Powered By Blogger

czwartek, 6 listopada 2025

Brad Steiger - SPOTKANIA Z OBCYMI (10)

 

Rozdział 10 - Przerwane podróże i kosmiczni kidnaperzy.

 

Kiedykolwiek w naszej historii badacze i naukowcy odwiedzali nowe lądy, zawsze powracali do domu przywożąc próbki roślin i zwierzęta zamieszkujące tamte regiony globu. Tak było zawsze – od Cezara i Kleopatry po naszych współczesnych kosmonautów, astronautów i tajkonautów oraz nasze międzyplanetarne sondy, które przywiozły nam próbki księżycowych skał i badały marsjańską glebę. Ludzkość od swego zarania lubiła nazywać odległe miejsca dziwnie brzmiącymi nazwami – cóż, pragnienie obejrzenia i nazwania jest uniwersalne.

Sprawa Betty i Barney’a Hillów jest sztandarową i najbardziej znaną, jeżeli idzie o przypadki przerywania podróży i kosmicznego kidnapingu. Dlatego też skupmy się na tych mniej znanych przypadkach tego rodzaju incydentów. [...][1]

 

10.1. Incydent na moście Le Martinet.

 

24-letnia francuska urzędniczka Mlle. Hélène Giulana wracała do domu w Hustan z Valence, gdzie była w kinie, drogą nr 531, w nocy 10 lipca 1976 roku. Była godzina 01:30, kiedy zgasły światła i silnik jej samochodu, chociaż zbiornik był prawie pełen benzyny. Samochód zatrzymał się na moście Le Martinet. Nagle zauważyła ona dziwny, świecący pomarańczowym światłem obiekt stojący na jezdni o jakieś 5 m od przednich zderzaków jej auta. Przerażona  Hélène zamknęła wszystkie drzwi pojazdu i zakryła twarz rękami. Kiedy minął pierwszy strach, odważyła się spojrzeć na drogę, ale NOL znikł. Z niedowierzaniem włączyła zapłon – silnik zaskoczył od razu. Do domu dojechała w pół godziny. I tutaj przeżyła drugi szok – zegar wskazywał 04:30! Jak to było możliwe, że 30 minut rozrosło się naraz do 2 godzin!? I co stało się z nią w czasie tych 2 godzin?[2]  Hélène początkowo nikomu nic nie mówiła o swej przygodzie z obawy przed ośmieszeniem, jednakże po pewnym czasie przełamała strach i zgłosiła się do organizacji ufologicznej.

 

10.2. Monstrum z Pascagoula.

 

Październik jest miesiącem raczej nieciekawym, jeżeli idzie o nasilenie incydentów z NOL-ami, ale ten październik 1973 roku był wyjątkiem od wszelkich reguł, zważywszy doniesienie od dwóch rybaków z Missisipi, którzy oświadczyli władzom, że zostali porwani na pokład NOL-a przypominającego wielką rybę.

Charles Hickson, lat 45, wraz ze swym kolegą od wędki Calvinem Parkerem, lat 19, łowili ryby na starym pirsie nad Pescaguola River, w pobliżu miasta Pescaguola (MS). Obaj obserwowali rybokształtny obiekt emanujący niebieskawym światłem, podchodzący do lądowania. NOL wylądował i obaj mężczyźni zostali zabrani na jego pokład przez trzy odrażające Istoty, obślizgłe, z karbowanymi odnóżami i odstającymi uszami. Mężczyźni ostali zbadani i wypuszczeni na wolność. Szeryf z Pescaguola – Fred Diamond oświadczył badaczom, ze obie ofiary tego CE-IV były śmiertelnie przerażone i omal nie przypłaciły tego zawałem serca.

Powyższa historia zainteresowała w najwyższym stopniu dr J. Allena Hyneka z Northwestern University w Chicago, który był naukowym konsultantem w PROJECT BLUE BOOK oraz dr Jamesa Hardera z University of California, który zahipnotyzował obu świadków. Tym sposobem odtworzono cały przebieg incydentu i podano go prasie. [...]

W ślad za ich raportem, w Stanach Zjednoczonych ukazało się dosłownie tysiące meldunków i relacji o obserwacjach UFO, i to nie tylko w USA, bo o zjawiskach związanych z działalnością UFO i USO donoszono z każdego zakątka świata.  Zaczęła się „październikowa fala UFO”.

Wracając do naszego incydentu w nocy 11 października, to inni mieszkańcy Pescaguoli też widzieli tego NOL-a, a prawdopodobnie to samo UFO było widziane w Gulfport (MS). Ponadto w Tallahassee (FL) dwóch mieszkańców widziało NOL-a przemierzającego nocne niebo nad okręgiem Léon. Poza tym widziano, jak 6 NOL-i przelatywało ponad Buckeye State k./Dayton (OH). Jakby tego było mało, 5 października, a więc na tydzień przed incydentem w Pescaguola, strażnik parkowy w Tuelpo (MS) widział spodkowatego NOL-a, który świecił żółtymi, czerwonymi i zielonymi światełkami stroboskopowymi.

 

10.3. Kosmiczni kidnaperzy.

 

16 września 1962 roku, pan Telemaco Xavier został uprowadzony przez Obcych. Ostatni raz widziano go idącego w stronę swego domu wąską  ścież­ką w dżungli,  po meczu w Villa Coneceicao w płn. Brazylii.  Świadkiem porwania był robotnik pracujący na plantacji  drzew gumowych,  który zeznał władzom,   że zauważył okrągły,   Niecący  obiekt,   lądujący na przesiece.  Z NOL-a wyskoczyło trzech ludzi (???), którzy  dopadli mężczyznę idącego ścieżką i wciągnęli go przemocą do UFO. Gazety w Rio de Ja­neiro zacytowały oświadczenie policji,  której funkcjonariusze znaleź­li "ślady bójki w miejscu,   gdzie wg zeznania robotnika ta walka miała miejsce". Dla dziennikarzy  brazylijskich było jasne, że: Telemaco Xavier został porwany przez latający dysk.  Pozostało pytanie, czy Brazylijczyka dołączono do bogatej kolekcji istot z planety Ziemia, którą badają, analizują i wszechstronnie rozpatrują Obcy badacze w swych laboratoriach?

