Powered By Blogger

poniedziałek, 3 grudnia 2012

Bieczewninka – zapomniana baza okrętów podwodnych




Konstantin Fiedotow


Rosyjski okręt podwodny Pantera, zbudowana w 1916 roku, stał się jedynym w świecie OP, który uczestniczył w trzech wojnach: I Wojnie Światowej, Wojnie domowej i Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej (II Wojnie Światowej).

Żeby potencjalny nieprzyjaciel nie dowiedział się o miejscu znajdowania się zatoki Bieczewińskiej (Bieczewinki), w oficjalnych dokumentach ona nazywała się Finwal. Zwyczajna pocztę przesyłano na adres Pietropawłowsk Kamczacki -54, co częściowo odkrywało położenie tego supertajnego obiektu wojskowego.


Komórka dla Gławkoma[1]


Pierwszą budowlą, która pojawiła się tam u końca lat 60. na urwistym brzegu zatoki Bieczewińskiej była zwykła drewniana komórka. Ale nie zamieszkał w niej rybak-samotnik, czy nie był to schron przeciwdeszczowy dla pograniczników, tylko była to… komórka zastępcy ministra obrony ZSRR, głównodowodzącego marynarką wojenną, admirała floty Związku Radzieckiego[2] Siergieja Gieorgiewicza Gorszkowa. Zbadawszy okolicę i oceniwszy walory strategiczne zatoki, admirał floty ZSRR rozkazał wybudować tutaj pirsy dla OP, wznieść wojskowe miasteczko, zabezpieczyć ochronę i tajność tego obiektu.

W maksymalnie krótkim czasie, w sąsiedztwie admiralskiej szopy pojawiły się trzy domy dla ekipy oficerów: dwa trzypiętrowe i jeden dwupiętrowy, zbudowano sklepy, żołnierskie koszary, kotłownia, magazyny, dieslowska elektrownia i garaże. Przeznaczenie tego ostatniego wzbudzało zdumienie, bowiem drogi lądowej do zatoki nie było wcale. Dostać się tam można było albo śmigłowcem albo niewielkim stateczkiem, który przypływał tutaj raz na tydzień. Poza ludźmi wielki, oceaniczny holownik przywoził tam wszelkie produkty, które trafiały do sklepów i były natychmiast rozchwytywane. W oczekiwaniu na przybycie kolejnej dostawy, miejscowi żywili się konserwami i chlebem, który wypiekano w naprędce zbudowanej piekarni. Oczywiście mieszkańcy buchty chcieli mieć więcej życiowych udogodnień, ale wszyscy rozumieli, że tajny obiekt był przeznaczony do bazowania radzieckich okrętów podwodnych. Wszystko było podporządkowane temu zadaniu.

Na początku w Bieczewince bazowało 5 OP projektu 641[3], przeniesionych tutaj z Floty Północnej przez Północną Drogę Morską. Potem w sierpniu 1971 roku, przybyła z Kamczatki 182. Brygada Dieslowskich OP, pod dowództwem komandora Walentina Beca. Część z niej została przeformowana. Od tego czasu była ona samodzielną jednostką i miała na swym stanie 10 OP projektu 641 i jeden projektu 640[4], wyposażony w bardzo silna stację radiolokacyjną do wykrywania celów powietrznych. W skład brygady wszedł także szkolny OP projektu 690 Kefal.[5]


Z kałasznikami na jagody


Zatoka broniła się. Wraz ze składem głowic torpedowych postawiono dwie baterie zenitówek, wprawdzie starych, pamiętających jeszcze ostatnią wojnę, ale sprawnych i z nowym wyposażeniem. Artylerzyści-przeciwlotnicy mieli dyżury całodobowe i od czasu do czasu mieli ćwiczebne strzelania. Ale to nie było wszystko. Na przeciwległym brzegu buchty na, przylądku Szipunskim rozmieszczono baterię rakiet plot. Zatoka Bieczewinskaja była dziurą zabitą deskami, ale osiedle Szipunskij, to było miejsce, gdzie diabeł powiedział „dobranoc”. O życiu mieszkających tam ludzi opowiadał nam służący tam w tych czasach Jurij Zawrażnyj:
- Przez zatokę widać było na wulkanicznym stożku zenitowo-rakietowy dywizjon; w porównaniu z nimi to my mieszkaliśmy w Paryżu. Oni świeżą wodę wytapiali ze śniegu, a na jagody to ich kobiety wybierały się z kałachem na plecach – niedźwiedzi tutaj od groma. W czasie świąt oni od czasu do czasu wybierali się do nas i już przywykliśmy do wibramowych buciorów dopełniających welurowych i szyfonowych kreacji „rakietówek”.


