Powered By Blogger

piątek, 19 sierpnia 2016

9/11: Spojrzenie na zbrodnię





Oleg Fajg


W Szwecji zamiast kremacji zwłoki zamrażają w ciekłym azocie, poczym rozbijają na maleńkie części falami dźwiękowymi. Azot liofilizuje te cząstki, co pozwala ziemi na szybkie przerobienie masy organicznej.

Tysiące ludzi straciło życie tego dnia, 11 września, i w Afganistanie zaczęła sie wojna odwetowa. Jednak w tych wydarzeniach jest wciąż wiele zagadek. Opis ich jest pełen nieścisłości, niedomówień i nielogiczności. Bez względu na uczucie trwogi, towarzyszące im okoliczności wciąż rozmijają się z oficjalną wersją, co jest o tyle zrozumiałe, że imperatywy państwowego bezpieczeństwa nie pozwalają władzom USA mówić o wszystkim otwarcie.
Thierry Meyssan – „9/11: Wielkie kłamstwo”[1]


Bojowe stanowiska laserowe


Po każdej rocznicy tragicznych wydarzeń z 11.IX.2001 roku – znane całemu światu jako 9/11 – w Internecie i innych mediach pojawiają się coraz to nowsze hipotezy „największego ataku terrorystycznego na Amerykę”. I dzisiaj (w 2015 roku – przyp. tłum.) konspirolodzy zwrócili się do najdziwniejszej i najbardziej tajemniczej z teorii… 

Wkrótce ją ogłosił jeszcze 10 lat temu główny badacz „rządowego spisku 9/11” francuski dziennikarz i pisarz Thierry Meyssan. Wydając swój bestseller pt. „9/11: Wielkie kłamstwo” wyraził on myśl, że na tle informacyjnego i organizacyjnego chaosu w dniu tragedii, mogłaby się gdzieś zapodziać eksperymentalna platforma magnetotronicznego czy laserowego rażenia celów napowietrznych i naziemnych. Pogłoski o tym, że dziwne pogrubienie na kadłubie Boeinga, który staranował Południową Wieżę WTC, mogłoby być potężnym laserem bojowym, pojawiały się niejednokrotnie. Jednakże zweryfikowanie ich było absolutnie niemożliwe ze względu na utajnienie wszelkich informacji dotyczących prac nad amerykańskimi systemami laserowej broni radiacyjnej – LBR.

Jeszcze stosunkowo niedawno, w amerykańskiej prasie pojawiło się oficjalne oświadczenie Pentagonu o udanych naziemnych próbach LBR mających zwalczać międzykontynentalne pociski  balistyczne - ICBM, przeznaczonej do rozmieszczenia ich na dużych samolotach transportowych i bombowcach strategicznych. W związku z pozytywnym zakończeniem tej naukowo-badawczej części badań nad LBR, Agencja ds. Obrony Antyrakietowej – ABMA – otrzymała od Kongresu USA wielomiliardowe wsparcie finansowe dla jej doświadczalno-konstruktorskiego programu na najbliższe lata.


Eskadra dział laserowych


Dalsze plany Pentagonu, po przyjęciu na uzbrojenie laserowych kompleksów powietrznego bazowania, włączając sformowanie specjalnej lotniczej grupy do ogólnego systemu OPLot. USA. Wedle poglądów amerykańskich ekspertów wojskowych, podobne jednostki „laserowych myśliwców” mogłyby efektywnie niszczyć ICBM w czasie ich lotu do obszaru powietrznego USA, a w idealnym przypadku na odcinku wstępującym ich balistycznej trajektorii. Według tej idei, ta nowa LBR będzie szczególnie efektywna w zwalczaniu rakiet operacyjno-taktycznych średniego zasięgu – MRBM – odpalanych z pokładów atomowych rakietowych okrętów podwodnych – SSBN i SSGN – u wybrzeży USA. Jednakże najbardziej interesującym z wszystkich punktów widzenia wojskowych strategów są projekty niszczenia ICBM przy użyciu LBR. Dlatego właśnie Pentagon poprzez DARPA rozpisał konkurs projektów na wzmocnienie niszczącego działania LBR z 300-400 do kilku tysięcy kilometrów. W tym przypadku, eskadra samolotów-nosicieli „dział laserowych” mogłaby przejść od wałęsania się w odległości kilkuset kilometrów od wyrzutni rakietowych ICBM do patrolowania granic przestrzeni powietrznej np. Rosji. To w zasadzie pozwalałoby na zestrzeliwanie startujące rakiety jeszcze w fazie rozpędzania w neutralnej strefie powietrznej. 

