ROZDZIAŁ 6 –
Roboty i androidy.
W odpowiedzi na ludzkie
pragnienie posiadania jak największej ilości wolnego czasu, nauka zamierza
zwiększyć możliwości robotów i przystosować je do trudnych, niebezpiecznych i
co tu ukrywać – brudnych robót. [...] Podobnie może być z innymi, wyżej
zaawansowanymi cywilizacjami. W każdym razie, choć wygląda na to, że Ufonauci
są humanoidalnymi istotami, to jednak wiele raportów o CE0 – CE4 wskazuje na
to, że załogi owych tajemniczych pojazdów wydają się być bardziej „robotoidalne”
niż humanoidalne. Jeden z takich przypadków miał miejsce w dniu 9 stycznia 1976
roku, w okolicy Saint Jean-en-Royans we Francji:
6.1. Przygoda Jeana
Doleckiego.
Bohaterem tego incydentu
jest Jean Dolecki, który krytycznego dnia prowadził swą półciężarówkę po
bocznej drodze. Około godziny 19:00 Dolecki ujrzał naraz świetlistą kulę na
ciemnym niebie. Ponieważ był to piątkowy wieczór, a Doleckiemu śpieszyło się do
domu po całotygodniowej harówce, więc początkowo nie zwrócił na nią uwagi. Ale
kiedy NOL zwolnił i zaczął tracić wysokość jednocześnie zbliżając się do niego,
Dolecki zwolnił i przyjrzał się temu bliżej. Obserwował to z dokładnością,
jakiej nauczył go pewien stary bałtycki marynarz.
Odniosłem wrażenie, że
jest to bardzo wielka kula, która świeciła tak, jakby była owinięta cynfolią.
Sądziłem, że «to» leci wprost na mnie.
Dolecki zahamował
gwałtownie i stanął po prawej stronie drogi. Zafascynowało go światło płynące
od obiektu. Wyłączył światła w samochodzie, by mieć lepszy widok.
Świetlista kula
wylądowała na polu w odległości około 100 m od niego. Dolecki ocenił jej
średnicę na 13-16 m. Górna część NOL-a była wyraźnie większa od dolnej. Nie
sądzę, by ten obiekt wylądował na ziemi – oświadczył potem ankieterowi – bowiem
spód UFO emitował oślepiające światło, które jednak nie rozchodziło się
dookoła. Dolecki przyznał, że odczuwał strach, ale nie schował się za
ciężarówką tylko cofnął się o kilka kroków w tył. Widocznie ciekawość była
silniejsza od strachu.
Następnie zobaczył on
otwierające się drzwi w górnej części sferoidy. Ich wysokość wynosiła jakieś 2
m. W otwartym luku ukazały się trzy Istoty odziane w srebrzyste stroje. One
nie były ludźmi! Daję na to słowo! To były roboty! Wielkie roboty! Tak wysokie,
jak te drzwi! Ich ruchy były sztywne, bez płynności, jak opuszczali NOL-a. zauważyłem,
że miały one małe nóżki, a ich ramiona wyciągały się teleskopowo, jak wędka.
Głowy robotów były kwadratowe. Ale niestety Dolecki nie potrafił o nich
powiedzieć czegoś więcej. Te trzy roboty oddzieliły się od NOL-a, ale na krótki
dystans. Poruszały się jak mechaniczne zabawki, urywanymi skokami, równoważąc
ramionami swe kroki. Nie poruszałem się, nie mogłem zrobić wdechu!
Pomyślałem, że światła postojowe mojego wozu przyciągną ich uwagę, ale nie –
one mnie nawet nie dostrzegły – oświadczył Dolecki. Po około 10 minutach
roboty ponownie weszły na pokład NOL-a. drzwi zamknięto i pogasły światła z
wyjątkiem jednego na samym czubku sferoidy. NOL wystartował w górę z
fantastyczną prędkością.
Powróciłem do kabiny mojego
wozu i tam przeżegnałem się. Trzęsło mną solidnie i nie mogłem zapalić silnika.
Była tylko jedna rzecz, której pragnąłem – jak najszybciej znaleźć się w domu – przyznał Dolecki.
Dolecki wreszcie dotarł
do domu, gdzie jego żona i córka jadły kolację. Opowiedział im całą historię.
