Powered By Blogger

sobota, 10 marca 2012

NIEWIDZIALNY DYSK KOSMICZNY W GDYNI! (1)

Widok na port w Gdyni - strzałką oznaczono miejsce wodowania NOL-a w dniu 21.II.1959 roku

Zofia Piepiórka „Eleonora”

Eksperymenty z niewidzialnością, czyli jak zdjąć „niewidzialny płaszcz” z TĘCZOWEGO DYSKU w Gdyni! Czy Polacy potrafią rozwiązać ten problem, bez użycia prądu i pola elektromagnetycznego? Podobno Hitler pomimo wszystko miał duże uznanie dla inteligencji Polaków. Robert Leśniakiewicz w art. pt. „Ko(s)miczna prawda o Eksperymencie Filadelfijskim” wyjaśnia ten fenomen. Cytuję fragmenty art. aby pokazać pewien schemat myślenia i działania współczesnych psychotroników oraz naukowców - http://wszechocean.blogspot.com/2012/03/kosmiczna-prawda-o-eksperymencie.html

Robert pisze: „Eksperyment Filadelfijski (w ramach Project Rainbow projektu badawczego niewidzialnych samolotów i okrętów) miał odbyć się w październiku 1943 roku. Polegał on na wytworzeniu wokół okrętu silnego pola magnetycznego, które zapewniłoby mu całkowitą niewidzialność. I tak się ponoć stało – do zamontowanych na jego pokładzie generatorów magnetycznych podłączono prąd elektryczny o określonej częstotliwości i okręt otoczyła zielona mgła.”

 „… człowiek opanował – jak na razie – tylko jedno ekstremum reakcji nuklearnych – przemianę materii w energię, co ma miejsce w reaktorach czy bombach jądrowych. By spowodować efekt, o którym mowa w legendzie Eksperymentu Filadelfijskiego, musi dojść do procesu odwrotnego: przemiany energii w masę i tym samym spowodowanie pojawienia się pola grawitacyjnego zakrzywiającego przestrzeń, tego nie potrafimy – przynajmniej na razie… A warto nad tym popracować, chociażby dlatego, że po opanowaniu tego procesu Wszechświat stanąłby przed nami otworem.”

Ale wróćmy do niewidzialności w Eksperymencie Filadelfijskim…

„Okręt wyprzejrzyściał i znikł, pozostawiając jeno na wodzie wgłębiony ślad swego kadłuba od kilu aż do linii wodnej. Okręt stał się niewidzialny! I wszystko byłoby OK., gdyby nie mały, ale wyjątkowo wredny drobiazg: okręt nie chciał powrócić do stanu widzialności, a kiedy powrócił, zaczął się przemieszczać w sposób zupełnie niekontrolowany – od Norfolku do Nowego Jorku i z powrotem.[1] Także jego załoga też dostała za swoje – jej członkowie materializowali się i dematerializowali w różnych punktach USA, kilku z nich zmarło, a niektórzy trwali w stanie „zamrożenia”, z którego to stanu można było ich wyrwać tylko poprzez nakładanie na nich rąk innych załogantów… Jednym słowem horror”.

„W 1946 roku Rosjanie przeprowadzili na Bałtyku między Gdynią a Gdańskiem eksperymenty na wzór eksperymentu Filadelfia. Zdobyczny niszczyciel niemiecki z jeńcami na pokładzie miał zniknąć na 2-3 minuty po czym wyłonić się z oparów zielonej lub niebieskiej mgły. Technologia była przejęta przez Rosjan od Niemców, którzy prowadzili prace nad atramentyzacją rtęci. Niszczyciel zniknął. Co pozostało w Bałtyku?”


Nie jest tajemnicą,  że Niemcy w czasie wojny prowadzili w Gdyni oraz w Górach Sowich i w Świnoujściu tajne badania nad rakietami oraz dyskami do napędu których początkowo miała być stosowana rtęć. Tym bardziej tajne eksperymenty nad niewidzialnością obiektów miały znaczenie dla dysków. Tylko skąd tego typu pomysły i technologia w czasie II Wojny Światowej?! Skąd czerpali wzorce?

