Powered By Blogger

czwartek, 21 września 2017

Wielki orkan czy Tsunami?


Choć większość geologów jest zdania, że na Morzu Bałtyckim tsunami nie może wystąpić, ponieważ nasze morze jest zbyt płytkie, to jednak stare kroniki opisują zdarzenie z szesnastego wieku, które wydaje się tej tezie przeczyć. Aby ostatecznie rozwiać wszelkie wątpliwości geolodzy z uczelni w Gdańsku, Szczecinie i Poznaniu postanowili zbadać to, co naprawdę się wtedy zdarzyło. Nie ukrywali, że do badań przystąpili sądząc, że był to jedynie bardzo silny sztorm, być może rekordowy jaki kiedykolwiek obserwowano na polskim wybrzeżu i jaki opisano w kronikach.


Jednak już w pierwszym dniu wykopów, co miało miejsce we wrześniu 2012 roku, w okolicach Rogowa i Mrzeżyna, na głębokości kilkudziesięciu centymetrów, natrafiono na warstwę piasku z dna Bałtyku… Kopali więc dalej i dalej w głąb lądu. Najdalsze osady znaleźli nawet w odległości 1,5 kilometra od plaż! To nie mógł być skutek sztormu, bo nawet te najsilniejsze nie generują aż tak wysokich fal, aby wdzierały się one tak głęboko w ląd.


Geolodzy odkryli dwie warstwy żółtego piasku, który wyraźnie kontrastuje z ciemną barwą otaczających je torfów. Ta świeższa warstwa na całej długości ma około 10 centymetrów grubości i znajduje się pół metra pod powierzchnią gruntu. Na podstawie metody radiowęglowej wyznaczono jej utworzenie na drugą połowę osiemnastego wieku. Druga warstwa, znajdująca się poniżej niej, została naniesiona u kresu średniowiecza, około piętnastego wieku. Zgadza się to z opisami tajemniczego zjawiska, którego doszukano się na łamach historycznych kronik. Mówią one o niedźwiedziu morskim, który uderzał w wybrzeże powodując zniszczenia wielu domów. Kronikarze opisywali gigantyczną falę, która zmyła wszystko do morza. Stało się to 16 września 1497 roku w czasie nieobecności w Darłowie księcia Bogusława X. Kroniki pieczołowicie spisywane przez mnichów w klasztorze kartuskim w Darłowie wspominają o sztormie, który szalał przez cały dzień.


Sztorm zerwał się w piątek, ósmego dnia po narodzinach Maryi 1497 roku i trwał do późnego wieczora, wywołując powódź. W Darłówku zostało zniszczone całe nabrzeże portowe. Woda wyrzuciła na ląd 4 zacumowane w porcie statki. Prawie wszystkie domy zostały rozmyte i potonęło wszystko bydło. Ucierpiało również Darłowo: w spichlerzach było pełno wody i wiele towarów się zmarnowało, w kościele parafialnym spadła część dachu z wieży, runęło przedbramie bramy Wieprzańskiej, woda przewróciła wiatrak we wsi Krupy. W klasztorze woda stała do wysokości ołtarzy, sad mnichów został zniszczony, a ich piwo i wino było tak zepsute, że ich nie chciał nikt pić.


Ucierpiało wówczas całe miasto, a strach był tak wielki, że pleban z burmistrzem ślubowali, że każdego roku po uroczystym nabożeństwie, będzie przechodziła procesja pokutna wokół miasta.


W 1991 roku wznowiono tą tradycję i odtąd corocznie 16 września wierni urządzają procesje spod kościoła św. Getrudy i  modlą się, aby nie powtórzyła się tragedia powodzi.


Przyczyna tsunami nie jest wyjaśniona. Hipotez jest kilka, jedna mówi o podmorskim trzęsieniu ziemi, do którego mogło dojść u wybrzeży Skandynawii, gdzie wstrząsy tego typu zdarzają się na skutek wypiętrzania się południowej części półwyspu po ustąpieniu lądolodu. Sam wstrząs tsunami z pewnością nie wywołał, jednak mógł spowodować pęknięcie skorupy i uwolnienie się spod dna Bałtyku dużych ilości gazu. Ten silnie skoncentrowany eksplodował i wywołał olbrzymie tsunami, które popędziło w kierunku południowym. Co by było gdyby taka fala uderzyła w elektrownie atomowa, która chciano budować nad Bałtykiem.


Zebrał - Stanisław Bednarz