Powered By Blogger

niedziela, 13 października 2024

Rakietowe dziedzictwo III Rzeszy (1)

 


Aleksander Żelezniakow

 

W jednym z moich poprzednich materiałów obiecałem Czytelnikom przekład jednego z rozdziałów pracy Aleksandra Żelezniakowa pt. „Tajny rakietnych katastrof” (JUZA-EKSMO, Moskwa, 2004). A oto i ten materiał:


Jeszcze nie zamilkły salwy II Wojny Światowej, jeszcze lała się krew na polach bitew, a do Niemiec ze wschodu i zachodu zaczęły się zjeżdżać pododdziały, celem których było przejęcie wszystkiego, co tylko można byłoby wykorzystać w przyszłych bitwach kolejnej wojny. Największe zainteresowanie budziły oczywiście rakietowe i atomowe programy badawcze III Rzeszy. Brali oni bez zastanowienia się wszystko, co tylko im wpadło w ręce. To inżynierowie mieli oceniać to, co znaleźli zwiadowcy, kiedy znaleźli się na okupowanych terytoriach nieco później.[1]

Tajne operacje przeprowadzały służby specjalne USA i ZSRR, Wielkiej Brytanii i Francji oraz inne kraje wchodzące w skład koalicji antyhitlerowskiej. Póki byli jeszcze sojusznikami. Ale tylko w walkach. Wszystko, co dotyczyło powojennych interesów, już rozniosło ich na różne strony barykady.

Największą operację wywiadowczą prowadziły specsłużby USA. One nadały jej pseudonim Paperclip (Spinacz). Co naprawdę robili Amerykanie pod tym kryptonimem, to można tylko zgadywać. Ale w ten sposób spięli ze sobą różne kartki dokumentacji rakietowych, atomowych, chemicznych i innych programów w jednolite, całkowite dokumenty. 

Paperclip pozwolił Amerykanom na przejęcie wiodących niemieckich specjalistów i lwią część oprzyrządowania oraz większość dokumentacji technicznej. Jednym słowem to, czego Niemcom nie udało się zniszczyć.[2] Prawdę rzekłszy, Anglikom prowadzącym dokładnie taką samą operację i nie liczącym na odegranie takiej roli w dziejach powojennej Europy, dostało się więcej niż ich zaoceanicznym partnerom. Ale potem to wszystko przekazano do USA[3], gdzie koncentrowały się wysiłki krajów zachodnich przy pracach i sporządzaniu broni rakietowych.

Niemało też dostało się przy dzieleniu niemieckiego tortu i radzieckim specsłużbom prowadzącym w pokonanej Rzeszy swoją operację. Niestety, nie udało się do dziś dnia ustalić jej kryptonimu. Oczywiście w archiwach znajdują się odpowiednie dokumenty, ale nie zostały one jeszcze odtajnione. Według Bogusława Wołoszańskiego była to specjalna jednostka kontrwywiadu SMIERSZ, którą dowodził gen. Gleb Fokin. W odróżnieniu od Amerykanów, którzy od razu zabrali swą zdobycz na terytorium USA, radzieccy specjaliści dowolnie długo znajdowali się na terytorium Niemiec[4] i tam badali zdobyte dokumenty, oprzyrządowanie i przesłuchiwali specjalistów. Zostało powołanych kilka instytutów, gdzie ramię w ramię pracowali radzieccy i nazistowscy uczeni-rakietowcy. Jednak prawda jest taka, że potem zostało to wszystko przewiezione na „nasze terytorium”.

Na początku października 1945 roku, Anglicy na starym niemieckim poligonie w Cuxhaven przeprowadzili operację Backfire. Jej celem było zademonstrowanie możliwości niemieckich rakiet. Na poligon zaproszono przedstawicieli wszystkich Aliantów, w tej liczbie przedstawicieli Armii Czerwonej. Wielu z naszych specjalistów i konstruktorów rakiet i statków kosmicznych było w tym czasie w Cuxhaven, i mogli obserwować broń przyszłych wojen.