Robert pisze: „Oczywiście jest to zbyt piękne, by było prawdziwe, choćby dlatego, że informacja o tym pojawiła się dopiero teraz? (…) Ta historia zalatuje mi humbugiem.  A jednak zakładając, że nie był to humbug, a wydarzenie realne można śmiało założyć, że Rosjanie powtórzyli Eksperyment Filadelfijski dlatego, że informacje o tym otrzymali od niemieckiego wywiadu, który z kolei śledził postępy amerykańskiej fizyki.(…) Pytanie tylko, czy ten eksperyment przeprowadzili naprawdę, czy tylko w czyjejś bujnej wyobraźni…? Dlaczego na Zatoce Gdańskiej, a nie gdzieś u siebie? – np. na Morzu Kaspijskim, które było (i nadal jest) poligonem morskim rosyjskiej floty? Nie zapominajmy, że była to sprawa ultratajna i jako taka nie powinna mieć świadków tych eksperymentów.”

Uważam, że świadkowie w tej sprawie milczeli do 2012 roku, minęło ponad 65 lat! Podobnie rzecz się ma z katastrofą UFO w Gdyni w 1959 roku. Po 50 latach można już odtajnić tę i wiele innych spraw.

Nie jest tajemnicą,  że Niemcy w czasie wojny prowadzili w Gdyni oraz w Górach Sowich i w Świnoujściu tajne badania nad rakietami oraz dyskami do napędu których miała być stosowana rtęć. Pisał o tym właśnie sam Robert Leśniakiewicz.

 „Na czym polega atramentzacja rtęci? Zamianą rtęci w atrament? A może zamianą rtęci w czerwoną rtęć – RM-20/20? Niemcy niewątpliwie prowadzili tajne prace nad atomem i technologiami nuklearnymi, być może nad laserową bronią radiacyjną czy bronią cząstek wysokich energii.(…) Być może Niemcy pracowali nad przemieszczaniem obiektów materialnych w przestrzeni i czasie, tego się nie da wykluczyć, ale to wszystko co osiągnęli, to było ładne na papierze, bo w praktyce nie byli w stanie już niczego zrobić. III Rzesza waliła się pod ciosami ofensywy z dwóch stron i jedyne, co Niemcy mogli zrobić, to ukryć lub wywieźć rezultaty swych obliczeń i badań. I z tym się zgodzę – na terenie Pomorza być może są ukryte jakieś archiwa je zawierające.”

Może coś ukryli, ale kilka lat temu oglądałam na ten temat film w TV na kanale „Discovery”. Okazało się, że Amerykanie i Rosjanie zabezpieczyli wszelkie materiały łącznie z rakietami i dyskami i wywieźli co się dało do siebie, łącznie z naukowcami. W USA naukowcy po kilku latach otrzymali obywatelstwo i pracowali dla rządu USA - nad rakietami oraz dyskami, które są kontynuacją V-ileś tam. Wraz z prototypami i obliczeniami zabrali również naukowców pracujących nad V-7, czyli dyskami, które miały być najtajniejszą bronią Hitlera. Prace nad tymi dyskami trwają nadal, dlatego uważam, że Robert Leśniakiewicz ma rację iż sprawa katastrofy UFO w Roswell, to próbne loty tegoż latającego obiektu. A co działo się z jeńcami naukowymi w Rosji? Nikt tego nie wie.

Robert pisze: „Nikt nie zainteresował się głównym bohaterem Eksperymentu Filadelfijskiego – niszczycielem eskortowym USS Eldridge – który stał się jego przedmiotem i ofiarą. Postaram się więc zapełnić lukę w naszej wiedzy.

