Powered By Blogger

poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Czarna śmierć czy z… Kosmosu?





Jednym z najciekawszych zagadnień w historii naszej cywilizacji są epidemie i pandemie Czarnej czy Czerwonej Śmierci, które dziesiątkowały populację Europy i reszty świata w tzw. „ciemnym millenium chorób” w latach 700 – 1700 n.e. Dowiedziałem się o nich w obszernej pracy dr Miloša Jesenský’ego pt. „Bogowie atomowych wojen” (AOS Publishing, Ústi n./Labem 1998), którą polecam Czytelnikowi – zob. na http://hyboriana.blogspot.com/2012/07/bogowie-atomowych-wojen-1.html i dalsze. Osobiście widziałem w tym możliwość interwencji z Kosmosu – albo Kosmitów, albo… naszych odległych przodków z poprzednich cywilizacji, co u nas sugerował Aleksander Mora w serii artykułów pt. „Atomowa wojna bogów” w lubelskiej „Kamenie” w 1978 roku (zob.  http://hyboriana.blogspot.com/2012/08/bogowie-atomowych-wojen-14_5.html i dalsze). Moje wątpliwości i spostrzeżenia zawarłem w artykule pt. „Czarna zaraza spadła z nieba?” w „Wizjach Peryferyjnych” nr 4/1996, ss. 16-19, zob. http://hyboriana.blogspot.com/2016/05/wizje-peryferyjne-nr-41997.html.  
  
Moje zainteresowanie tematem przeżyło swój nawrót, kiedy przygotowywałem materiał fotograficzny do pracy Wiktorii Leśniakiewicz & Katarzyny Wilczak pt. „Jordanowskie miejsca pamięci – mały przewodnik”, (TMZJ, Jordanów 2016) w którym udokumentowano m.in. dwa cmentarze ofiar epidemii cholery w 1831, 1949, 1855 i 1873 – łącznie 107 ofiar, epidemii tyfusu głodowego w 1847 roku – łącznie 300 ofiar oraz grypy „hiszpanki” w latach 1918-1919 – ilość ofiar nieustalona. Znów powróciła myśl o pozaziemskim pochodzeniu tych plag, przy czym znajdowane jest coraz to więcej dowodów wprost na to, że mikroorganizmy chorobotwórcze spadają na nas wprost z nieba, a ich ślady znajdujemy na meteorytach…   

Ostatnio w magazynie „Świat wiedzy - Historia” nr 4/2016, ss. 80-85, znalazłem bardzo ciekawy artykuł Zygmunta Gołąba & Miłosza A. Gerlicha pt. „Horror czarnej śmierci”. W powołanym artykule pisze się o pojawieniu się w Europie wszelkich zaraz, z których cztery były najgorszymi „terminatorami” jej ludności: czarna ospa (Variola vera - 40 mln ofiar), dżuma dymieniczna, płucna i posocznicowa (Yersinia pestis - te dwie ostatnie mają letalność 100%, a zabiły 200 mln ofiar), dżuma Justyniana (prawdopodobnie była to dżuma dymieniczna, która zabiła 100 mln ofiar), cholera (Vibrio cholerae - 40 mln ofiar) oraz grypa „hiszpanka” (Influenza, szczep H1N1 ok. 50-100 mln)[1]

Te dopusty boże mogły spadać z nieba – i to dosłownie: wraz z meteorytami, pyłem kosmicznym, a także w biologicznych bombach pozostałych po konfliktach bogów-astronautów za czasów panowania Imperium Atlantydy. Założyłem bowiem, że w czasach panowania Atlantydów doszło do jednego lub kilku konfliktów ogólnoświatowych z masowym użyciem broni masowego rażenia – w tym A, B, C i D oraz wszystkich innych, które znamy, a które doprowadziły do upadku cywilizacji i cofnięcia się Ludzkości do czasów jaskiniowych. Tak powstał świat, w którym żyjemy my. 

