Powered By Blogger

niedziela, 5 maja 2013

SKARB Z OAK ISLAND: CZY W OGÓLE ISTNIAŁ? (3)




No właśnie – gdzie zatem leży ów Umbilicus Telluris?


Odpowiedź znalazłem u Juliusza Verne’a. Jest coś zastanawiającego w kryptogramie Arne Saknussemma, który mówi o znalezieniu drogi do wnętrza Ziemi. Był w tym jakiś fałsz. No i rzeczywiście! Był! Przecież Islandia to dawna Ultima Thule starożytnych. To właśnie o niej pisał w „Medei” Seneka:


Venient annis saecula seris
Quibus Oceanus vincula rerum
Laxet, et ingens pateat tellus
Tethysque novos detegat orbes
Nec sit terris ULTIMA THULE.


Dla człowieka Średniowiecza i Odrodzenia Islandia (i Grenlandia) to przede wszystkim odległe krainy wulkanów i lodowców. To wejście do samego Piekła w kraterze Hekli… - ale o tym wiedział każdy, a zatem jaki jest sens szyfrowania – i to aż czterostopniowego (!!!) tej informacji???



Bo ta notatka, którą Verne umieścił w pierwszych rozdziałach swej powieści o wyprawie profesora Otto Lidenbrocka i jego niesfornego siostrzeńca Axela do środka Ziemi była zaszyfrowana aż czteropoziomowo:

0.  Najpierw Arne Saknussemm napisał tekst po islandzku (NB, nie ma czegoś takiego, jak język staroislandzki, jest język islandzki i koniec, bo niewiele zmienił się od tysiąca z okładem lat…), którego wersja wyjściowa brzmiała tak: W Jokulu Sneffels zejdź do krateru, który muska cień Skartarisa przed kalendami lipcowymi, a dotrzesz zuchwały podróżniku aż do środka Ziemi. Czego dokonałem. Arne Saknussemm.
1.  Następnie przetłumaczył clair na łacinę: In Sneffels Yoculis kem delibat umbra Scartaris Julii intra calendas descente, audas viator, et terrestre centrum attiges. Kod feci. Arne Saknussemm. Kiepska to łacina, ale zrozumiała dla mieszkańców szesnastowiecznej Europy, a zatem Arne Saknussemm postanowił utrudnić ludziom odczytanie tego komunikatu i…
2.  …napisał całą informację wspak: mmessunkaS enrA .icef dok .segnitta murtnec ertserret te ,rotaiv sadua ,etnecsed sadnelac artni iiluJ siratracS arbmu tabilet mek meretarc silucoY sleffenS nI.
3.  Trzecim stopniem było przeanagramowanie liter kryptogramu poprzez rozpisaniem ich na macierz tak, by uniemożliwić odczytanie go bez klucza, a następnie, żeby jeszcze bardziej utrudnić jego odczytanie…
4.  …zapisał całość runami Futhatk, co dało następujący obraz:

Szyfrogram był całkowicie niezrozumiały dla laika i nawet wtajemniczeni mieli z nim kłopot. Pytanie brzmi: co chciał ukryć Arne Saknussemm – a właściwie Snorri Sturluson (1179-1241) – chciał nam powiedzieć? Dziwi was mnóstwo niezgodności pomiędzy tekstem podanym przez Verne’a, a tekstem zapisanym Futharkiem? - nie jest tak, jak myślicie. Pomiędzy najstarszym pismem runicznym, a „Kryptogramem Saknussemma” jest odstęp 1.500 lat, z biegiem których pismo to zdążyło się zmienić.  Autor wskazuje nam na to wkładając w usta swego bohatera te słowa:
- Rękopis i dokument nie zostały napisane tą samą ręką - stwierdził. - Kryptogram jest późniejszy aniżeli książka - mam na to niezbity dowód. Oto pierwsza litera kryptogramu jest podwójnym „m”, którego próżno by szukać w książce Turlessona, jako że tą literę dodano dopiero do alfabetu islandzkiego dopiero w XIV wieku. A więc pomiędzy powstaniem tej książki a napisaniem dokumentu upłynęło co najmniej dwieście lat.