Pomimo ich sceptycyzmu zadzwonił na policję donosząc o niezwykłym spotkaniu.
Dyżurujący inspektor okazał się o wiele mniejszym sceptykiem, niż żona i córka.
Nie robił głupich uwag na temat NOL-i, które uważał za rzecz realną od 1974
roku, kiedy to dwóch jego podwładnych zobaczyło tajemniczy obiekt latający nad
St. Nazaire-en-Royans. Dolecki – jak wykazało dochodzenie – miał opinie
człowieka niepodatnego na sugestie i halucynacje oraz niezdolnego do płatania
głupich żartów.
Dochodzenie wykazało
także, że byli inni świadkowie tego wydarzenia – rolnicza rodzina Alphonse’a
Carrusa. Tegoż wieczora, rodzina Carrusów oglądała program TV, w czasie
którego kilkakrotnie na ekranie przesuwały się pasma liter i cyfr, zaś w pewnym
momencie obraz w ogóle znikł. Obydwa te wydarzenia – obserwacja Doleckiego i
dziwne zachowanie się telewizora Carrusów pozostawały ze sobą w ścisłej
koincydencji. Jednakże inna rodzina farmerska mieszkająca w pobliżu nie
stwierdziła żadnych sensacji. I na tym kończy się sprawa Doleckiego, ale tylko
dla niego, bowiem istnieje cała masa doniesień o pojawianiu się UFO nad tym
regionem Francji.
6.2. Gigant z Domene.
Jedną z tego rodzaju
spraw był przypadek, który wydarzył się w nocy 5/6 stycznia tego samego roku.
Jego bohaterem był 10-letni Jean-Claude Silvente, mieszkający w
okolicach Domene we Francji. Chłopiec opowiadał o „gigancie”, który ubrany był
w jednoczęściowy strój polśniewający kolorowymi światełkami, który wyszedł z
tajemniczego pojazdu. Chłopiec oczywiście przeraził się przybysza. „Gigant”
ruszył na chłopca, który uciekł co sił w nogach. Nie był on jedynym świadkiem
incydentu, jako że „gigant” w maszynie pojawił się ponownie w nocy 6/7 stycznia
i to dokładnie w tym samym miejscu, co poprzednio. Tym razem świadkami była
matka Jean-Claude’a, jego siostra Elaine i jej szkolny kolega Marcel
Solvini – lat 20. Opisali oni NOL-a jako kulę, która wyglądała jak wielki
czerwony reflektor, zstępujący z nieba prosto na nich. Świadkowie uciekli z
tego miejsca i zameldowali władzom o ukazaniu się NOL-a i jego dziwnego
Pasażera.
6.3. Cylindryczni
humanoidzi z Long Prairie, (MN).
19-letni Tomas
Townsend, pracownik radiostacji KEYL w Long Prairie, MN, jechał na zachód
autostradą I-29. Zdarzenie to miało miejsce w dniu 23 października 1965 roku, o
około 19:15 w odległości około 7 km od Long Prairie. W momencie, kiedy
młodzieniec z dużą prędkością pokonał zakręt i wyszedł na prostą, z
przerażeniem dostrzegł stojący na środku drogi wysoki obiekt. Przerażony
Townsend przydusił pedał hamulca do oporu. Samochód z poślizgiem zatrzymał się
w odległości 4 m od czegoś, co później opisał on jako „statek rakietowy”.
Silnik, światła i radio samochodu przestały działać, ale pomimo tego pole
widzenia było oświetlone. „Rakietowy statek” wyglądał jak cylinder zaślepiony z
jednej strony i Townsend ocenił jego wymiary na 3 x 10 m.[1]
Był on przerażony możliwością kolizji z tym przedmiotem usiłował uruchomić
silnik, ale bezskutecznie. Wyszedł zatem z auta i podszedł do obiektu, który
wydawał się całkiem opuszczony. W pewnej chwili zdębiał, bo od „rakietowego
statku” oddzieliły się trzy nieprawdopodobne postacie – były to trzy małe
cylindry, które poruszały się na pajęczych nóżkach, nie grubszych od ołówka.
Aczkolwiek nie miały one żadnych cech zewnętrznych, to ich ruchy były bardziej ludzkie,
niż robocie – maszynowe...
