaleźli oni ugrzęzły w piasku samochód, w którym znajdowali się: Douglas Tibbets (lat 18), Betty Jean Elem (16) oraz Anita Haifley (22). Powiedzieli oni strażnikom, że czwarty członek ich grupy – Gerard La Belle (26) udał się w poszukiwaniu pomocy, więc strażnicy nie muszą im jej udzielać. Strażnicy odpowiedzieli, że wrócą tu za 40 minut, aby zobaczyć, czy samochód jest już uwolniony.

Kiedy powrócili oni znów na teren Szóstego Sektora stwierdzili, że La Belle jeszcze nie powrócił do zakopanego samochodu, a w dodatku Doug Tibbets oświadczył, że stało się coś strasznego. Coś dziwnego wylądowało na Siódmym Sektorze i wtedy pasażerowie usłyszeli jakiś dziwny dźwięk dochodzący stamtąd. Strażnicy poszli więc z Tibbetsem we wskazanym kierunku i po przebyciu około 300 metrów plażą nie znaleźli źródła dźwięku. Chociaż było ciemno i nie można było zidentyfikować żadnych śladów, ludzie postanowili zbadać kilka z nich. Nagle rozległ się klakson ze strony zarytego samochodu. Gdy wrócili na miejsce, znaleźli obie dziewczyny w różnych stadiach histerii. Clark uspokajał pannę Elem, która krzycząc usiłowała uciec plażą. Odtworzono później to wydarzenie, i wg oświadczenia całej trójki przebiegło ono następująco:

Krótko po odjeździe strażników, parę minut po 22:00, automobiliści ujrzeli jasne światło „wielkie jak dom” opadające na Siódmy Sektor. Zgodni oni byli co do tego, że ów NOL miał kształt grzyba i miał szereg okienek w tylnej części. Gdy NOL wylądował na brzegu, zmienił swój kolor na czerwony, natomiast ich samochód „zatrząsł się i zawibrował” wskutek uderzenia NOL-a o brzeg. Po wylądowaniu obiekt zaczął wydobywać z siebie dźwięk „taki jak dzwonek telefoniczny”. Przerażeni świadkowie przycupnęli w samochodzie, gdzie zdjęci strachem obserwowali „promienie świetlne” wydobywające się z UFO i omiatające plażę „tak, jakby czegoś szukały”. W tym momencie ukazał się samochód patrolowy. Czerwone światło NOL-a rozbłysło, zaś „promienie świetlne” pociemniały. A w czasie, kiedy Tibbets ze strażnikami przeszukiwali plażę na Siódmym Sektorze, panna Elem ujrzała „monstrum”.

Była to wysoka, wyprostowana sylwetka, która ja okropnie przeraziła. Wtedy nacisnęła klakson i trzymała go tak długo, aż istota ta znikła w krzakach. Oczy panny Elem były jeszcze czerwone od płaczu, gdy na scenie pojawili się dziennikarze. Szef strażników Parku Narodowego Dan Dascanio przesłuchał całe towarzystwo i oświadczył, że nie ma on podstaw do podejrzeń ich o głupie żarty. Poza tym znaleźli się inni świadkowie, którzy widzieli także NOL-a i przerażające światła krytycznego wieczoru.

Następnego dnia badacze odnaleźli na piasku kilka śladów, wskazujących na przypuszczalne miejsce lądowania NOL-a. znaleziono kilka trójkątnych wgnieceń i odcisków stóp, prowadzących od miejsca lądowania do punktu odległego o 4 m od zarytego w piachu samochodu. Zdjęcia odcisków pazurzastych łap opublikowano szeroko w krajowej prasie.

 

7.8. Upiorki przy moście.

 

Poniższy raport pochodzi od Roberta Hunnicutta i dotyczy incydentu, który miał miejsce w marcu lub kwietniu 1955 roku. Raport ten został opublikowany w „Skylook”, w jego numerze listopadowym 1974 roku. A oto, co mu się przydarzyło:

Hunnicutt jechał drogą na trasie Madeira – Loveland Pike, gdy naraz zauważył on trzech ludzi stojących na poboczu drogi, plecami do okalających drogę krzewów. Był on zmęczony, wracał z pracy, była godzina 03:30. w pierwszej chwili pomyślał, że mężczyźni modlą się na poboczu drogi. Zdumiony zatrzymał samochód i wtedy zrozumiał swój błąd – to nie byli mężczyźni – to nie byli nawet ludzie! Postacie te były niewielkiego wzrostu i stały w równych odstępach, patrząc na przeciwległą stronę drogi. Postać stojąca na skraju nagle uniosła ręce ponad głowę z czymś w rodzaju pręta czy łańcucha w dłoniach. Wtedy Hunnicutt zobaczył białe i niebieskie iskry przeskakujące poniżej i powyżej pręta, pomiędzy rękami.