13  sierpnia  1965 roku,  w Renton (WA), dwie  siostry Ellen i Laura Ryeson przybyły do pracy  o 07:00 i rozpoczęły zbieranie faso­li na polu należącym do Yasa Marity z Kentu.   Ledwie  obie siostry weszły na pole,   zauważyły trzech innych "robotników"  znajdujących się już na tym polu. Po pewnym czasie zorientowany się, że ci trzej Obcy interesują się bardziej nimi niż zbieraniem fasoli.  W chwilę później  obie nastolatki zauważyły, że Obcy nie są w  ogóle podobni do ludzi.  Ich wzrost wahał  się w granicach 155 -165 cm.  Włosy ich były białe,  natomiast skóra twarzy miała wielkie pory i  była  "szara jak "kamień".   Obcy byli ubrani w purpurowe bluzy i białe koszule pod nimi. Szczęśliwie dla dziewcząt,  Obcy  trzymali się raczej z daleka od nich i nie mieli przy sobie czegokolwiek co wyglądałoby na broń.  Siostry ostrożnie wycofały się do  swego samochodu i  odjechały,   udając się na policję,   gdzie  złożyły wyczerpujące wyjaśnienia.

W andyjskim miasteczku Santa Barbara zdarzył się  bardzo dziwny przypadek,   którego świadkiem był miejscowy gubernator. W okolicach jeziora Geulacocha zauważył on dwóch ludzików,   o wzroście  ok.  90 cm, którzy szli przez wysokie  śniegi.  Naraz obaj  Obcy znikli w oślepia­jącym błysku.

Z kolei w Peru,  setki chłopów z Huancavelica przeżyło momenty przerażenia,   gdy piątka NOL-i wykonała  swoisty  "nalot" na miasteczko. Nalot ten trwał  trzy minuty.

W Argentynie w lutym  1965 r.  społeczeństwo zostało wstrząśnięte wiadomością pochodzącą z wioski Torren koło Santo Time,  gdzie Ufonauci porwali mieszkańców małej  fermy.  A było to tak:   Pewnej ciemnej no­cy,  na oczach wieśniaków wylądował na ziemi NOL.  Dwie dziwne istoty o wzroście  co najmniej 180 cm wynurzyły  się  z wnętrza pojazdu i  udały się prosto do domku pewnego wieśniaka,  którego usiłowały wyciągnąć przemocą z domu.  Nie  udało im się dzięki  obronie zorganizowanej przez przyjaciół. Ale następnej  nocy,  gdy NOL znów wylądował i wyszło z niego dwóch „porywaczy”, zostali oni powitani skoncentrowanym ogniem ich farmerskich strzelb.  Choć wyglądało na to, że  skafandry  Kosmitów by­ły kuloodporne, Obcy wycofali się i już nigdy więcej nie niepokoili mieszkańców wioski.  Żadna ze stron nie była poszkodowana,  jednak ci rolnicy,  którzy przez  dłuższy  czas byli w kontakcie z  „porywaczami”, zapadli na dziwną chorobę skóry.

                                                                             

10.4. Cztery CE hiszpańskiego kierowcy.

  

Maxi Iglesias nie ma wielkiej wyobraźni.  Jeżeli kłamie,  nie czyni tego z przekonaniem. - to opinia Angela Gomeza Escoriala,  zawarta w jego artykule opublikowanym w magazynie "White and Black"  opisującym aż cztery (!!!) CE pewnego młodego hiszpańskiego kierowcy  ciężarówki,  z których to spotkań aż 2 były typu CE-III!

Nocą 20 marca 1974 roku, 21-letni Maximiliano Iglesias Sanchez prowa­dził swoją  ciężarówkę,  wracając do Lagunilla.  Gdy przejechał przez wieś Horacio,   ujrzał bardzo silne światło,   odległe  o jakieś 600 m od jego wozu.  Początkowo  sądził, że to  światło jadącego z naprzeciwka samochodu.  Ponieważ silne białe  światło oślepiało go,  kilkakrotnie zamigotał  światłami drogowymi,   w celu zasygnalizowania kierowcy  tam­tego wozu by zmienił  światła drogowe na  światła mijania,   jednakże bezskutecznie.  Siła tamtego  światła nie zmieniła  się nawet na jotę, więc Maxi zjechał na pobocze drogi.  Światło na  drodze naraz przygasło i miało siłę jakieś 50 wat,  więc Maxi ruszył w jego kierunku.  Gdy znalazł się w odległości 200 m od światła,  stało się  coś dziwnego. W jego samochodzie zgasły  światła i zatrzymał się silnik.  Teren oś­wietlało jedynie światło na drodze,  które pochodziło od nieznanego obiektu.  Sanchez  opisał go  jako dysk o konstrukcji wykonanej ze stali lub platyny, nie mający żadnych otworów, mierzący 10-12 m średnicy i spoczywający na trzech wysokich podporach na 100-120 cm.  Czegoś ta­kiego jeszcze nie widziałem -  stwierdził Sanchez.  I wtedy zauważył drugi podobny „statek” stojący o 3 m na prawo od pierwszego.  Naraz znikąd pojawili  się dwaj  Ufonauci przed stojącym na  jezdni NOL-em.  Spoj­rzeli w kierunku Sancheza,  a jeden z nich wskazał na niego palcem, wtedy jeden z nich odwrócił się i znikł po prawej stronie NOL,  drugi stał i  obserwował Maxa.  W chwilę później  druga istota powróciła. Obaj ufonauci  spojrzeli na siebie i znikli po prawej stronie NOL, który uniósł się w powietrze i odleciał,  wydając z  siebie huczący głos.

Sanchez  opisał ufonautów  jako istoty humanoidalne,   o wzroście  180 cm,  noszące obcisłe kombinezony.  Materiał z  którego je wykonano był tak lśniący jak dysk i wyglądał jak guma. Ruchy istot były płynne, tak jak ludzkie,   również ludzkie były ich proporcje.  Niestety Sanchez nie mógł  opisać ich twarzy,   bowiem znajdował się w  odległości 200 m od nich.  Gdy pierwszy NOL zrównał się z drugim, oba obiekty zawisły nieruchomo w powietrzu.  Silnik ciężarówki znów zastartował i Sanchez zdecydował się na dalszą  jazdę. Ale gdy odjechał na małą odległość od wiszących nieruchomo NOL-i, górę wzięła ciekawość.  Zatrzymał wóz i wyszedł z niego,  by przyjrzeć się im bliżej.  Zauważył, że oświetlony NOL zniżył się znów nad miejscem,   na którym stał poprzednio.  Wtedy po raz pierwszy Sanchez poczuł strach.  Wrócił do  ciężarówki i wyduszając z  silnika całą moc pognał do domu,   gdzie natychmiast położył się spać bez kolacji.

