Powered By Blogger

czwartek, 11 sierpnia 2011

Atlantyda i Agharta (2)








Atlantyda pod wiecznymi lodami?

Galina Sidniewa

Pytanie o istnienie i pochodzenie Atlantydy należy do największych zagadek naszego świata. i tak, w każdym roku do istniejących już hipotez na temat tajemniczego kontynentu dochodzą wciąż nowe teorie.

Odwieczne pytania

Atlantydę umiejscawiano w regionie Morza Śródziemnego: Tartessos, Santoryn/Thira, Cypr, Malta, Troja, Sycylia. Potem znajdowano ślady zaginionego kontynentu na Atlantyku: Gibraltar, Azory, Bimini, a następnie w Mezoameryce i Ameryce Południowej: Jukatan, jezioro Titicaca oraz w północno-afrykańskich górach Atlasu, a także na wyspie Helgoland.

Kanadyjscy badacze Rand i Rose Flem-Ath zbadali mapy morskie, dziwne rękopisy i opowieści narodowe, a potem zestawili otrzymane w ten sposób wyniki ze współczesnymi danymi geologicznymi. W rezultacie tych badań sformułowali rewolucyjną teorię, według której Atlantyda już od 12.000 lat znajduje się pod lodami Antarktydy.

Grecki filozof Platon już około roku 400 p.n.e. opisał los Atlantydy, w oparciu o świadectwa, które zaczerpnął on z dawnych zapisów egipskich. Opowiadał on o światowym supermocarstwie z doskonale rozwiniętą strukturą państwową i ogromną flotą wojenną, która służyła do zawojowania wybrzeży Północnej Afryki i całego regionu Morza Śródziemnego.

Ale siły Przyrody obróciły się przeciwko Atlantydom. Najpierw miały miejsce trzęsienia ziemi, potem wulkany zionęły ogniem i zalewały ją lawą. A na koniec ogromna fala zwaliła się na wyspę i pogrążyła ją na wieki w oceanie.

Takie straszne historie zagłady Atlantydy są opisane we wszystkich dawnych mitach oraz w Biblii, gdzie w Księdze Rodzaju wspomina się o Potopie, który miał miejsce 1000 lat przed początkami naszej cywilizacji.

Jeżeli 10.000 lat temu na Ziemi rzeczywiście istniała wysoko rozwinięta cywilizacja, to jest zupełnie możliwym, że ludzie przewidzieli nieuchronną zagładę i zdołali przygotować sobie drogi ucieczki. W skrajnym przypadku ludzie byli w stanie przeżyć nawet globalny kataklizm. Mogli oni odpłynąć na statkach i osiedlić się na przykład w okolicy Jeziora Titicaca w Andach czy na płaskowyżach Tajlandii i Etiopii.

W Południowej i Środkowej Ameryce cały czas krążą legendy o białych bogach, którzy przybyli zza morza na łodziach bez wioseł. Skąd wzięły się te legendy i skąd przybyli biali bogowie???

Kanadyjscy i amerykańscy uczeni prześledzili drogi, jakimi rozprzestrzeniały się te indiańskie legendy i doszli do wniosku, że 12.000 lat temu na Antarktydzie istniała i kwitła wysokorozwinięta cywilizacja, która przekazała swą wiedzę Egiptowi i Ameryce.

Antarktyda bez lodu?

Antarktyda jest okrążona wodami Wszechoceanu podobnie jak Atlantyda Platona 10.500 lat temu nie była lodowym pustkowiem. Badając kopalne rośliny na tym kontynencie uczeni doszli do wniosku, że w tym czasie panował tutaj łagodniejszy klimat. Na dowód tego uczeni przytaczają dwie stare mapy morskie z XVI wieku wykonane przez Piri Reisa i Oronteusa Fineusa. Jest oczywistym, że mapy te sporządzono na podstawie o wiele starszych dokumentów, które po prostu wpadły im w ręce. Przedstawiono na nich Antarktydę w takim wyglądzie, w jakim ona była 12.000 lat temu. Znajdują się na niej naniesione góry, równiny i rzeki – których rozmieszczenie dziwnie pasuje do opisów platońskiej Atlantydy. Tylko że Antarktyda została odkryta w 1820 roku, a poza tym na mapie Piri Reisa wykonanej w 1513 roku, została przedstawiona linia brzegowa wschodniej Ameryki Południowej, która w tym czasie znana była kartografom tylko fragmentarycznie.

Mapę Piri Reisa zbadał w 1957 roku specjalista z USAF. Porównał on mapę tureckiego admirała z wykonaną w 1949 roku mapą geologiczną Antarktydy, na której pokazano kontynent pozbawiony czaszy lodowej. Obie mapy dokładnie pasowały do siebie – ba! – były identyczne.

Dokładność starych map obala argumentacje przeciwników hipotezy, którzy zakładają, że w XVI wieku kartografowie przewidywali istnienie jakiegoś lądu w przeciwieństwie do Bieguna Północnego, który jest pokryty oceanem, na którym znajdują się tylko polarne archipelagi. Kto mógł dysponować danymi geograficznymi, które znacznie wyprzedzały swoje czasy? Być może mieszkańcy Antarktydy podarowali światu swoją wiedzę, kiedy klimat w ich kraju znacznie się oziębił?