[W praktyce nad krajami graniczącymi z Rosją takimi jak m.in. Polska – dlatego właśnie pomysły w rodzaju tarczy antyrakietowej są tak bardzo niebezpieczne dla naszego kraju, bowiem w opisywanym scenariuszu na Polskę poleci radioaktywny fall-out, który będzie skażał radioaktywnie terytorium naszego kraju – uwaga tłum.]

No a w tym czasie laserowe myśliwce będą znajdowały się dostatecznie daleko i poza zasięgiem rosyjskich WOPK. 

Aktualnie większość państw rozmieszcza swe wyrzutnie rakietowe w głębi swych terytoriów i w otoczeniu silnych zgrupowań OPLot. i WOPK, dlatego istniejące samoloty-nosiciele LBR zostaną niezwłocznie zniszczone. Jednakże postęp naukowo-techniczny w tym obszarze różnorakiego uzbrojenia postępuje bardzo szybko i należy oczekiwać, że już w najbliższym czasie promieniste lub cząsteczkowe systemy obronne będą w stanie zwalczać obiekty orbitalne.


Promienie śmierci wielkiego wynalazcy


W swej książce pt. „Nikola Tesla i jego diabelska broń: największa tajemnica wojskowa USA” znani amerykańscy kryptohistorycy dr Nicolas (Nick) Begich & Jeanne Manning przedstawiają myśl o tym, że wszelkie powodzenie programów Pentagonu w zakresie uzyskania LBR są związane z dawnymi opracowaniami amerykańskiego wynalazcy serbskiego pochodzenia Nikoli Tesli. W latach 20., on właśnie wymyślił kilka wariantów generatorów „promieni śmierci”. Pomiędzy nimi był projekt jakiejś „broni promienistej” zdolnej jakoby przerzucać na wielkie odległości „energetyczny promień”, w którym wraże aeroplany będą się palić „jak motylki w płomieniu świecy”. 

Oboje autorzy uważają, że na podstawie podobnych „promieni śmierci” działał wynalazek Tesli – wielokomorowy, wielokonturowy magnetron. Ten zadziwiający generator promieniowania mikrofalowego dzisiaj rozgrzewa jedzenie w kuchenkach mikrofalowych. Na jego podstawie działają wszystkie radary i potężne stacje radiolokacyjne. Całkiem niedawno pojawiła się informacja o aktywnych magnetronowych promiennikach będących w stanie uszkodzić cała elektronikę na ziemi, w powietrzu. Przy czym w odróżnieniu od „bomb E” (bomb elektronicznych użytych w czasie wojny w b. Jugosławii na początku lat 90. XX wieku – przyp. tłum.) wyłączających dookoła wszystkie elektroniczne urządzenia, magnetronowy promiennik ma działanie kierunkowe. 

Thierry Meyssan wraz ze swym kolegą dziennikarzem W. P. Friedmanem wszechstronnie rozwinął idee tandemu Begich & Manning, opublikowane w bestsellerze pt. „9/11: Spojrzenie na morderstwo”. Według ich poglądów, superwytrzymałe wewnętrzne zbrojenie „bliźniaczych wież” wliczając w to kolumny wykonane z superwytrzymałej stali zostały stopione nie przez płomienie lotniczej nafty, której temperatura palenia się wynosi kilkaset stopni, ale promieniowanie magnetotronowe ówczesnych „dział cząsteczkowych Tesli”. Teoretycznie magnetotronowe promieniowanie rzeczywiście może rozgrzać hartowaną stal do temperatury powyżej 1000°C, zrobić ją miękką i ciągliwą jak plastelinę.


Świadectwa zamierzonego oszustwa


W. P. Friedman przywodzi ciekawe świadectwo pracownika Biura Projektowania i Budowy WTC Franka de Matini’ego, który zaginął bez wieści 11 września. W wywiadzie dla reportera CNN na kilka miesięcy przed tragedią Martini na zapytanie o odporność „bliźniaczych wież” na huragany tak odpowiedział:
- Konstrukcja wewnętrznych ścian tych drapaczy chmur przypomina moskitierę z gęstym splotem, i nawet kilka pasażerskich stratolinerów mogłoby przebić te ściany jak ołówki. Do tego one nie byłyby w stanie uszkodzić stalowego szkieletu środkowej części wieżowców. „Bliźniaki” można porównać do drzew, wewnątrz których jest mnóstwo włókien. Jak drzewo się zgina, to wewnętrzne powiązania tychże włókien zmuszają pień do powrotu na poprzednie miejsce. 