W ciągu kilku następnych dni Sanchez opowiadał swą historię sąsiadom,  ale  ci nie wierzyli mu na słowo.  Jednak gdy  opowiedział o tym, co mu się wydarzyło synowi swego pracodawcy, ten uwierzył mu, bowiem słyszał już coś podobnego od pewnego komiwojażera, który przeżył podobnież  takie spotkanie w okolicach Sewilli.

21marca, Sanchez pojechał do Piñeda z ładunkiem materiałów  konstrukcyjnych,  a także by  odwiedzić swą narzeczoną Anuncię Merino.   Opowie­dział o tym wydarzeniu jej i jej  rodzinie i zamierzał przenocować u nich, bowiem bał się wracać samotnie w nocy w  tym terenie.  Jednak zmienił swój  plan i pojechał. Około godziny 23:15 przejeżdżał przez miejsce,gdzie poprzedniej  nocy  spotkał humanoidów i NOL. I znowu ujrzał jasne światło na  drodze. Historia powtórzyła się z  tym, że światło wy­dzielał nie  jeden,  ale aż trzy NOL-e!!! No i humanoidów było więcej, bo aż czterech.  Poruszali się w kierunku środkowego, spoczywającego na jezdni NOL-a,  porozumiewając się gestami.  Istoty wskazywały na Sancheza i ruszyły w jego kierunku. Ten przerażony, rzucił się do ucieczki, udało mu się zmylić pogoń.  Istoty  szukały go, ale on widział to ukry­ty w rowie. Chociaż humanoidzi znajdowali się  czasami w odległości nie większej  niż 3-4 m od niego,  wciąż nie  był w stanie ujrzeć ich twarzy. Wreszcie Istoty dały za wygraną i przestały go poszukiwać. Sanchez poczuł się  bezpieczny w swym ukryciu.  Wyszedł z niego i udał się w kierunku świateł wsi Horacio, które były   odległe o 2 km. W pewnym momencie usiadł i zapalił papierosa,  a następnie zawrócił do porzuco­nego wozu. Sądził bowiem, że okolica jest już  opuszczona przez Obcych. Mylił się jednak. Trzy NOL-e wciąż tam były!!!   Znikli tylko humanoidzi. Gdy Sanchez dotarł do samochodu stwierdził, że zamknięto wszystkie drzwi szoferki!  A przecież pamiętał o tym, że zostawił je otwarte! Strach minął gdy stwierdził, że nikogo nie ma w środku.  Spróbował uru­chomić silnik,  ale bezskutecznie. Gdy zatrzasnął drzwi - na drodze po­jawili się znów humanoidzi. Znów było ich czterech i znów gestykulu­jąc zmierzali w  jego kierunku. Tym razem jednak podeszli do NOL-a sto­jącego po prawej  stronie  drogi i wystartowali.  Silnik samochodu zas­koczył. Odlotowi NOL-a towarzyszył ten sam buczący odgłos.   Wyglądało na to, że NOL usunął się Sanchezowi z drogi, i że może  odjechać,   co uczynił niezwłocznie.   I zwiałem stamtąd -  oświadczył on przesłuchu­jącym go specjalistom. Aliści chęć ucieczki została pokonana i to po przejechaniu 200 m.  Zatrzymał ciężarówkę i...zawrócił (już pieszo) do stojących na asfalcie NOL-i.  Zboczył w przydrożne krzaki i  ukryty za nimi  obserwował najbliższego NOL-a, chcąc zobaczyć jak humanoidzi wchodzą i wychodzą z niego. Pomimo wytężania wzroku widział wciąż, tylko burtę pojazdu.   Żadnych otworów,  żadnych drzwi - nic.  Potem obserwował  is­toty przy pracy.  Używały  one dwóch, rodzajów narzędzi,   które przypomi­nały podkowę i literę  „T”. Wbijały  to „T” w  jezdnię i w powstały ot­wór wsuwały podkowę.   Jednak nie  wyglądało na  to,   żeby  pobierały prób­ki roślin czy  asfaltu.  I znów nie mógł,  mimo oświetlenia i niewielkiej odległości  ujrzeć rysów  twarzy humanoidów.

Strach przed Nieznanym okazał się  silniejszy  od ciekawości i San­chez na pełnym gazie wrócił do domu.  Rano zwierzył się ze wszystkiego swemu pracodawcy, który poradził mu udać się do Guardia Civil, co też  zrobił. Towarzyszył mu syn pracodawcy. Oficer dyżurny skontakto­wał się z centralą w Bejar i po 3 dniach wezwał Sancheza w  celu spi­sania jego zeznań.  Śledczy   udali się na miejsce incydentu,   gdzie zna­leźli  ślady dziwnej   działalności.  Na  jezdni gdzie  lądował NOL odnale­ziono głębokie otwory w asfalcie,  wywiercone bardzo twardym narzę­dziem, co stanowiło potwierdzenie zeznań Sancheza. W kilka dni póź­niej z Madrytu przybyło dwóch ludzi podających się  za ufologów.  Wy­posażeni oni byli w różne instrumenty  oraz  licznik Geigera. Znaleźli oni także inne ślady m.in. trzy koliska wygniecionej  trawy oraz stwierdzili podwyższoną radioaktywność miejsc lądowania UFO.[3] (!!!)

Na marginesie  tego wydarzenia Sanchez stwierdził,   że  akumulator jego wozu był rano całkowicie wyładowany, choć przecież udało mu się w nocy uruchomić silnik,  mechanik,   któremu Sanchez  dał ten akumulator do naładowania nie stwierdził w nim żadnych zmian.

Na tym się nie skończyło.  30 marca o godzinie 00:45 Sanchez  wraz ze swą dziewczyną ujrzeli dwa wielkie  jasne światła na niebie.  Przelaty­wały  one nad terenem dwóch poprzednich incydentów.

Ostatnie i zarazem czwarte  spotkanie z Nieznanym Sanchez przeżył wraz z Anuncią i jej wujem.  Jechali właśnie do Salamanki w celu zda­nia przez Sancheza egzaminu na pierwszą klasę prawa jazdy. O godzinie 18:30 Anuncia ujrzała silne białe światło na niebie, które później znikło. Po przejechaniu kilku kilometrów tym razem wszyscy ujrzeli jasne światło, które leciało wprost na nich,   grożąc  czołowym zderzeniem,   na szczęś­cie   światło  uniosło się w górę,   przeleciało nad nimi i znikło.

