Powered By Blogger

piątek, 9 grudnia 2011

SPRAWA NR 006/H - TAJEMNICA MIKOŁAJA KOPERNIKA (1)



Miloš Jesenský, Robert K. Leśniakiewicz 


Wspominków ciąg dalszy.

Dla mnie ta sprawa zaczęła się w sobotnie popołudnie 13 kwietnia 2002 roku, w studio STV Žilina, gdzie robiliśmy program na temat zaginionych światów i nieznanych zwierząt. W antrakcie pomiędzy nagraniami, rozmawiałem z animatorem tego cyklu programów, słynnym słowackim łowcą tajemnic i zagadek historycznych dr Milošem Jesenským, który jest m.in. autorem wielu opracowań historycznych - znanych także polskiemu Czytelnikowi z łamów m.in. „Nieznanego Świata”, dzięki którym w swej ojczyźnie nadano mu przydomek „Pán Tragačik”, co jest tam odpowiednikiem polskiego Pana Samochodzika z powieści Zbigniewa Nienackiego (popularnych także na Słowacji i w Czechach), o jednej z największych zagadek i zarazem sensacji historycznych, jaką są okoliczności śmierci Mikołaja Kopernika i jego ucznia Jerzego Joachima von Lauchen alias Retyka. Historia sprzed niemal pół tysiąclecia ma swój sensacyjny ciąg dalszy także w naszym wieku...

* * *

Jest 24 maja 1543 roku. W jednym z pomieszczeń potężnej baszty we Fromborku leży na łóżku wyczerpany do cna Mikołaj Kopernik. Choroba powaliła go zimą 1542 roku, wskutek czego nie może już chodzić tak jak dawniej, trzymając się i wspierając o ściany, od łóżka do stołu i od stołu do okna z widokiem na niebo, ku któremu tak często unosił głowę w czasie swych obserwacji. Teraz leży bezsilnie w pościeli, w oczekiwaniu na śmierć, która może przyjść w każdej chwili. Mężczyzna nie chce nawet pić, jest zmęczony, ale jedynie porusza go jeszcze wołanie z podwórza, że przybył kurier z Norymbergii. Za chwile przyniesie do izby ciężki drukowany foliał. To przecie jest wasza księga, doktorze Mikołaju - mówią lekarze, kiedy goniec wkłada mu w bezwładne ręce ciężką księgę. Umierający słabo przytaknie, ale jego dłonie już stygną, a słoneczny dzień na zewnątrz powoli nabiega granatem nocy, którego już nie ujrzą jego oczy...

W trzydzieści jeden lat po śmierci Mikołaja Kopernika, umiera także jego uczeń Georg Joachim Rhaeticus (1514-1574). Okoliczności i miejsce jego śmierci są historyczną zagadką mającą związek ze słowackimi Koszycami: uczeń tego, który wstrzymał Słońce i ruszył Ziemię dał swe ostatnie tchnienie w tym mieście i to w okolicznościach, które były jakby żywcem wyjęte z powieści awanturniczej.

Retyk, Rhaeticus - tak brzmiała zlatynizowana, zgodnie z ówczesną modą, forma nazwiska Jerzego Joachima von Lauchena - był niezmiernie ciekawą postacią. Już jako dwudziestosiedmiolatek był profesorem matematyki na uniwersytecie w Wittenbergii. W roku 1539 doszły do niego słuchy o Koperniku i jego nauce, wedle której to nie Ziemia była centralnym punktem Wszechświata, pojechał do niego do Fromborka, gdzie zaczął gorliwie studiować teorie swego mistrza. Pracował wprost z tekstem Kopernika, który cierpliwie objaśniał mu co bardziej dlań niezrozumiałe jego partie. W końcu lipca 1539 roku, razem udali się do Prus na lubawski dwór bp Tiedemana Giese’a - zaś w rok później, w Gdańsku, opublikowano jego rozprawa pt. „Narratio prima”. W tej to pracy Retyk nie bał się porównać swego mistrza z nowym Ptolemeuszem, który przenicował zasady astronomii i miał odwagę wyrzucić Ziemię z jej tronu pomiędzy innymi planetami.