Wydarzenie to miało miejsce na odludnym terenie. Na zachód od drogi znajdowały się duże obszary leśne. Istota zniżyła pręt do swoich stóp i Hunnicuttowi wydawało się, ze przymocowała go do swych kostek. Naraz wszystkie postacie wykonały zwrot w lewo, stając twarzą do Hunnicutta, który tymczasem wyszedł ze swego auta, i bez żadnego dźwięku ruszyły na niego. Świadek widział je doskonale, bowiem oświetlały je światła jego wozu. Postacie te były wysokie na metr i ubrane w kombinezony o kolorze ich twarzy – czyli szarawe. - Byli Oni średnio brzydcy – lapidarnie opisał Ich świadek.[15]- Ich twarze miały bezwargie usta i spłaszczone nosy. Oczy były normalne, choć bez brwi. Górna część głowy była łysa i miała fałdę tłuszczową przebiegającą przez środek. Ich ciała były jeszcze dziwniejsze: ręce były nierównej długości – prawa dłuższa od lewej. Po prawej stronie klatki piersiowej znajdowała się wypukłość. Ubrania powyżej pasa były obcisłe i właściwie nie bardzo było wiadomo, gdzie kończy się ubranie a gdzie zaczyna skóra, która była tego samego koloru, co ubiór. Poniżej pasa Stwory nosiły luźne spodnie. Biodra i pasy tych Istot wyglądały ciężko.

Zdumienie odjęło Hunnicuttowi mowę i zarazem strach przed dziwnym trio. Stał on po lewej stronie auta, a potem zaczął iść w kierunku zbliżającej się trójki. Opisując Ich chód użył on słowa «wdzięczny». W pewnym momencie świadek wyczuł telepatycznie, że powinien stanąć. Obserwował on dziwne trio przez parę minut i w końcu postanowił poszukać kogoś, kto byłby mu za świadka. Ale kiedy już dostał się do swego wozu, został uderzony falą silnego zapachu «świeżo siekanej lucerny i migdałów». Gdy odjechał z miejsca CE, dopiero wtedy poczuł strach. Była prawie 04:00 i Hunnicutt pełnym gazem pojechał do domu, skąd udał się do Johna K. Fitza – szefa policji w Loveland. Tam opowiedział, co mu się przydarzyło. Fitz powiedział później, że Hunnicutt miał taki wygląd, jakby zobaczył ducha i relacjonował zbyt gwałtownie. Policjant podszedł do niego i sprawdził, czy świadek jest trzeźwy. Był trzeźwy i nie sprawiał wrażenia «naćpanego» narkotykami. Obiecał mu, że sprawdzi teren, a jemu samemu polecił udać się do domu. Fitz ubrał się, zabrał aparat fotograficzny oraz pistolet i pojechał na poszukiwania. Przejechał tą trasę 4 czy 5 razy, ale nie znalazł niczego podejrzanego. Skomentował to później, że czuł się jak nabity w butelkę największy głupiec w Lovelandzie. Jednakże zapytany, co zrobiłby, gdyby spotkał tych trzech humanoidów odpowiedział, że wysiadłby z auta i starał się z nimi dogadać. Zakonkludował: Zresztą ktoś musi to zrobić prędzej czy później...

Strach jest najgroźniejszy wtedy, kiedy ma ludzkie oblicze...

 

a



[1] Lub NOL (czy nawet kilka NOL-i) unosił(o) się nad takim stworzeniem, jak to miało miejsce w Dobrej k./Szczecina w 1978 roku – uwaga tłum.

[2] Środkowo-azjatycka odmiana Yeti nazywa się Ałmas lub Ałmasny. Radziecka i rosyjska literatura ufologiczna także wiąże obecność NOL-i z tymi istotami – przyp. tłum.

[3] W światowej literaturze ufologicznej takie urządzenie określa się jako urządzenie typu „bell-jar” – przyp. tłum.

[4] „Canadian UFO Report”, vol. 3, nr 4/1975 – przyp. aut.

[5] Istnieje możliwość, że zrzucane są przez nich nie tylko istoty opisane w rozdziale, ale również inne tzw. zwierzęta reliktowe, które mogą pochodzić nie tyle z innej planety, ile w dalekiej Przeszłości lub Przyszłości geologicznej naszej planety i dostawać się w naszą Rzeczywistość wskutek chronoklazmu, a nie celowego działania – uwaga tłum.

[6] „Skylook” nr 12/1973 – przyp. aut.

[7] J. Whitenour i B. Steiger – „Saga”, luty 1968 – przyp. aut.

[8] Ch. Carter wykorzystał ten motyw w jednym z odcinków swego serialu „Z Archiwum X” – przyp. tłum.

[9] Zajmujący się humanoidalnymi istotami z UFO i tematami pokrewnymi amerykański ufolog Albert Rosales z Miami (FL) potwierdził wszystkie tutaj wymienione i opisane relacje o spotkaniu z „Abominable Sandmanem”, które miały miejsce na Florydzie w opisywanym czasie. Faktycznie istnieje tam nieznany nauce, bardzo ostro śmierdzący gatunek małpy zwany przez miejscowych „skunk monkey” – skunksią małpą, którą obserwowano niejednokrotnie na półwyspie Floryda – przyp. tłum.

[10] To właśnie m.in. o takich istotach pisał w swych opowiadaniach słynny „Cień z Providence” amerykański pisarz horrorów H. Ph. Lovecraft. Jak widać, nie pisał on z głowy, ale w oparciu o relacje z realnych zdarzeń, które miały miejsce w USA – uwaga tłum.

[11] Zob. „Canadian UFO Report”, vol. 2, nr 4/1975 – przyp. aut.

[12] S. Gordon – „UFO and Creature Observed in Same Area in Pennsylvania” w „Skylook” nr 11/1975 – przyp. aut.

[13] Czyli ok. 400 m – przyp. tłum.

[14] Jest to teren parku narodowego, którego część znajduje się na półwyspie Presque – przyp. tłum.

[15] T. Bloecher – „Occupant Case Detailed” w „Skylook” nr 11/1974 – przyp. aut.