Powered By Blogger

niedziela, 7 kwietnia 2019

Nie tylko Czarnobyl: kapsuły śmierci


Pokojowy atom wcale nie jest taki bezpieczny jak nam to wmawiają niektórzy uczeni oraz energetyczne i atomowe lobbies...


Walerij Nikołajew


W niektórych urządzeniach przemysłowych znajdują się detale zawierające radioaktywne elementy. Przez niefrasobliwość ich użytkowników te „błyszczące drobiazgi” gubią się i znajdują się na wysypiskach śmieci, w rękach dzieci i złomiarzy, a nawet na ścianach naszych domów. Następstwa, jak zwykle, utajniają się, bez względu na ich tragiczny charakter.


Przeklęte mieszkanie


Do tego domu w Kramatorsku (Obwód Doniecki) szczęśliwi nowi mieszkańcy przybyli w 1980 roku. Ale radość ich była niedługa. W ciągu roku, u jednej z gospodyń jednego z nowych mieszkań zdarzyło się nieszczęście: naraz zmarła córka. Do zmiany mieszkania ona była kwitnącą, odznaczającą się doskonałym zdrowiem dziewczynką, a po zmianie mieszkania zaczęła chorować i gasnąć. Po roku zmarł także i syn, a w ślad za dziećmi poszła także i matka.

Mieszkanie krótko było puste. Władze miejskie oddały je innej rodzinie, w której także było dziecko. Wkrótce zachorowało i zmarło.

W domu tym, a potem i w całym mieście poszły plotki o zaczarowanym mieszkaniu, na które rzucono śmiercionośna klątwę. Ale ojciec dziecka wyjaśnił, że wszyscy zmarli w tym mieszkaniu mieli jedną diagnozę – rak krwi. To nie mogło być przypadkiem i mężczyzna zaczął pukać do drzwi wysokich urzędników domagając się zbadania wszystkich dziwnych przypadków śmierci.
Po całym szeregu pism i odwołań, w 1989 roku w mieszkaniu pojawili się dozymetryści. Ku swemu przerażeniu odkryli oni, że poziom radiacji przewyższa tam wielokrotnie wszelkie normy. Zaczęli szukać źródła – i w jednej ze ścian znaleźli zamurowaną miniaturową kapsułę. Badanie laboratoryjne wyjaśniło, że zawiera ona radionuklid 137Cs* i była ona częścią budowlanego przyrządu pomiarowego – poziomicy. Według danych zamieszczonych na kapsule ustalono przedsiębiorstwo, które użytkowało ten przyrząd i wyjaśniono w jaki sposób radioaktywny element znalazł się w mieszkaniu.

Te niewinnie wyglądające kapsułki z radionuklidem cezu stanowią całkiem realne i śmiertelne niebezpieczeństwo

Niedaleko od Kramatorska znajduje się Karanskaja Kopalnia Odkrywkowa, skąd wożono piasek i żwir na place budowy. Tam jeszcze w latach 70-tych jeden z robotników zagubił radioaktywną kapsułę. Szukano jest przez cały czas, ale to tak, jakby szukać igłę w stogu siana. Obszar kopalni jest ogromny, a kapsuła miała długość centymetra… - dlatego wreszcie machnęli na to ręką i wkrótce zapomniano o tym incydencie. A w 1980 roku, łyżka koparki wraz z piaskiem wydobył tą zagubioną kapsułkę, którą potem wrzucono do betoniarki i w końcu wmurowano w ścianę jednego z nowych domów.

Śledztwo wykazało, że wskutek potwornej niefrasobliwości, której dopuścili się pracownicy kopalni, poza czterema mieszkańcami „przeklętego mieszkania” zmarły na choroby onkologiczne jeszcze dwie osoby, mieszkające w sąsiednich mieszkaniach, a reszta rodzin otrzymała różne dawki promieniowania i wielu z nich zostało inwalidami.