Poglądy de Marini’ego potwierdza w pełni fizyk inż. Steven Jones Uniwersytetu Brighama Younga (Provo, UT). Obliczenia prof. Jonesa dokładnie pokazują, że do tego by wieże WTC się złożyły – jak „na załączonym obrazku” – ich wewnętrzna konstrukcja w kształcie wysokoodpornych stalowych kolumn umieszczonych w sercu budynku, powinna była się przeciwstawić każdemu czynnikowi niszczącemu. Np. mocnym impulsom promieniowania mikrofalowego…


Teoria spisku 9/11


Meyssan, Begich i Manning w celu udowodnienia swej „teorii spiskowej” przywodzą wiele zapisów wideo i zdjęć zrobionych w czasie „ataku” Boeingami na „bliźniacze wieże”. Tak więc po pierwsze – na kadłubach Boeingów można zobaczyć jakieś dziwne wypukłości niespotykane na seryjnych samolotach. Po drugie – uderzenie w Wieżę Południową było niezbyt precyzyjne, tak że część paliwa wypłynęła na zewnątrz. Tym niemniej jako pierwsza runęła właśnie Wieża Południowa…

Wychodzi na to, że pożar w Południowej Wieży nie był takim silnym, jak w Wieży Północnej, ale ona runęła o godzinie 09:59 EDT/15:59 CEST, w 56 minut od zderzenia, a potem Północna Wieża obróciła się w ruinę o godzinie 10:28 EDT/16:28 CEST. 

Oficjalna wersja tych wydarzeń mówi o tym, że stalowe wzmocnienia zostały uszkodzone przez wysoką temperaturę, którą wywołał pożar lotniczej nafty, której wielka ilość wlała się do wewnątrz budynków. Potem pozbawione podstawy górne piętra zaczęły wywierać nacisk na niższe, wywołując tym samym „pionowy efekt domina”. 

W charakterze dowodu przytoczono tutaj opinię eksperta od materiałów budowlanych z MIT – prof. dr Thomasa Eagara. Prof. Eagar uważa, że w tak złożonych warunkach stal konstrukcyjna środkowych kolumn drapaczy chmur nie mogła się nagrzać bardziej, niż do temperatury +650°C  tracąc przy tym mniej niż połowę swej wytrzymałości. 

Jego oponenci dowodzą, że nawet utraciwszy połowę wytrzymałości, obie Wieże nie mogły runąć po dziesiątkach sekund, praktycznie prędkością swobodnego spadania. Przecież przy konstrukcji wieżowców WTC był założony trzykrotny zapas bezpieczeństwa! 

Do tego obie bliźniacze wieże tak szybko i akuratnie „złożyły się”, jakby ktoś niewidzialnym nożem poprzecinał stalowe kolumny w wielu miejscach… 

Przypomina to na pewien sposób stary radziecki film pt. „Hiperboloida inżyniera Garina”, w którym „termiczny promień” niszczy budynki. Poza tym można tu przypomnieć i dziwną historię o „instalacji wysokoprądowej” akademika P. Ł. Kapicy. Znajdując się w niełasce po kłótni z Berią pisał on o wynalezionych przez niego przyrządach „nigotron” i „płantitron”, które byłyby w stanie zestrzeliwywać „radiofalowym promieniem” samoloty. Adresatami tego listu byli członkowie rządu i sam Stalin. A u podstawy „promienistych dział Kapicy” był wciąż jeden i ten sam „magnetron”…


Moje 3 grosze




Zawsze zdumiewa mnie jedna rzecz – całkowita i absolutna omnipotencja i geniusz Nikola Tesli. No i zasłona tajemnicy, jaka okrywa jego wynalazki. Dziwi mnie jeden fakt, a mianowicie: gdyby Amerykanie rzeczywiście posiadali te wspaniałe wynalazki, które ponoć Tesla wymyślił w przypływie geniuszu, to przecież by je zastosowali. I nie pomoże tutaj opowiastka stronników STD głosząca, że wynalazki są, ale różne grupy nacisku lobują przeciwko nim, bo to kopalnie poniosłyby straty, a to energetyka by padła, bo energia byłaby za darmo, bo to groziłoby masowe bezrobocie, bo to coś-tam-jeszcze… 


To nie tak. Jak dowodzi tego historia USA, Amerykanie w swym dążeniu do panowania nad światem wykorzystują każdą myśl techniczną, i na pewno nie daliby zgnić genialnym pomysłom Nikola Tesli w jakichś archiwach. Coś takiego jest możliwe w Polsce, gdzie króluje religijna błazenada i pseudopatriotyczne oszołomstwo, a nie w Stanach Zjednoczonych, gdzie każdy wynalazek natychmiast przerabia się na brzęczącą monetę. Po prostu Amerykanie są praktyczni i pragmatyczni, dlatego prędzej czy później te ponoć tak genialne wynalazki znalazłyby swe zastosowanie.


