Powered By Blogger

niedziela, 8 maja 2011

Władcy Wszechoceanu






Aleksandr Wołodiew

W rosyjskiej prasie poświęconej niezwykłym fenomenom od czasu do czasu pojawiają się artykuły na temat istot rozumnych zamieszkujących akweny Wszechoceanu naszej planety, a które mogą stanowić drugą rasę rozumnych istot na Ziemi. Materiał ten został opublikowany na łamach czasopisma „NLO” nr 4/2011, s. 18.

Ludzie Wszechoceanu

Nieprzerwana wodna przestrzeń pokrywająca nasza planetę, mająca szczególny skład chemiczny, otaczająca kontynenty i wyspy – Wszechocean – dzieli się na cztery mniejsze oceany: Spokojny, Atlantycki, Indyjski i Lodowy[1], które zajmują 70,8% powierzchni Ziemi. Należy przy tym wziąć pod uwagę fakt, że na północnej półkuli jego wody zajmują 60,6%, a na południowej aż 81%. Jakże mało wiemy o samym rodzaju ludzkim – o jego ewolucji biologicznej, technologicznej, socjalnej. A przecież prawo do istnienia mogą mieć także inne gatunki ludzkie. Czy nie istnieje równolegle z lądowymi ludźmi rasa ludzka, która zamieszkuje wody Wszechoceanu, i o której wspominają filozofowie, podróżnicy, historycy piszący o nich jak o bratnim związku plemion? No a skoro tak, to dlaczego przemierzający przestrzenie oceanicznych wód, zapuszczający się w tysiącmetrowe głębiny marynarze, badacze oceanu, uczeni niczego nie zauważyli i nie zauważają? Odpowiedź na to intrygujące pytanie jest oczywista, a mianowicie – oni zauważali i wciąż zauważają te Istoty. Inna rzecz, że do tajemniczych zjawisk, tajemniczych Istot odnosimy się jak do iluzji, które przeczą realności i co za tym idzie – nie są one uznawane przez mędrców z naszego, kontynentalnego świata…

Od skrzeli do płuc

Hipoteza, według której człowiek rozumny wyszedł z oceanu, ewolucyjnie zamieniając skrzela na płuca, według poglądów różnych współczesnych uczonych, wciąż pozostaje w sferze teoretycznych rozważań. Z drugiej strony dowodem na to może być fakt, że ludzka krew, a właściwie jej skład chemiczny jest niemal identyczny ze składem chemicznym wody morskiej. Poza tym nasze płuca są podobne w działaniu do rybich skrzeli. Profesor z Uniwersity of Calcutta – Rakosh Kafadi teoretycznie i praktycznie udowadniał, że w dawnych czasach doszło do rozdzielenie gatunku Homo na ludzi lądowych – Homo sapiens sapiens i oceanicznych – Homo sapiens aquaticus, a w 1991 roku wybrał on na swego sojusznika 70-letniego jogina i guru Ravinda Mishda, który zgodził się w całkowicie kontrolowanych warunkach, pod okiem kamer video, na eksperyment przebywania pod wodą bez jakichkolwiek urządzeń wspomagających oddychanie. W ten sposób ustanowiony został rekord przebywania w wodach jeziora – i wynosił on 144 godziny 16 minut i 22 sekundy. Jak udało się osiągnąć niemożliwe? Guru – co potwierdzili medycy – potrafił przestawić swe płuca na typ pracy skrzeli. Oznacza to, że płuca jogina zostały wypełnione wodą były w stanie przyjmować tlen z atmosfery rozpuszczony w wodzie tylko w ten sposób, jak to odbywa się u ryb. Ponadto guru oświadczył, że dysponuje on metodami swych przodków pozwalającymi na oddychanie podwodne każdemu, kto posiadł umiejętności jogi. Omawiając warunki eksperymentu prof. Kafadi stwierdził, że oto jest właśnie mój dowód na to, iż my wszyscy jeśli sobie tylko tego zażyczymy, jesteśmy w stanie być istotami dwudysznymi. My wszyscy jesteśmy dziećmi Wszechoceanu, które dawno temu opanowały ląd. A rekordzista Ravind Mishda jak się okazuje, wcale nie jest jedynym. Usłyszawszy o tym rekordzie, pewien rybak z filipińskiej wyspy Luzon oświadczył, że pod kontrolą aktywistów z Amerykańskiego Stowarzyszenia Nurków zanurzył się bez akwalungu na głębokość 60 m. Jorge Paquino wyszedł na brzeg po upływie 1 godziny 5 minut stwierdzając, że nie wiedzieć dlaczego słona woda jest zbyt niebezpieczna dla zdrowia. Nie odważył się na powtórkę swego wyczynu, ale jego najbliżsi odkryli, że kiedyś ukrywając się przed bandytami przesiedział na dnie laguny ponad 24 godziny – a dokładniej 24 godziny i 25 minut.

