Powered By Blogger

czwartek, 21 sierpnia 2014

Czy bóg Bep Kororoti przybył z Kosmosu?

Członkowie plemienia Kayapo - trzeci od prawej w dolnym rzędzie - wódz plemienia


Natalia Trubinowskaja


Nie ma żadnego mostu przez Amazonkę. Tylko w 2010 roku został zbudowany most przez jeden z jej dopływów – Rio Negro. Łączy on post Manaus z miastem Iranduba, a jego długość wynosi 3,6 km.

W górze Amazonki zamieszkuje nieliczne plemię Indian Kayapo. Dziwne rytuały i obrzędy plemienia przypominają: kiedyś tam w tych miejscach przebywali zagadkowi bogowie z kosmosu ze śmiercionośna bronią w rękach…


Nauczyciel z niebios


Na przełomie lat 60. i 70. XX wieku, Erich von Däniken  - znany ideolog teorii paleokontaktów – wiele podróżował po świecie. Poszukiwał on dowodów na to, że naszą planetę w odległym czasie odwiedzali przedstawiciele wysoko rozwiniętych cywilizacji kosmicznych. I znalazł ich mnóstwo – przy czym nie tylko materialnych, ale i ustnych, ukrytych w mitach różnych narodów.

Von Däniken był także w Ameryce Południowej, gdzie wybrał się w długa podróż w górę Amazonki. Przebywał także u nielicznego plemienia Indian Kayapo. W plemieniu tym istnieje ważne święto poświęcone bogu Bep-Kororoti – niebiańskiemu nauczycielowi Indian.

Badacz zaczął dowiadywać się poprzez swego przewodnika szczegółów o Bep-Kororoti i usłyszał zadziwiające rzeczy. A oto, co opowiadali Indianie o swym bogu:
Pewnego razu w górach Poukato-Ti rozległ się straszliwy grzmot, a potem stamtąd przybył tajemniczy Bep-Kororoti. Ubrany był bardzo dziwnie w strój pokrywający jego całe ciało od stóp aż do głowy. W swej ręce trzymał on „kop” – dziwną broń rażącą piorunami. Wszyscy mieszkańcy wioski w przerażeniu skryli się w lesie.
Jednak po pewnym czasie mężczyźni z plemienia zebrali się i powrócili do wioski. Oni postanowili chronić kobiety i dzieci i przegonić dziwnego cudaka z wioski. Jednakże ich oszczepy i strzały łamały się w kontakcie z ubraniem tajemniczego nieznajomego.
Wtedy Bep-Kororoti skierował swoją broń na drzewo i kamień i zniszczył je bez śladu. Po takiej demonstracji siły Indianie zrozumieli, że oni nie są w stanie niczego mu zrobić i zawarli pokój z dziwną istotą. Plemię obwołało Bep-Kororotiego swym władcą. Tym bardziej, że wkrótce się okazało iż nowy wódz jest mądry i sprawiedliwy.

Bep-Kororoti nauczył ludzi budować domy, leczyć się, pokazał nowe sposoby polowania – i rychło ludzie zaczęli uznawać w nim boga – silnego o wszechmocnego.

Także on zbudował specjalny dom-szkołę, w której uczył dzieci. Takie właśnie szkoły są do dziś dniach także w sąsiadujących plemionach – tam dorośli uczą dzieci łowiectwa i wiele innych rzeczy.

Ciekawe, że zgodnie z mitami Indian, jeżeli dzieci nie chciały się uczyć, to Bep-Kororoti przestawał ich słuchać. On posiadał możliwość wywoływania u ludzi paraliżu i mógł odbierać im ich wolę.

Wódz także potrafił zabijać zwierzęta, nie raniąc ich, ale sam mięsa nigdy nie jadał i oddawał całą zdobycz Kayapom.


Bep-Kororoti i jego dziwny ubiór


Latający dom


W Bep-Kororotim zakochała się wkrótce najpiękniejsza dziewczyna z plemienia i oni się w końcu pobrali. Urodziło się im wielu chłopców i jedna dziewczynka – Nio-Pouti. Dzieci boga odróżniały się od reszty dzieci z plemienia swą mądrością i urodą. Potem oni wiązali się z innymi członkami plemienia Kayapo i całe plemię stało się lepszym, niż było.

Ale pewnego nieszczęśliwego dla plemienia dnia, Bep-Kororoti postanowił opuścić wieś. Wziął swoją dziwną broń „kop”, wyrąbał sobie nią przecinkę w lesie i udał się w góry. Tubylcy poszli za nim i ujrzeli, jak bóg wszedł do ogromnego domu, jak zapłonął ogniem, rozległ się straszliwy huk, a dom uniósł się i poleciał do nieba.

