Powered By Blogger

czwartek, 9 czerwca 2016

Grzyby pożerające ludzi



Komórki nowotworowe czy grzyby?


Walerij Nikołajew




W Przyrodzie istnieją drapieżne… grzyby. Ich grzybnia wygląda coś na kształt kleistej sieci. Zaplątuje się w nich konik polny albo jakiś robaczek – grzyb oplątuje je i wysysa. Ten proces zajmuje mu około doby. 


Rak… Straszna i okrutna choroba, zabijająca corocznie miliony ludzi. od stuleci medycyna walczy z tym straszliwym wrogiem, ale skutecznej ochrony i efektywnych sposobów leczenia do dziś dnia nie znaleziono. Być może dlatego, że nie rozumiemy samych przyczyn tej choroby? W ostatnich czasach uczeni z różnych krajów niezależnie od siebie dochodzą do paradoksalnego, sensacyjnego wywodu, że rak powstaje w wyniku przeniknięcia do organizmu człowieka… grzybów. Ale jeżeli rzeczywiście tak jest, to rak jest uleczalny! Trzeba tylko zastosować prawidłowe leczenie. I o tym właśnie wiedzieli znachorzy i uzdrowiciele z dawnych czasów.




Niewiarygodne odkrycie




Dr Lidia Wasiliewna Koźmina – lekarz-laborant z wykształceniem uniwersyteckim i ćwierćwiecznym doświadczeniem w pracy przeprowadzała kolejną analizę krwi pacjenta z podejrzeniem choroby na tle onkologicznym. I naraz cos ja wprawiło w osłupienie przy mikroskopie. W kropelce krwi odkryła ona… rzęsistki (Trichomonas) Ale jak się one dostały do krwi? 


Ale jak one dostały się do krwi? Wszak oficjalna nauka medyczna uznaje istnienie rzęsistków jedynie na błonach śluzowych pochwy, cewki moczowej i pęcherza moczowego. A tutaj niespodzianka – chlamydie i… coś podobnego do grzybni, której nici składają się z jednokomórkowych pasożytów - mikoplazmy. I tutaj nadeszło oświecenie: a co z tego, jeżeli to wszystko jest jednym i tym samym mikroorganizmem ale w różnych stadiach swego rozwoju? Czyżby więc w ludzkim organizmie rosła jakaś grzybnia? Przypuśćmy, że rzęsistki wypuszczają najmniejsze spory, które łatwo przenikają do krwi i roznoszą się po całym ciele, a mikoplazmy tworzą grzybnię. Wtedy ów obraz widziany w mikroskopie staje się przejrzystym. I tylko trudno jest weń uwierzyć…!




Podpowiedź z „Encyklopedii dziecięcej”




Potwierdzenie swego domysłu Lidia Wasiliewna całkiem nieoczekiwanie znalazła w II tomie „Encyklopedii dla dzieci” pod redakcją Aleksandra Majsuriana. Jest tam artykuł o grzybach-śluzowcach i na kolorowych rysunkach pokazano ich wygląd zewnętrzny i budowa wewnętrzna, które można zobaczyć pod mikroskopem. Lekarka zrozumiała, że takie właśnie mikroorganizmy ona właśnie przez wiele lat znajdowała w materiale do analiz od chorych na raka, ale nie mogła ich zidentyfikować. 


W tym artykule ona przeczytała, że śluzowce przechodzą kilka stadiów rozwojowych. Na początku z ich spor (zarodników – przyp. tłum.) wyrastają „amebki” i wiciowce (flagellatae – przyp. tłum.) One rozwijają się w śluzowej masie grzyba i zlewają się w większe komórki. A potem tworzą płodowe drzewo śluzowca – klasyczny grzyb na nóżce, która zasychając wyrzuca zarodniki. I cały cykl się powtarza. 


W następstwie tego dr Koźmina przekopała się przez górę literatury naukowej o śluzowcach i jej nieoczekiwany domysł stał się pewności. Ona doszła do tego, że powstające ze spor „amebki” były idealnie podobne do powodującego infekcji płciowej – rzęsistka pochwowego, zaś zoospory z dwoma wiciami – do trichomonady, a po odrzuceniu wici i błon komórkowych – do mikoplazmy. Płodowe stadia śluzowców przypominały polipy w przewodzie pokarmowym, brodawczaki na skórze, płaskonabłonkowego raka i inne nowotwory. Wychodziło na to, że w ludzkim organizmie tak jak w zgniłym pniu drzewa żyje grzyb-śluzowiec! 