Dzieło mego nauczyciela - pisze Retyk - dla tych wszystkich, którzy zajmują się naukami matematycznymi i dla tych, którzy zajmowali się naukami matematycznymi - i dla wszystkich następnych pokoleń będzie niewyczerpalnym źródłem poznania. Jak wkrótce to zobaczymy, słowa te odnosiły się do o wiele mroczniejszych tajemnic, niż znane nam dzieła kopernikańskiej astronomii...

W roku 1541, Kopernik pozwolił na wydanie swego dzieła o mechanice niebieskiej w drukarniach norymberskich Jana Petreja. W tym czasie Retyk został mianowany profesorem w Lipsku i powierzył dozór nad wydaniem swemu koledze Ondrejowi (Andreasowi) Hosemannowi znanemu pod zlatynizowanym imieniem Osiander - profesorowi teologii i matematyki. Obawiając się możliwego wzburzenia kościelnych hierarchów z wiadomymi konsekwencjami, Osiander bez wiedzy Kopernika dopisał do jego księgi anonimowy wstęp, w którym teorię Kopernika przedstawił tylko jako hipotezę, która nie musi być prawdziwa. Książkę zaczęto drukować w maju 1542 roku, a w kwietniu 1543 roku ukazało się 1.000 egzemplarzy - nakład jak na owe czasy pokaźny! Drugie wydanie wyszło w 1566 roku w Bazylei.

Zawartość księgi Kopernika „De revolutionibus orbium coelestium” jest do dziś dnia znana, w przeciwieństwie do motywów, które zmusiły Retyka do ucieczki w ostatnich latach swego życia z Krakowa do Koszyc, wraz z rękopisem dzieła swego mistrza. Bezsprzecznie jest to wielka zagadka. Jeden z współczesnych biografów Retyka, niemiecki historyk dr Hilper opublikował w czasopiśmie „Századok” apel do węgierskich historyków o pomoc w rozwiązaniu tej tajemniczej zagadki, co miało miejsce w 1877 roku[1]. Nadaremnie - do dziś dnia niczego nie znaleziono. Podstawową informacją na temat pobytu i śmierci Retyka w Koszycach pozostaje zapis w kronice, którą aż do swej śmierci w 1623 roku prowadził tameczny proboszcz ks. Joachim Leibitzer: 4. Decembr. Joachimus Rhaeticus mathematicus et Doctor Medicinae Caschoviae[2] 2 hora matutina die Barbarae Catharro excinctus est.[3] Poza tą wzmianką z roku 1574 nie mamy żadnej innej informacji pisanej na temat pobytu Retyka w Koszycach. Węgierski historyk dr G. Székely w jednym ze swych studiów twierdzi, że Retyka  zaprosił na swój dwór mołdawski wojewoda Despot i nie jest wykluczone, że w drodze zatrzymał się w Koszycach.[4]

Konspiracyjna atmosfera towarzyszyła Retykowi przez cały czas jego tajemniczego życia. Kiedy się pożegnał z Kopernikiem w roku 1541 we Fromborku, został dziekanem artystycznego fakultetu w Wittenbergii, jednakże spotkamy się z nim także na uniwersytecie w Norymberdze i na uniwersytecie w Lipsku. Tutaj był także dziekanem artystycznego fakultetu, zaś w roku 1551 w niejasnych okolicznościach, niejawnie i nagle opuścił to miasto. Zrezygnował z zaproszenia do pracy na wiedeńskim uniwersytecie i w roku 1554 zamieszkał w Krakowie, gdzie był znanym lekarzem. Kraków leży niemal dokładnie na tym samym południku - 19o54’ E, co Frombork - 19o40’ E - co daje różnicę tylko 14’ - w tamtych czasach w granicach błędu pomiarowego. Retyk w Krakowie kontynuował dzieło swego mistrza, jego obliczenia, i dzięki nim zestawił swe tabele „Opus palatinum”, które wydano dopiero po jego śmierci, w roku 1596. W roku 1563 odmówił paryskiej Sorbonie, która zaproponowała mu objęcie katedry matematyki (!!!) i  na ten rok datuje się jego list do praskiego astronoma Tadeáša Hájka z Hájku.