Do prac na polach startowych zostali przywiezieni angielscy wojskowi jak i specjaliści-rakietowcy z Peenemünde. Tym ostatnim wyznaczono wiodącą rolę w przygotowaniu rakiet do startu. Anglicy tylko uczyli się od Niemców by zademonstrować Rosjanom i Amerykanom, że i oni nie wypadli komecie spod ogona i są tak samo zwycięskim krajem jak USA i ZSRR.

Do startu z Cuxhaven przygotowano trzy rakiety V-2. Zamierzano je wystrzelić w kierunku morza na maksymalną odległość. Pierwszy start zaplanowano na dzień 1 października, ale okazał się nieudanym – nie udało się odpalić silników rakietowych i start przeniesiono.

Na następny dzień do startu przygotowano drugą rakietę. Tym razem wszystko się udało. Zgromadzeni z Cuxhaven widzieli tylko początkową fazę lotu V-2, a jej spadek mogli widzieć tylko marynarze z okrętów z brytyjskiej Royal Navy, specjalnie skierowanych w rejon ćwiczeń. Głowicę rakiety wyłowiono na akwenie znajdującym się 250 km od miejsca jej odpalenia. Wedle obliczeń, pocisk wzniósł się i osiągnął wysokość 70 km.

Następne odpalenie zaplanowano na 4 października, kiedy na stanowisko startowe wprowadzono tęże samą V-2, która nie chciała polecieć trzy dni wcześniej. I tym razem także nie osiągnięto powodzenia. Wprawdzie rakieta wystartowała i oderwała się od wyrzutni, ale po kilkunastu sekundach od odpalenia doszło do niespodziewanego wyłączenia się silników i rakieta spadła w odległości 24 km od miejsca startu. Był to pierwszy awaryjny start rakiety od czasu zakończenia II Wojny Światowej.

Trzeci start rakietowy w ramach operacji Backfire został przeniesiony na 14 października. Tym razem wysokość osiągnięta przez rakietę wynosiła 84 km, choć zasięg jej był nieco mniejszy niż tej z 2 października. Ale właśnie tak miało być.

I na tym właśnie Anglicy skończyli próbne starty przejętych rakiet balistycznych. Wszystkie zajęte przez nich egzemplarze V-2 zostały załadowane na statki i wywiezione do USA, gdzie prowadzono z nimi doświadczenia na poligonie wojskowym White Sands (NM).

Tak więc Amerykanom dostało się ponad 100 gotowych rakiet i na dodatek jeszcze niemieccy specjaliści, którzy pracowali nad stworzeniem tej broni, a zatem program doświadczeń był szerokim i zakładał przeprowadzenie wielu odpaleń z różnymi zadaniami lotów. Do tego większość z nich miała cele naukowe, w pierwszej kolejności zbadania górnych warstw atmosfery. Zaznaczam jeszcze, że prace nad rakietami V-2 prowadzili przede wszystkim niemieccy rakietowcy z ekipy SS-Sturmbannführera dr. Wernhera von Brauna. Sami Amerykanie zaczęli w tym momencie badać nieznane im technologie. Zaczęli także prace nad rakietami. Do tychże prac nie dopuszczali oni Niemców na odległość kilometra…

Pierwszy doświadczalny start V-2 z poligonu we White Sands miał miejsce w dniu 16.IV.1946 roku. Celem lotu, poza poszukaniem odpowiedzi na kilka kwestii technicznych, było przeprowadzenie badań nad promieniowaniem kosmicznym. Odpowiednie oprzyrządowanie zostało wykonane przez specjalistów z Laboratorium Fizyki Stosowanej (APL) Uniwersytetu Johna Hopkinsa. Jak to nierzadko bywa, w czasie pierwszego startu nie osiągnięto powodzenia – rakieta wyleciała na wysokość 8 km po czym „zdecydowała się” powrócić na Ziemię.  