Podobne zdarzenie miało miejsce w dniu 17.VII.2001 roku w Moskwie. 10-letni Dima Gromow zobaczył u swego kolegi mieszkaniowy dozymetr do mierzenia promieniowania. Zachciało mu się przeprowadzić eksperyment – zmierzyć poziom promieniowania w swoim mieszkaniu. Kolega pożyczył mu przyrząd, chłopiec przyniósł go do domu, włączył i spróbował dokonać pomiarów i nieoczekiwanie odkrył, że strzałka przyrządu znalazła się poza skalą. Przerażeni rodzice natychmiast wezwali specjalistów. Dozymetryści pod listwami podłogowymi znaleźli kapsułkę ze źródłem promieniowania. Wywieźli ją w specjalnym kontenerze. Gromowych i sąsiadów z dołu zabrano do szpitala. Badania i analizy wskazały na niewielkie podwyższenie poziomu radioaktywności w ich organizmach i na szczęście – nie stwierdzono symptomów choroby popromiennej. Jak radioaktywna kapsułka trafiła do zwykłego, moskiewskiego mieszkania, do dziś dnia pozostaje zagadką.


Cez w buciku


2.III.1982 roku, we wsi Nowo-Ukrainskoje (Krasnodarski Kraj) budowano gazociąg. Szczelność rur i poszukiwań w nich szczelin i pęknięć sprawdzano defektoskopami – czyli aparatami rentgenowskimi. Idąc na obiad, budowlańcy pozostawili aparat na budowie. W tym czasie ze szkoły wracali starszoklasiści. Zobaczywszy jakieś dziwne urządzenie, o nieznanym przeznaczeniu, postanowili się nim pobawić i go rozbili niechcący. Przestraszyli się i uciekli z miejsca zdarzenia.

A w ślad za nimi ze szkoły szał 8-letnia Ira Korduganowa z koleżanką. Przechodząc koło budowy zobaczyła jakiś mały, błyszczący przedmiot. Pomyślała, że to jakaś część samochodowa i podniosła ją – a nuż się przyda tacie…

A że rodzice byli w pracy, to Ira nie śpieszyła się do domu. Przez 1,5 godziny spacerowała sobie z radioaktywnym cezem w rękach. Zobaczywszy chłopców przestraszyła się, że odbiorą jej nową zabawkę i włożyła kapsułkę do bucika. W domu oddała ją ojcu, a ten machinalnie wrzucił ją do części zamiennych.

Tymczasem ujrzawszy zepsuty defektoskop i brak niebezpiecznej części, gazowcy podnieśli alarm. Ale poszukiwania niczego nie dały i trwały tylko dobę.
- Przyszedł do nas dzielnicowy – opowiada Ira Korduganowa.On obchodził wszystkie domy i rozpytywał tatę, czy nie przyniósł takiego małego żelaznego przedmiotu. Tata wyjął radioaktywne detal i zapytał „Czy to?” Ten wzruszył ramionami i odpowiedział, że nie wie, jak ona powinna wyglądać, wziął to w ręce i wywiózł. Po tym przyszło do nas wielu ludzi, jakichś śledczych z obwodu i od tego się wszystko zaczęło…

Irę szybko dostarczono do Moskwy, a w ciągu 10 dni na jej ręce i nodze pojawiły się oparzenia promieniste. Dziewczynkę udało się uratować, ale do 14-tego roku życia przebywała w szpitalu przez 2-3 miesiące każdego roku.

Zewnętrzne symptomy choroby popromiennej

Irina szczęśliwie wyszła za mąż i urodziła czworo zdrowych dzieci. Ona wciąż wspomina o tym, ze była chora na chorobę popromienną. Ale swoim wnukom surowo zakazała podnosić na ulicy jakieś nieznane, metalowe przedmioty.  


Śmiertelne polowanie na metale kolorowe


W 1999 roku, w Obwodzie Leningradzkim, złomiarze zbierający metale kolorowe rozebrali RITEG[1] zabezpieczający energię elektryczną dla radiolatarni. Źródło promieniowania stront-90 – 90Sr* - zostało znalezione 50 km od miejsca kradzieży na przystanku autobusowym w mieście Kingiseppe. W rezultacie trzech złodziei z gangu złomiarzy zginęło.