Tym niemniej w tym zrujnowanym świecie pozostały i być może wciąż są aktywne mordercze artefakty – BMR, które od czasu do czasu uaktywniają swe działanie. Jeżeli idzie o bronie B i C, to jak podają obaj autorzy:

Średniowieczni Europejczycy dopatrywali się zapowiedzi epidemii w wielu zjawiskach. Trwogę budziły nietypowe konstelacje (układy) bądź koniunkcje (ułożenie w jednej linii) wybranych planet. Mór wieściły też deszcze meteorów, zorze, zaćmienia Słońca czy Księżyca oraz inne zjawiska optyczne czy przyrodnicze.
Również silny wiatr, burze, gradobicia czy upalne lato „przepowiadały” dżumę.
Szczególną  grozę budziły mgły. Zabójczych właściwości dopatrywano się tez w „miazmatach” – wyziewach wydobywających się  z jaskiń, rozpadlin, bagien, wysypisk śmieci czy cmentarzy.
Zwiastunami nieszczęścia miały być także nagle więdnące kwiaty, psująca się szybko żywność, trująca dla zwierząt domowych rosa oraz tajemnicze głosy i omamy wzrokowe.

Tak właśnie to wyglądało. Dżuma swój pochód w latach 1338-1339 rozpoczęła w rejonie jeziora Issyk-kul (dzisiaj Kirgistan). A Issyk-kul to jedno z najbardziej tajemniczych jezior na świecie. Wystarczy przeczytać o jego tajemnicach na moim blogu - http://wszechocean.blogspot.com/2011/06/tajemnice-jeziora-issyk-kul.html, http://wszechocean.blogspot.com/2013/01/tajemnice-jeziora-issyk-kul.html. Wygląda na to, że w okolicy jeziora znajdują się pozostałości po starożytnej cywilizacji. Jaki to ma znaczenie dla sprawy, zaraz powiem.

W czasie spotkania z nieżyjącym już niestety inż. Ivanem Mackerlem, które wraz z dr Jesenským mieliśmy w dniu 1.V.1998 roku w hotelu Pyramida w czeskiej Pradze, przedyskutowaliśmy problem pozostałości po poprzednich cywilizacjach w Ameryce Południowej. Chodziło m.in. o Mato Grosso i Złote Miasto – Eldorado, które chciał odszukać inż. Mackerle. Wtedy właśnie przyszło nam do głów, że wszystkie ekspedycje, które poszły na poszukiwania tych złotych miast mogły zginąć z prozaicznego powodu – właśnie dzięki aktywności powojennych pozostałości sprzed 12.000 lat, z czasów Wielkiej Wojny Bogów – Astronautów, o której pisał Aleksander Mora w „Atomowych wojnach bogów” czy obecnie Daniel Laskowski w swej powieści „Bractwo Zielonego Smoka”. 

Co takiego mogło spotkać te ekspedycje, poza dżunglą, krajowcami, ognistymi mrówkami, jaguarami, krokodylami i innymi tego rodzaju „atrakcjami” Amazonii? Nasza hipoteza brzmi – przede wszystkim pozostałości atlantydzkiej broni B. Broń jądrową, termojądrową, dezintegracyjną czy neutronową oraz chemiczną wykluczam – dawno już eksplodowała czy rozsypała się w trujący, radioaktywny pył, który gdzieś tam może znajdować się w warstwach rzecznych osadów… - natomiast wirusy, bakterie, riketsje i inne drobnoustroje chorobotwórcze wcale nie zginęły, a wręcz odwrotnie – przetrwały i niczego nie straciły ze swych morderczych właściwości. Na tym właśnie polega niebezpieczeństwo użycia tej broni – na jej możliwościach przystosowawczych do każdych warunków i długofalowości działania. Poza tym szczepy drobnoustrojów potrafią się przystosować do nowych warunków bytowania i w rezultacie zmieniać swe właściwości, ale jeżeli miały wszczepiony gen powodujący ich agresywność w stosunku do komórek organizmów roślinnych, zwierzęcych czy ludzkich, to ów gen mógł cały czas być przekazywany w ich materiale genetycznym, jak było to właśnie z bakteriami dżumy, przy której ktoś kombinował jakieś 2-20 tys. lat temu. A kto? – tego możemy się tylko domyślić… 2000 lat temu nikt nie miał takich możliwości, ale 20.000 lat temu istniało jeszcze Imperium Atlantydzkie z jego nauką i techniką.  

