Powered By Blogger

wtorek, 24 stycznia 2017

Atomowe działo w słowackich Koszycach?



Koszyce w latach 50. XX wieku

Tą informację otrzymałem od dr Miloša Jesenský’ego, który znalazł ją w gazecie „Nový Čas” z tego roku. I tak według Amerykanów w Koszycach w 1954 roku było i strzelało działo atomowe:

Fragment dokumentu CIA mówiącego o Czechosłowacji


Szok po ujawnieniu archiwów CIA: co się działo w Koszycach?

W Koszycach było w 1954 roku atomowe działo, przynajmniej tak twierdzą odtajnione dokumenty, które CIA opublikowała w Internecie. Około 13 mln stron odtajnionych dokumentów zostało teraz udostępnionych na czterech komputerach w Narodowym Archiwum CIA w Maryland. Nasi historycy przyjrzą się im dokładnie. Działo atomowe, które według CIA miało [tu] ćwiczebne strzelania, jest dla nich nowością.
Informacji o byłej Czechosłowacji opublikowano o wiele więcej. Np. informacja z 1947 roku mówi o stanie arsenału czołgowego. Najciekawsze z nich mówią o broni jądrowej.
- Wiadomość ze słowackiego garnizonowego miasta Koszyce, które mówią, że czechosłowacka armia posiada, ale chyba na krótki czas, polowe działo atomowe – pisze w jednym z odtajnionych dokumentów CIA z 1954 roku. Według Amerykanów, prowadzono tutaj tajne strzeleckie testy przy asyście radzieckich ekspertów.

Historycy są ostrożni

Nasi wojskowi historycy są ustosunkowani sceptycznie do tych rewelacji.
- Wojskowy Instytut Historyczny nie dysponuje wiarygodnymi informacjami o istnieniu takich systemów broni artyleryjskich na uzbrojeniu ČSLA w 1954 roku – powiedziała rzeczniczka MON Danka Capáková.
Broń zdolną do strzelania jądrową amunicją [działo] 2A3 Kondensator pokazano w ZSRR dopiero w 1957 mroku.
Według znanego historyka Gabriela Kládeka z Koszyc, trudno jest uwierzyć w istnienie działa atomowego w czasie, z którego pochodzi ta informacja. Nie wykluczył, że pogłoska o bliżej niesprecyzowanej broni mogła krążyć.
- Wtedy był to czas Zimnej Wojny. Mocarstwa się oskarżały nawzajem, szukano nieprzyjaciela. Pojawiały się różne dezinformacje – wyjaśnia Kládek – z tym, że wszystkie informacje na temat broni były dokładnie chronioną tajemnicą państwową i wiedzieli o niej tylko wybrańcy. U nas także budowano schrony przeciwatomowe. W szkołach dzieci uczyły się nakładania masek przeciwgazowych, by się chronić przed imperialistami, którzy grozili bombą atomową – wspomina historyk, który dobrze pamięta czasy Zimnej Wojny.

Szpiegowali nas

Dokumenty te pochodzą z okresu od czasu powstania CIA w 1947 roku aż do lat 90. Według rzeczniczki CIA – Heather Horniak – nie chodzi tutaj o wybór dokumentów.
- Tam jest cała historia, ta dobra i zła – powiedziała ona. Odtajnione informacje były zmodyfikowane. Według Horniakowej chodzi tylko o niewielkie zmiany, które mają chronić źródła i metody, których ujawnienie mogłoby zagrozić narodowemu bezpieczeństwu. (Źródło – „Nový Čas” - https://www.cas.sk/clanok/499989/sok-po-odtajneni-archivov-cia-co-sa-to-dialo-v-kosiciach/

Radzieckie działo atomowe 2A3 Kondensator

Żeby dopracować temat do końca, pozwolę sobie uzupełnić go o dwie informacje, i tak:       