Ale w takim razie, dlaczego wcześniej uczeni nie byli w stanie go rozpoznać? Dzięki wąskiej specjalizacji. Jedni badali chlamydie, inni – mikoplazmy, trzeci – trichomonady. I żadnemu z nich nie przyszło do głowy, że są to trzy stadia rozwojowe tego samego grzyba (którego badali czterej uczeni!)




„Wilcze wymiona”




Dr Koźmina twierdzi, że w nas może współżyć kilka gatunków śluzowców, ale dokładnie rozpoznała ona tylko jeden. To najbardziej rozpowszechniony – u nas ludzie nazywają go „wilcze wymiona” zaś naukowcy – likogala (rulik nadrzewny – Lycogala epidendrum J. C. Buxp ex L. ex. Fr. – przyp. tłum.) Ten śluzowiec pełznie po pniach drzewnych, pomiędzy korą a łykiem, bardzo lubi zmierzch i wilgoć, dlatego pokazuje się tylko w czasie pochmurnej i deszczowej pogody. Botanicy nauczyli się wywabiać go spod kory. Na pieniek kładą koniec bibuły filtracyjnej zamoczonej w wodzie i wszystko nakrywają ciemnym kołpakiem. A po kilku godzinach podnoszą kołpak – i wiedzą na pniu płaskie, podobne do śmietany stworzenie, które wypełzło by się napić.

Likogala


Od niepamiętnych czasów likogala przystosowała się do życia w ludzkim organizmie. Ona z zadowoleniem przeniosła się z drzewnego pnia do ciepłego, ciemnego, wilgotnego i bezpiecznego „domku na dwóch nogach”. Ślady przebywania w nas likogali – spory i trichomonady w różnych stadiach rozwojowych – dr Lidia Wasiliewna znajdowała w różnych częściach i wydzielinach ludzkiego ciała. Ten dywersant bardzo skutecznie uchyla się przed działaniem naszego systemu immunologicznego. Kiedy organizm jest osłabiony, to nie jest on w stanie rozpoznać i unieszkodliwić szybko zmieniających się komórek, z których składa się likogala. W rezultacie wyrzuca ona spory, które rozprzestrzeniają się z krwią, rozrastają się w dogodnych dla siebie miejscach i wytwarzają swe gamety w postaci brodawczaków, kropidełek, polipów i raka płaskonabłonkowego. To znaczy komórki guza rakowego nie tworzą przerośnięte komórki ludzkiego organizmu, ale elementy ciała rozpłodowego grzybni. (U podstawczaków nazywanego owocnikiem – przyp. tłum.) 


Hipoteza dr Koźminy wyjaśnia, dlaczego powstają metastazy (przerzuty nowotworowe – przyp. tłum.) Wszak w Naturze owocniki śluzowca odnawiają się każdego roku. Podobny rytm przejawia organizm człowieka. Owocniki obumierają, aby wyrzucić zarodniki i znów się odrodzić przenikając do innych organów. Tak właśnie przebiega przerzut nowotworu.




Wtargnięcie kandydozy




Dr Koźmina nie jest jedyną w swych poglądach. Włoski onkolog dr Tullio Simoncini przedstawił teorię o tym, że wszystkie odmiany raka są powodowane przede wszystkim przez grzybka zwanego Candida albicans C. P. Robin ex Berkhout. (Drożdżak – Saccharomycetes – stanowiący florę przewodu pokarmowego u 50-80% populacji – przyp. tłum.) Wedle jego poglądów, rozwój chorób onkologicznych ma następujący przebieg: kiedy osłabia się odporność organizmu, grzybek zaczyna się namnażać tworząc swego rodzaju kolonię. Próbując się bronić przed takim atakiem, komórki immunologiczne zaczynają tworzyć barierę z komórek organizmu. Ten właśnie proces w medycynie nazywa się zachorowaniem onkologicznym. Tradycyjna medycyna twierdzi, że rozrost tego nowotworu, to rozprzestrzenianie się przerzutów. Ale dr Simoncini twierdzi, że przerzuty wywołuje grzybek Candida, który rozchodzi się po całym organizmie.


Jak wiadomo, te grzybki są anaerobami - beztlenowcami, tzn. generują energię nie używając do tego tlenu. Dostając się do krwioobiegu, Candida może kolonizować wszystkie części ciała i znacznie zmniejszyć ilość tlenu w niej. W rezultacie miejscowe komórki nie obumierają, ale przestawiają produkcję energii na system beztlenowy. Tak powstają komórki rakowe. 