Oczywiście w przypadku jogina Ravinda Mishida i rybaka Jorge Paquino nie chodziło o jakieś zatrzymanie oddychania. Obaj oddychali w wodzie. Jak wiadomo powszechnie, człowiek jest w stanie zatrzymać oddech na 40 – 60 sekund. Najbardziej wytrenowanym profesjonalnym nurkom udawało się wstrzymać oddychanie na głębokościach 25 – 30 m na 5 – 6 min.

Nie myśl źle o Rusałkach i Syrenach

A jak w tym kontekście należałoby się odnosić do zapisów w dziennikach pokładowych z minionych stuleci zapełnionymi świadectwami o spotkaniach z Gospodarzami Wszechoceanu – Rusałkami, Syrenkami i ich nieodłącznymi towarzyszami – Syrenami?  Jeden z takich zapisów pochodzi od towarzysza Kolumba, o nazwisku de Neredo – „żeglarza odważnego i prawdomównego”, który w swym dzienniku pisał tak: Niejednokrotnie udawało mi się obserwować takich mężczyzn i takie kobiety, u których wierzchnia część ciała jest podobna do naszej, ale spodnia stanowi silny ogon, jak u ogromnej ryby. Ich głowy są śmiesznie okrągłe, większe od naszych. Włosy mają zielonkawy odcień, są gęste i niejednokrotnie zaplecione w warkocze albo swobodnie rozpuszczone. W Ich rękach o pięciopalczastych dłoniach  widziałem ryby, kraby czy wodorosty – Ich pożywienie.

Gospodarzy Wód widziano także na Oceanie Indyjskim. Widziano Ich wielokrotnie u wybrzeży Portugalii, gdzie dochodziło do wielu spotkań z Nimi w których uczestniczyli przede wszystkim rybacy. Będą jakby nie było naszymi braćmi, zwracają się do nas w swoim niezrozumiałym języku, podobnym do przeciągłego, melodyjnego śpiewu.[2] I Oni nigdy nam nie zagrażali, a wręcz odwrotnie – to Oni poszukiwali kontaktu z nami.[3] Zdumiewa ich zdolność do życia w zimnej wodzie.

W roku 1646 została opublikowana książka niemieckiego przyrodnika Johanna Jonetonusa pt. „Historia naturalna ryb, wielorybów i innych stworzeń wodnych”, w której znajdowały się jeszcze bardziej konkretne relacje, niż świadectwo de Neredy. Jonetonus podkreśla w niej, że trzykrotnie widział Syreny, w słoneczny dzień wprost pod sterem i twierdził on, że widział także Ich dzieci, które tak jak u ludzi rodzą się pojedynczo, czy o wiele rzadziej po dwoje. Rusałki – o ile wierzyć temu naturaliście – są drobniejszej postury w porównaniu z nami, ale Ich muskulatura jest bardziej widoczna, żylasta, niezwykle silna, lekko zrywały sieci, trudne do złowienia i uwięzienia. Jonetonus pisze także, że rodziny Syren zamieszkują na mieliznach wygrzanych słońcem i ciepłymi prądami, na rafach, w których znajdują się wyryte przez Nich pieczary i jaskinie, a które mają swe tajne wyjścia na ląd, plantacje wodorostów i zagrody dla ryb. Osobliwie intrygującym jest fragment książki Jonetonusa, w którym pisze tak: Gospodarze Wód znają ogień, który rozniecają dla ogrzania się i przygotowania jedzenia w swoich suchych jaskiniach. Znają oni także tkaną odzież, która służy im na lądzie. Okazuje się więc, że Rusałki i ich mężczyźni oraz dzieci czują się jednakowo komfortowo w wodzie i na lądzie, czy dlatego że są Oni dwudyszni? Odpowiedź na te pytania dają dzisiejsze kontakty z Gospodarzami Wszechoceanu. Kontakty wprost sensacyjne, które miały miejsce w podwodnych miastach – wizjach naszej Przyszłości.

Komunizm na dnie oceanu

Interesującym i szczególnym jest fakt, że przewidywania wielkich pisarzy-fantastów zawsze się sprawdzają. W kontekście istnienia Władców Wszechoceanu, spełniają się w realnym życiu marzenia bohatera powieści Aleksandra Bielajewa pt. „Człowiek-amfibia”[4], doktora Salvatore’a marzącego o stworzeniu w morzach i oceanach świata państwa idealnego w stylu komunizmu utopijnego, zamieszkałego przez ludzi, którym zamiast płuc przeszczepiono skrzela rekina. Genialnemu chirurgowi, jakim był dr Salvatore, jego wielkie zamierzenie się nie powiodło. A może udało się to tym, dla których ocean stanowi Ich naturalne środowisko?