Później   Sanchez nie widywał już  NOL-i czy  humanoidów,  a  wkrótce po swych przejściach poszedł do wojska.   W wywiadzie  radiowym wypowie­dział się tak w  kontekście  swych przeżyć: Nie mam potrzeby mówienia o  odwadze.  Przedtem nie wiedziałem co  to strach,   ale  teraz  już  wiem co   to  takiego.

 

10.5. Terror w  Kentucky .

 

Ta noc - 6   stycznia   1976  roku  na  długo pozostanie w pamięci trzech ko­biet  z  Kentucky,   które wracając do domu po  spóźnionej kolacji zostały zbadane  przez   załogę  NOL metodami,  przypominającymi  tortury.   Tymi  ko­bietami  o  których mówiono że mają silne   charaktery,   były:   Elaine Thomas   lat  48,   Louise Smith lat 48  i Mona  Stafford lat 35.   Wszystkie mieszkały  w  lub  koło Liberty (KY).  Dwie  z nich są  babciami, a pani  Stafford jest matką 17-latka. Żadna  z  nich nie przypomina sobie wszystkiego z  detalami,   ale dzięki  zastosowaniu przez  dr Leo Sprinkle’a hipnozy,   udało się   odtworzyć przebieg zdarzenia.

O godzinie 23:30 wszystkie trzy panie  jechały  do  swych domów ze  Stanford (KY).   Znajdowały się  o milę na zachód   od Stanford gdy w ich polu widzenia ukazał się wielki  dysk.   Był tak wielki  jak stadion piłkarski!  -  oświadczyła  pani Smith,   która prowadziła samochód tej  nocy.

Dysk był metalicznie szary ze  świecącą białą kopułką, rzędem czerwonych świateł dookoła  krawędzi  i 3 czy 4 żółtymi   światła­mi w  dolnej   części.  NOL najpierw  zatrzymał się przed nimi,   potem  ok­rążył samochód i w tej   chwili  samochód przyspieszył  jazdę  do  130  km/h. Sam!   Pani  Smith nie miała nad  nim jakiejkolwiek kontroli.  Ta sama  si­ła,   która rozpędziła samochód, teraz rozpoczęła go cofać do tyłu. Wstrząs spowodował utratę   świadomości  i wszystkie trzy kobiety  były nieprzytomne  przez następne 80 minut.   To  co  się w   tym czasie z  nimi działo,   zostało  odkryte dzięki  zastosowaniu hipnozy.

Kobiety  te  zostały wciągnięte na pokład NOL i następnie  poddane całkowitemu badaniu lekarskiemu. Elaine Thomas opowiedziała, że leża­ła na plecach w długim,  wąskim pomieszczeniu podobnym do inkubatora. Humanoidzi, którzy ją otaczali wyglądali jak małe,  ciemne figurki, których wzrost oceniła na 120 cm.  W jej pierś wciskano twardy, tępy instrument, który powodował silny ból.  Wtedy  także „coś”  zaciskało się na  jej  gardle.   Przy   każdej   próbie mówienia przeżywała wstrząs. Pod hipnozą wydawała  z   siebie tylko  ciche   okrzyki. Czuła niewidzialną dłoń zaciskającą się na gardle i widziała cienie postaci poruszające się wokół niej.   Oni  nie  pozwalają mi   odetchnąć?  Nie mogę  się   stąd ruszyć! -  krzyczała.

Pani Smith znajdowała się w jakimś ciemnym i gorącym pomieszczeniu gdzie  przymocowano jej coś do twarzy. Poprosiła Ufonautów o światło, ale gdy zabłysło, w  przerażeniu zamknęła oczy. To co ujrzała  było nazbyt  straszne i dlatego nie mogła opisać  tych istot. Boże! Pomóż mi!   -  krzyknęła.   Później powiedziała  ufologom,   że wnętrze  NOL było bardzo  ciemne  i  to  ją bardzo przestraszyło.   Prosiła  by     wpuszczono i pozwolono  odejść.  W końcu krzyknęła:  Jestem tak słaba,  chcę um­rzeć!   Ostatnią rzeczą  którą pamięta,   był  widok świateł  ulicy.

Mona  Stafford pamięta,   że  leżała na   łóżku w pomieszczeniu przypo­minającym salę  operacyjną.   Jej   prawe ramię   było  unieruchomione  jakąś niewidzialną siłą.   Wokół  siedziały trzy lub cztery istoty, ubrane w białe kitle, pomimo tego, że nie czuła się   torturowana, to jednak pa­mięta, że w pewnej chwili wyjęto jej  oczy z oczodołów. Następnie wzdę­to jej  brzuch  jak balon. Potem wykręcono jej stopy.  Nie wytrzymam tego  dłużej  -  krzyknęła i  straciła  przytomność.

Następną  rzeczą  którą zapamiętały była jazda do domu Louise. I jeszcze jedno.   Jadąc z tamtego miejsca powinny być tam o północy. Tymczasem było wpół do drugiej,   prawie  80 minut ich życia zostało wy­jęte z życiorysu.  Szyja  Louise  była zraniona, kiedy Mona  oglądała  to,   dostrzegła dziw­ne  czerwone znaki podobne do  oparzeń,   długie na 7  cm,   szerokie na 2,5   cm.   Także i szyja  Elaine nosiła  ten sam rodzaj  obrażeń,   przerażone kobiety wezwały  na pomoc  sąsiada   Lowella Lee.   On po wysłuchaniu ca­łej   historii  umieścił  każdą  z  kobiet  w  oddzielnych pokojach i popro­sił  o   opisanie  całego incydentu.  Wszystkie opisy  były  bardzo podobne do siebie.

Chociaż dziwne  znaki znikły po  dwóch dniach,   wszystkie  trzy nie mogły  podać racjonalnej  przyczyny  dziwnej  utraty czasu od chwili  gdy  ich samochód został szarpnięty do  tyłu w czasie zjawienia  się po raz pierwszy  NOL-a.

 Po  seansach hipnotycznych przeszły przez test wariograficzny[4],   który wykonał inspektor James Young z policji w Lexington. W zaprzysiężonym protokole Young  oświadczył:  Moim zdaniem,  kobiety te  wierzą w to, co  przeżyły.