Podstawowym kluczem do ochrony przed rakiem to zdrowy system odpornościowy. Rezultaty badań wykazały, że kobiety przyjmujące antybiotyki ponad 25 razy w ciągu swego życia, ryzykują dwukrotnie bardziej zachorowaniem na raka piersi. Rzecz jasna odporność w takich przypadkach spada i Candida otrzymuje więcej szans na przeżycie i rozwleczenie po organizmie wraz z krwią. Środki przeciwgrzybiczne i grzybobójcze w walce z nią są nieefektywne. Jednakże włoski lekarz twierdzi, że znalazł on proste, ogólnie dostępne i tanie lekarstwo, a mianowicie – wodorowęglan sodu czyli po prostu soda oczyszczona – NaHCO3. Wytwarza ona w organizmie warunki, w których Candida nie może przetrwać. Kiedy dr Simoncini ogłosił to światu, na niego obruszyli się koledzy-onkolodzy, media i władze. Za leczenie pacjentów przy pomocy nie zalegalizowanych oficjalnie środków, lekarza pozbawiono licencji medycznej i nawet wsadzili do więzienia na trzy lata.




Poglądy dawnych uzdrowicieli




Wierzyć czy nie wierzyć dr Koźminie, dr Simonciniemu i innym uczonym dowodzącym grzybowego pochodzenia zachorowań na raka – to indywidualna sprawa każdego. Jednakże o grzybach-mordercach wiedzieli już dawni uzdrowiciele i znane im były efektywne środki walki z tym groźnym i podstępnym wrogiem. I tak np. wojskowi lekarze znajdywali w przewodzie pokarmowym i jelitach niektórych umarłych dużą ilość śluzu i pleśni. Jak wieść niesie, ludzie ci w czasie życia oddawali się lenistwu, obżarstwu, mało się ruszali, a w rezultacie tego nie wszystko co zjedli zostało strawione. Część z tego zaczynała gnić pokrywając się śluzem i pleśnią. I tam właśnie zaczęła rozrastać się grzybnia. Pleśń wyrzucała spory – mikroskopijne nasiona grzybów, które z pożywieniem przedostawały się do krwi i roznosiły się po całym organizmie. W osłabionych organach spory rozrastały się i wytwarzały owocniki grzybów. Tak właśnie zaczyna się rak. 


Dawni lekarze uważali, że na początku grzyby wyrzucają „białego raka” – skrzepliny płytek w naczyniach krwionośnych mające biały kolor. Drugie stadium to „szary rak” – grzyby tworzą nowotwory stawów i inne guzy o kolorze szarym. Trzecie stadium, to „czarny rak” i to nie tylko dlatego, ze złowieszcze nowotwory i inne guzy mają czarną barwę – to jest kolor aury porażonych chorobą organów.


Podobne poglądy na naturę raka ma wielu ludowych uzdrawiaczy, którzy potrafią leczyć tą chorobę. Nie będę opisywać ich metod, by nie zmuszać kogokolwiek do samo leczenia. Ale każdy z nas może samodzielnie znaleźć drogę do takich uzdrowicieli i healerów. Trzeba po prostu wierzyć, że rak jest uleczalny bez chemioterapii i radioterapii współczesnej medycyny. Przecież ludzi zjadają grzyby!




Grzyby także leczą!




Ale okazuje się też, że grzyby także leczą! W onkologii średniego stopnia ciężkości i w okresie pooperacyjnym, a także w czasie kursu chemioterapii i radioterapii rekomendowane jest przyjmowanie grzybów takich jak pieczarka brazylijska (murill) – Agaricus blazei (Murill), twardzik japoński (shiitake) – Lentinula edodes (Berk) Pedger,  lakownica lśniąca (reishi) – Gandoderma lucidum, żagwica listkowata (maitake) – Grifola frondosa. Ich związki chemiczne opóźniają i hamują rozwój komórek nowotworowych i wspomagają walkę z przerzutami oraz negatywnymi skutkami przyjmowania preparatów chemicznych i terapii. 

Żagwica listkowata - maitake
Twardzik japoński - shiitake
Lakownica lśniąca - reishi
Pieczarka brazylijska - murill
 

W czwartym stadium raka grzyby okazują swoje wzmacniające właściwości na organizm, zmniejszają syndromy chorobowe. Tylko trzeba wiedzieć, że lecznicze grzyby nie sprzedaje się w zwykłych sklepach, poza tym one rosną tylko w specjalnych warunkach.




Tekst - „Tajny XX wieka”, nr 36/2015, ss. 20-21

Ilustracje:

·        Internet

·        Internetowy Klub Miłośników Grzybów „Darz Grzyb”
Z rosyjskiego przełożył i opracował – ©Robert K. Leśniakiewicz