Powered By Blogger

czwartek, 8 grudnia 2011

O alchemii w cieniu Fatry



Parę dni temu spotkałem się w cieniu Wielkiej Fatry z dr Milošem Jesenským. Było to kolejne spotkanie robocze, na którym uzgodniliśmy kolejne nasze działania na niwie badań i poszukiwań. Przede wszystkim zastanawialiśmy się nad poszukiwaniami Księżycowego Szybu, który – wedle naszego mniemania – powinien znajdować się (o ile w ogóle istnieje) gdzieś w Beskidzie Sądeckim. Być może w przyszłym roku skierujemy na polsko-słowackie pogranicze jakąś ekspedycję w celu powtórzenia trasy przebytej na przełomie października i listopada 1944 roku przez niewielki oddział powstańców z SNP, idącego naprzeciw nadchodzącym ze wschodu armiom radzieckim i czechosłowackim dywizjom gen. Svobody. Ma to na celu ostateczne ustalenie wiarygodności relacji kpt. dr Antonina Horaka.

Ale najciekawszym punktem programu było to, że dr Jesenský zaprezentował mi swoją najnowszą książkę pt. „Alchýmia v Čaplovičovej knižnici” (Dolny Kubin 2011). Jest to kolejna praca na ściśle historyczny temat – alchemii w Europie. Čaplovičova knižnica to po polsku Biblioteka Vavrinca Čaploviča znajdująca się w Dolnym Kubinie, a zawierająca rzadki zbiór cymeliów z czasów Średniowiecza i Odrodzenia. W swej pracy dr Jesensky przedstawił sylwetki najwybitniejszych mistrzów królewskiej sztuki, których dzieła znajdują się w tejże Bibliotece, w tym znajdują się dwa polonica – pierwsze z nich to prace dr Edwarda Kelleya, który związany jest z osobą drugiego Anglika dr Johna Dee (Deviusa). Obaj ci alchemiści związani są m.in. z Krakowem i … osobą najbardziej tajemniczej persony owych czasów – Jana Wawrzyńca Durana – Twardowskiego. Drugą osobą jest najsłynniejszy polski alchemik Michał Sędziwój, którego chyba nie muszę nikomu przedstawiać…  

Okazuje się więc, że u naszych sąsiadów zza południowej miedzy można znaleźć różne dziwne i tajemnicze rzeczy – w tym zapomniane dzieła niemal zapomnianych autorów – same cymelia i białe kruki. I właśnie te postacie i ich dzieła przypomina książka dr Jesenskyego.

Nasze robocze spotkanie miało miejsce w ostatnim tygodniu listopada – i przy okazji, przy kawce wspominaliśmy wszystkie kongresy ufologiczne w Koszycach. Ciśnienie życia wyparło ufologię ze świadomości ludzi w Polsce, na Słowacji i w ogóle w Europie Środkowej – ludzie zajęci swymi sprawami i walka o byt nie mają czasu na zajmowanie się tak oderwanymi od życia sprawami, którymi teraz zajmuje się tylko wąski margines społeczności. Ufologia masowa się skończyła i wykończyła ja przede wszystkim ekonomika. I rację mają członkowie KKK twierdzący, że potrzebny jest jej impuls na miarę Emilcina – coś, co przełamałoby stagnację i marazm, które opanowały ufologiczny fandom w naszym kraju.

Czy zdarzy się taki przełom? A jeżeli tak, to co nim będzie? Spektakularne lądowanie eskadry UFO? Porwanie przez Ufitów znanego polityka? A może coś jeszcze innego, czego nie bierzemy pod uwagę, lub o czym nie mamy pojęcia? Na ten przykład coś na miarę agroznaków w Wylatowie – zauważmy, agrosymbole pojawiły się w Polsce w kilku miejscach i… się skończyły równie nieoczekiwanie, jak się pojawiły. Co to było: oczekiwany Znak czy zwykłe fałszerstwo? Czekajmy zatem. Jeżeli Ufiaści istnieją i naprawdę są Przybyszami z Kosmosu, to powinni wkrótce pokazać nam coś nowego, co pchnie nas na nowe tory rozumowania, jak było to w przypadku Emilcina właśnie.