Artyleria atomowa – rodzaj artylerii (zarówno lufowej jak i rakietowej) przeznaczony do prowadzenia ognia pociskami atomowymi.
Charakterystycznymi cechami artylerii atomowej jest duża celność ognia (umożliwiająca skuteczne użycie ładunków jądrowych o niewielkim równoważniku trotylowym), duża ruchliwość. Uderzenia jądrowe przy pomocy mogą być wykonywane w krótkim czasie i trudniej im przeciwdziałać niż uderzeniom jądrowym wykonanym przy użyciu lotnictwa.
Początkowo dla artylerii atomowej projektowano wyspecjalizowane wzory dział, z czasem opracowano zminiaturyzowane ładunki jądrowe, o mocy kilku, kilkuset kiloton TNT równoważnika trotylowego, które można wystrzeliwać z typowych dział kalibru 152, 155, oraz 203,2 mm. (Wikipedia)


Od siebie dodam, że doprowadzono także do miniaturyzacji pociski artylerii morskiej pancerników typu USS Iowa, który mógł strzelać pociskami o mocy 1 kt (kejti) z dział artylerii głównej o kalibrze 406 mm na odległość 30-40 km.
I jeszcze jedna informacja:


Radzieckie, gigantyczne działo nuklearne

Na początku "zimnej wojny", w 1952 roku Amerykanie pokazali światu prawdziwie przerażające działo M65, zdolne do strzelania pociskami nuklearnymi. W odpowiedzi na tę broń Rosja zaprezentowała działo samobieżne 2A3 Kondensator 2P. Choć wiele osób twierdziło, że sowiecka armata jest tylko na pokaz, broń była jak najbardziej prawdziwa.
W 195…[1] roku Amerykanie umieścili swoje M65 w Niemczech, niedaleko granicy ZSRR.[2] Zgodnie z niepisanymi regułami "zimnej wojny" Sowieci musieli odpowiedzieć, i to szybko. Utworzono więc projekt o kryptonimie "Objekt 271", nad którym pracowało biuro projektowe Grabina. Miał on na celu stworzenie odpowiednio wytrzymałego i mobilnego podwozia dla nowego działa samobieżnego. Wykorzystano w tym celu podwozie czołgu T-10M, odpowiednio zmodyfikowane, by wytrzymało odrzut przy wystrzale. W 1956 roku skończono prace na radzieckim działem kalibru 406 mm zdolnym do strzelania pociskami nuklearnymi. Otrzymało ono oznaczenie 2A3. Co ciekawe, amerykańska armata M65 miała kaliber "jedynie" 280 mm. Jak się później okazało różnica w przekroju lufy nie wynikała z faktu, że Rosjanie zbudowali broń potężniejszą, a raczej z tego, że radzieccy inżynierowie nie byli w stanie wytworzyć mniejszej amunicji.[3]
Władze Związku Radzieckiego nie trzymały nowej konstrukcji w tajemnicy i już w 195… roku cały świat mógł zobaczyć absurdalnie wielkie działo podczas parady na Placu Czerwonym. Początkowo obserwatorzy spekulowali, że pokazano jedynie atrapę broni. Rosja nie miała jednak zamiaru podtrzymywać takiego przekonania i szybko potwierdzono, że działo jest jak najbardziej prawdziwe. Broń miała maksymalny zasięg 25,6 km i była przeznaczona do niszczenia strategicznych celów wroga. Celowanie w pionie odbywało się przez podnoszenie i opuszczanie lufy, zaś w poziomie przez obracanie całego pojazdu. Pocisk artyleryjski do tej broni ważył ponad pół tony (570 kg).
Wielu ekspertów wojskowych, gdy pierwszy raz zobaczyło nową radziecką broń twierdziło, że działo rozpadnie się przy pierwszym wystrzale. Wkrótce jednak przeprowadzono pierwsze, udane testy. Broń nigdy jednak nie trafiła do masowej produkcji - powstały tylko 4 sztuki. Oprócz działa 2A3. na bazie tego projektu powstała jeszcze większa, eksperymentalna artyleria samobieżna 2B1 Oka zaprezentowana w 1957 roku. Podwozie powstało w zakładach Kirowa w ramach projektu "Objekt 273". Lufa tej broni miała długość 20 m i kaliber 420 mm. Działo strzelało pociskami ważącymi 750 kg na odległość 45 km.
Dość szybko okazało się, że rozmiary obu dział - zarówno 2A3. jak i 2B1 – są ich największą wadą. Skomplikowana procedura ładowania powodowała, że można było wystrzelić zaledwie 1 pocisk na 5 minut. Co więcej, siły odrzutu po wystrzale były tak wielkie, że nie tylko powodowały cofanie całego pojazdu o kilka metrów, ale również uszkadzanie mechanizmów broni. W związku z tym armaty trzeba było przeglądać po każdym wystrzale. Na domiar złego, gigantyczne lufy sprawiały, że działa były niesamowicie niewygodne w transporcie.