Ciekawą okoliczność stanowi informacja niemieckiego uczonego prof. Karla Sudhoffa, który w 1904 roku odkrył we florenckiej Biblioteca Nazionale Centrale łaciński przekład pracy Paracelsusa pt. „De Alchimia liber vexationis” z roku 1575 i wszystko wskazuje, że była to praca Retyka - z tym, że ktoś musiał ją dokończyć już po jego śmierci.  Inny biograf Retyka - K. H. Burmeister zaś zakłada, że do końca życia zajmował się on w Koszycach przekładaniem prac słynnego alchemika Paracelsusa, który dwukrotnie odwiedził Słowację, gdzie robił on doświadczenia z produkcją złota w Kremnicy oraz z tajemniczą wodą mineralną w Španiej Dolinie (okolice Bańskiej Bystrzycy), która transmutowała mu żelazo w miedź...

Osobiście podejrzewam, że największym osiągnięciem Retyka w Koszycach było uchronienie rękopisu swego mistrza, z którym się nie rozstawał. Jest także zatem całkiem możliwe, że inkwizytorom ze Świętego Officium nie podobał się on jeszcze wcześniej, zanim kongregacja biskupów kurii rzymskiej w 1616 roku, umieściła dzieło Kopernika na czarnym indeksie ksiąg zakazanych. Pomimo wściekłego polowania inkwizytorów, udało mu się uchronić ten rękopis przed płomieniami Świętej Inkwizycji, dzięki całemu łańcuchowi jego strażników: po Retyku rękopis Kopernika wziął na przechowanie Valentin Otho a po nim heidelberski uczony prof. Jakob Christmann. Od jego wdowy wykupił rękopis jeszcze jako student Ján Amos Komenský, który zawiózł go na Morawy do swego azylu w Lešnie. Potem wywieziono go do Nosticovskej Knižnicy na Malej Stranie w Pradze, potem na wiosnę 1945 roku wywieziono go do Klementina, a po ośmiu latach rząd Czechosłowacji przekazał go w darze rządowi PRL, gdzie zdeponowano go w Bibliotece Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. To jednak może być tylko częścią prawdy: niektóre wskazówki pokazują także na to, że Retyk i po nim inni ukrywali przed Kościołem katolickim coś więcej, niż rękopis „O obrotach sfer niebieskich”...

Według niemieckiego historyka i pisarza Phillipa Vanderberga możemy też przypisać autorstwo polskiego kanonika do dotychczas nieznanego do dziś dnia, drugiego dzieła Kopernika  pt. „De astro minante”, którego darmo szukalibyśmy w zbiorowym wydaniu „Nicolaus Copernicus Complete Works” wydanego przez Polską Akademię Nauk w Warszawie, w 500 rocznicę urodzin wielkiego polskiego astronoma. To dzieło stało się kanwą najnowszej powieści Vanderberga pt. „Der Flucht des Kopernikus”[5] - ale my zajmijmy się powodem, dla którego Retyk wraz z rękopisem tej księgi ukrywał się w protestanckich Koszycach.

CDN.


[1] W opisywanym czasie Słowacja znajdowała się pod okupacją węgierską, stąd apel do uczonych węgierskich - przyp. tłum.
[2] Caschia (łac.), Kassa (węg.) = Košice (Koszyce) - przyp. tłum.
[3] Dosł.: 4 grudnia. Joachim Retyk matematyk i doktor medycyny z Koszyc zmarł o godzinie 2 nad ranem w dniu św. Barbary - przyp. tłum.
[4] Jest to jednak mało prawdopodobne, bowiem w takim przypadku pisałoby o nim jako Cracoviensis, a nie Caschoviae, jak w tekście Leibitzera - przyp. tłum.
[5] „Klątwa Kopernika” - przyp. tłum.