Ktoś powie, że to mało prawdopodobne. OK., w takim razie niech sobie przejrzy ostatnie newsy z Syberii, gdzie trwa właśnie tzw. „zombie epidemia” wąglika – Anthrax wywołaną przez laseczkę wąglika – Bacillus anthracis. Wąglik zdziesiątkował kilka lat temu stada reniferów, których zwłoki zamarzły na długi okres czasu, a teraz – przez EGO odtajały i uwolniły do środowiska morderczą zawartość. Stąd właśnie wzięła się nazwa „zombie epidemia”… Dokładnie coś takiego mogło mieć miejsce w rejonie Issyk-kul czy w Ameryce Południowej. 

Ograniczamy się tylko do ludzi, a przecież poza nami są zwierzęta i rośliny, które też chorują. Istnieją epizootie, które dziesiątkują czy wybijają całe populacje różnych zwierząt. Nie zwracamy na nie zbytnio uwagi, póki nie zagrożą bezpośrednio nam i/albo zwierzętom hodowlanym – że wspomnę tutaj wirusy grypy ptasiej – H5N1, świńskiej – A/H1N1 czy SARS, priony BSE/nCJD, a także wirusy HIV/AIDS… Wojna biologiczna trwała od początku naszego istnienia, to prawda, ale komuś bardzo zależało, by drobnoustroje były szybsze niż nasze systemy odpornościowe. Pytanie: czy te choroby początkowo miały atakować tylko zwierzęta czy także i ludzi? 

Jaki jest związek pomiędzy Ufiastymi a epi- i pandemiami różnych chorób? Związek ten istnieje i z całą pewnością nie jest przypadkowy. Czyżby Ufiaści zarażali nas różnymi chorobami w celu eksterminacji ludzkiej populacji na tej planecie? Wydaje mi się, że nie – byłoby to działanie bez sensu. Wystarczyłoby po prostu wywołać jakąś wojnę i wszystko załatwilibyśmy sami. 

Nasunęła mi się dziwna myśl, a mianowicie: być może Ufiaści zakażali nas przypadkowo – chorobami, które pochodzą z innych planet, albo z Przyszłości lub Przeszłości naszej planety. Taka możliwość zakłada Ich niefrasobliwość. My zawsze odkażamy nasze aparaty kosmiczne tak, by ziemskie mikroorganizmy nie skaziły innych światów… 

W drugim przypadku może być tak, że Ufiaści celowo zakażają nas drobnoustrojami, które dopiero mogą pojawić się na Ziemi w Przyszłości. Nie zapominajmy, że nie wszystkie Wielkie Wymierania mają swe wyjaśnienia w wielkich katastrofach. Cicha śmierć mogła spaść z Kosmosu i razić gadzią i ssaczą megafaunę, której systemy odpornościowe nie były w stanie dogonić możliwości małych agresorów i w rezultacie wymarły – dając ewolucyjne zielone światło tym lepiej przystosowanym. Jednakże sądzę, że Ufiaści poprzestają jedynie na obserwacjach tego, co się dzieje na Ziemi nie interweniując, a jeżeli nawet, to subtelnie, w sposób bardzo delikatny i dla Ziemian niezauważalny… - a raczej zauważalnym już post factum – kiedy widzimy efekty tych działań. 

