Sofia Pawłowa
W latach 90-tych po raz
pierwszy znalazłam się w Egipcie. Bardzo lubię historię antycznego świata i
dlatego – rzecz jasna – oczekiwałam z tej strony czegoś zadziwiającego i
niezwykłego. Ale kiedy zawieźli nas do Gizy do piramid, byłam rozczarowana.
Wcale nie były one tak monumentalne. W podręcznikach historii opisywano, jak to
kamienie z których są zbudowane piramidy, szczelnie przylegają do siebie, że
nie można wsunąć pomiędzy nie noża. W rzeczywistości może pomiędzy nie lekko
wejść palec. Natomiast słynny Sfinks był otoczony budowlanymi rusztowaniami.
Upadek
z piramidy
Widząc jak turyści swobodnie gramolą
się na piramidy i nikt im tego nie zabrania, ja także zdecydowałam się
spróbować, ale nie dałam rady. Noga mi się poślizgnęła i wyrżnęłam łokciem w
kamienie.
Wstałam, otrzepałam się i
obejrzałam podrapany łokieć, ale była na nim rysa na skórze i parę kropelek
krwi. Zakleiłam ją plastrem i zapomniałam o tym. Potem podszedł do nas
przewodnik i poszliśmy zwiedzać piramidę Chefrena.
Korytarze w tej piramidzie są
ciemne i niskie, i żeby dojść do komory pogrzebowej przyszło najpierw iść do
dołu, a potem do góry, przy czym cały czas zgiętym we troje. Szliśmy tam
zderzając się z potokiem turystów, którzy już zaliczyli ten punkt programu.
Wielu ludziom nie starczało powietrza i oni się źle czuli.
I wreszcie doszliśmy do komory,
było to okrągłe pomieszczenie, na środku którego stał sarkofag Chefrena, a z
boku przystawiona do ściany kamienna pokrywa. Wszystkie ściany i pokrywa
sarkofagu było pokryte napisanymi imionami turystów i datami zwiedzenia
piramidy. Jak widać, wielu chciało pozostawić swój ślad w historii. A do tego –
sądząc po napisach – było wśród nich wielu Rosjan.
Wszędzie
krew
Zachciało mi się także
pozostawienia autografu. Wyjąwszy z kieszeni żelazny klucz zdecydowałam się
wyryć na kamieniu swe imię na pokrywie sarkofagu. Jakoś nie zastanowiłam się
nad tym, że nie tylko niszczę pomnik kultury, który liczy sobie tysiące lat, i
że lepiej byłoby tego nie robić.
Kiedy przewodniczka opowiadała
o życiu faraona Chefrena, ja cichutko wydrapałam na pokrywie literę „S” i już
się brałam do następnej… kiedy naraz literalnie, wręcz fizycznie odczułam, jak
po moim podrapanym łokciu coś cieknie jak woda. Spojrzałam i zrobiło mi się
słabo: to była krew. Na miejscu rysy na skórze była rana wielkości monety. Krew
zaczęła kapać na podłogę komory, zalała moją białą bluzkę i torebkę… Wtedy
turyści zobaczyli, co się dzieje i zaczęli mi udzielać pierwszej pomocy – ktoś
wyciągnął plaster, ktoś miał wodę utlenioną. Ale to nie pomagało! Krew ciekła i
ciekła bez względu na plastry i tampony z gazy. Przewodniczka poleciła mi
zacisnąć brzegi rany i szukała w plecaczku bandaża.
Zabieraj
swój autograf!
A mnie do głowy przyszło coś
innego.
- Napisałaś swe imię na
mogile faraona – rzekłam
do siebie – więc nie dziw się, że to mu się nie
spodobało.
Wzięłam klucz i zaczęłam
zamazywać napisaną przeze mnie literę. I stał się cud: ledwie zamazałam literę,
jak krawędzie rany się zamknęły, zaś krew która tam nakapała na podłogę naraz
zaczęła dymić, jakby parowała. Chwila, i krew znikła. A najdziwniejsze było to,
że krew znikła także z białej tkaniny mojej bluzki, jakby rzeczywiście
wyparowała! Wracałam z piramidy cicha i przytłoczona. Turyści szeptali za moimi
plecami. Wszyscy widzieliśmy ten cud, i nikt nie potrafił znaleźć dlań
objaśnienia. Pamiętam, jak pewna kobieta powiedziała:
- Jeżeli faraon karze
każdego, kto bazgrze po ścianach i pokrywie jego sarkofagu, co się stało z
tymi, którzy pozostawili tam autografy?
No właśnie – co się z nimi
stało?
Źródło – „Tajny XX wieka” nr
18/2018, s.24
Przekład z rosyjskiego -
©R.K.F. Leśniakiewicz
Ilustracja - De Gloria Olivae – blog.