Podobne wydarzenie miało miejsce w dniu 12.III.2003 roku, w tymże Obwodzie Leningradzkim, na przylądku Pichlisaar, w okolicy wsi Kurgołowo. Złomiarze tam także rozebrali RITEG, kradnąc pół tony nierdzewnej stali, aluminium i ołowiu, zaś źródło radioaktywności rzucili na lód, w odległości 200 m od radiolatarni. Gorąca kapsuła z radioaktywnym strontem przetopiła warstwę lodu i opadła na dno morza. Intensywność promieniowania gamma, które wydzielała wynosiła 30 R/h (0,3 Sv/h). Należy przypuszczać, że złodzieje otrzymali śmiertelne dawki promieniowania.

Ta historia ma swój ciąg dalszy. Jak podały niektóre media:
W dniu 28 marca, radioaktywny element został wydobyty przy pomocy zwyczajnej łopaty i wideł na długich styliskach i dostarczony do drogi w odległości kilku kilometrów na zwykłych sankach, gdzie załadowano go do ołowianego kontenera. Osłona biologiczna, w której znajdował się stront nie była uszkodzona. Po czasowym przechowaniu go w zakładzie „Radon”, potem cylinder przetransportowano do WNIITFA.[2]  

Dnia 27.XII.2001 roku, trzech mężczyzn znalazło w porzuconej radzieckiej bazie wojskowej, znajdującej się w lesie 27 km od wioski Lija w zachodniej Gruzji, dwa RITEG-i. Oni usunęli z nich osłony biologiczne, by dostać się do środka i zabrać znalezione w nich materiały w charakterze złomu. Wszyscy trzej poczuli niedomaganie od promieniowania w parę godzin i musieli porzucić swoje znalezisko na poboczu górskiej drogi. Jednakże poszukiwania i zabranie źródeł niebezpiecznego promieniowania trwało do wiosny, bowiem w międzyczasie przysypał je śnieg.

Goiańska favela, która została skażona radioaktywnym cezem-137...

Niebieska poświata


W dniu 13.IX.1987 roku, w brazylijskim mieście Goiania dwóch złomiarzy  znalazło w opuszczonej klinice medycznej, skąd przywlekli stalowy kontener z radioaktywnym proszkiem – cezem-137. Przynieśli go do domu. I tego samego dnia u obu pogorszyło się samopoczucie, zaczęły się nudności i wymioty. Po pięciu dniach kontener sprzedano złomiarzowi, który w nocy zauważył niebieską poświatę wychodzącą z niego. Przez trzy dni zapraszał do siebie swoich kumpli pokazując im niezwykłe zjawisko. Mało tego, gospodarz otworzył kontener i zaczął rozdawać wysoce radioaktywny biały proszek ludziom jako prezenty! Ludzie nanosili go sobie na skórę, starając się zaskoczyć swych znajomych na wieczornych posiadach, stawiali na stole obok jedzenia… 

Do dnia 28 września, kiedy u wszystkich kontaktujących się z radioaktywnym proszkiem pojawiły się poważne problemy ze zdrowiem, żona złomiarza zawiozła resztki proszku rejsowym autobusem do najbliższego szpitala.

29 września w mieście zaczęły się zmasowane działania w związku ze skażeniem radioaktywnym. Na stadionie w Goianii zgromadzono 112.000 mieszkańców miasta. Znaleziono 249 osób z porażeniami promienistymi, a 5 z nich zmarło. W 85 domach w Goianii było wykryte skażenie promieniste, a 7 z nich trzeba było wyburzyć.

...i dekontamitacja skażenia promienistego tamże... 

W ciągu półtora miesiąca zabrano i umieszczono w mogilnikach 350 m³ skażonego radioaktywnie gruntu.[3]

Poważnie ucierpiała na tym gospodarka miasta i stanu Goias. Produkcja z Goianii nie znajdowała zbytu – kupcy bali się radiacji. Padł przemysł turystyczny. Doprowadziło to do spadku produktu globalnego w stanie Goias o 15%. Potrzeba było pięciu lat, by wszystko wróciło tam do stanu sprzed katastrofy.


Źródło – „Siekrietnyje archiwy”, nr 11/2018, ss. 28-29
Przekład z rosyjskiego - ©R.K.F. Leśniakiewicz        


       


[1] RadioIzotopowy TermoElektryczny Generator.
[2] Wszechrosyjski Naukowo-Badawczy Instytut Technicznej Fizyki i Automatyzacji .
[3] Była to katastrofa o INES 5.