Dr Sprinkle wyraził opinię, że wszystkie trzy kobiety przeżyły  specyficzne przeżycie, na co wskazuje fakt obserwacji i badań poszkodowanych  przez nieznane istoty.  Ponadto nadmienił,   że nie  jest to pierw­szy  fakt  utraty  poczucia czasu w tego rodzaju CE-III i  CE-IV.   Podob­nych przypadków odnotował więcej. Analogiczną opinię  wygłosił szeryf okręgu Lincoln, Bill Norris dodając do tego, iż w styczniu tego roku otrzymał wiele  doniesień o  obserwacjach NOL-i.

10  października  1976 roku,   w  „National Enquirer” ukazał się artykuł podpisany przez Boba Pratta, w którym autor powołując  się  na dyrekto­ra MUFON-u Lena Stringfielda, prowadzącego  postępowanie wyjaśniające w  tej   sprawie   oświadcza  że: Jest to jeden z  najciekawszych,   odnoto­wanych przez  MUFON incydentów. A powyższy incydent  nie   jest  odosobniony.   Osoby  biorące w  nim udział  znane są ze swej religijności, rzetelności i  uczciwości, dzięki której cieszą się doskonałą opinią w swoim środowisku.   W sumie, jest to tylko jeden więcej raport o CE-IV z humanoidalnymi istotami  z  innej sfery  czasu  czy przestrzeni.

Właściwie nie ma powodów  do zdziwienia:  czyż my nie jesteśmy dla Nich tak inni, jak Oni dla nas? Być może, ale wyglądałoby na to, że Oni poznali nas lepiej dzięki  swym możliwościom technologicznym, niż my ich i  być może mają więcej pytań niż my...

 

10.6. Wzięcia we śnie.

 

Od pewnego czasu otrzymuję informację od różnych ludzi,  którzy przyznają,   że zostali  zabrani na pokład NOL-a w czasie trwania tzw. efektu OBE (Out  of  the Body Sxperience -  dosłownie wyjście poza ciało), co sprawiało wrażenie przeżywania dziwnego snu.  Czy ludzie  ci byli wciągnięci w  incydenty  tak jak w przypadku Betty  i  Bamey’a Hillów? O ile  incydent  „Zeta Reticuli” czy ten z Kentucky były wypadkami  czys­to fizycznymi,   to ten rodzaj CE można by (i trzeba) nazwać  CE psychicz­nymi  lub  lepiej parapsychicznymi.[5] Osobiście jestem, przekonany,  że taki związek pomiędzy  NOL a nami istnieje i ma miejsce w innym wymiarze naszej psychiki.   Im więcej  dowiadujemy  się  o NOL-ach, tym bardziej  poznajemy samych siebie jako pewną społeczność. Tak więc nasze spotkania z NOL-ami są także, poza czysto fizycznym kontaktem z Innymi - kontaktem psychicznym, duchowym,  który odbywa się nie tylko poza  czasem i przestrzenią,  ale  również nawet poza naszym ciałem fizycznym. Stąd bierze się właśnie pojęcie „lotu astralnego”, „wędrówki dusz” czy bardziej  uczenie  -  OBE. Być może OBE jest tym kluczem do zrozumienia Ta­jemnicy Tajemnic? Czyżby więc OBE był najłatwiejszym środkiem kontaktu z parapsychicznymi istotami, znanymi jako Ufonauci? Wszak wszystkie doniesienia które mówią o tym, że świadek został zabrany  na pokład NOL-a są  opisywane bardziej jako mentalne, duchowe, a w każdym razie niematerialne, niż fizyczne, namacalne. Od dawna byłem przekonany o tym, że ludzkość jest związana z Istotami z NOL-i już od czasu gdy pierwszy człowiek wyprostował swe plecy i zaczął marsz w górę.[6] Jest rzeczą pewną i  jasną, że w ciągu całej swej ewolucji człowiek opisywał swe spotkania z Nimi, posługując się znanym mu aparatem pojęciowym, wykształconym na bazie swej dotychczasowej wiedzy.

A teraz zatrzymajmy się i porównajmy relacje o zjawiskach związa­nych z NOL-ami, z  legendami narosłymi wokół  Starej  Religii  - czarnoksięstwa w latach  1400-1500. Od stuleci  Kościół rzymskokatolicki i w ogóle chrześcijaństwo oficjalnie ignorowały praktyki tej  starej  tradycji, ale do czasu. Odkąd ludzie zaczęli na serio zastanawiać się nad budową Wszechświata,   cała kościelna hierarchia dostała  jakiegoś obsesyj­nego  „bzika” na punkcie diabłów i  kobiet-wiedźm,   latających na miotłach, W swej pracy  „Anti-Christ and the Millenium” E. R. Chamberlin wspaniale pointuje pewien problem, który jest analogiczny do dyskutowanego w  tym rozdziale aspektu tajemnicy NOL-i. A brzmi  to tak: Jest czymś paradoksalnym to, że Kościół Chrystusowy, który ze i wszystkich  sił zwalczał praktyki sataniczne i satanistyczne, nadał tym praktykom swą formę. Było koniecznym zdefiniowanie satanizmu w celu prowadzenia z nim skutecznej walki,  przez co  Kościół nadał mu kształt czegoś więcej niż  tylko folkloru. Zdecydowana  większość elementów satanizmu, tworzą­cych satanizm sensu largo, została niejako "zapożyczona" zza granic Europy, ale w ciągu stuleci Kościół satysfakcjonował się odrzucaniem ich jako bzdur.   Legenda o  kobietach latających po nocach na miotłach nie  była  traktowana poważnie.  Głupcem jest ten kto  wierzy w   to,   iż coś takiego  jest możliwe dla  ciała,   które zostało stworzone dla  duszy. W końcu jednak społeczność została  zmuszona do dania  temu wiary  w  ros­nącej   fali  religijnego  fanatyzmu.

