Powered By Blogger

środa, 28 września 2011

POCIĄGI-WIDMA I WIDMA W POCIĄGACH (8)


Pamiątka na szynach

W dniu 11 sierpnia 2010 roku, wczesnym popołudniem, przez nasze miasto przejechał specjalny pociąg – a właściwie rekonstrukcja historyczna pociągu, w którym w sierpniu 1920 roku ochotnicy z Podhala i Małopolski pojechali na front wojny polsko-bolszewickiej. Jego trasa, tak jak w 1920 roku, przebiegała od Chabówki do Radzymina via Kraków, Piotrków Trybunalski, Skierniewice, Warszawę Główną, Warszawę Wileńską. Pociągiem tym jechało około 30 członków różnych grup rekonstrukcyjnych. Składał się on z parowozu „Ty-2” pięciu wagonów osobowych, jednego towarowego i dwóch platform ze stanowiskami ckm i samochodem pancernym, które podłączono w Skierniewicach.

Na filmiku widzimy pociąg, który jest ciągnięty przez równie antyczny, ale już powojenny elektrowóz – jeden z pierwszych na polskich liniach kolejowych. Parowóz jest holowany, ale jak widać jego tender jest pełen węgla. Uruchomiono go dopiero przed Krakowem z prostego powodu, na trasie nie ma już punktów tankowania wody i składów węgla… Pociąg został wypożyczony ze Skansenu Kolejowego PKP w Chabówce. Jaka szkoda, że ten Skansen jest tak zaniedbany i niewykorzystany! Dobrze, że choć można wypożyczać tabor do takich imprez, jak rekonstrukcje historyczne.

Wojna polsko-bolszewicka była jedną z najważniejszych wojen, które rozegrano na naszym kontynencie. Postawa Polaków, ich bitność i nade wszystko doskonała praca wywiadu oraz sztabów  spowodowała, że bolszewickie dywizje zostały zatrzymane nad Wisłą i odrzucone z powrotem na wschód. Bitwę Warszawską z sierpnia 1920 roku okrzyknięto „cudem nad Wisłą”. To oczywiście kościelna hagiografia, która została dorobiona w miarę procesu zawłaszczania przez Kościół katolicki polskiej historii. Prawda zaś jest taka, że nasi generałowie doskonale – dzięki znakomitej pracy wywiadu, a w szczególności radiowego i dekryptażu oraz świetnej pracy sztabowej, wiedzieli gdzie i jak uderzyć, by zadać Sowietom jak największe straty. I to jest cała prawda o tzw. „cudzie nad Wisłą”, tej 18. bitwie z dwudziestu, która zaważyły na dziejach świata. Opowiastki o Matce Boskiej, która otoczyła nasze wojska połą swego płaszcza są czymś ubliżającym geniuszowi dowódczemu oficerów, odwadze i doświadczeniu wywiadowców i zwiadowców, wiedzy naszych kryptologów i bitności żołnierzy Wojska Polskiego. Tego wojska, które powstało z żołnierzy z trzech zaborów i w ciągu roku zdołało stać się siłą zdolną przeciwstawić się potężnej Armii Czerwonej!

Będąc racjonalistą pozwalam sobie zadać pytanie o to, dlaczego Matki Boskiej zabrakło w 1939 roku i nie osłaniała swym płaszczem naszych wojsk? Dlaczego nie było jej w Katyniu? Dlaczego nie było jej na Wołyniu, w Dachau, Auschwitz-Birkenau, Gross-Rosen, Stutthoff, Sobiborze, Majdanku, Ravensbrück i innych miejscach kaźni Polaków? Może dlatego, że Polska w roku 1939 to była inna Polska. To był sanacyjny koszmar skłóconych ze sobą polityków, partii i koterii. To była Polska, której wodzowie okłamywali naród, a w chwili ostatecznej próby po prostu uciekli przez Zaleszczyki pozostawiając Polskę na pastwę dwóch okupantów. To już nie byli wodzowie z 1920, to były ich kiepskie karykatury… - niegodne tego miana. Tchórze i zdrajcy, których niektóre partie chcą gloryfikować i stawiać na piedestałach!