Skutki tego ognia były straszne. Wszystkie drzewa dookoła wypaliło żywym ogniem, a wszystkie zwierzęta uciekły w inne miejsca. Plemię zaczęło głodować.

Wtedy to córka Bep-Kororotiego - Nio-Pouti powiedziała swemu mężowi, że wie w jaki sposób znaleźć żywność dla całej wsi. Oni poszli w góry, gdzie długo szukali pewnego szczególnego drzewa. Kiedy je znaleźli, dziewczyna weszła do niego i naraz, ponownie rozległ się wybuch, a Nio-Pouti poleciała wraz z drzewem w niebo.

A potem drzewo powróciło na swe miejsce, a z niego wyszli Nio-Pouti i Bep-Kororoti. Oni przynieśli ze sobą kosze, w których było smaczne jedzenie, poczym Bep-Kororoti wsiadł w cudowne drzewo i odleciał, a Nio-Puti z mężem powrócili do wioski niosąc ze sobą niewidziane nigdy jedzenie. Poza tym Nio-Pouti przyniosła ze sobą nasiona wielu roślin i opowiedziała, jak je posadzić i uprawiać. I tak u Indian pojawiło się wiele nowych roślin – w tym także kłącza manioku – które do dziś dnia są kluczowym elementem wyżywienia w Brazylii.
[Wikipedia podaje nader ciekawą informację na temat pochodzenia i zastosowania tej rośliny, a mianowicie:
Główne rejony uprawy: Brazylia, Boliwia, Paragwaj, Meksyk, Madagaskar, Indie, Malezja, Nowa Gwinea, Wyspy Samoa oraz cała Afryka na południe od Sahary. Najważniejsza i najpospolitsza roślina uprawna tropikalnej Ameryki, Afryki i Azji, stanowiąca pożywienie 2/3 ludności tych obszarów. JEJ UPRAWĘ ZACZĘLI 3000 LAT P.N.E. INDIANIE BRAZYLIJSCY. W XVI wieku trafił do Afryki, później do Indonezji. Stał się odpowiednikiem ziemniaka w strefie klimatu umiarkowanego.
A zatem wynikałoby z tego, że opisane tu wydarzenia miały miejsce ok. 5000 lat temu – uwaga tłum.]


Skafander z łyka


Bep-Kororoti znikł, ale jego obraz przetrwał w rytuałach Indian Kayapo. Kiedy ma miejsce święto ich niebiańskiego nauczyciela, Indianie przygotowują kostium „kosmicznego przybysza”. Oni zdzierają z drzewa szerokie pasma łyka i robią z niego dziwny ubiór. Zakrywa on całkowicie twarz i nie ma w nim otworów dla oczu, ust i nosa. To właśnie tak – wedle Indian – wyglądał ich niebiański nauczyciel. Właśnie w te święta Indianie wkładają takie kostiumy, biorą w ręce pałkę symbolizującą jego broń „kop” i zaczynają rytualne tańce.

Kiedy Däniken zobaczył te pląsy i dziwne rytualne ubiory Indian, to przeżył szok – przecież ten kostium przede wszystkim przypominał skafander!

Być może, że kiedyś przebywał na tym terenie zagadkowy przedstawiciel wysoko rozwiniętej cywilizacji, który pozostawił wyraźny ślad w życiu Indian Kayapo.

Von Däniken opisał to i inne dziwne rytuały indiańskie w swoich książkach i pokazał w dokumentalnym filmie. Po tym wielu ludzi zaczęło się interesować tematem antropologicznych rytuałów w wielu kątach Ziemi. I wielu z nich znalazło ślady przebywania tam bogów w Przeszłości.

W 1980 roku, niemiecki badacz Wolfgang Siebenchar wyjechał do Polinezji. Przeżył szok, kiedy zobaczył u tamtejszych krajowców uplecione ze słomy kostiumy do rytualnych tańców, które były zwieńczone kołpakami bardzo podobnymi do hełmów. Ubiór ten był bardzo podobny do stroju boga Bep-Kororoti Indian Kayapo. Poza tym Polinezyjczycy imitowali dokładnie taki sam dźwięk, jaki miała gromowa broń ich bóstwa o imieniu Maui. Maui potrafił robić wiele dziwnych i zagadkowych rzeczy, podarował ludziom ogień i nauczył ich wszystkiego, co oni potrafili.

Ta zbieżność strojów i mitologii narodów mieszkających o tysiące kilometrów jeden od drugiego może dowodzić, że Maui i Bep-Kororoti to jedno i to samo bóstwo, które było w stanie poruszać się na niebie i nauczać tubylców wszystkiego, co było im niezbędne do przeżycia…

Przedziwne elementy strojów Indian przypominają paraboloidalne talerze anten radiowych...


