Powered By Blogger

czwartek, 23 sierpnia 2018

Rosyjskie niepowodzenia kosmiczne



Sezon ogórkowy ma to do siebie, że w mediach pojawiają się różne sensacje i sensacyjki, które albo bawią, albo niepokoją czytelników. Na początek przypomnę staroć, która może mieć związek z rozmaitymi „przystojnymi” bolidami, które od czasu do czasu obserwuje się na naszym niebie. I tak od moich kolegów z byłej Czecho-Słowacji otrzymałem takie oto info, które przytaczam w całości:

Rosyjska rakieta, nad którą utracono kontrolę, skierowała się ku Ziemi. Między miejscami, na które może upaść są także Czechy. Awarię statku Progress M-59 spowodowała eksplozja w czasie oddzielania się III stopnia, specjaliści już wiedzą, jak ten problem powstał i teraz przewidują, gdzie on spadnie.
Prawdopodobną przyczyną awarii rosyjskiego dostawczego statku kosmicznego Progress M-59 była eksplozja przy oddzieleniu się III stopnia rakiety nośnej. Napisała to dzisiaj agencja Interfax, powołując się na informacje z rosyjskiej agencji kosmicznej Roskosmos. Definitywne wnioski maja być przekazane mediom do połowy maja (2015).
Progres po pomyślnym starcie znalazł się na niewłaściwej orbicie, a że nie przyjmuje żadnych sygnałów z Ziemi, to jego spadek jest nieunikniony. Według planów, miał on dostarczyć na ISS 2,5 tony ładunku. Jeżeli nie spali się całkowicie w atmosferze, to część fragmentów Progressa M-59 może spaść na powierzchnię Ziemi.
Informacje o czasie rozpadu i spadku odłamków statku kosmicznego są rozbieżne: wg informacji z Roskosmosu miałoby dojść do tego pomiędzy 7 a 11.V, zaś informacje prasowe z Rosji mówią o 5-7.V.

Czy Polska i Czechy są zagrożone?

Przypadkowe odłamki mogą spaść z przestrzeni kosmicznej gdzieś pomiędzy 52°N i 52°S, czyli w pasie, w którym znajdują się Czechy, Słowacja i połowa Polski. Rosyjski statek kosmiczny Progress nie trafił na właściwą orbitę i może niedługo spłonąć w atmosferze. Jego orbita przechodziła ponad Polską i pojawiły się pogłoski, że może spaść na nasz kraj. To jednak bardzo mało prawdopodobne.
Wiozący zaopatrzenie rosyjski statek bezzałogowy Progress M-59 nie zadokuje do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS), jak planowano. Rakieta Sojuz, wystrzelona 28.IV rano z kosmodromu Bajkonur, miała wynieść go na wymaganą wysokość, która pozwoliłaby na wejście statku na eliptyczną orbitę znajdującą się w najniższym miejscu około 190 km nad Ziemią. Kiedy część transportowa oddzieliła się od rakiety nośnej, okazało się, że działają zaledwie dwie z siedmiu anten nawigacyjnych kapsuły, co utrudniało nawiązanie z nią łączności.
Wskutek usterki Progress M-59 trafił na pułap nieco ponad 123 km (w najniższym miejscu), a więc znalazł się w zasięgu górnej warstwy atmosfery. To oznacza, że cząsteczki gazów powodują spowolnienie jego lotu, a następnie tarcie sprawi, że statek spłonie w niekontrolowany sposób. Najprawdopodobniej żadne części kosmicznego sprzętu nie dotrą do powierzchni Ziemi, choć oczywiście nie da się tego zagwarantować. Obecnie statek szybko obraca się wokół własnej osi i stopniowo wytraca prędkość.
Ponieważ planowana orbita statku przebiega również nad Polską, rozeszły się pogłoski o tym, że szczątki Progressa M-59 mogą spaść na nasz kraj. To bardzo mało prawdopodobne, więc raczej nie ma co szerzyć paniki. Progress M-59 przeleciał nad Polską 28.IV po godz. 15, zaś następnego dnia spodziewany jest jego przelot ok. godz. 13.
Progress M-59 wiózł na ISS ładunek o wadze 2720 kg, składający się z jedzenia dla astronautów, paliwa, sprzętu do eksperymentów naukowych oraz repliki czerwonego sztandaru, który w maju 1945 roku czerwonoarmiści wciągnęli na Reichstag w Berlinie – wiezionej na ISS celem uczczenia rocznicy zakończenia drugiej wojny światowej. Do ISS Progress M-59 miał dotrzeć w ciągu sześciu godzin od startu, a dokowanie miało odbyć się w czwartek 30 kwietnia. Rosyjska agencja kosmiczna Roskosmos ogłosiła 28 kwietnia po południu, że dokowanie Progressa M-59 do ISS zostało odwołane.
A zatem jeżeli miałby gdzieś spaść, to nie na ląd, ale we Wszechocean, nad którym przebiega 2/3 jego trajektorii.
Poza Progressem M-59, który krąży wokół Ziemi i wokół własnej osi, rosyjscy specjaliści zauważyli obłok odłamków, który mógł powstać wskutek eksplozji przy oddzielaniu statku kosmicznego od III stopnia rakiety nośnej Sojuz – jak twierdzi Interfax. Obserwacja Progressu M-59 pozwoliła potwierdzić niesprawność bloku agregatów napędowych i ulot gazów z rur. Obok uszkodzonego Progressa M-59 zaobserwowano przez rosyjskie i amerykańskie teleskopy obecność kilkudziesięciu odłamków.  […]  
 
