Powered By Blogger

wtorek, 15 września 2015

CE3 w rejonie Gdyni



To wydarzenie ma ścisły związek z pracą dr Franka E. Strangesa, którą przedstawiłem tu wcześniej. Wydarzyło się ono w lipcu 1943 roku, na pasie wydm w okolicy Gdyni-Babie Doły. Bohaterem jest francuski więzień – niejaki S. Teau czy S. Théau (czytaj: Sto). Być może jest to pseudonim, trudno to powiedzieć teraz, kiedy od tych wydarzeń upłynęły 73 lata. Kim był S. Teau? Jean Sider, który spisał jego zeznanie twierdzi, że w czasie wojny był on więźniem jednego z podobozów KL Stutthof, który swoją relację przekazał już po wojnie. Przekład relacji S. Teau autorstwa Beaty Pyśk zamieściłem w opracowaniu „Wunderland – Pozaziemskie technologie Trzeciej Rzeszy” i przekazuję je Czytelnikowi:

Teau nie mógł sobie przypomnieć dokładnej daty swego CE, jednak pamiętał, że było to w pierwszą niedzielę, po dniu 14.VII.1943 roku. Nasz bohater szedł wybrzeżem w kierunku Babich Dołów (wtedy Gotenhafen – Hexelground) i ujrzał naraz coś dziwnego. Pomiędzy trzema wydmami leżał zaryty w piachu jakiś obły przedmiot o barwie błyszczącego aluminium.

Zaskoczony Francuz, który patrzył na to ze szczytu wydmy nie był w stanie rozpoznać kształtu tego obiektu, potem jednak dotarło do niego, że był to dysk. Jeden jego bok był wbity w piach i jakaś postać ludzka przykucnięta przy nim, odgarniała rękami piasek, który widocznie uniemożliwiał lot tego dziwnego obiektu. Świadek był przeświadczony, że widzi niemiecki samolot, który musiał awaryjnie lądować w czasie lotu doświadczalnego. Po chwili osoba odkopująca pojazd odwróciła się i ku swemu zdumieniu Teau stwierdził, że była to kobieta! Była ona ubrana w dziwny, ściśle przylegający do ciała strój, jaki wtedy nie był w modzie. Świadek porównał strój kobiety do kombinezonu nurka, który widział na filmie Jacquesa Cousteau.

Kobieta była postawna blondynką i jej jasne włosy spływały na ramiona. Jej wzrost wynosił jakieś 175 cm, jej cera była jasna a oczy trochę skośne. Skinęła na niego, a Francuz podszedł bliżej. Wtedy zauważył, że jest przepasana paskiem z klamrą i obuta w buty z cholewkami do połowy łydek. Jej dłonie miały długie palce z krótkimi paznokciami. Odezwała się doń w jakimś nieznanym mu języku, a z gestykulacji wynikało, że żąda od niego pomocy przy odkopywaniu części obiektu zasypanej piaskiem. Świadek wykonał to polecenie w ciągu kilku minut.

W czasie tej pracy Teau przyjrzał się dokładnie obiektowi. Nie był on nitowany czy spawany, a jego powierzchnia była gładka. Nie miał on żadnych oznaczeń, które wskazywałyby na jego pochodzenie. Talerz miał 6 m średnicy i 2 m wysokości. Kształt pojazdu przypominał dwie połączone podstawami miednice. W górnej części znajdowało się 4 lub 6 okienek. Nie widać było żadnego luku czy włazu. W spojeniu obu „miednic” znajdowały się dwa ciemniejsze pasy oddzielone od siebie czarną linią.

Po odkopaniu zasypanej części pilotka gestem nakazała Francuzowi oddalenie się, zaś sama weszła do pojazdu. Położyła obie ręce na powierzchni obiektu, a wtedy pokazał się w niej otwór, przez który weszła do środka. Potem otwór zamknął się i znikł. następnie rozległ się wibrujący dźwięk, a ciemna linia pomiędzy pierścieniami zabłysła światłem. Obydwa pierścienie zaczęły wirować przeciwbieżnie, a pojazd powoli uniósł się pionowo w górę i odleciał poziomo, w kierunku północnym z takim przyspieszeniem, że świadek stwierdził iż byłby on szybszy od najszybszego ówczesnego pościgowca. Teau był przekonany, że spotkał się z najsłynniejszą kobietą pilotką-oblatywaczką kpt. pil. Hanną Reitsch, której zdjęcia zdobiły okładki wszystkich magazynów. Pod koniec lat 50. doszedł on do wniosku, że było to jednakże Bliskie Spotkanie Trzeciego Rodzaju. Najprawdopodobniej dlatego, ze była ona podobna do pięknej Plejadianki Semjase odwiedzającej George’a Adamskiego

Tyle Jean Sider.