Rzecz w tym, że (…) taki okręt byłby niewidzialny dla otoczenia i reszty świata, ale jego załoga byłaby także ślepa. Jego bowiem, niewidzialność polegała na tym, że promienie światła i inne fale elektromagnetyczne, w tym i radiowe oraz promienie radaru, uginałyby się na pęcherzu pola grawi-magnetycznego wytworzonego przez „degaussery”, a zatem nie dochodziłyby do oczu załogi. To samo byłoby z radarem i asdicem okrętu. Oczy załogi ten efekt odebrałyby jako niesamowitą ciemność, albo równomierną jasność, bo żaden promień światła nie byłby w stanie dotrzeć do okrętu i vice-versa. Nie sądzę, by Albert Einstein – którego legenda Eksperymentu Filadelfijskiego zrobiła autorem tego pomysłu – był na tyle głupi, by nie mógł przewidzieć tego efektu. Nie mówiąc już o stronie etycznej tego projektu, bo on już wtedy przewidział to, co amerykańscy wojskowi i uczeniu zrobili z jego słynna formułą równoważności materii i energii: E = mc²

I jeszcze jedna strona tegoż medalu. Zakładając, że do zakrzywienia przestrzeni i zarazem zmuszenia promieni światła do ominięcia USS Eldridge potrzebna jest energia elektryczna, musimy zatem przyjąć, że energię tą okręt i jego „degaussery” musiałyby przyjmować z siłowni okrętowej, a nie z lądu – boż trudno jest przypuścić, by okręt w rejs bojowy targał ze sobą jakiś potężny kabel dosyłający mu prąd elektryczny z naziemnych elektrowni. Napisałem „elektrowni” w liczbie mnogiej celowo, bo musiałoby tutaj zachodzić zakrzywienie przestrzeni spowodowane potężnym polem magnetycznym o niewyobrażalnej mocy, a co za tym idzie – pochłaniającego ogromne ilości energii elektrycznej.

Na Słońcu obserwuje się pola magnetyczne o wartości tysięcy oerstedów – pole magnetyczne Ziemi to tylko 1/3 Oe, a mimo to Słońce nie znika z naszych oczu. Indukcja pola magnetycznego Ziemi wynosi około ½ gaussa, zaś a Słońcu zmierzono pola magnetyczne o indukcji wynoszącej 2900 Gs[6], a zatem nie tędy droga…

Eksperyment Filadelfijski – jak to wynika z powyższego – był zatem POBOŻNYM ŻYCZENIEM tych, którzy zorganizowali tą całą szopkę  na użytek… - no właśnie: kto był celem tej całej mistyfikacji?”

Robert uważa że…  „stawką w tej grze było nie tyle powodzenie wygranej już przez Aliantów Bitwy o Atlantyk, ale zmasowanej operacji desantowej w Afryce a potem w Europie. Była to typowa, dezinformacyjna zagrywka w wojnie psychologicznej z III Rzeszą i potencjalnie wrogim po wojnie – Związkiem Radzieckim.

Powróćmy jeszcze do pytania: jak osiągnąć niewidzialność jakiegokolwiek obiektu? Istnieje kilka wariantów odpowiedzi na nie:

v    Spowodować, by promienie świetlne (fale radaru) przechodziły przezeń  bez strat własnych energii – innymi słowy mówiąc, obiekt musi się dla nich stać PRZEŹROCZYSTY;

v    Spowodować, by obiekt stał się dla nich ciałem CAŁKOWICIE CZARNYM, tzn. pochłaniającym 100% energii fali elektromagnetycznej w całym jej diapazonie częstotliwości;

v    Spowodować, by obiekt stał się niewidzialnym dla oka ludzkiego dzięki jego właściwościom optycznym i fizjologicznym;

v    Spowodować zwinięcie przestrzeni wokół obiektu tak, by doszło do ugięcia biegu promieni świetlnych – właśnie jak w Eksperymencie Filadelfijskim.