Progress M-59 spadł wreszcie w dniu 7.V.2015 o g. 21:20 CDT/02:20 GMT do Punktu Nemo na Pacyfiku, czyli w okolicy punktu o współrzędnych geograficznych S 48°52’36” – W 123°23’36”. Szkoda tego cargo, które przepadło wraz z nim, a było nielicho kosztowne…

To było w 2015 roku. Po tych wydarzeniach deorbitowano jeszcze kilka pojazdów kosmicznych, w tym chiński Niebiański Pałac i kilka statków ATV latających do ISS. (Zob. - http://wszechocean.blogspot.com/2018/04/deorbitacja-niebianskiego-paacu-wbp.html) Tymczasem „Rzepa” sprzed paru dni podaje inną sensacyjną wprost informację:

Rosja szuka zaginionej rakiety z napędem jądrowym?

Rosja podejmie próbę wydobycia z Morza Barentsa rakiety z napędem jądrowym, która spadła do wody po nieudanej próbie rakietowej w listopadzie 2017 roku - informuje CNBC powołując się na raport amerykańskiego wywiadu.
W akcji poszukiwania rakiety mają wziąć udział trzy jednostki morskie, w tym jednak wyposażona sprzęt pozwalający na bezpieczne obchodzenie się z materiałem radioaktywnym znajdującym się w rdzeniu broni. Nie wyznaczono żadnych ram czasowych akcji - wynika z raportu amerykańskiego wywiadu.
Wywiad USA nie wskazuje na żadne zagrożenia dla środowiska naturalnego bądź ludzi, które mogłyby wynikać z możliwego uszkodzenia reaktora rakiety.
W marcu prezydent Rosji Władimir Putin pokazał publicznie nową rakietę z napędem jądrowym, podkreślając, że ma ona „nieograniczony zasięg”. Nowa broń musi jednak przejść jeszcze fazę testów.
Jak dotąd rakietę testowano cztery razy - między listopadem 2017 roku a lutym 2018 roku. Za każdym razem testy miały kończyć się niepowodzeniem.
Według danych amerykańskiego wywiadu najdłuższy lot rakiety trwał 2 minuty - w tym czasie pokonała ona ok. 35 km, po czym spadła na ziemię. Najkrótszy test trwał zaledwie 4 sekundy.
Rosja zaprzecza, jakoby przeprowadziła nieudane testy nowej broni.
Nowa rakieta, nad którą Rosjanie mają pracować od początku XXI wieku, ma być zasilana paliwem ciekłym w momencie startu, po czym - już po oderwaniu się od Ziemi - korzysta z napędu jądrowego. Testy miały ujawnić jednak problem z uruchomieniem tego drugiego rodzaju napędu po oderwaniu się rakiety od Ziemi.

Co w tym jest sensacyjnego? Ano to, że rakieta taka, o ile istnieje, byłaby przełomem nawet nie w uzbrojeniu rakietowo-jądrowym, ale przede wszystkim w kosmonautyce! Projekty takich pojazdów powstawały jeszcze na początku lat 50. XX wieku, że wspomnę tylko wczesne polskie powieści sci-fi Stanisława Lema czy Krzysztofa Borunia i Andrzeja Trepki. Tak więc nie ma się czemu dziwić, że wreszcie – przy współczesnym poziomie techniki, ktoś odważył się taki plan zrealizować. Niestety, najgorsze jest to, że – jak zwykle to bywa z genialnymi wynalazkami – na szkodę Ludzkości…


Źródła - ČTK, „Rzeczpospolita”, Crazy Nauka, Science.com

Przekład z czeskiego i angielskiego – ©R.K.F. Leśniakiewicz