Powered By Blogger

piątek, 29 stycznia 2021

Na długo przed Roswell

 


Valdis Pejpiņš

 

Dnia 31.III.1676 roku chłopi widzieli na niebie Toskanii obiekt w kształcie „mieszka z ziarnem”, a może być i snopa mającego okrążające go formy, który błyskawicznie przemieścił się znad Adriatyku nad Morze Śródziemne.

Od pewnego czasu w mediach i w Internecie zaczęły się pokazywać informacje o katastrofach UFO, które miały miejsce na długo przed incydentem w Roswell w lipcu 1947 roku. Największą wiarygodność otrzymały informacje o upadku NOL-a na wyspie Zielienaja koło Rostowa w czerwcu 1941 roku, tuż przed samym wybuchem Wielkiej Wojny Ojczyźnianej i podobny przypadek w kwietniu 1941 roku w amerykańskim stanie Missisipi.

 

Goście wieczorową porą…

 

Historia, która swego czasu wydarzyła się w stanie Missisipi została upubliczniona w lecie 1984 roku. Niejaka Floy Hoffman cierpiąca na raka i przyjmująca chemioterapię, ale zachowująca wciąż przytomność umysłu, czując zbliżającą się śmierć, zdecydowała się opowiedzieć swej wnuczce Charlottcie Mann o tym, co przez wiele lat utrzymywała w tajemnicy. Opowiadanie jej dotyczyło wydarzeń z 1941 roku, które miały miejsce w pobliżu niewielkiego miasteczka Cape Girardeau, na brzegu wielkiej rzeki Missisipi, w stanie Missouri na N 31°18’30” – W 089°32’58”.

Pewnego kwietniowego wieczoru, do domu przewielebnego Williama Hoffmana – wtedy jeszcze młodego pastora Kościoła Baptystów Czerwonej Gwiazdy, męża Floy i dziadka Charlotty przyszło dwóch nieznajomych. Oni poprosili wielebnego o to, by udał się z nimi na miejsce katastrofy lotniczej aby oddać ostatnią posługę poległym pilotom. Pastor pozbierał się i pojechał z nimi całkiem zwyczajnym, nie policyjnym, samochodem. Przebyli w dół rzeki jakieś 15 mi/24 km i kiedy przybyli na miejsce katastrofy, ojcu Williamowi od razu stało się oczywiste, że wydarzyło się tam coś niezwykłego. 

Od razu rzucił się mu w oczy dziwny kształt tego aparatu latającego. Pastor niejednokrotnie latał samolotami i doskonale wiedział jak wyglądają maszyny cywilne i wojskowe. Zaś to, co leżało na polanie nieopodal brzegu rzeki nawet w przybliżeniu nie przypominało samolotu! – był to pełnometaliczny aparat latający przypominający swym kształtem ogromny spodek. Nie widać było na nim żadnych spawów ani nitowania i tylko w jednym miejscu ziała wielka dziura z poszarpanymi krawędziami. Poprzez ten otwór pastor zajrzał do wnętrza pojazdu. Widać tam było metalowy fotel o niezwykłym kształcie, przyrządy i pulpity z zegarami, a także dużą ilość innych przedmiotów, jakich on nigdy w życiu nie widział i które potem trudno mu było opisać. Hoffmana zdumiały mnogie napisy wewnątrz obiektu, które nie były podobne do jakiegokolwiek znanego mu pisma, a były nieco podobne do egipskich hieroglifów.

 


Rekonstrukcje miejsca UFO-katastrofy w Cape Girardeau


Zdjęcie Obcego pomiędzy funkcjonariuszami FBI 

Tajemniczy piloci

 

Bardziej niezwykłymi z wyglądu byli piloci dziwnego aparatu latającego, których zwłoki leżały obok niego. Były to trzy stworzenia nieco tylko przypominające ludzi. Pastor pojął, że te dziwne istoty przyleciały tym dziwnym statkiem latającym i dlatego wezwano go tutaj. Dwóch UFO-pilotów leżało obok statku, a trzeci nieco dalej. Sądząc z tego, ten trzeci nie zginął przy uderzeniu aparatu o ziemię, jak jego dwóch towarzyszy, i udało mu się przejść kilkanaście kroków zanim upadł na ziemię i też zmarł.

Dookoła tłoczyli się ludzie: wojskowi, policjanci, strażacy. Oni rozmawiali ze sobą, opowiadali coś o kształcie płomieni. Nie patrząc na to, że dookoła widoczne były ślady pożaru, a trawa pod krzakami jeszcze się dymiła, martwych humanoidów ogień nie ruszył. Oddawszy ostatnią posługę Obcym z Wszechświata, pastor Hoffman wygłosił nad nimi modlitwę za zmarłych.

W tym czasie przy UFO pojawili się policyjni fotografowie. Dwóch wojskowych podnieśli jednego z leżących na ziemi humanoidów i podtrzymując go z dwóch stron postawili na nogi, żeby fotografowie mogli zrobić mu zdjęcia „wedle wzrostu”. Teraz dopiero ojciec William mógł się mu dokładniej przyjrzeć. Dziwna istota miała około 120 cm wzrostu, a jej ciało okazało się być miękkim, niemal bezkostnym. Pilot był odziany w miękki, pozbawiony szwów czy zapięć kombinezon zrobiony z czegoś przypominającego folię aluminiową, miejscami pomarszczoną. Niezmiernie długie ręce miały nieproporcjonalnie długie palce – po trzy w każdej ręce.

Zgodnie z opowiadaniem Floy Hoffman z każdym człowiekiem przebywającym na miejscu tej UFO-katastrofy rozmawiali potem pracownicy FBI. Pastorowi powiedziano, że powinien się trzymać następującej wersji: na tamtym miejscu nic się nie wydarzyło, a to co widział mu się po prostu ubzdurało.