Zgodnie z hipotezą Kanadyjczyków, mieszkańcy Antarktydy porzucili swój kontynent po przebiegunowaniu i przesunięciu się tektonicznych płyt. Badacze powołują się w tym przypadku na teorię dryftu. Hipoteza ta pojawiła się w 1953 roku i jej twórcą jest prof. Charles Hapgood, a jej clou stanowi fakt, iż lodowa masa na Antarktydzie wciąż jest w powolnym, ale stałym ruchu. Według jego obliczeń, cała skorupa ziemska może poruszyć się nagle i bardzo szybko. Następstwa tego faktu mogą być katastrofalne – seria silnych, katakliktycznych trzęsień ziemi, silne erupcje wulkanów i zniknięcie całych kontynentów. Hipotezy tej nie potwierdza większość współczesnych geologów. Anglicy John Lowell i Brian Story wykazują, że skorupa ziemska nie jest cienka i zgodnie z prawami fizyki nie może się poruszać jak ciało jednolite i jednorodne. Dlatego też przy gwałtownym ruchu skorupy ziemskiej kontynenty znalazłyby się na morskim dnie lub pod lodami Biegunów, a tymczasem nie znaleziono śladów tego rodzaju kataklizmów.

A jednak przebiegunowanie?

Jednakże założenie, że skorupa ziemska porusza się z różnymi prędkościami wokół ziemskiego jądra znajduje nowe potwierdzenia. Harry Glatsmeyer z Narodowego Laboratorium Geofizycznego w Los Alamos, NM, wyjaśnia, że wewnątrz kuli ziemskiej znajduje się jądro o średnicy 2500 km, które jest jak planeta wewnątrz planety i obraca się szybciej od reszty Ziemi. A jest tak dlatego, że jądro jest oddzielone rzadką otoczką od płaszcza i skorupy ziemskiej. Prędkość tego procesu jest bardzo duża – jądro corocznie zmienia płaszczyznę swego ruchu o 3 stopnie.

Uczony ten wykazał, że Bieguny Magnetyczne Ziemi zmieniają się w jądrze ziemskim raz na 200.000 lat. Jeżeli uzyskane dane zostaną potwierdzone przez inne odkrycia, to one będą argumentami za prawdziwością hipotezy Flem-Athów, iż Atlantyda naprawdę znajdowała się pod lodami Antarktydy i jeżeli 10.000 lat temu doszło do gwałtownego ruchu skorupy ziemskiej, to po przemieszczeniu się o 3200 km Atlantyda znalazła się daleko za Południowym Kręgiem Polarnym.

Parę słów od tłumacza

Wszystko to brzmi raczej… niewiarygodnie, cała ta gadanina Hapgooda i innych atlantologów. Od dawna udowodniono, że zlodowacenie Antarktydy zaczęło się już 35.000.000 lat temu – w Eocenie. Właśnie wtedy zapadł się ostatecznie pomost lądowy pomiędzy Patagonią a półwyspem Grahama i Ziemią Palmera. Ciepłe prądy morskie spod samego Równika omywające dotąd Szósty Kontynent i oddające mu swe ciepło przestały płynąć, a Antarktydę zaczął za to opływać zimny Dryf Wiatrów Zachodnich. Kontynent zaczął się szybko wyziębiać i wkrótce pokryły go czasze lodowe sięgające 2-3 km grubości,  a w najgłębszym miejscu nawet do 5 km! A jakie są tego implikacje? Ano takie, że cywilizacja Antarktydy, o ile takowa istniała – musiała istnieć już co najmniej 35 mln lat temu – w Eocenie! Na to wskazuje mapa Piri Reisa – bowiem pokazuje ona pomost lądowy, który zapadł się w chwili oderwania się Antarktydy od Ameryki Południowej i ląd Antarktyczny wolny od lodów! I to jest prawdziwa zagadka tych map.

Nawiasem mówiąc, to mapa Fineusa pokazuje również Antarktydę połączoną z Ameryką Południową, która to sytuacja miała miejsce w Eocenie.

Tak już nawiasem mówiąc, to Antarktyda była chyba jedynym miejscem na świecie, do którego dotarły bardzo złagodzone skutki kataklizmu, który zmiótł dinozaury na przełomie Kredy i Paleogenu – K/Pg. Dlaczego? – to oczywiste. Kataklizm dotknął przede wszystkim północną hemisferę naszej planety, bowiem tam trafiły asteroidy, które spowodowały masowy zaurocyd. Wskazują na to kratery impaktowe Chicxulub,  w dnie Morza Północnego czy na Syberii.  Antarktyda była oddalona od tych miejsc i kto wie, czy właśnie tam nie znajdowały się oazy życia, w których mogły egzystować dinozaury aż do Eocenu. Oczywiście jeżeli nie dotarły tam trujące emisje wyrzucone przez zaktywizowany impaktem superwulkan Dekanu, po którym pozostały trapy lawowe. Myślę, że dalsze badania Szóstego Kontynentu dadzą odpowiedź na te kwestie – bo być może gdzieś pod pokrywami lodowymi znajdują się szczątki dryosaurów i llaeinasaurów sprzed 35 mln lat… A może nawet przodków rozumnych Dinozuroidów? Kto wie?  

I jeszcze jedna dygresja, tym razem literacka. Pod koniec XIX i na początku XX wieku wszyscy pisarze-fantaści upatrywali w Antarktydzie – która wtedy była taką terra nondum cognita – ziemią prawie nieznaną, jak średniowieczni kosmografowie nazywali hipotetyczny kontynent Najdalszego Południa – właśnie hipotetycznej Atlantydy czy Atlantyki. Mistrzowie tacy, jak Jules Verne, Howard Philips Lovecraft czy Edgar Allan Poe poświęcali jej swe nowele i opowiadania. Ten literacki boom trwał aż do czasów Drugiej Wojny Światowej, po której rozpoczął się prawdziwy szturm na Szósty Kontynent i jego tajemnice. I fascynacja tematem trwa nadal, co widać po rozmaitych filmach, książkach i publikacjach…

Ale to już temat z innej ballady…

Przekład z j. rosyjskiego i komentarz –
Robert K. Leśniakiewicz ©