Cóż, opisując CE z NOL-ami używamy  terminologii  s-f, a Obcy jako pro­dukty naszej  wyobraźni  robią to,  czego się po Nich spodziewamy. Jed­nym słowem, sprowadziliśmy całą  naszą Tajemnicę do formatu „wojen gwiezdnych”. Być może fałszywie to wszystko interpretujemy  jako czys­to  fizyczne  spotkania,   które „zostały stworzone dla  duszy”. Innymi słowy, czy  spotkania  te  odbywają  się  tylko i wyłącznie w naszej  psychice?  Co możemy powiedzieć na  temat zjawiska  OBE?  Dr  Karlis   Osis,  dyrektor American Society   for Psychical Research /ASPR/ napisał tak: Od 2  lat Departament Badań ASPR zaangażował się w   odnalezienie odpowiedzi na pytania:   Czy  człowiek,  a  raczej  jego osobowość  jest w stanie przeżyć swą  śmierć? Innymi słowy mówiąc - czy istnieje życie po śmierci? Czy  „dusza”  człowieka może  opuścić ciało  czasowo (jak w OBE) czy na stałe (po  śmierci)?

Dokonując przeglądu dokonanych eksperymentów, dr Osis  zsumował  całą tę pracę ASPR oświadczając:   Badania nad OBE okazały się  być niewdzięcznym i trudnym zadaniem,   głównie dlatego,   że fenomen ten nie przejawia się tak jak sobie tego życzymy.  Nasze wyniki potwierdzają hipotezy  tyczące OBE.  Mamy  nadzieję  udowodnić istnienie  egzomatycznego istnienia.

Tysiące  ludzi przeszło przez  doświadczenia OBE w życiu codziennym, czego  ślady znajdują się w  gigantycznej masie  literatury, dotyczącej tego i fenomenu oraz w mistycznej i religijnej   tradycji. W swej wcześniejszej pracy wyraziłem swą opinię,  że  spontaniczne  OBE występuje ogólnie w  8 przypadkach:

1. w czasie snu;

2. w czasie porodu,   operacji,   ekstrakcji zęba z  anestezją itp.;

3. w czasie wypadku samochodowego, lotniczego,  itp.,  wskutek odniesie­nia  bardzo silnych urazów fizycznych,  mechanicznych i in.,  gdy poszkodowany  sprawia wrażenie umarłego; 4. w  czasie  doznawania silnego bólu  fizycznego;

5. w pewnych stanach chorobowych;

6. w  stanie  śmierci klinicznej;

7. w  chwili  śmierci,   gdy umierający  traci  łączność z  żywymi  ludźmi, z  którymi  łączy  go   emocjonalna więź;

8. wskutek działania  skoncentrowanej  i  ukierunkowanej woli człowieka.

Do  tego możemy  spokojnie dorzucić:

9.   wskutek psychicznego  "kidnapingu"  istot  latających w NOL. Porwa­ny ma wrażenie,   że  znajduje  się na pokładzie latającego talerza.

Ciekawym przykładem takiego rodzaju spotkania z NOL-OBE jest przypadek CE, którego uczestnicy rozpoznali się nawzajem już po spot­kaniu w życiu codziennym:

Gdy otworzyłem drzwi ujrzałem przyjaciela i jakiegoś nieznajomego. Nowoprzybyły miał wyraz bezgranicznego zdumienia na  twarzy.  Przez ca­ły wieczór uporczywie gapił się we mnie, aż w końcu dowiedziałem się dlaczego.  Opowiedział mi swój  okropny sen o kimś,  kogo wcześniej nie znał,  a teraz rozpoznał tego nieznajomego. To byłem ja! W swym śnie znalazł się w pomieszczeniu,  w  którym znajdowało  się wielu ludzi. Ludzie  ci  sprawiali wrażenie czekających na coś czy na kogoś. Nie znałem żadnego z nich, poza mną. Uśmiechnąłem się do niego, co sprawi­ło, że stał się spokojniejszy. Podszedł do mnie. I naraz wszyscy spoj­rzeli w górę. Nad głowami mieli gwiaździste niebo z bezgwiezdnym krę­giem w zenicie.  Zauważył,   że  to był owalny  obiekt opadający z nieba. Ledwo to dotarło do niego, w NOL-u ukazał się otwór, z którego wystrze­liły niebiesko-białe promienie.  Poczuł lęk i  rozejrzał się,   by  stwier­dzić jak reagują  inni  na ten  widok,   ludzie  lecieli  jeden za  drugim w kierunku tego otworu. W pewnym momencie poczuł „black-out” i  obudził się  już  w  dziwnym  kopułowatym pomieszczeniu.  Inni  ludzie  też wracali z  wolna  do przytomności.   Każdy człowiek został umieszczony w jednym z foteli, których trzy rzędy stały pod ścianami. Naprzeciw nich znaj­dowany się tablice rozdzielcze ze światełkami, przyciskami, wskaźni­kami  itp.  W  centrum znajdowały  się  2  fotele, umieszczone pod tymi panelami. Poza tymi urządzeniami lśniło  jaskrawe światło. Pośrodku, w geometrycznym centrum pomieszczenia była  kolumna czy słup, łączący sufit z podłogą. Tą  kolumnę otaczała metrowej  wysokości barierka. Mężczyźni i kobiety na których patrzył wyglądali równie wystraszeni jak on. Poczuł, że myśli  go opuściły. Naraz wszyscy spojrzeli na śro­dek pomieszczenia. Stał tam człowiek odziany w srebrzysty, ściśle przylegający  do ciała strój, przykrywający  jego stopy i  dłonie. Głowę  pokrywał kulisty hełm, zasłaniający twarz. Witam na pokładzie - przyjaciele!  powiedział  i  zdjął hełm. To  byłem ja!

Brad - ja wciąż  śnię ten sam sen  już od półtora roku. Po piątym czy  szóstym razie miałem  tego dosyć.  Nie mogę powiedzieć ile  razy mi  się  to wydarzyło -  już  się  w  tym pogubiłem!

Przedyskutowałem to wydarzenie  z moim korespondentem i wkrótce wyszło na  jaw parę zaskakujących detali. Zdarza się bowiem, że ktoś śni sen o  spotkaniu kogoś, kogo zna z literatury. Ale my mówimy o sytuacji, w której  blisko tuzin mężczyzn i kobiet  doświadcza  tego  sa­mego snu,  identycznego w najdrobniejszych szczegółach, spotykających tego samego człowieka.   Takie  zmiany sytuacji w  tym śnie są identycz­ne w każdym przypadku.