Koreański „szpieg”


Rakietowy dywizjon na przylądku Szipunskim okazał się być mało przydatnym do walki z wysoko latającymi celami. Pokazały to dobitnie wydarzenia z 1983 roku. Zawrażnyj wspomina:
- Byłem wtedy dowódcą odcinka. Pewnej nocy dzwoni do mnie dowódca POWT[6] i chrypi:
- Dowódca POWT nr 2, starszy marynarz Kirpikow melduje, że na posterunku bez wydarzeń. – potem zamilkł… i – w zamyśleniu: – Nad strefą właśnie leci samolot.
- jaki samolot?
- A… nie widzę. Ciemno. Wysoko leci.
- A na słuch to jaki? Odrzutowy czy tłokowy?
- A diabli wiedzą towarzyszu poruczniku, nie orientuję się za bardzo? Mówię, że leci wysoko.
- Pozycyjne widać?
- Nie, nie widać. Prawdę powiedziawszy już odleciał… gdzieś tam… – najwidoczniej pokazywał mi palcem skąd dokąd, ale ja przecież nie mogłem tego zobaczyć, bo dzieliło nas co najmniej dwieście metrów nieprzeniknionej nocnej ćmy, ja w pomieszczeniu, a on na zewnątrz.
- No dobrze – położyłem słuchawkę. A co? Leci? No to niech leci dalej. Tym lepiej, bo już poleciał. Leciał wysoko, i tak nie miałem go czym zestrzelić. Przeleciał i nic się nie stało. Zatelefonowałem do dyżurnego dywizjonu i powiedziałem mu o samolocie (no i do diabła z nim), a potem przytrenowałem oko na tapczanie i kontynuowałem służbę. Następnego dnia zdałem służbę zmiennikowi. I jeszcze w ciągu tego dnia cały świat dowiedział się, że koreański Boeing zszedł z kursu, przeleciał nad Kamczatką, i to akurat nad nami, a nasi przeciwlotnicy zestrzelili go gdzieś nad Sachalinem biorąc go za amerykański samolot zwiadowczy RC-135.

Rakietowcy z Szipunskiego dostali wtedy popalić od przełożonych, chociaż mieli za zadanie ochraniać nie przestrzeń powietrzną kraju, ale bazę okrętów podwodnych – i to od wtargnięcia nad nią od strony morza…[7]  


Nieoczekiwany finał


Wojskowe miasteczko rosło i się rozwijało. Wkrótce pojawiła się szkoła 10-latka z hala sportową, klub, przedszkole, przybywało i domów mieszkalnych. Przy pirsach cumowały nowe okręty. Ale w 1996 roku, garnizon podpadł pod redukcję. OP, które wtedy nie były tu przypisane, zostały detaszowane do innych baz, zaś ludzi i ich dobytek wywieziono okrętami do Pietropawłowska Kamczackiego. Opustoszały domy żołnierskich rodzin, przestały być potrzebne wpółzatopione pirsy, a w przysiółku Szipunskij zostało porzuconych dziesiątki beczek z toksycznym paliwem rakietowym. Nie mogli go wywieźć, albo nie chcieli. Pewnego dnia przyleciał helikopter i… rozwalił beczki seriami z kaemu…

Od tego czasu ziemia w tym miejscu jest martwa. Nawet niedźwiedzie i rosomaki, które znowu stały się gospodarzami buchty, nie chodzą na teren byłego dywizjonu rakietowego…


3 grosze od tłumacza: miasto-widmo


Historia tej bazy zainteresowała mnie, bowiem dziwnym się wydawało porzucenie jej mimo doskonałego strategicznego położenia na Kamczatce. Choć Zimna Wojna się skończyła, to jednak Rosjanie nie zamierzają zrezygnować ze swego udziału w grze o dominację w basenie Oceanu Spokojnego, która będzie się rozgrywać w XXI wieku. Właśnie tam przeniesie się światowe centrum handlu, przemysłu i biznesu i o gospodarce świata będą decydowały indeksy giełd w Tokio, Taipei, Pekinu i Szanghaju, Singapurze, Sydney, Wellington czy Manili.

