Albert Rosales
Lokalizacja: Morze
Bałtyckie
Data: lato
1947
Czas: dzień
Opis
incydentu:
Latem 1947 roku Fiodor Pawluk służył na wybrzeżu Morza
Bałtyckiego, ochraniając 621 batalion artylerii (artyleria przeciwlotnicza). Był pogodny
dzień, gdy zauważył kilka kulistych obiektów lecących z kierunku morza na
wysokości około 200 metrów. Średnica tych obiektów wynosiła również około 200
metrów. Poruszały się powoli, łatwo kołysząc się, zatrzymując i unosząc się nad
działami batalionu. Dwie mniejsze kule oddzieliły się od pierwotnej grupy. Te
mniejsze obiekty miały około 70 centymetrów średnicy i wyglądały jak
promieniujące kule. Latały wokół dział.
Pawluk chwycił karabin, dogonił
jedną z kul i przebił ją bagnetem. Nastąpił błysk i bagnet spłonął na węgiel.
Sfery powoli wznosiły się i łączyły z większą, pierwotną grupą sfer, które
następnie odleciały.
Dodatek
HC
Źródło: Paul Stonehill i Phillip Mantle -
„Russia’s USO Secrets” ss. 170-171
Typ: X
Uwagi:
Oto fragment książki „Titanic
wzywa SOS”, w której znajduje się następujący fragment tekstu nawiązującego do
powyższego incydentu:
I wszystko byłoby w porządku, gdyby
nie pewien list od świadka obserwacji i CE2 z UFO, które miało miejsce w 1947
roku w Świnoujściu, a którzy otrzymali autorzy książki „NLO prosit
posadki”(Profizdat, Moskwa 1991) A.S. Kuzowkin i N.N.
Niezapomniaszczyj, a który brzmiał tak:
Pozdrawiam Was Fiodorze Fiodorowiczu!
- zadał mi Pan 11 pytań, na które
odpowiadam jak umiem najlepiej i po kolei. Te latające talerze widziało wielu
ludzi. To było na wiosnę, w 1947 roku – kiedy dokładnie, tego nie pomnę. To
było w Niemczech – w Swinemünde (dziś Świnoujście) nad brzegiem Morza
Bałtyckiego – w odległości 400-500 m od niego. Około godziny 10 czy 11-tej
przed południem, była wtedy ładna i ciepła pogoda, nawet trawa się nie kołysała
– był absolutny sztil.
Latało tam wiele talerzy, pośrodku
formacji znajdował się większy obiekt – przypominał on oponę od GAZ-a
51. Obiekty wznosiły się pionowo, potem kładły lot do poziomego i powoli
odlatywały. Były one jasne jak duraluminium. Na większych kładł się tęczowy
blask. Większe trzymały się na wysokości 150-200 m, zaś mniejsze opuszczały się
ku ziemi. Niektóre z nich znajdowały się w odległości dwóch metrów ode mnie!
Chciałem złapać jeden z nich, ale nie dogoniłem go. Dwa talerze obleciały
dookoła stanowiska artyleryjskie, natomiast większe wisiały nieruchomo w
powietrzu i kołysały się na boki. Potem małe talerze podleciały do większych i
wszystkie razem powoli się oddaliły. Próbowałem doń sięgnąć bagnetem, ale mi
się nie udało…
Sądzę, że będzie lepiej skontaktować
się Panu z ówczesnym dowódcą 612. daplot – mjr. Bielajewem. Mówił
on wtedy, że to Amerykanie fotografowali nasze działa i okręty w północnej
strefie OWR. Inni znowu mówili, że na lotniskowcu Graf
Zeppelin doszło do eksplozji jakiegoś urządzenia – utajnionego rzecz
jasna – choć jak wszyscy wiedzieli – został on zatopiony w morzu. Kolor
obiektu był podobny do pokrętła odbiornika radiowego „Meridian” , z punktami na
obwodzie talerza. Talerze te leciały z morza na południe. W tym czasie coś się
stało z naszą SON.
Kiedy było już po wszystkim, zaczęto
zbierać od nas oświadczenia i kazano podpisać zobowiązanie o zachowaniu
wszystkiego w absolutnej tajemnicy. Potem przeniesiono mnie do Pilau i nikomu
o niczym nie mówiłem.
Niestety, autorzy nie podali nazwiska
czy adresu nadawcy, a imię i patronimik Fiodor Fiodorowicz niczego nie mówi… (Robert Leśniakiewicz)