Ostatecznie projekty radzieckich, gigantycznych dział samobieżnych przegrały z pociskami balistycznymi, jak 2K6 Luna, które były nie tylko poręczniejsze, ale przede wszystkim biły artylerię na głowę zasięgiem. Dziś 2A3 i 2B1 można podziwiać w muzeach w Sankt Petersburgu i Moskwie. (Źródło - http://tech.wp.pl/radzieckie-gigantyczne-dzialo-nuklearne-6034811407053953a)


Jak widać, tego rodzaju informacje są zazwyczaj mało wiarygodne, bowiem w przypadku tego, co podaje portal WP okazuje się, że Niemcy graniczyły z ZSRR w czasie Zimnej Wojny, a działa o kalibrze 406 mm musiały mieć taki kaliber, bo nie można było wytworzyć mniejszej amunicji jądrowej. Kompletna bzdura – naprawdę chodziło o zasięg. Te działa mogły strzelać na odległość 40 km, co pozwalało im razić nieprzyjaciela na większą odległość i pociskami o większej mocy. Ot i wszystko. 

Czy na terytorium byłej CSRS mogły być prowadzone próby z takim superdziałem? Owszem, czemu nie? Okolice Koszyc są dość słabo zaludnione, znajdują się tam poligony wojskowe, więc coś takiego byłoby możliwe, co nie znaczy, że było. Osobiście jednak jestem zdania takiego, jak słowaccy historycy – trzeba do niej podejść ostrożnie. Być może była to jakaś prowokacja ze strony CIA mająca na celu stworzenie kolejnego urojonego zagrożenia ze strony ZSRR i Układu Warszawskiego po to, by wyciągnąć z Kongresu kolejne pieniądze na swoją działalność. Tak też bywało, że wspomnę tylko aferę Iran-Contras. O ile bowiem ZSRR był Czerwonym Imperium Zła, to USA było i jest Imperium Kłamstwa i Oszustwa kreującym iluzje i sprzedającym je na cały świat.

Prawdą jest to, że na terytorium CSRS istniały radzieckie magazyny broni jądrowej, która mogła być wykorzystana tak ofensywnie jak i defensywnie. Rzecz w tym, że radziecka obecność w krajach Europy Środkowej zaczyna powoli obrastać w legendy i bajki, a im głupsze i brzmiące bardziej sensacyjnie – tym lepiej. Dlatego też nie przywiązywałbym większej wagi do opowieści o superbroniach rozmieszczanych tu i ówdzie na terytoriach Polski, NRD, CSRS, Węgier i innych krajach Układu Warszawskiego. W większości bowiem były to wydumki służące na postrach społeczeństwom Zachodu, które wymyślał specjalny wydział CIA ds. wojny psychologicznej. No i w końcu chodziło tu o pieniądze z kasy Kongresu na działalność CIA w tych krajach. I dlatego właśnie opowiastkę o koszyckim superdziale traktuję jako taką właśnie wydumkę na użytek naiwnych.  

Przekład ze słowackiego - (C)Robert K. F. Leśniakiewicz     


[1] Autor tej informacji najprawdopodobniej nie znał dat wydarzeń, o których pisał, więc i sama informacja ma niewielką wartość dla historyków.
[2] Niemcy nie graniczyły wtedy z ZSRR. 
[3] Kolejna propagandowa bzdura, chodzi o to, że takie działa miały większy zasięg niż amerykańskie.