Przebieg promieni świetlnych przez ciało przeźroczyste gwarantuje mu niewidzialność wtedy i tylko wtedy, gdy współczynnik załamania światła w ośrodku jest dokładnie TAKI SAM, jak współczynnik załamania danego ciała. Z zasady tej korzystają niektóre zwierzęta wodne, jak np. raczki planktonowe Leodoptora, których jedynymi widzialnymi częściami ciała są oczy. Niektóre relacje z akwenów Trójkąta Bermudzkiego mówią o obserwacjach przeźroczystych NOL-i, które latały nad nimi. Także w Tatrach udało mi się zaobserwować niemal przeźroczystego NOL-a w dniu 8 sierpnia 1988 roku.[7]”

NIEWIDZIALNE NOL-e jak meduzy unoszące się w powietrzu ja również widziałam w Odrach i mam zdjęcie.

I tutaj dochodzimy do istoty sprawy tego artykułu…

NIEWIDZIALNY Tęczowy Dysk w wersji podstawowej stoi na nabrzeżu spacerowym w Gdyni. Nasi psychotronicy już nad tym pracują, odkąd podałam na ten temat informacje na www.eioba.pl (zobacz co zrobili z moim kontem!) Problem w tym, że są oni zwolennikami religii Wschodnich… a ma to KAPITALNE znaczenie dla całej sprawy i przyszłości tego PROJEKTU dla Polski – o czym piszę w książce pt. „Święta tajemnica Gdyni”. Przytaczam fragment  rozdz. pt. „Tęczowy Dysk w Gdyni”

„Na temat możliwości istnienia dysku kosmicznego w Gdyni napisałam w rozdziale „Wpływ katastrofy UFO w 1959 roku w Gdyni na mieszkańców miasta i Polski” oraz „Co to jest inteligencja?” Moje wizje i badania kamiennych kręgów oraz wnioski, stały się inspiracją do dalszych poszukiwań i badań, wbrew wszystkim niedowiarkom, wbrew naukowcom.

Nasza bardzo ograniczona inteligencja idzie w parze z mozolnie zdobywaną wiedzą o kosmosie, ziemi, człowieku - przez jednostki, na przestrzeni tysięcy lat. Jeżeli ograniczamy się do wąskiego zakresu wiedzy, to oczywiście to co piszę, wydaje się czystą abstrakcją, dla tak zwanych racjonalistów. Każda prawda musi jednak potwierdzać się  na wszelkie sposoby, wówczas jedno wynika z drugiego i staje się  logiczne. Na tym w rzeczywistości opiera się teoria strun w fizyce. Każdy błąd uniemożliwia zrozumienie, rozwój i postęp wiedzy.

Teoria strun czasoprzestrzeni jest początkiem nowego spojrzenia fizyków na naszą rzeczywistość. Nie jestem fizykiem, ale nie oznacza to, że nie zapoznałam się  z tym tematem. Mnie ta teoria wiele wyjaśnia i jest wskazówką, jak podejść do wybranego tematu. Sprawa Dysku w Gdyni oraz dalsze badania wyjaśnią czy mam rację. Jakkolwiek jest obecnie i będzie w przyszłości, jest to zadanie do przemyślenia szczególnie dla fizyków, ale również dla ufologów i psychotroników.

Spacer w poszukiwaniu Dysku - dnia 03.01.2008 r.

Po wielu zmaganiach z sobą i różnymi ludźmi postanowiłam pójść i sprawdzić, czy dysk, który zobaczyłam w wizji kilka miesięcy wcześniej (październik 2007) może być w basenie portowym, przy nabrzeżu spacerowym w Gdyni. Będąc wizjonerką wiedziałam, że mogę to jedynie zobaczyć lub odczuć duchem. Jednak do konkretnych badań  potrzebny jest sprzęt techniczny, którego nigdy nie będę miała do dyspozycji, jak również pieniędzy na tego typu badania. Nikt jednak nie zabroni mi spacerować po nabrzeżu.