Townsend nie pamięta, jak
długo stał twarzą w twarz z dziwnymi obiektami, istotami (???). Po pewnym
czasie powrócił do samochodu, a trzy „roboty” wycofały się także do swego
pojazdu, gdzie znikły w jaskrawym promieniu światła, który wyemitowano z dolnej
sekcji statku. Townsend obserwował tą scenę przez przednią szybę swego wozu.
Światło przybrało na mocy, jak i buczący dźwięk, który boleśnie wwiercał się w
jego uszy. Gdy „rakieta” wystartowała, snop światła był tak jasny, że okolica
była oświetlona a giorno. Będąc już w powietrzu, NOL zgasił światło z
jego spodniej części. W tym samym momencie silnik, radio i światła wozu zaczęły
pracować normalnie. Samochód, który dotąd stał (zatrzymany przez Townsenda)
samoczynnie ruszył z miejsca. Townsend powiedział później, że był pewien, że
kluczyk w stacyjce był na pozycji zerowej – STOP – albo MAR. W każdym razie nie
na AVV.[2]
Zdenerwowany do
ostateczności zawrócił i pojechał z powrotem do Long Prairie, gdzie od razu
udał się do biura szeryfa i opowiedział mu o tym, co wiedział. Szeryf James
Bain z policjantem Luvernem Lubovitzem z trudnością uspokoili
młodzieńca, który musiał być porządnie przestraszony, i jak opisali później
obaj stróże prawa – był on podekscytowany, nerwowy i roztrzęsiony, a
Lubitz dodał, że także ... był straszliwie zdenerwowany.
Pierwszą rzeczą, którą
Townsend oświadczył obu policjantom było: nie jestem wariatem, pijakiem ani
ignorantem. Policjanci zgodzili się z nim, chociaż jeszcze nie wiedzieli,
dlaczego Townsend tak powiedział. Wszyscy, którzy go znali, określali go jako
ciężko pracującego, zrównoważonego abstynenta. Townsend był bardzo religijny i
całe lato spędził jako doradca duchowy na obozie biblistów. Policjanci wysłuchali
całej historii i zadziałali bezzwłocznie i chociaż Townsed nie miał ochoty na
powrót na miejsce CE, policjanci namówili go do tego, by wskazał im to miejsce.
Po przyjeździe na miejsce
tego CE3, wszyscy trzej mężczyźni widzieli pomarańczowe Nocne Światło (NL)
poruszające się po północnej stronie nieba. Lubitz sądził, że było ono bardziej
żółto-białe niż pomarańczowe, rozbłyskujące i przygasające, ciągnące za sobą
rodzaj smugi.
Bliższe zbadanie miejsca
lądowania odkryło trzy ślady jakiejś oleistej substancji w formie długich
smug pozostawionych na chodniku. Miały
one wymiary 100 x 10 cm. Lubitz powiedział potem, że nigdy w swej policyjnej
karierze, nie spotkał się z takimi śladami. Pokręcili się jeszcze po terenie, a
potem powrócili do Long Prairie. Szeryf Bain nie mógł określić przyczyny
powstania tych śladów. Jedynym logicznym wytłumaczeniem była niewiarygodna
historia opowiedziana przez Townsenda...
6.4. Lśniące roboty i
wibrujący dźwięk.
Wieczorem, dnia 18
października 1963 roku, kierowca ciężarówki Eugenio Douglas prowadząc
swój trak został oświetlony bardzo jasnym światłem. Było to na autostradzie w
pobliżu Monte Maix, Argentyna. Relacje o tym przekazali reporterzy gazet „El
Diario” i „O Journal”[3],
którzy przeprowadzili wywiad z bohaterem incydentu.
Jadąc drogą, Douglas
został naraz znienacka oślepiony ostrym białym światłem. Miał on niewiele czasu
nad zastanawianiem się nad jego źródłem. W chwilę później poczuł silną wibracje
całego ciała spowodowana dziwnym dźwiękiem. Stracił panowanie nad kierownicą i
omal nie wylądował z ciężarówką w rowie. Wtedy dopiero zdał sobie sprawę z
tego, że światło wydobywa się ze lśniącego dysku o średnicy 8 m blokującego
autostradę. Gdy trochę ochłonął z pierwszego szoku, zauważył zbliżające się do
niego trzy „niemożliwe do opisania istoty”, które porównał do „lśniących
metalowych robotów”. Przerażony do ostatnich granic wyskoczył z kabiny
ciężarówki i czterokrotnie wypalił z rewolweru w stronę zbliżających się
„potworów”, poczym uciekł przez pola. Wreszcie kiedy zatrzymał się, by złapać
oddech, odwrócił się i zauważył trzy „roboty” embarkujące się na pokład NOL-a.
strzały z broni palnej nie wywarły na nich żadnego wrażenia. Zanim dysk
odleciał, to wykonał kilka przelotów nad przerażonym kierowcą, i to lotem
koszącym.