Spróbujemy połapać się w tym wszystkim w oparciu o opowiadanie naszego rodaka, który przebywał w sytuacjach ekstremalnych i zagrażających życiu, i który w jednej z nich został uratowany przez Wodnych Ludzi. A trzeba zacząć od wydarzeń, które wydarzyły się dość dawno, kiedy to w lipcu 1932 roku,  na wybrzeżu Morza Białego wysiadła grupa radzieckich uczonych, wśród których był 34-letni wówczas ichtiolog Dawid Gierszin, który w 10 lat później zginął w walkach pod Leningradem. Pozostawił on swym córkom swe notatki pod wieloznacznym i wiele mówiącym tytułem „Spotkanie z Przyszłością”, w których znajduje się relacja mówiąca o tym, jak to uczony przez nieuwagę spadł z urwiska i wpadł do wody, gdzie: został wciągnięty na dno przez jakiś podwodny prąd, czy przez jakieś turbulentne potoki w wodnej toni. Gierszinowi uratowanemu przez ludzi-gigantów po prostu się udało, a to dlatego – że według jego słów – potwierdziło się to, co on nazywał wcześniej „bajędami” i „wymysłami”. Nie pamiętam – pisze on – jak mnie wyciągnęli z wody i znalazłem się w systemie zamkniętych, jasno oświetlonych przestrzeni, wypełnionych urządzeniami technicznymi nieznanego przeznaczenia. Dobrze zapamiętałem dobrodusznych gigantów srebrzystych strojach, anatomicznie nie różniących się od nas, bez jakichś rybich ogonów czy płetw, ale mających widoczne skrzela, tak że mogli oni oddychać w wodnych głębinach, gdzie mieli oni plantacje jadalnych wodorostów, polowali i wydobywali ropę naftową.

Gierszin podkreślił wielokrotnie, że jego wybawcy byli doskonale poinformowani o tym, co się dzieje na kontynentach i doskonale władali językiem rosyjskim. Ale, kiedy odstawiono go po tygodniu do obozu naukowców w jakiejś „szybkiej kapsule”, kategorycznie odmówili Oni spotkania się z Leningradczykami, pozwalając mu tylko powiadomić „ludzi lądowych” o Ich istnieniu i życiu w głębinach. Między innymi o tym, że mogą oni otrzymywać energię, metale i tlen na drodze jądrowego rozszczepiania wody.[5]

Uczonemu dali do zrozumienia, że przyszłość naszej kontynentalnej Ludzkości leży w podbiciu głębin oceanicznych, gdzie znajdują się niewyczerpane bogactwa. Czy nasz rodak nie puścił wodzy fantazji? Niestety (a może na szczęście) nie – bowiem po upływie kilku lat podobne relacje usłyszano od ludzi, których uratowali od niechybnej śmierci Władcy Wszechoceanu.

Rozplątując mocne węzły faktów

Kanadyjski oceanograf Sten Boult w ciągu 40 lat zbierając relacje o alternatywnej cywilizacji we Wszechoceanie doszedł do wniosku, że nie tylko jej istnienie jest realne, ale także o jej globalności. Zaostrzając uwagę czytelniczego audytorium na tym, że cywilizacja „podwodnych” jest wyżej rozwinięta od cywilizacji „lądowych” – twierdzi on, że: …wyrwała się ona z kosmosu Wszechoceanu i przeszła w kosmos Przestrzeni, który my dopiero zaczynamy poznawać. Przejawy tego możemy zaobserwować w postaci wszelkich anomalii jak np. UFO, UAO czy niezwykłe obiekty kosmiczne[6], które według wielu uczonych mają czysto ziemskie pochodzenie.

Boult zamierzając rozwiązać mocne węzły faktów ma nadzieję, że dojdzie pomiędzy nami do ponownego połączenia. Jednakże nie wcześniej, niż my – ludzie z kontynentów – odżegnamy się od wojen, przemocy i przestaniemy zanieczyszczać i zatruwać atmo- i hydrosferę. Uczony ten jest optymistycznie nastawiony do perspektywy zlania się dwóch ras w jedną solidną, monolityczną cywilizację. Oczywiście po wypełnieniu przez nas złotej reguły sprawiedliwości społecznej. Czy jest to kolejna utopia czy nie – pokaże nam czas…

Przekład z j. rosyjskiego –
Robert K. Leśniakiewicz ©               


[1] Rosjanie wyróżniają tzw. Siewiernyj Liedowityj Okiean – Północny Ocean Lodowaty na Biegunie Północnym, a ostatnio także przyjmuje się nazwa Jużnyj Liedowityj Okiean – Południowy Ocean Lodowaty obejmujący wody Antarktyki.  
[2] Stąd właśnie poszła legenda o „syrenim śpiewie”, który był tak niebezpieczny dla towarzyszy króla Itaki Ulissesa – Odyseusza, bohatera „Odysei” Homera.
[3] Potwierdzają to legendy z całego świata. Polecam w tym zakresie pracę Daniela Farsona i Angusa Halla pt. „Tajemnicze potwory”,  Warszawa 1994, ss. 146 – 157.

[4] W wersji filmowej „Diabeł morski” (1961), reż. Giennadij Kazanskij i Władimir Czebotariow.
[5] Najprawdopodobniej na drodze reakcji syntezy termojądrowej.
[6] UOO – Nieznane Obiekty Orbitalne oraz UCO albo USO – Nieznane Obiekty Kosmiczne/Przestrzenne.