Tekst pergaminu ukrywa w sobie jeszcze jeden „haczyk”, otóż jest on dostatecznie długi, by zawierał wszystkie znaki alfabetu z ery „postfutharkowej”. Jest ich 17. Zwróćmy uwagę, że autor odróżnia znaki liter „i” (oraz „j”) od „y” jedynie poprzez rozmiar napisanych znaków. Nie istnieje to w alfabetach zredukowanych w „postfutharkowej” erze. A to oznaczałoby, że zostały one wyprodukowane na potrzebę przekonwertowania tekstu łacińskiego na runiczny, albowiem łacina była w ówczesnych czasach „esperantem” wszystkich uczonych.  Saknussemm nie był wyjątkiem. Norweski król i późniejszy święty Olaf Trygvaason wysłał niemieckiego duchownego Tangbrandta, by dokonał chrztu Islandii, aliści został on z wyspy przepędzony. Zatem św. Olaf posłał tam karną ekspedycję księży pod wodzą o. Tormoda. Norweska kolonia na Islandii powstała w tym samym czasie, kiedy schrystianizowano wyspę i w roku 1000 każdy mieszkaniec wyspy został ochrzczony. W roku 1106 do biskupstwa w Skalholte przybyło drugie w Hótar i tam - a to jest dla nas niezmiernie ważna informacja - rozwijało się islandzkie piśmiennictwo. Gdyby więc runa odpowiadająca literze „y” była wytworzona dodatkowo, to możemy liczbę znaków zmniejszyć do 16. I tak przetworzony i uproszczony Futhark był używany i w XVI stuleciu!


Jak już tu powiedziałem, pochodzenie pisma runicznego jest do dziś dnia zagadką. Podobieństwo znaków runicznych do znaków innych alfabetów pokazuje tabela w Dodatku 4.[1] Wedle tej tabeli i tabelek z Dodatków 5, 5a i 5b  możemy jeszcze rozpisać „Testament Saknussemma” w jeszcze innych rodzajach alfabetów runicznych. Szczególnie cenne są tabele z Dodatków 5, 5a, 5b. Ostatnia tabelka - patrz Dodatek 6 - ukazuje zapis imienia i nazwiska Arne Saknussemm przy pomocy różnych run, w tym run z książki Verne’a. Jak widać, imię i nazwisko to w „Wyprawie do wnętrza Ziemi” nie jest pisane jednym rodzajem znaków runicznych, co mogło świadczyć o przeprowadzonej przez autora selekcji znaków do zapisu łacińskiego tekstu za pomocą run, albo o indywidualnym stylu autora! O tym sposobie możemy się dowiedzieć więcej, kiedy sobie przestudiujemy tekst „Testamentu...” , który po długich kombinacjach odszyfrował prof. Lidenbrock przy wydatnej pomocy swego siostrzeńca. (M. Jesenský – „Testament Saknussemma”, zob. http://wszechocean.blogspot.com/2011/12/sprawa-nr-004x-testament-saknussemma-1.html i dalsze)


Zajmijmy się tym szczególnym tworem w łacińskim oryginale: kod feci - co uczyniłem, czego dokonałem. Zamiast poprawnego wyrazu quod autor napisał kod, który wyszedłby spod pióra islandzkiego pisarza w tym czasie, kiedy to łacina cycerońska chyliła się ku upadkowi i zaśmiecały ją różne barbaryzmy. Podobnie rzecz ma się z wyrazem kem – poprawnie quem – „który”. Na Islandię zanieśli łacinę mnisi, którzy używali jej w czasie obrzędów kościelnych. Wyrazy kod i kem są tu kluczem do zrozumienia tego, że autor mógł się posługiwać nim zawsze, a zatem stanowił on pewien wyróżnik - identyfikator - po którym można było rozpoznać rękę tylko i wyłącznie jednego autora – Saknussemma.


A dlaczego tak było – odpowiedź na to pytanie spróbował dać słynny czeski pisarz dr Ludvk Souček (1926-1978) w swej trylogii „Tajemnica ślepych ptaków” (1968)[2], „Znak Jeźdźca” (1970) i Jezioro Słoneczne” (1972), pisze o śladach i artefaktach pozostałych po pobycie na Ziemi Przybyszów z Kosmosu. Mimochodem pisze on także o ogromnym skarbie  stanowiącym depozyt norweskiego konunga jarla Ottara z Nidaros, którego Kosmici porwali na Marsa i gdzie założył on kolonię w Solis Lacus – Jeziorze Słonecznym.


I znowu skarb – oto dlaczego Arne Saknussemm vel Snorri Sturluson a za nim Jules Verne podali ta informację. Być może Inkowie (bo i taka teoria się pojawiła) czy Templariusze zdeponowali tutaj swe skarby, a na Oak Island nie pozostawili niczego poza ignis fatuus – błędnym ognikiem, który spełnił idealnie swe zadanie – przez dwa z górą wieki ściągał uwagę głupców opętanych żądzą złota chciwców, którzy topili całe fortuny w Money Pit. Zaiste to był klasyczny monkey business