Za każdym takim przelotem
– oświadczył
Douglas – odczuwałem falę strachu, uderzenie gorąca i nieprzyjemne sensacje.
Douglas pobiegł do Monte
Maix. Gdy przybył na policję, był w stanie niemalże histerii. Na poparcie swej
niewiarygodnej historii pokazał niezwykłe oparzenia skóry, które po obejrzeniu
przez lekarza zmusiły go do wydania następującej opinii: Tak niezwykłych oparzeń
jeszcze nigdy w życiu nie widziałem...
Z kolei reporterzy
dziennika „Acción”[4]
opublikowali wywiad z tym lekarzem, który dodał do powyższego stwierdzenia
także i to, że nie jest on w stanie podać zadowalającego wyjaśnienia powstania
tychże oparzeń...
6.5. Policjant kontra
metalowy robot.
Jeff Greenshaw – szef policji w Falkville, (AL)
oświadczył, iż przyjął telefoniczne powiadomienie o tym, że w okolicy pojawił
się NOL z oślepiającymi światłami. Po przyjeździe na miejsce zobaczył nie
NOL-a, ale „metalowe stworzenie” stojące na środku drogi.
Wyskoczyłem z radiowozu i
mówię: «Cześć dziwaku!» – ale on nic nie powiedział. Wtedy cofnąłem się,
wyjąłem z wozu aparat fotograficzny i pstryknąłem kilka zdjęć. Greenshaw dodał, że ta dziwna Istota
uciekła, kiedy włączył światło stroboskopowe na dachu radiowozu... Wskoczyłem
do samochodu i puściłem się za nim w pogoń, ale nie mogłem jej dogonić – biegła
szybciej, niż każda żywa istota, która widziałem!!![5]
Greenshaw opisał istotę
jako robotopodobną, milczącą, bez rysów twarzy i z czubkiem na głowie.
Rzecz dziwna – po tym
incydencie Greenshaw został dotknięty serią niepowodzeń osobistych, włączając w
to zniszczenie swego domu przez pożar. Skomentował to w ten sposób, że Ktoś
pragnie zmusić go do opuszczenia Falkwille, ale on tego nie zrobił. Obecnie
święcie wierzy w to, że zdjęcia, które zrobił, przedstawiają istotę z innej
planety.[6]
6.6. Robot na poboczu
drogi.
Pani Robinson
jechała właśnie z Huntswille (AL) do Tifton (GA) po południu, dnia 19
października 1973 roku. Zatrzymała się tylko na stacji benzynowej, gdzie
uzupełniła zapas paliwa i dokonała przeglądu technicznego auta, po czym pojechała
dalej z dużą prędkością. Gdy do Tifton pozostało jej jakieś 20 minut jazdy
drogą międzystanową I-75, silnik jej samochodu zgasł bez żadnej przyczyny.
Miało to miejsce o godzinie 15:30, o ile dobrze pamięta. Przez parę minut
samochód bezwładnie toczył się po szosie. Pani Robinson udało się zjechać na
pobocze autostrady i tam samochód zatrzymał się.
I wtedy zaczęła ona
doświadczać czegoś, co określiła jako „dziwne uczucie”, a mianowicie niejasne
poczucie zagrożenia, a kiedy spojrzała w boczne okno, to ujrzała to – niewielkiego
– na 120 cm - ludzika z banią na głowie, na której to „bani” nie
widziała żadnych rysów twarzy poza szczelinami na oczy. Istota stała tak blisko
wozu, ze gdyby opuściła szybę, to mogłaby dotknąć ją wyciągniętą ręką.