- Niech pan zapamięta: niczego tam pan nie widział, a nasza rozmowa z panem jest tajemnicą państwową, którą należy chronić pod siedmioma pieczęciami i z nikim się nią nie dzielić – powiedzieli na koniec.

Jednakże wielebny William był tak wstrząśnięty i zdumiony, że po powrocie do domu i tak wszystko opowiedział swej żonie i synom, a następnie zobowiązał ich do milczenia na temat tych wydarzeń. Floy trzymała to w tajemnicy przez długie 43 lata.

 

Zdjęcie

 

Rozumie się, że Floy Hoffman można nazwać wręcz jedynym świadkiem tych dawnych wydarzeń. Te wspomnienia chroniła także jej wnuczka Charlotta, której wraz z młodszą siostrą w dzieciństwie udało się usłyszeć strzępy rozmów pomiędzy ojcem a dziadkiem właśnie na temat tej historii. Mało tego, ona dokładnie pamiętała, że w domu znajdowało się zdjęcie, które z biegiem czasu gdzieś zaginęło… Siostra Charlotty potwierdziła tą informację w swoim pisemnym oświadczeniu, że kiedy była nastolatką to słyszała niejednokrotnie rozmowy dorosłych o tym wydarzeniu i zagadkowych Obcych, którzy zginęli co na własne oczy widział jej dziadek. Pewnego razu ujrzała ona zdjęcie Ufonauty. Także Clarence Shade, brat szeryfa, który był na miejscu katastrofy, był gotów złożyć swe oświadczenie na temat wydarzeń z 1941 roku.

Badaniem tego przypadku zajmował się ufolog Ryan Wood, w czasie spotkania z którym Charlotta Mann opowiedziała ważne szczegóły tej historii. Ona opowiedziała mu, że w dwa tygodnie po katastrofie NOL-a przyszedł do nich jakiś młody człowiek (niektórzy ufolodzy twierdzą, że był to niejaki Harland D. Fronabagger) i powiedział, że widział pastora na miejscu tragedii i słyszał jak czytał modlitwę za zmarłych nad dziwnymi stworzeniami, i że to wywarło na nim głębokie wrażenie. Potem młodzieniec dodał, że zdążył zrobić zdjęcie jednego z Obcych i że pastor zapewne będzie zainteresowany taką fotografią. Dał pastorowi to zdjęcie, ukłonił się i odszedł. Fotografia przechowywała się u dziadka Charlotty i poza członkami jego rodziny nikt jej nie widział.

Po śmierci Williama zdjęcie wziął jeden z jego synów – ojciec Charlotty – Gay Hoffman. Nie robił on z tego wielkiej tajemnicy, i pewnego razu w 1954 roku jeden z jego znajomych ją pożyczył i już nigdy nie oddał ojcu Charlotty.

 


Zbieżna historia

 

- Wszystkiego – wedle słów Ryana Wooda – do dzisiejszych czasów miało miejsce 86 UFO-katastrof, poczynając od pierwszej zarejestrowanej w stanie Teksas w 1897 roku i kończąc na katastrofie w Somalii w 1997 roku.

Teksaski incydent wydarzył się 17.IV.1897 roku nad niewielkim miastem Aurora, mającego wtedy 3000 dusz i znajdującego się na północ od Dallas, na N 33°03’24” – W 097°30’27”. Jak podała gazeta „Dallas Morning News” – cygarokształtne UFO powoli przepłynęło na niebie nad Aurorą i na północ od miasta werżnął się koło wiatraka na działce należącej do sędziego J. Proctora. Rozległ się ogłuszający wybuch i odłamki CUFO rozleciały się we wszystkie strony robiąc szkody w doskonale utrzymanym sadzie, który też należał do sędziego.

Pilot CNOL-a zginął. Było to stworzenie niewielkiego wzrostu, którego ciało było silnie uszkodzone przez wybuch. Gazeta określiła go jako „stworzenie nie z tego świata”, a pewien oficer z położonego nieopodal Fortu Worth doszedł do wniosku, że to Marsjanin. Uchowały się relacje świadków, że wraz z Ufonautą znaleziono zapisy wykonane nieznanymi hieroglifami, które mogły być jakimiś dokumentami. Zagadkowe stworzenie pochowano na miejscowym cmentarzu w obrządku chrześcijańskim w bezimiennej mogile. Szczątki CNOL-a mieszkańcy Aurory wrzucili do studni położonej niedaleko od wiatraka.

O wiele później, bo w 1945 roku niejaki Brouli Oates odkupił od sędziego działkę, na której stał wiatrak. Nowy właściciel zdecydował wyczyścić studnię z pozaplanetarnych szczątków by znów mogła być źródłem wody. Wykonawszy tą pracę, zapadł on na artretyzm. Oates doszedł do wniosku, że to stało się za sprawą wody ze studni. Zastawił więc studnie ciężką betonową płytą, sądząc po wybitej na niej dacie, miało to miejsce już w 1957 roku.

Jak widać, w tej historii jest nawiązanie do wydarzeń w Cape Girardeau – mały wzrost Przybysza, jego pogrzebanie wedle chrześcijańskiego obrządku i znalezione w pojeździe tajemnicze napisy w nieznanym języku nieznanym alfabetem. Do tego wydarzenie z peryferii Aurory okazuje się być najstarszym tego rodzaju, chociaż przeloty „statków niebieskich” i ich pasażerów znane są już ze Średniowiecza, z ówczesnych kronik, tym niemniej nie odnotowano w nich żadnych UFO-katastrof.

 

Źródło – „Tajny XX wieka” nr 7/2020, s. 32-33

Przekład z rosyjskiego - ©R.K.F. Leśniakiewicz