Wygląda zatem na to, że złoto Inków z El Dorado czy Skarb Narodów Templariuszy leży gdzieś pod górą wulkaniczną w okolicy miejscowości Ólafsvik. I to dlatego Juliusz Verne napisał po „Wyprawie do wnętrza Ziemi” inna powieść pt. „Wulkan złota”. Wulkan Snaefellsjökull o wysokości 1446 m n.p.m. faktycznie istnieje i znajduje się w odległości 23 km na południe od Ólofsvik, na 64°49’ N - 023°46’ W. To właśnie jest ów Sneffels z powieści Verne’a. a trzeba nam wiedzieć, że na Islandii istnieją jeszcze dwa wulkany o podobnie brzmiącej nazwie – Snaefell, ale pierwszy leży w interiorze wyspy – na północny-wschód od Vatnajökull, mierzy sobie 1833 m, a jego wysokość względna wynosi 1000 m, i znajduje się na 64°48’ N - 016°06’ W. Poza nim jest jeszcze trzeci szczyt o wysokości 1383 m – znajdujący się w Parku Narodowym Vatnajökull, o tej samej nazwie, mniej więcej na 64°08’ N - 016°34’ W. Jest to mniej znana góra od dwóch pozostałych i też znajduje się w interiorze Islandii. Jest jeszcze jedna rzecz, która nie zgadza się z opisem Verne’a, a mianowicie – z żadnej z nich nie można zobaczyć brzegów Grenlandii, która jest odległa od nich więcej, niż 35 mil. Warunek ten może być z biedą spełniony jedynie wtedy, gdy znajdujemy się na szczycie Drangajökull na półwyspie Strandir nad zatoką Ísafjardhar, na 66°09’12” N - 022°14’07” W. Ale… - ale wysokość tego lodowca wynosi tylko 925 m, a zatem nie pasuje to do wysokości verne’owskiego Sneffelsa, który ma być wysoki na 5000 stóp francuskich (1 stopa = 0,32 m), czyli około 1600 m. Ale to może być równie dobrze wytwór fantazji Pana Juliusza, a poza tym dokładność XIX-wiecznych map Islandii pozostawiała sobie to i owo do życzenia…


Co zatem należy zrobić, by potwierdzić lub zanegować tą hipotezę? Oczywiście należałoby udać się na Islandię i zbadać kratery czterech wulkanów: Snaeffelsjökull, obu Snaefell’ów i Drangajökull. Być może w jednym z nich znajdzie się jakaś wskazówka, gdzie dalej szukać tego skarbu Inków lub/i Templariuszy – bo nie zapominajmy, że tego tropu nie można zanegować. Będzie z tym tylko ten problem, że wszystkie te kratery są pokryte lodowcami i z tego też względu w ich wnętrzu nie można było ukryć niczego. Są one zawalone milionami ton lodu. Co zatem pozostaje? Pozostają jaskinie i tunele lawowe u ich podstawy oraz poboczne stożki pasożytnicze, o ile w ogóle takowe istnieją.


Implikacje odkrycia takiego skarbu byłyby różnorakie, a zatem byłaby to ogromna sensacja historyczna, która zmieniłaby historię Europy, bo niektóre jej rozdziały trzeba by było napisać od nowa. Dla poszukiwaczy przygód i badaczy oraz łowców Nieznanego w rodzaju „nieznanoświatowego” Romana Warszowskiego czy Macieja Kuczyńskiego byłaby to nie lada gratka! Nie ma już żadnych granicznych barier, które tak nam krępowały ręce w poprzednim wieku. Może ten materiał zainspiruje kogoś i obierze on Islandię jako cel swej Wielkiej Przygody? Jeżeli nawet nie znajdzie on skarbu Inków czy złota Templariuszy, to pozna ten niesamowity, dziki i nieskażony cywilizacją kraj lodu i ognia… - co samo w sobie jest warte wszystkich skarbów tego świata.  


* * *


Te słowa napisałem w 2000 roku i jak dotąd nie straciły niczego ze swej aktualności. Skarbów tych nie znaleziono i są one gdzieś ukryte – być może w lokalizacjach, które podałem w artykule. Z drugiej strony złoto Inków i skarb Rycerzy Świątyni mogły już zostać znalezione i zostały przejęte. Skarb Inków lub jego część – jak twierdzi Wiktoria Leśniakiewicz – został wydany na życie i wykształcenie potomka Tupaca Amaru rezydującego na Zamku Dunajec w Niedzicy – co atoli stanowi już osobną historię – zob. http://wszechocean.blogspot.com/2012/04/sprawa-nr-018h-testament-uminy.html, zaś skarb Templariuszy został znaleziony i wykorzystany przez Nicolasa Flamela jeszcze w XV wieku, o czym już pisałem – zob. http://wszechocean.blogspot.com/2013/02/nicolas-flamel-tworca-kamienia.html a także http://wszechocean.blogspot.com/2013/03/wedrowki-swietego-graala.html.


I co ciekawe – ten mój tekst nigdzie się nie ukazał drukiem – czyżby był zbyt fantastyczny? A może komuś na tym zależy na tym, by skarby te nadal rozpalały ludzką wyobraźnię?


Do tej sprawy jeszcze powrócę…       



[2] Lata polskich wydań danej książki.