Tymczasem dziwna Istota
obeszła samochód dookoła i... znikła! Pani Robinson utrzymuje, że wszystko
trwało jakieś 5-6 minut. czuła, że ta Istota jest bardziej robotem, niż czymś
żywym, a to ze względu na mechaniczne ruchy, jakie wykonywała.
Badający sprawę ufolodzy
stwierdzili, że pani Robinson nie pije alkoholu, nie używa narkotyków lub trankwilizatorów.
Kiedy było dla niej
oczywiste, że „robot” sobie poszedł, wyszła z samochodu przeświadczona, że może
on w każdej chwili eksplodować. Uniosła maskę wozu – z silnika wydobywał się
dym... Gdy Pomoc Drogowa zaholowała jej samochód do garażu, co miało miejsce
półtorej godziny później, stwierdzono, że gorąco pod maską było tak intensywne,
iż blok silnika został niemal w całości stopiony! Dopiero po następnych 90
minutach silnik ostygł na tyle, że można było przy nim pracować!...
6.7. Obcy z aparatem
fotograficznym.
Marzec 1965 roku był
miesiącem szczególnej aktywności Obcych na Florydzie. 2 marca radio
opublikowało historię pewnego mieszkańca Florydy, zamieszkałego w okolicy Weeki
Wachee Springs (FL), który miał swe zdjęcie zrobione przez „kosmonautę”.
Bohaterem tej historii jest John Reeves , 66-letni ex-nowojorczyk,
mieszkający samotnie w domku na plaży. Lubił on odbywać długie spacery nad
morzem i rozmyślać o różnych rzeczach. W czasie jednaj z takich wędrówek
zauważył on NOL-a leżącego na polu. Ostrożnie, pod osłoną krzaków, zbliżył się
do niego starając się czynić jak najmniej hałasu. Był już w odległości 50 m od
NOL-a, gdy z krzaków znajdujących się 30 m od niego wynurzył się humanoid.
Reeves ocenił jego wzrost na 150 cm. Od tego czasu Reeves zamarł w bezruchu i
obserwował humanoida, którego ciało było pokryte srebrno-szarym, metalicznym
materiałem. Ta Istota miała na głowie hełm, ale jej ludzka twarz nie była nim osłonięta. Oczy Istoty
były wąskie, kości policzkowe wydatne.
Istota wyczuła obecność
Reevesa i zbliżyła się do miejsca jego ukrycia. Reeves także zaczął się zbliżać
do niej. Podeszli i zatrzymali się w odległości jakichś 5 m od siebie. Wtedy
humanoid sięgnął do swego boku i w jego ręce ukazał się przedmiot o długości
15-17 cm. Gdy Obcy uniósł ten przedmiot do oka, to Reeves zrobił „w tył zwrot”
i uciekł w obawie (a oglądał wiele
filmów SF), że Istota wycelowała w niego jakąś morderczą broń promienistą,
która zamieniłaby go w kupę galarety, i nie miał najmniejszej ochoty zapoznać
się z jej działaniem. Przekonanie to umocnił fakt, że zanim Reeves „podał
tyły”, przedmiot trzymany przez humanoida rozbłysnął jaskrawym światłem. Potem
jednak doszedł do wniosku, że dziwny turysta nie z tej Ziemi zrobił mu
po prostu... zdjęcie! Obcy nie ścigał go, ale obserwował jego ucieczkę. Reeves
zatrzymał się, a wtedy przedmiot błysnął po raz drugi. Obcy odwrócił się i
poszedł do NOL-a, do trapu opuszczonego z jego dolnej części w lśniącym cylindrze,
który został wciągnięty po wejściu humanoida na pokład NOL-a. rozległ się
ryczący głos, który przeszedł w świszczący pisk.[7]
W ciągu sekundy NOL zniknął z widoku...
Po upewnieniu się, że UFO
nie wróciło na to samo miejsce, Reeves udał się w miejsce lądowania w celu
znalezienia czegoś, co posłużyłoby, jako dowód na bytność NOL-a i Obcego dla
innych ludzi. Udało mu się znaleźć ślady stóp i głęboki dół wybity przez silnik
hamujący NOL-a. w czasie oglądania śladów stóp, których rozmiar Reeves ocenił
na męską „ósemkę”, dostrzegł on zwinięty kawałek papieru. Rozwinął go i wtedy
okazało się, że są to dwa kawałki papieru pokryte niezrozumiałymi znakami.