Natomiast kolejny doświadczalny start nastąpił 10 maja tegoż roku i okazał się być udanym. Osiągnięto w tym locie wysokość 112 km i był to pierwszy udokumentowany fakt[5] przekroczenia granicy pomiędzy atmosferą a Kosmosem.[6]

Nie ma co rozpisywać się nad wszystkimi eksperymentami z V-2 przeprowadzonymi przez Amerykanów z Niemcami. Były ich dziesiątki. Amerykanom wystarczyło przejętych rakiet do 1952 roku. Przypomnę tylko te, które były awaryjne lub przy których wystąpiły poważne odchylenia od pierwotnych założeń i programu lotów. Poza tym należałoby wspomnieć o całym rzędzie ciekawych eksperymentów, które tak czy inaczej miały wpływ na rozwój amerykańskich technik rakietowych.

O pierwszych dwóch startach już mówiłem. Jeszcze trzy inne, które przeprowadzono na początku lata 1946 roku, były udane. Ale szósta próba okazała się nieudaną. Odpalona w dniu 19.VII.1946 roku z White Sands rakieta V-2 nie mogła wypełnić swego zadania. W trakcie lotu zamierzano wykonać badania jonosfery przy pomocy aparatury przygotowanej przez specjalistów z Laboratorium Naukowo-Badawczego US Navy. Ale do górnych warstw atmosfery ziemskiej nie udało się dolecieć – rakieta odniosła awarię na wysokości 5 km.

Nie udał się także 9-ty start, który miał miejsce w dniu 15.VIII.1946 roku, który miał za zadanie badania promieniowania kosmicznego na zlecenie uczonych z Uniwersytetu Princetown. I ponownie nie udało się osiągnąć wymaganego pułapu – rakieta eksplodowała na wysokości 3 km nad powierzchnią ziemi.

A próba wystrzelenia V-2, którą przeprowadzono w dniu 22.VIII.1946 roku, zakończyła się wybuchem rakiety jeszcze na wyrzutni.

Awarią zaraz po starcie zakończyło się 13-te odpalenie rakiety z poligonu White Sands, co miało miejsce 7.XI.1946 roku. Trzynastka – ten diabelski tuzin – czy jest takim samym w Ameryce?

20.II.1947 roku, Amerykanie przystąpili do wypuszczania rakiet w ramach programu Blossom – celem którego było opracowanie technologii oddzielenia członu powrotnego zbudowanego z rozlicznych materiałów i z wykorzystaniem żywych organizmów i jego lądowanie na Ziemi na spadochronach. Ale oczywiście głównym zadaniem było nauczyć się oddzielania głowic bojowych rakiet od boosterów, rakiet nośnych w czasie przybliżania się do celów.

Pierwsze zdjęcia powierzchni Ziemi z wysokości powyżej 160 km wykonano w dniu 7.III.1947 roku, w czasie 20-go lotu rakiety V-2 z poligonu White Sands.

W czasie odpalenia 23 rakiety V-2 z poligonu White Sands w dniu 17.IV.1947 roku, przeprowadzono próbę przepływowego powietrznego odrzutowego silnika, wykonanego przez specjalistów z koncernu General Electric, który zamierzano wykorzystać w projektowanej rakiecie Hermes-B.

A 6.IX.1947 roku USAF przeprowadziły na Oceanie Spokojnym, operację Sandy, w trakcie której niemiecka trofiejna rakieta V-2 została wystrzelona z pokładu lotniskowca USS Midway. Na pokład okrętu przybyło wielu gości, wśród których był dr Wernher von Braun z kilkoma członkami swej ekipy, a także wielu amerykańskich rakietowców, pracującym nad budową własnych rakiet. Demonstracyjny odpał rakiety okazał się nieudanym – rakieta zaraz po wystrzeleniu poleciała po jakiejś nieprzewidzianej trajektorii, podniosła się na wysokość 1 km, po czym zaczęła się zniżać i wpadła do oceanu w odległości 10 km od burty okrętu.

20.XI.1947 roku. Nieudanym okazała się kolejna próba wystrzelenia rakiety V-2 na poligonie White Sands, celem której miało być badanie górnych warstw atmosfery. Przedwczesne wyłączenie silników nie pozwoliło rakiecie przekroczyć wysokości 27 km, co spowodowało nie wykonanie zaplanowanych badań.

