Powered By Blogger

wtorek, 12 stycznia 2021

Tragedia MS „Nysa”


 

Stanisław Bednarz

 

Mija 56 lat od największej katastrofy morskiej po wojnie . 10 stycznia 1965  zatonął na Morzu Północnym  MS Nysa. Zginęli wszyscy z 18 członków załogi.  W  Stoczni Gdańskiej, w 1951 roku zwodowano pierwszy ze statków typu B 51, który po otrzymał nazwę Nysa. Matką chrzestną była przodownica pracy Anna Walentynowicz znana z innych okoliczności. Była to niewielka, bo raptem 60-metrowa jednostka o wyporności 486 ton, prędkość 10 węzłów.

30 grudnia 1964 r. Nysa wyszła z Gdyni z ponad 23 tys. worków cebuli. do portów brytyjskich. Kiedy Nysa była już na morzu, PŻM zdobył kontrakt na trasę powrotną - ze szkockiego portu Leith miała zabrać do Oslo pocięte szyny kolejowe. Jak wynika z akt, powołani przez Izbę Morską biegli orzekli, że szyny nie zostały odpowiednio zasztauowane, czyli ułożone i zabezpieczone drewnianymi wypełnieniami tak, by w czasie kołysania na morzu się nie przesunęły.

Wykonanie sztauerki szyn ciętych wykonane zostało bez użycia drewna sztauerskiego. W niedzielę 10 stycznia nadszedł sztorm o sile 10 stopni w skali Beauforta. Na pokład statku wdzierały się przeszło 12-metrowe fale. Nie wiemy co wtedy działo się na pokładzie polskiej jednostki, bo nie ustaliła tego do końca nawet Izba Morska. Wiemy natomiast, że niedaleko Nysy sztormował norweski statek Berby. To właśnie jego załoga po godzinie 22. odebrała sygnał SOS nadany z polskiej jednostki.

W zeznaniach norweskiego kapitana Knuta Kristoffersena możemy wyczytać, iż obserwując obcy statek, zobaczył, jak w pewnym momencie polski statek ustawia się bokiem do nadchodzących fal. Kapitan nadał przez radio sygnał ratunkowy i ruszył na pomoc. Niestety po przybyciu na miejsce nie znaleziono już niczego - ani statku, ani załogi… Z 18 członków załogi 11 nigdy nie odnaleziono.







15 stycznia morze wyrzuciło na norweski brzeg ciało jednego z członków załogi
Nysy, a w ciągu następnych dwóch dni sześć kolejnych. 21 stycznia na pokładzie norweskiego statku Olter przypłynęło do Szczecina siedem białych trumien przystrojonych biało-czerwonymi goździkami, w asyście norweskiej załogi w strojach wyjściowych oraz pastora. Kiedy Norwegowie zobaczyli, że PŻM wysłał na nabrzeże ciężarówki usmarowane wapnem, nie chcieli wydać trumien. Wybuchł skandal.

Przy dużym sztormie załoga nie miała szans na szybkie opuszczenie szalup. Szansą mogły być pneumatyczne tratwy ratunkowe, ale przed rejsem zostały zdjęte, bo nie miały już atestu, nowych nie założono. Wyjaśniło się też, dlaczego z Nysy nadano sygnał SOS tylko reflektorem, a nie o wiele bardziej widocznymi flarami. Po prostu metalowa skrzynka z materiałami pirotechnicznymi została zamknięta na kłódkę z powodu kradzieży, więc zapewne nikt nawet nie próbował szukać kluczyka do nieszczęsnej kłódki.

W 2006 roku jedna z rodzin ujawniła list, który miał zostać napisany przez członka załogi "Nysy". Jego treść była niezwykle dramatyczna:

Statek nasz załadowany jest szynami, mocno przeładowany, ogromny sztorm. Wiem, że nie ma dla nas ratunku, fale zalewają statek, silniki przestały pracować, a wraz z nimi pompy. Próbowaliśmy opuścić szalupę. Woda zalewała ją jednak. Statek pogrąża się coraz bardziej w głębinę. Dalej nie mogę pisać.

Dziś możemy  stwierdzić, że ów list jest falsyfikatem. Jak czytamy w relacji kapitana Kristoffersona tragedia Nysy była kwestią zaledwie kilku chwil. Trudno przypuszczać, że jeden z marynarzy w tym czasie zamiast ratować siebie pisał list, który następnie zamknął w butelce i wyrzucił za burtę…

Izba Morska ostatecznie nie zdołała ustalić przyczyn zatonięcia Nysy. Pozostały jedynie przypuszczenia i pewnego rodzaju spekulacje. Na jesieni 2018 roku w kościele morskim św. Jana Ewangelisty w Szczecinie odsłonięto tablicę upamiętniającą tamto tragiczne w skutkach wydarzenie.