Szukając materiału graficznego dokopałem się do informacji o tym, że baza i miasto o nazwie Rybaczij zostało porzucone wskutek skażenia, ale nie tyle chemicznego, a promienistego. A oto, co pisze na ten temat Wikimapia.org:


Kamczatka, Ribaczij (52°55’09” N - 158°29’32” E) – rosyjska baza okrętów podwodnych Floty Pacyfiku znajduje się na południowym brzegu Półwyspu Kraszennikowa, nad Zatoką Kraszennikowa w okolicach Pietropawłowska Kamczackiego.


Okręty podwodne z napędem atomowym operowały z bazy w Ribaczim od połowy lat 60. Od wczesnych lat 80. Rybaczij stał się największą rosyjską bazą nuklearnych OP obsługująca 14 radzieckich SSBN.[8] Jednakże w dekadę później, w marcu 1998 roku, liczba ta spadła do 9 pozostających w służbie OP klasy Delta (a dokładniej Delta III) – po wycofaniu ze służby 3 okrętów klasy Delta I i 3 okrętów Yankee I pomiędzy 1993 a 1997 rokiem. Od roku 1999 ilość aktywnych SSBN spadła do 4, wraz z 1 skasowanym SSBN (prawdopodobnie klasy Yankee) pozostały na Kamczatce. […]


Najgorszym problemem wiążącym się z tą bazą jest duża ilość skasowanych, wycofanych ze służby OP, które w niej zadokowano. W roku 2000 znajdowało się tam aż 17 [!!!] OP w Zatoce Kraszennikowa, z których tylko trzy zostały pozbawione reaktorów jądrowych. […]


Radioaktywność nie przekracza zadanych norm na większości akwenu Zatoki Kraszennikowa. Pomiary dokonane w pobliżu bazy Ribaczij wykazały dość niski poziom promieniowania wynoszący 8 Bq/kg. (Źródło - http://wikimapia.org/118355/Kamchatka-Rybachiy-Nuclear-Submarine-Base, przekład mój uwaga tłum.)


Według innych źródeł, w bazie i mieście doszło do skażenia radioaktywnego, którego źródłem były nierozbrojone okręty podwodne oraz wcześniejszy problem ze skradzionym katalizatorem platynowym, co stało się przyczyną opuszczenia bazy (i to w ciągu jednej nocy) i powstania kolejnego miasta-widma… (Zob. http://webecoist.momtastic.com/2010/04/15/ghost-towns-places-abandoned-due-to-disasters-pics/ - uwaga tłum.)

Co do zestrzelenia koreańskiego Boeinga z lotu KAL-007, to jestem przekonany, że doszło do fatalnej pomyłki i Rosjanie chcieli zestrzelić nie „pasażera”, ale śledzący całą operację wywiadowczą latający radar i stanowisko dowodzenia – samolot E2A Sentry AWACS – a dokładniej chodziło im o jego elektroniczny „miąższ” którym był nafaszerowany od dziobu do ogona, a które to samoloty stanowiły jedno z najważniejszych ogniw amerykańskiego systemu obronnego oraz programu SDI/NMD. 


Wygląda na to, że dopiero teraz zaczynamy poznawać tajemnice radzieckich (i nie tylko) miast-widm, które są niemymi świadkami szaleństwa Zimnej Wojny. Póki co jest w nich miejsce na wszystko – począwszy od tajemnic sztabów dywizji i flot Az do tajemnic UFO i USO, bo jestem pewien, ze w niejednym z nich pracowano także nad nimi…


Źródło – „Tajny XX wieka” nr 29/2012, ss.20-21
Przekład z j. rosyjskiego i angielskiego –
Robert K. Leśniakiewicz ©                      



[1] Od „gławnyj komandir” - głównodowodzący.
[2] Stopień wojskowy nie mający odpowiednika w polskiej Marynarce Wojennej.
[3] W kodzie NATO – klasa Foxtrott – SS czyli myśliwski lub torpedowy OP.
[4] W kodzie NATO – klasa Whiskey – SSK czyli tzw. patrolowy lub radarowy OP.
[5] W kodzie NATO – klasa Bravo – SS.
[6] Punkt Obserwacji Wzrokowo-Technicznej.
[7] W opisywanym przypadku KAL-007 leciał od strony lądu, więc przeciwlotnicy nie otwierali ognia do samolotu, który opuszczał przestrzeń powietrzną Związku Radzieckiego.
[8] Rakietowy okręt podwodny z napędem atomowym.