To raz, a po drugie znalazłyby zastosowanie militarne. A skoro tak, to na pewno byłyby one wykradane przez radziecki wywiad wojskowy, czyli GRU. Przypomnijmy sobie, jak to było z Projektem Manhattan. W samym sercu Projektu Rosjanie mieli uplasowanych kilku agentów, nie mówiąc już o laboratoriach brytyjskich czy japońskich. O niemieckich nie wspominam, bo to jest oczywiste. I teraz – jak chce tego Bogusław Wołoszański – Rosjanie szpiegowali Amerykanów, a Niemcy szpiegowali Rosjan. W rezultacie Niemcy już w latach 1944-45 mieli trzy bomby atomowe (litościwie nazwane „urządzeniami jądrowymi” czy „nuklearnymi”), które zdetonowali w trzech miejscach Rzeszy, natomiast Rosjanie do swojej doszli dopiero w 1949 roku. Gdyby nie zapaść hitlerowskiej gospodarki, to Niemcy mogliby zastosować broń A (a kto wie czy nie H) przeciwko ZSRR już w I połowie 1945 roku. A to zmieniłoby tok wojny…


Co to ma do Tesli i jego „superwynalazków”? A to, że gdyby Amerykanie nad nimi pracowali, to GRU prędzej czy później wpadłoby na ich trop i przekazało te informacje do Moskwy. Naziści korzystając ze swego komputera do dekryptażu radzieckich depesz na pewno by się tym dowiedzieli, z wiadomymi skutkami. Tymczasem po czymś takim ni słychu ni dudu…

No chyba, że Niemcy jednak coś przejęli i to na tyle ciekawego, że postanowili nad tym popracować w podziemiach Książa i Gór Sowich. Na szczęście Rosjanie im w tym przeszkodzili i do stworzenia superbroni nie doszło. 


Na szczęście dla całego świata!


Opinie z KKK


Robert, dobrze podsumowałeś "tajemnice" Tesli. Mam podobne zdanie na ten temat, po prostu facet potrafił robić show z prostych zjawisk elektrotechnicznych (dobrze rozumiał odkryte zjawiska). Sprzyjał mu też ogólny poziom ówczesnej nauki i poziom wiedzy statystycznego człowieka, dla którego była to prawdziwa magia - i tak narodziła się legenda Tesli. Na pewno na uwagę i szacunek zasługuje jego twórczy niepokój i "żyłka" do wynalazczości. Gdyby żył współcześnie można by rzeczywiście oczekiwać od niego genialnych wynalazków. Zaś wszystkie teorie spiskowe na temat 11.09 zaczynają żyć swoim innym życiem, dokładnie tak, jak katastrofa smoleńska - i tego nikt nie zatrzyma. (Avicenna)

*

Tesla na pewno był niekonwencjonalnym człowiekiem i wynalazcą, ale to, co przypisują mu ufologiczne oszołomy jest grubą przesadą. Owszem – uzyskał 300 patentów na swe wynalazki, ale nie były one tak rewelacyjne, jak to chcą jego fani. A już na pewno nie były to bronie falowe czy cząsteczkowe.

Sytuacja z Teslą przypomina mi nieco ufokatastrofę w Roswell i to, co z niej zrobił niejaki płk Corso. W jego książce czytamy, że gdyby nie technologie Obcych, to nie mielibyśmy ani laserów (więc kto je wynalazł: Obcy czy Tesla???) półprzewodników, tranzystorów (mamy teraz obwody o wysokiej integracji też od Obcych czy Tesli???) itd. itp. – jednym słowem, gdyby nie rozbity spodek w okolicy Roswell, to nie byłoby całej współczesnej technologii. Głupota goni głupotę, ale ludzie wierzą w te brednie – bo chcą w nie wierzyć. 

To tak jak z HAARP: lepiej zwalić winę za wszystkie choroby na HAARP niż na to, że nie przestrzegamy zasad higieny, lekceważymy pierwsze objawy jakichś infekcji, nie leczymy zepsutych zębów, a potem jęczymy, że nas bolą… No i oczywiście winien jest HAARP! – no bo przecież my jesteśmy OK. … (Arystokles)


Tekst i ilustracje – „Tajny XX wieka”, nr 43/2015, ss. 20-21
Przekład z j. rosyjskiego – ©Robert K. Leśniakiewicz                                  


[1] W oryg.: „La gran impostura” (Madryt, 2002), „The Big Lie” (Londyn, 2002).