Jeżeli jest tak, jak przypuszczam, a dowodów wprost na to nie mam, bo z oczywistych powodów mieć nie mogę, to może oznaczać tylko jedno, a mianowicie – nasze życie na naszej planecie jest regulowane przez mikroskopijne biologiczne regulatory…

W Kosmosie życie może powstawać samoczynnie wszędzie tam, gdzie są po temu warunki: na planetach i w przestrzeni, na asteroidach i kometach, wszędzie i zawsze życie zawsze znajdzie sposób, by obejść wszystkie warunki niesprzyjające jego powstaniu i istnieniu. Ta myśl wyrażona przez Michaela Crightona cały czas pozostaje w mocy i należy się z nią liczyć. Obawiam się, że trzeba będzie się z tym liczyć bardziej, niż z możliwością bombardowania Ziemi przez asteroidy i komety. Zauważmy, że zawsze po przejściu przez Układ Słoneczny jasnych (a zatem przelatujących blisko Ziemi) komet, mieliśmy zazwyczaj jakiś straszliwy „dopust Boży” w postaci epidemii czy pandemii albo masowego pomoru. To oznaczałoby, że komety rozsiewają prymitywne mikroorganizmy, które spadając na planety po znalezieniu dogodnych dla siebie warunków – opanowują nisze korzystne dla siebie. W taki sposób można wytłumaczyć obecność mikroorganizmów pod lodami Antarktyki. W ten sposób też da się wyjaśnić obecność bakterii siarkolubnych w pobliżu śródoceanicznych kominów „palaczy” na dnie Wszechoceanu. Te ekstremofilne bakterie wcale nie musiały powstać na Ziemi- one mogły spaść wraz z meteorytami w głąb wód Wszechoceanu, a napotkawszy sprzyjające dla siebie warunki – związki siarki i wysoką temperaturę – zaczęły się rozmnażać. To dzięki nim w okolicach „palaczy” utworzyły się unikalne ekosystemy, bowiem są one podstawą łańcuchów troficznych.

Tak więc istnieje możliwość, że życie na naszej planecie zostało w ogóle „zasiane”, kiedy tylko powstały na niej odpowiednie warunki do jego przetrwania i rozwoju. Nie zapominajmy, że Ziemia istnieje ok. 4,5 mld lat, a życie – jakie znamy – istnieje dopiero 650 mln lat, po Kriogenie i epizodzie Ziemi-śnieżki. Co było przed tym największym znanym zlodowaceniem – tego możemy się tylko domyślać. Mówi się powszechnie o bakteriach i sinicach. Ale czy tylko one? A może istniały jakieś bardziej zaawansowane organizmy, które zginęły pod białym wiekiem lodowcowej trumny? To tylko takie pytania, które narodziły się w kontekście poruszonego tutaj tematu. Wydaje się, że życie w postaci drobnoustrojów mogło powstać gdzieś w Kosmosie, a potem zostało rozwleczone po całym Wszechświecie przez meteory, komety czy ciśnienie światła – to nazywa się panspermią, a twórcą tej hipotezy jest Svante Arrhenius

Panspermia kierowana zakłada, że Ziemia została celowo „zakażona” życiem, które rozwinęło się od kilku bakterii, które wpadły do gotowego, czekającego na pierwszy impuls „chemicznego bulionu”. A potem już poszło. Kiedy to się stało? – a wtedy, kiedy powstały pierwsze oceany – czyli jakieś 4,2-3,8 mld lat temu. Jeżeli tak właśnie było, to można by założyć, że przed Kriogenem na Ziemi mogła istnieć nawet cywilizacja istot rozumnych. Wnioski wyciągnij sobie Czytelniku sam.


Komentarze z KKK


Od 30-35 lat jest tego pewien - fajny tekst! (Avicenna)
*
*
Właściwie jestem bankowo przekonany o tym, że życie na Ziemię zostało zawleczone i to nieprzypadkowo! Powiedziałbym wprost, że to była celowa robota Kogoś rozumnego, kto teraz ma nas na muszce i cały czas nas obserwuje. Nie muszę chyba nawet mówić, jak bacznie…? (Daniel Laskowski) 


[1] Dane niekompletne ze względu na chaos panujący w Europie po zakończeniu I Wojny Światowej.