Postscriptum


Ciekawe jest to, że w czasie pisania tego artykułu, zupełnie przypadkowo natknęłam się na zdjęcia mało co zbadanego plemienia Indian Vauiya/Vauija – mieszkających niedaleko od Kayapów – proszę zwróć Czytelniku uwagę, jakie dziwne stroje mają członkowie tego plemienia – są to bardzo dokładnie uplecione słomiane dyski! I jak dotąd, to żaden entuzjasta paleokontaktów nie postawił sobie pytania, dlaczego ci Indianie wyplatają takie zagadkowe figury i co właściwie mają one symbolizować…?    
[To akurat przypomina mi dość dokładnie… grupę anten radioteleskopów czy stację łączności satelitarnej z paraboloidalnymi czaszami anten radiowych… Osobiście stawiam na to drugie, bowiem znajdujemy się w strefie przyrównikowej, a zatem tam, gdzie w dalekiej Przeszłości Ziemię obiegały sztuczne satelity i stacje kosmiczne zakotwiczone na orbitach geostacjonarnych… - uwaga tłum.]


Moje 3 grosze


Oczywiście Erich von Däniken i stronnicy teorii Paleokontaktu będą mieli argument za tym, że kiedyś Ziemia była odwiedzona przez Kosmitów, którzy wywarli ważki wpływ na ich życie. A jednak mogę im powiedzieć – Panie, Panowie, z całym szacunkiem dla Was: non sequitur! – nie wynika! – istnieją bowiem przesłanki przemawiające za tym, że było inaczej i nie mamy do czynienia z Kosmitami, ale z… ludźmi. Z istotami ludzkimi, które kiedyś zamieszkiwały Ziemię i z niej się wyniosły. Mówią o tym legendy i mity Dogonów i innych ludów afrykańskich. A zatem możemy przypuścić, że mamy tutaj do czynienia z… powrotem z gwiazd!

W tym ujęciu, Bep-Kororoti był po prostu astronautą, który powrócił na Ziemię po podróży kosmicznej z ziemskiej kolonii gdzieś w Kosmosie – np. na Syriuszu C – czyli Emme-ya-tolo – Gwieździe Kobiet. W tym ujęciu Bep-Kororoti pochodził z kolonii Atlantydów, którzy wyemigrowali właśnie tam, na Syriusza C i być może jeszcze wegetują w jego jaskrawych promieniach. Mogliby to być także Ziemianie, którzy skolonizowali układ Alfy Centaura czyli Tolimana A, B i C (Proximy). To zresztą jest najmniej ważne. Ważne jest to, że jakieś 5000 lat temu byli tu wysłannicy z kolonii ziemskiej w Kosmosie i zastali tutaj nieciekawy krajobraz cywilizacji ziemskiej powstającej z gruzów i popielisk Wielkiej Wojny Bogów-Astronautów, która obróciła w niwecz cywilizację Atlantydy, Mu i Lemurii. Taką m.in. możliwość omówiłem szerzej w moim referacie na VI Międzynarodowy Kongres Ufologiczny w Koszycach na Słowacji, w listopadzie 1997 roku oraz w referacie na II Międzynarodową Konferencję Ufologiczną w Pradze, w maju 1998 roku. W referacie tym zasugerowałem także możliwość przybycia do nas Księżyca z układu Tolimana.

Indianin przygotowuje makijaż na uroczystość

Wracając do zasadniczego tematu - gdyby Bep-Kororoti i jego kompani nie był człowiekiem, to nie mógłby tak łatwo się skrzyżować z członkami plemienia Kayapów i pozostawić swe geny na Ziemi. Oczywiście inżynieria genetyczna mogłaby przezwyciężyć i tą trudność, ale wątpię, czy były po temu warunki…

Jest jeszcze jedna możliwość – Bep Kororoti był niedobitkiem po Wielkiej Wojnie Bogów-Astronautów, który po prostu powrócił na Ziemię i nauczał ludzi, jak wrócić do normalnego życia i stworzyć jakąś w miarę prosperującą cywilizację. W pewnym sensie był on Kosmitą, bowiem reprezentował o wiele wyższą cywilizację, niż prymitywne plemiona Indian czy ówczesnych mieszkańców dzisiejszej Polinezji.

I rzecz ciekawa – w tym samym czasie pojawiają się na Ziemi Wielcy Nauczyciele – tacy jak Oannes, Quetzalcoatl i inni. Przylatują, nauczają i… znikają tajemniczo w niebiosach. A zatem może ta pierwsza hipoteza ma sens i gdzieś w Kosmosie istnieje jakaś ziemska kolonia, która nas obserwuje?

I na pewno nie jest zachwycona, jako że powtarzamy stare błędy Ludzkości…


Tekst i ilustracje – „Tajny XX wieka” nr 12/2014, ss. 32-33
Przekład z j. rosyjskiego – Robert K. Leśniakiewicz ©