Mój   Korespondent pisał:

Odnalazłem tych ludzi  i poleciłem im naszkicować plan tego kopułowatego pomieszczenia. Pomimo różnych poziomów artystycznych, wszys­cy narysowali ten sam plan pomieszczenia. Potem poleciłem im  oznaczyć swe miejsce siedzenia na jednym z  trzech rzędów  foteli,   mając nadzie­ję,   że wszyscy narysują znak tylko w jednym miejscu. Ale nie!   Wszys­cy  oznaczyli miejsce swego siedzenia w  różnych miejscach.  Wobec  tego poleciłem  opisać im strój  w  którym  ja  (Brad Steiger) się  im ukazałem.   Znów opisy były identyczne,   tak jak opis   każdego innego szczegółu to które pytałem.   Stwierdziłem pewien interesujący fakt:  nikt nie pamiętał kiedy miał ten sen i nikt nie mógł sobie tego przypomnieć. To ich dziwiło. Nie byli pewni tego  czy  to miało miejsce tydzień, dwa tygod­nie czy miesiąc temu. Widocznie nie  były to normalne  sny.

Mój korespondent zdecydował się opowiedzieć mi  także  inny „sen”, który przyśnił mu się w lecie 1959 roku:

Właśnie  siedziałem, czytając w swoim ulubionym fotelu. W pewnej chwili  poczułem niepokój i zdenerwowanie. COŚ nie dawało mi spokoju, coś o czym zapomniałem, a powinienem pamiętać. Nagle rzuciłem okiem w  kierunku drzwi. Wiedziałem, że ktoś za nimi, stoi. Odłożyłem książkę wstałem i podszedłem do nich,  otworzyłem je nieco i wyjrzałem. Stało tam dwóch facetów odzianych na czarno.  Wyglądali jak jednojajowe bliź­niaki,   tak byli podobni  do siebie.   Obaj mieli  ciemną cerę ze wschod­nim wykrojem  oczu,  ale nie byli  orientalnymi  typami  ludzi.   Pamiętam, że to było w  1959 roku,   na  wiele wcześniej nim ludzie zaczęli mówić o MIB-ach, Ludziach w  Czerni. Choć nie wyrzekli ani słowa,   usłyszałem w mózgu: Jesteś gotów? Nie wiem dlaczego, ale z  tej czy  innej  przy­czyny  byłem gotowy do  drogi.  Zdjąłem swój   świąteczny  strój  i  sięgną­łem po turystyczne szorty. Była to  upiornie  gorąca noc. I znów usły­szałem we wnętrzu czaszki głos: To nie  będzie potrzebne i tak cię nikt nie zobaczy. Dziwne,  ale to mnie  uspokoiło.   Wyszliśmy przez  hali i naraz  znaleźliśmy  się na płaskim pagórku. Zdziwiła mnie ta nagła zmiana scenerii.  Zauważyłem  światła  samochodu nadjeżdżającego ulicą i znalazłem się pomiędzy dwoma mężczyznami. Nie chciałem być widziany w mym odświętnym ubraniu.   Ktoś roześmiał się w mych myślach: Mówiłem tobie,   że nikt cię nie zobaczy. Spróbuj!  Spróbowałem a jakże - samo­chód przejechał niemal potrącając  mnie.  Jego pasażerowie nawet nie spojrzeli w  moim kierunku. To  było  tak,   jakbym był niewidzialny.  To mnie zdumiało. Powróciłem do mych towarzyszy. Patrzyli w górę. I to co nastąpiło później  przypominało mój  późniejszy sen. Spojrzałem w górę i ujrzałem coś, co  wisiało nad nami.   W  tym „czymś” otworzył się otwór, z którego bluznęło niebieskie  światło. Uczułem nieważkość i ujrzałem  jak dom i grunt zapada  się w dole. Unosiliśmy się w kierunku tego „czegoś”. Straciłem przytomność gdy zbliżyłem się  do otworu. Gdy przyszedłem do  przytomności, leżałem na boku patrząc na ścianę. Prze­wróciłem się na plecy, a potem usiadłem.  Znajdowałem się w pomieszcze­niu  o dziwnym kształcie. Wyglądało to jak wnętrze pieroga w miejscu sklejenia - to porównanie jest jedynym przychodzącym mi  na myśl. Po­mieszczenie było puste, ogołocone z przedmiotów z  wyjątkiem podestu lub czegoś w tym rodzaju,  na którym siedziałem.  Ściany,  podłoga i sufit wyglądały tak,   jakby  zrobiono  je  z niebieskawo-szarego materia­łu. To coś na czym siedziałem było miękkie,   natomiast ściany były twarde, choć na oko wykonane z takiego samego materiału. Pomieszcze­nie zalane było spokojnym, miękkim bezkierunkowym światłem. Nie po­trafiłem umiejscowić  jego środka (źródła). Naraz usłyszałem kobiecy głos mówiący: Właśnie się  zbudziłeś. Rozejrzałem się w nadziei że ujrzę coś lub kogoś, ale nadaremnie  -  tylko gołe  ściany, nic więcej! Naraz  otworzyły się drzwi i mogłem dostrzec część  hollu,   który choć był ciemny, widać w nim było niebieskawą  poświatę,   dobiegającą   jakby z wielkiej   odległości.   W drzwiach zamajaczyły   dwa cienie.  Nie mogę nic  powiedzieć  o ich kształcie.   Ich ruch był zbyt szybki  i nieskoor­dynowany.   Miałem wrażenie,   że  zbliża   się  do mnie dwoje  ludzi,   kobieta i mężczyzna,   niosący  pojemnik pełen  chirurgicznych narzędzi  i  strzy­kawek...

Naraz  znalazłem się  znów  w mym domu,   siedząc w   fotelu i  czytając książkę. Byłem  straszliwie  senny, poszedłem więc spać, śmiejąc się ze swej  rozigranej wyobraźni.

Mój Korespondent  dodał, że po obudzeniu się następnego ranka uznał ten epizod  jako zwykły koszmar. Ale gdy sięgnął po książkę, którą od­łożył poprzedniego dnia stwierdził, że książka... znikła! W ciągu 2 dni  przeszukał  cały  dom, ale bez rezultatu. Gdy sublokator mego ko­respondenta,  pracownik FBI powrócił z podróży służbowej,   poprosił go o pomoc w poszukiwaniach. Obaj  przewrócili dom do góry  nogami: Za­częliśmy   od jednego końca - pisał – i czyściliśmy, zmiataliśmy i wos­kowaliśmy wszystko  co było na drodze do drugiego końca. Znaleźliśmy-wiele  rzeczy zapomnianych,   zagubionych i  takich, o których słuch za­ginął,   ale nie  znaleźliśmy nawet  śladu książki.