Na pokładzie następnej rakiety V-2 wystrzelonej w dniu 11.VI.1948 roku z poligonu White Sands znajdowała się małpka Albert I.   On stał się pierwszym żywym stworzeniem „wyrzuconym” na wysokość 60 km (maksymalna wysokość lotu wyniosła 62,4 km). Niestety – na Ziemię Albert I wrócił martwym – na dużej wysokości doszło do rozhermetyzowania kabiny i małpka zginęła wskutek anoksji. Była to pierwsza ofiara kosmonautyki.[7] Ale nie ostatnia.

14.VI.1949 roku, w czasie kolejnego odpalenia rakiety V-2 na jej pokładzie znalazła się małpka Albert II. Podobnie jak przed rokiem, stworzenie to nie wylądowało żywe na Ziemi. przyczyną śmierci tej małpki było uderzenie w ziemię przy lądowaniu.

16.IX.1949 roku. Na pokładzie V-2 znów dokonało lotu balistycznego kolejne żywe stworzenie – małpka Albert III. Podobnie jak jego poprzednik zwierzę zginęło wskutek deceleracji wskutek uderzenia w ziemię.

Pierwsze żywe stworzenie, które powróciło żywe na Ziemię po locie balistycznym rakietą w dniu 8.XII.1949 roku. Była to małpka Albert IV. A pozwolił mu na to specjalny fotel, skonstruowane po to, by skompensować siłę uderzenia w Ziemię. Po locie Alberta IV w USA przestano eksperymentować z żywymi zwierzętami i ponowili te doświadczenia na początku lat 60-tych, kiedy zaczęło się mówić o lotach ludzi w Kosmos.

Cała masa nieudanych eksperymentów miała miejsce w latach 50-tych, kiedy to puszczano pozostałe zajęte przez Amerykanów pociski V-2. Ale w tym czasie do dyspozycji amerykańskich specjalistów było niemało innych rakiet, tak że te awarie nie miały większego znaczenia, ale mówię o nich po to, by pokazać Czytelnikowi obraz historii V-2 w USA.

W czasie lotu w dniu 26.X.1950 roku, udało się osiągnąć pułap tylko 8 km, chociaż zaplanowano badanie wyższych warstw atmosfery.

I jeszcze jedna nieudana próba – w czasie lotu w dniu 18.I.1951 roku zamierzano przeprowadzenie radiacji słonecznej. Ale silnik wyłączył się praktycznie w chwilę po starcie wznosząc rakietę na jakieś 2 km.

Analogicznym rezultatem zakończyło się wystrzelenie rakiety w dniu 19.III.1951 roku. Znów doszło do przedwczesnego wyłączenia się silnika i rakieta osiągnęła wysokość tylko 3 km.

A próba wystrzelenia w dniu 14.VI.1951 roku kolejnej V-2 zakończyła się eksplozją na wyrzutni.

19.IX.1952 roku. Tego dnia miał miejsce ostatni start rakiety V-2 w USA. Amerykanom ten ostatni start też nie wyszedł. I znów niespodziewane wyłączenie silnika rakiety miało miejsce na wysokości 7 km nad powierzchnią Ziemi.

I tak Amerykanie rozporządzili nazistowskimi rakietami w USA.

CDN.



[1] Podobne działania przeprowadzało radzieckie GRU na polach bitew w Wietnamie, Afganistanie i Ukrainie. Cel zawsze był ten sam – przejęcie wrogich technologii militarnych NATO a przede wszystkim USA.

[2] Lub ukryć w podziemiach Dolnego Śląska.

[3] Na mocy układu UKUSA.

[4] A także i Polski pojałtańskiej.

[5] W czasie wojny V-2 latały ponad granicą atmosfery, ale wynikało to z wyliczeń ich krzywych balistycznych lotu, a nie wskazań przyrządów.

[6] Czyli poza tzw. granicą Kármána na wysokości 100 km nad Ziemią.

[7] Pokazano to w filmie pt. „Kosmiczni kowboje”, reż. Clint Eastwood, 2000.