Bitwa Warszawska uchroniła Europę, przed sojuszem proletariatu Rosji Radzieckiej i ogarniętych rewolucyjnym wrzeniem Niemiec - i tak naprawdę była bitwą, która na trwale zmieniła losy Europy i świata. Gdyby „po trupie Polski” armie Tuchaczewskiego i Budionnego doszły do Berlina – sowietyzacja Europy Środkowej i być może zachodniej części naszego kontynentu, stałaby się faktem już w 1920 roku. Powtórkę tego i jednocześnie niemal spełnieniem wizji tego, co czekało Europę mieliśmy we Wrześniu 1939 roku, bo tym razem Stalinowi wyszedł sojusz z Hitlerem i – na całe szczęście dla Ludzkości – czerwony totalitaryzm chciał przechytrzyć brunatny, ale brunatny był szybszy… To zbrodnicze szaleństwo skończyło się 2 września 1945 roku w Zatoce Tokijskiej i na 56 mln ludzi zabitych, rannych i zaginionych.

Nie zapominajmy jednak, że te obłędne rojenia o dominacji nad Europą wciąż stanowią trzon doktryny wojennej Rosji. Transkontynentalne pociski rakietowe rozmieszczone w Obwodzie Kaliningradzkim oraz rakiety średniego zasięgu  wciąż o tym przypominają – jest to broń stricte ofensywna i służąca do wojny zaczepnej, nie obronnej!

Czy te lata czegoś nas nauczyły? Jak widać – niczego. Realizowana jest wciąż polityka „pójścia z Rosją na noże”, co szczególnie ma miejsce po 10 kwietnia 2010 roku. Niestety – nie zmienimy sobie miejsca na mapie świata i nie wyemigrujemy do USA. Nie przeniesiemy Polski na Madagaskar, jak roili to przedwojenni polscy kolonizatorzy. I czy się nam to podoba, czy nie, Rosja jest naszym sąsiadem i musimy się nauczyć z tym żyć – i co więcej– wyciągać z tego korzyści. A tego wciąż nie potrafimy…  

* * *

Pociągi historyczne to pewien sposób na promocję kolei i historii naszego kraju, regionu, Małej Ojczyzny. Jaka szkoda, że nikt tego nie dostrzega i nie wykorzystuje na pożytek turystyce i kolejom. Kiedyś postulowałem odtworzenie warunków podróży Galicyjską Koleją Transwersalną – pociągami z czasów CK Monarchii Austrowęgierskiej – od Żywca do granicy z Ukrainą i z powrotem. Inną atrakcją mógłby być pociąg typu „Dancing – Narty – Brydż” jadący tąże trasą. O ile ten pierwszy byłby dla przeciętnego turysty, ten drugi byłby dla elity finansowej. Niech zostawia trochę kasy dla kolei. Przecież te plany byłyby do zrealizowania: tabor jest, lokomotywy są, bezrobotnych kolejarzy do obsługi mamy… - więc co stoi na przeszkodzie?

I jeszcze jeden pomysł: można by stworzyć replikę pociągu-legendy słynnego Orient Expressu i puścić w ruch okrężny trasą wokół Polski choćby, czy nawet po trasie okrężnej Warszawa – Berlin – Praga – Wiedeń – Budapeszt – Bratysława – Warszawa? Taka tygodniowa wycieczka po stolicach Europy Środkowej. Wypasiony skład, sypialne wagony plus wagon restauracyjny, dansingowy i dyskotekowy. Trasę pociągu na EURO 2012 można by wydłużyć do Lwowa i Kijowa. Włożyć w to trochę kasy i potem już tylko liczyć zyski, bo entuzjastów kolei ci u nas jak mieczy pod Grunwaldem, i zapewne każdy z nich chciałby się wybrać w taką podróż marzeń pociągiem retro. No, ale o tym możemy sobie tylko pomarzyć – w Polsce jest to nie do zrealizowania, boż ważniejsza jest dla kolei ewangelizacja Czechów, Słowaków i Węgrów, niż zarabianie pieniędzy. I dlatego ten projekt pozostanie tylko w sferze marzeń…        

KONIEC