Po  upływie  tygodnia  obaj  przyjaciele  znaleźli  książkę, leżącą na krawędzi  biurka, tam gdzie Korespondent ją pozostawił:  Jak to się stało że książka znikła  na  tydzień i znów  się  pojawiła?[7] Nie mówiąc już o tym, jak powróciłem do mieszkania którego  drzwi zatrzaskują się automatycznie,   nie mając  klucza w  kieszeni?!

Jeżeli to się zdarzyło naprawdę, to nasuwa się pewien ciekawy wniosek. To był rodzaj  teleportacji:  wszak po wyjściu do hali u na­tychmiast  znaleźliśmy się na   szczycie wzgórza, to jasne. Jest tylko jeszcze małe „ale” - przecież mogliśmy   się  teleportować wprost do wnętrza NOL.  Widocznie  jednak nie jest to możliwe. Być może NOL jest chroniony  jakimś rodzajem pola siłowego przed tekeportacją i poten­cjalnymi teleportantami. I jeszcze   jedno -  gdy  śpię,   zazwyczaj  wiem że   śnię i we śnie wiem co mi się  śni. Innymi  słowy mówiąc wiem że to co przeżywam jest  snem. Tym razem jednak nie miałem tego wrażenia. To przeżycie było podobne do snu poprzez brak poczucia  upływu czasu. Poza  tym nie miałem całkowitej kontroli nad sobą.  We śnie działałem bardziej  jak zdalnie sterowany  robot niż jak człowiek.  Sądzę, że wie­lu z nas było i jest kontrolowanych telepatycznie przez  ufonautów. To jest właśnie to co czuję, ale nie mam dowodów. To jest właśnie problem całej  ufologii, bowiem gros wydarzeń i incydentów  związanych z  NOL leży na obszarach pogranicza  oficjalnej nauki i paranauk.

Opracowując moje  „Gods of Aąuarius: UFOs and   the  Transformation of Man” zamieściłem w nim wypowiedź  dr Andrija Puharicha i  jego asys­tentki Melanie Toyofuku na  temat swych badań „cudownego dziecka”  Uri Gellera,  który swego czasu zbulwersował cały świat swymi psychicznymi możliwościami  i superwysokim IQ.[8] Puharich ma  pewność,   że  takie  dzieci mogą  odwiedzać NOL-e w postaciach astralnych. To zabawne - powiada Puharich - jak dwoje z nich spotkało  się w  jednym statku kosmicznym, to oboje  zaczynali zmieniać zapisy. One były chłodne w tonie.[9]

Puharich opowiedział o interesującym zdarzeniu, jakie onegdaj miał w Meksyku. A mianowicie: zebrał szóstkę takich „kosmicznych dzieci” i rozpoczął drażnić ich porównaniami  symboli,   o  których powiedział im, że  nie są one „z tej Ziemi”. Narysował więc kilka takich symboli i zapytał dzieci czy widzą jakieś podobieństwa (metoda przypominająca test Roschacha). Owszem - odpowiada  jedno z  nich -  ale nie naryso­wał pan tego poprawnie. Tam jest pewien mały  detal, który powinien być gdzie indziej. Ten dzieciak natychmiast  wpadł na to - powiedział Puharich - w pół godziny, a mam to na  taśmie, te dzieci uporały się z problemem. Kiedy zapytałem je później, czy kiedyś rozwiązywały coś podobnego, odparły że nie. Ale jakoś zapamiętały to albo dzięki treningowi na statkach kosmicznych, albo doszły   do  tego wspólnie!

Jeżeli  te  efekty  OBE    duchowymi,   mentalnymi  eksperymentami   tam­tych z  NOL-i, to  jaki cel mają one osiągnąć?  Czy niektórzy z nas są przeprogramowani  lub  kierowani przez Nich, by być naszymi mistrzami, mentorami, przewodnikami i nauczycielami?  Czy ludzie ci są tymi wy­branymi  do przetrwania  czasów,   zwanych przez  Indian amerykańskich czasami Wielkiego Oczyszczania? Cokolwiek te OBE-NOL sny wskazują,   są one wyrazem pewnego rodzaju interwencji w nasze ludzkie  sprawy, a NOL-e są tego obecnym aktywizującym archetypicznym  symbolem.

 

a



[1] Incydent ten jest w Polsce znany, więc pozwoliłem sobie tutaj na skrót – uwaga tłum.

[2] Był to klasyczny przypadek CE z tzw. missing time – „zagubionym czasem” – uwaga konsultanta.

[3] Jest to typowy przykład na powiązanie ufozjawiska z powstawaniem tzw. agroformacji zbożowych – przyp. tłum.

[4] Test na wariografie (poligrafie) – popularnie zwanym wykrywaczem kłamstw. W niektórych krajach jest on jedynie dowodem posiłkowym (poszlaką) i nie może decydować o winie czy niewinności oskarżonego, czy prawdomówności świadka – uwaga konsultanta.

[5] Są to Bliskie Spotkania oznaczone jako CE-III-F albo CE5, w czasie których dochodzi do kontaktu psychicznego – uwaga konsultanta.

[6] W świetle wyjaśnień podanych przez hipotezę Wędrowców w Czasie jest to całkowicie zrozumiałe. Obcy – a raczej ludzie z głębokiej Przeszłości lub Przyszłości naszej planety po prostu studiują powstanie i rozwój Hominis sapientis od Ich – naszego – zarania i stąd przekazy o bogach, którzy mogą się łączyć z ludźmi (ówczesnymi), bez konieczności pokonywania barier genetycznych, które stanowiłyby przeszkodę (być może nie do pokonania) w przypadku, gdyby w grę wchodziły Istoty z Kosmosu, a nie ludzie – przyp. tłum.

[7] Żartobliwie nazywa się to „efektem diabelskiego ogona” (bo niby diabeł ogonem nakrył...) i tłumaczone jest tym, że Obcy zabierają jakąś rzecz w celu gruntownego przebadania jej, a potem zwracają na to miejsce, z którego ją wzięli – uwaga tłum.

[8] Uri Gellera zdemaskowano wreszcie jako oszusta i zręcznego hochsztaplera – przyp. tłum.

[9] Autor tej książki też uważa się za „gwiezdne dziecko”, co zaważyło potem na jego dalszym życiu osobistym – uwaga tłum.