Nazajutrz Reevers udał
się do Brooksville i opowiedział wszystko personelowi radia WFFB, po czym wraz
z dziennikarzami i żołnierzami – skrawki papieru oddał wojskowym z Mac Dill AFB
– powrócił na miejsce incydentu. Fotoreporterzy gazetowi obfotografowali dziwne
ślady i wgłębienie spowodowane pracą silników hamujących. Reeves poddał się
badaniom przy użyciu „detektora kłamstw”.[8]
Badanie wykazało, że Reeves jest prawdomówny, czyli że jego relacja była
prawdziwa.[9]
W dwa miesiące później USAF zwróciły mu dwa skrawki papieru z opinią, że jest
to jedynie czyjś głupi żart. Dekryptaż przeprowadzony przez speców z USAF
potwierdził tą tezę, bowiem clair[10]
brzmiał tak: Planeta Mars – czy przybędziecie później – czekamy bardzo na
was – dlaczego pozostaliście tam tak długo.
Reeves był zdumiony i
rozczarowany oskarżeniem USAF o hoax[11],
i dlatego stwierdził potem, że nie były to te same skrawki papieru, które
przekazał USAF w dniu 3 marca.
A zatem sytuacja
meksykańskiego pata. Czy 66-letni człowiek mógł przygotować i wprowadzić w czyn
ten hoax kompletując i sporządzając dziwne odciski butów, silników NOL-a,
sporządzić inskrypcję, zaszyfrować ją i wreszcie stworzyć nowy, nieznany
gatunek papieru? A może ten hoax jest tylko przygotowanym dla Johna Reevesa i
całej Ludzkości posunięciem, w prowadzonej przez Obcych grze w rzeczywistość ???
a
[1]
Podobny obiekt lub obiekty zaobserwowano przy szosie E-67 z Pärnu do Tallina w
Estonii, w 1989 roku – przyp. tłum.
[2]
Townsend postąpił jak doświadczony kierowca, obawiając się kolizji i możliwości
samozapłonu paliwa najprawdopodobniej wyłączył silnik, przekręcając kluczyk w
stacyjce z pozycji AVV na MAR lub STOP – uwaga tłum.
[3] „El Diario” wydanie z
Monte Maix, Argentyna i „O Journal” wydanie z Rio de Janeiro, Brazylia – przyp.
aut.
[4] „Acción” wydanie w
Aggraga, Argentyna – przyp. aut.
[5]
Relacja ta przypomina pogoń świadków NL/CE0 z dziwną Istotą w okolicach Dobrej
k./Szczecina w kwietniu 1978 roku. Tamta Istota była goniona z prędkością 110
km/h i też nie można było jej dogonić... – przyp. tłum.
[6] Ta
seria niepowodzeń przypomina dość dokładnie działania MiB wymierzone w świadków
obserwacji UFO czy CE – uwaga tłum.
[7]
Najprawdopodobniej jest to efekt nie tyle fizyczny, ile psychiczny. Wielu
świadków CE mówi o efektach dźwiękowych, a jednocześnie inni świadkowie –
obserwujący tego samego NOL-a – ich nie słyszą... Może to mieć związek z
oddziaływaniem pól siłowych UFO na mózg człowieka, podobnie jak ma to miejsce w
przypadku bolidów elektrofonicznych – uwaga tłum.
[8] Z
ang.„lie detector” – zwany po polsku poligrafem lub wariografem – zespół
przyrządów pomiarowych mierzących reakcje fizjologiczne przesłuchiwanego
(temperatura ciała, tętno, ciśnienie krwi, napięcie mięśni, itp.), których
zmiany parametrów wskazują na to, czy przesłuchiwany przeżywa emocje w związku
z zadawanymi mu pytaniami – uwaga tłum.
[9]
Badanie wariograficzne w wielu krajach (w tym w wielu stanach USA) nie jest
dowodem, ale poszlaką i nie może być wykorzystywane jako dowód w procesie
sądowym – przyp. tłum.
[10] Rozszyfrowany tekst –
przyp. tłum.
[11] Z
ang. dosł. „głupi żart”, „głupi kawał” – tak w literaturze ufologicznej określa
się wszelkie oszustwa i fałszerstwa dowodów, artefaktów, relacji, zdjęć, itd.
itp. – uwaga tłum.