Na ile jest to wiarygodne – nie wiem. Ze słów świadka wynika, że wydarzyło się to w dniu 18.VII.1943 roku.

Jednego jestem pewien – w tych czasach całe polskie wybrzeże Bałtyku, to był jeden wielki poligon niemieckich broni V. Od Mierzei Wiślanej po Świnoujście. I dlatego mogło tam być wszystko – od rakiet V do przeciwrakiet Rheinbote i latających talerzy V-7… Po wojnie też nie było lepiej, a co tam się działo, to opisałem w pracy pt. „Powojenne losy niemieckiej Wunderwaffe” (Warszawa 2008), co już atoli jest inną sprawą.

Czy było to spotkanie z niemiecką pilotką Hanną Reitsch? Chyba jednak nie. Po pierwsze dlatego, że nie mówiłaby do świadka w nieznanym języku, tylko po niemiecku, z którym to językiem Teau siłą rzeczy był osłuchany i musiałby go zidentyfikować.

Najsłynniejsza pilotka-oblatywaczka III Rzeszy, kpt Hanna Reitsch

Kpt. pil. Reitsch była blondynką, ale jej włosy były raczej krótkie, co jest oczywiste bowiem są one praktyczne do hełmofonu czy lotniczej kominiarki. Jej wzrost również nie był wysoki, co widać choćby z tego zdjęcia z Hitlerem.

Kpt.pil. Hanna Reitsch z Adolfen Hitlerem i Hermanem Goeringiem

Czy mogła to być Rosjanka – jak to sugerowałem ongi? Jasne włosy, wysoki wzrost i lekko skośne oczy, a do tego niezrozumiały język nawet by do tego pasowały. Ale znów – czy ZSRR miał takie technologie do sporządzenia takiego skomplikowanego, technicznie wyrafinowanego pojazdu? Wątpię.

Jeżeli Teau mówił prawdę – tzn. o ile to spotkanie rzeczywiście miało miejsce – to albo je podkoloryzował, albo rzeczywiście była tam jakaś kobieta i pojazd z innej Rzeczywistości, z innego Czasu…

Jak na razie trudno jest coś powiedzieć na temat autentyczności całego wydarzenia, bo nie ma innych świadków. Być może był to jakiś pojazd z poligonu SS we Władysławowie/Grossendorf, którym kierował SS-Obergruppenführer Otto Mazuw, albo jakaś konstrukcja z U-bootwaffe Versuchenanstallt lub Torpedo Waffenplatz w Gotenhafen-Hexelground oraz Torpedo Versuchenanstallt Oxhöft na Oksywiu, którego tajemnice do dziś dnia pasjonują poszukiwaczy skarbów i badaczy historii najnowszej. Pracowano tam nad torpedami morskimi i lotniczymi, ale nie jest wykluczone, że także nad broniami stricte lotniczymi – w tym być może i konstrukcjami typu latający spodek V-7.

Ale tego dowieść dzisiaj nie w sposób.


I na zakończenie jeszcze jedna rzecz ciekawa a mianowicie to, że w kontekście prac prowadzonych na wodach Zatoki Gdańskiej i Puckiej przewija się słowo lufttorpedo nad którymi pracowano w Babich Dołach. Powszechnie panuje opinia, że były to torpedy zrzucane z samolotów. A może wcale nie? Może chodziło tu o latające torpedy w rodzaju Fi-103/A-2/V-1? Tak właśnie je nazywano w Rzeszy: latające bomby albo latające torpedy. Tak pisano o nich w Skandynawii. Może chodziło o jeszcze jakąś wyrafinowaną i bardziej zaawansowaną technicznie broń, niż torpedy…?