W południe wybrałam się nad morze. Idąc bulwarem doszłam na nabrzeże spacerowe. Był mróz potęgowany bardzo silnym wiatrem północno - wschodnim, a na morzu silny sztorm. Idąc pod wiatr z trudem doszłam do końca nabrzeża. Po drodze nie spotkałam żadnych spacerowiczów, lecz wyłącznie tych, których zmusiła do wyjścia praca. Wiało tak, że martwiłam się jedynie o to, aby wiatr nie zdmuchnął mnie do wody basenu portowego, gdyż szłam lewą stroną nabrzeża, gdzie nie ma falochronu. Gdy dotarłam do końca nabrzeża nikogo nie było, stałam kilka minut patrząc na rozszalałe, ciemne fale. Rozglądałam się myśląc, gdzie może być dysk? Jest oczywiście głęboko pod dnem i stamtąd musi wyjść, ale aby tak się stało, musi ktoś zacząć nad tym pracować, tak jak nad sprawą kamiennych kręgów. Jak się okazało, są one planem technicznym dysku oraz planem miast - baz kosmicznych z poprzednich cywilizacji. Wg tego planu w Gdyni na pewno są dwie bazy, a może nawet więcej. Jest też baza cywilizacji Węża, a to wiele wyjaśnia.

Po kilku minutach odwróciłam się, idąc tym razem z wiatrem. Przy pomniku żaglowca na tle słońca stał wysoki mężczyzna. Patrzył na morze tak jak ja, następnie w kierunku Akademii Morskiej i Świętej Góry, a potem na mnie. Idąc dalej odczułam, że robi mi się gorąco! Zatrzymałam się i analizowałam sytuację, skąd się to bierze, a przede wszystkim gdzie jestem. Rozejrzałam się, aby sprawdzić gdzie jestem. Skupiłam się na sobie i na tym miejscu. Czułam jak przez całe ciało falami przepływają bardzo ciepłe energie. Wiedziałam, że były to energie z widma światła białego, czyste energie jak w tęczy.  Przepływały wzdłuż ciała, ale główne ciepło koncentrowało się na wysokości tułowia, co mnie trochę zdziwiło. Było to bardzo przyjemne uczucie i mogłabym tam długo stać, nie zważając na pogodę, która nie sprzyjała spacerom. Wiedziałam, że to jest to, czego szukałam - energia dysku! Zastanawiałam się, jaka jest jego średnica oraz wysokość. Szacowałam na ok. 2 - 2,5 m wysokości i 7 m średnicy. Po kilku minutach wyszłam poza zasięg tej niezwykłej energii dysku i okazało się, że było zdecydowanie nieprzyjemnie i zimno. Zrozumiałam, że jest to dysk siedmiostrunowy wg teorii strun, ale „zakryty płaszczem” czyli zdematerializowany, co jest typowe dla UFO. Jednak czułam wyraźnie jego  wspaniałą energię.

Analiza

Wróciłam do domu i analizowałam to co tam odczułam.

Odebrałam to nie rozumem, logiką, lecz wszystkimi czakramami w ciele, a więc zrozumie to każdy, kto ma podstawową wiedzę na ten temat (psychotronicy). Odczułam całą skalę energii cieplnej na wysokości tułowia, od dołu ciepłe, w górę coraz chłodniejsze. Odpowiada to siedmiu kolorom tęczy! Ma to wielkie znaczenie dla naszej wiary oraz religii, ponieważ o tym jest mowa w Biblii i Apokalipsie.

W Biblii Bóg Jahwe po Potopie zawarł z Noem Nowe Przymierze, a znakiem tego jest TECZA na niebie. Więc KTO i po co pozostawił TĘCZOWY DYSK? Czy wysoki mężczyzna, który stał na tle słońca przy pomniku żaglowca, był tam przypadkiem? To był Król Jahwe, który chciał, abym znalazła Dysk, odczuła jego energię i zrozumiała. Czułam się w nim jak w... Tęczy, po prostu wspaniale.

Tęczowy Dysk ma oczywisty związek z fizyką oraz teorią strun w podstawowej,  siedmiostopniowej skali wymiarów, która mieści się w widmie światła białego. Tęcza kolorów, to częstotliwość różnego rodzaju pasm kosmicznych i długości fal w widmie światła białego, a to jest podstawą teorii strun oraz ekologicznego napędu o zasięgu galaktycznym. Ma to związek z UFO i każdy prawdziwy ufolog wie, jak się zachowują tego typu  zaawansowane pojazdy, gdy nie chcą się ujawnić.

Zastanawiałam się, czy jest to ten sam dysk, który kilka miesięcy wcześniej zobaczyłam w wizji, czy zupełnie inny? (…) Jak zdjąć niewidzialny królewski „płaszcz energetyczny”, bez użycia młota, palnika lub bomby? Dysk jest „zakodowany” za pomocą energii Króla Jahwe, dlatego ten kto w niego nie wierzy, nigdy go nie odczuje i nie otworzy.



Często myślałam o TĘCZOWYM DYSKU analizując każdy szczegół, ponieważ  wszystko w tej sprawie było ważne. Tutaj zdarzyła się „katastrofa UFO” w 1959 roku. Na bulwarze spotkałam się z Klemensem, który wskazał mi Planetarium Akademii Morskiej. Miałam współpracować  z ludźmi nauki, lecz oni nie chcieli ze mną rozmawiać.

Zawsze w ważnych miejscach pojawiał się przy mnie wysoki mężczyzna i bez słów, gestami pokazywał to co ważne. Co bez słów pokazał wysoki mężczyzna stojący na tle słońca? Patrzył na wielkie fale uderzające o falochron. To oznacza, że w przyszłości  Gdynia będzie zalana. Patrzył w stronę Akademii Marynarki Wojennej i tam później poszłam. Patrzył na mnie oraz w kierunku Świętej Góry i tam, gdzie odczułam TĘCZOWY DYSK. Miałam odczuć ten dysk, zrozumieć co to jest i do kogo należy.

Czym jest TĘCZOWY DYSK? Tęcza jest symbolem Przymierza z Bogiem i Królem Jahwe, a więc ten Dysk jest symbolem kolejnego PRZYMIERZA. Dwa tysiące lat temu Bóg Jahwe zawarł Przymierze z Jezusem Chrystusem w Izraelu, a teraz tutaj w Gdyni, gdzie jest „Arka Przymierza”. Z kim tym razem Król Jahwe zawarł Nowe Przymierze? Czy ten naród dorósł do PRZYMIERZA z Bogiem i Królem Jahwe? (…) Na zrozumienie tego, czym jest Tęczowy Dysk miałam określony czas i miejsce. Nikt inny nie był tym zainteresowany! Uważali, że to co robię i piszę to jakaś paranoja!

Czym jest Nowe Przymierze z Królem Jahwe w Gdyni, w Polsce?

Polska otrzyma technologie Tęczowego Dysku, ale wtedy, gdy moja praca zostanie doceniona. Konsekwentnie pokonując kolejne stopnie badań w kamiennych kręgach mieliśmy dotrzeć do DYSKU. Co oni z tą sprawą zrobili? Gdyby dokładnie wykonywali wszystko „krok po kroku” to nasza praca byłaby sukcesem i miałoby to ogromne  znaczenie dla przyszłości Polski i Europy. Słuchałam Króla i zrobiłam tak jak mi kazał. Nikt z nich nie słuchał, dlatego zostałam sama. Mieliśmy „rozpracować” ten Dysk, w określonym miejscu i czasie! W tym mieście nie znalazłam nikogo, z kim mogłabym o tym rozmawiać.  Pomimo to, miałam pójść na nabrzeże spacerowe poszukać dysku, bo taki był Plan Króla Jahwe.

TĘCZOWY DYSK, to dysk „siedmiostrunowy” wg naukowej „teorii strun”. To jest Dysk dla inteligentnej cywilizacji. Ta sprawa jest lekcją, którą  mieli zrozumieć wybrani ludzie. Całą sytuację odzwierciedla wizja „Duch Króla” oraz „Straszny Dwór”.”

CDN.